Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 23-03-2011, 13:41   #115
Lilith
 
Lilith's Avatar
 
Reputacja: 1 Lilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie coś
Z pewnym niepokojem oczekiwała Samkha na finał przeglądu, jakiemu mrucząca coś wciąż do siebie pod nosem Noituus poddawała przez chwilę całą ich czwórkę. Dwójka z mężczyzn włożyła na tę okazję podarowane im przez wojowniczkę Krigarskie koszule. Czyżby Dostojna miała w związku z tym jakieś obiekcje? Jedynie Tim postanowił wybrać się na spotkanie z wyrocznią w swoim niezwykłym, obco wyglądającym stroju. Odetchnęła z ulgą, gdy Wiedźma skinęła wreszcie głową na znak akceptacji i wprowadziła ich do jaskini. Samkha ledwo musnęła spojrzeniem twarze trzech Przybyszów, by w lot zorientować się, iż ich nastawienie dalekie jest od zaufania, nad którym starała się ostatnimi dniami mocno pracować. Nawet nie próbowała odgadywać powodów, dla których zgodnie jak jeden mąż poczekali, aż to ona pierwsza wstąpi za Noituus w ciemne głębie splątanych korytarzy. Nie sprzeciwiła się, choć grzeczność nakazywała coś wręcz przeciwnego. Nie miała przy sobie żadnej broni prócz noża, który teraz odpięła od pasa wraz z pochwą i odłożyła u wejścia do korytarza. Może przynajmniej udowodni w ten sposób, że sama nie żywi wobec nich podejrzeń o złe zamiary. Złapała kilka głębszych oddechów zanim desperacko wkroczyła w ciemność.

Trzymała się blisko, tuż za staruszką, stąpając jej niemal po piętach. Już raz dziś próbowała samotnych wędrówek po labiryncie podziemnych ścieżek i wolała tego nie powtarzać. Na szczęście mieli dobrą przewodniczkę, więc dziewczyna wkrótce odprężyła się nieco wsłuchując się w kroki i oddechy mężczyzn podążających ich śladem. Wkrótce też dostrzegła znajomy migotliwy blask wypełniający światłem wylot tunelu, którym szli. A wkrótce potem ich stopy pogrążyły się w warstwie gęstej białej mgiełki zalegającej całą posadzkę. Jedynie tafla jeziorka w centrum groty jaśniała, przebłyskując spomiędzy smug mlecznych, wydobywających się z niego oparów. Erlene była już na miejscu, przygotowana do ceremonii z powagą witając ich już od progu.

Ustawili się nad brzegiem sadzawki, tak jak nakazały im obydwie kobiety, a kiedy to uczynili Erlene przystąpiła do wykonywania swych tajemniczych obrzędów. Mgła unosiła się coraz wyżej. Noituus zniknęła gdzieś w tumanach gęstych, zaścielających jaskinię oparów, a one unosiły się wciąż wyżej i wyżej, jak gdyby monotonny, lecz przybierający wciąż na sile śpiew młodej czarownicy, przywoływał je z głębi szafirowych, uśpionych w bezruchu wód.
Wojowniczka starała się nie poddać ogarniającemu ją strachowi, tonąc w gęstym, mlecznym tumanie, który niczym biały dym wypełnił całą przestrzeń zatapiając wszystkich w kłębach bieli nie do przebicia ludzkim okiem. Wszystko utonęło w chłodnej bieli bez początku i bez końca. Jedynie głos Erlene sprawiał, iż miała nadzieję, że wciąż są tu razem. Wszyscy. I on jednak raptem ucichł, na chwilę pozostawiając ją w całkowitej pustce, samotności i poczuciu niebytu. Na szczęście tylko na chwilę.

Mgła ustąpiła, lecz biel nadal otaczała ją zewsząd, nie dając zmysłowi wzroku żadnego punktu odniesienia. Nie było Utlandsk, nie było Erlene, nie było jaskini. Biel i tylko biel. Nie śmiała nawet drgnąć, by nieprzemyślany, nieostrożny ruch nie wytrącił jej z niepewnej równowagi i nie strącił w jakąś przepaść bez dna. Już chciała krzyknąć chcąc przekonać się czy jej towarzysze wciąż gdzieś tu są, czy też rozwiali się jak mgła, kiedy biel poczęła ustępować począwszy od małego, szafirowego punktu lśniącego przed jej oczyma, pozwalając ujrzeć najpierw taflę jeziora i trójkę niemal ludzkich istot. Dwoje z nich widziała już wcześniej i rozpoznała bez trudu. Jaśniejąca Wenedis ze swoimi kocimi towarzyszami i Loki. Wzdrygnęła się, kiedy chytre bóstwo mrugnęło do niej znacząco. Tożsamość trzeciego z nich, potężnego mężczyzny, odkryła równie łatwo. Wielki młot w jego dłoni, boski atrybut, wskazywał, iż ma przed sobą samego Thora. Niewiele brakowało, by upadła na kolana, lecz przecież pod swoimi stopami wciąż nie czuła stałego gruntu. Potem ukazali się jej też trzej Przybysze i zatopiona w letargicznym jak gdyby odrętwieniu, Erlene.

Ironiczny uśmieszek Chrisa, zdziwienie Jana, który wyglądał jak gdyby oglądał występ trupy wędrownych komediantów i czujny wzrok Tima wbity w troje przemawiających i sprzeczających się bogów, to ostatnia rzecz jaką zapamiętała, kiedy niemal bez ostrzeżenia Thor podniósł swój młot.
Okropny huk i trzask rozdzieranego piorunem powietrza wypełnił przestrzeń, a oślepiająca kula światła otoczyła osuwające się ciało Tima, w mgnieniu oka pochłaniając je bez śladu. Samkha nie była w stanie nawet się poruszyć. Patrzyła tylko na to, co się działo szeroko otwartymi oczyma.

Nie chciał tu być? Został odesłany? Dokąd?
W miarę udzielanych przez boskie istoty, choć skąpych i niejasnych informacji, wojowniczka z wolna zaczynała rozumieć coraz więcej. A więc rzeczywiście Obcych sprowadzili tutaj sami bogowie, a właściwie było to osobiste działanie Lokiego. Uczynił to wbrew woli Utlandsk, a teraz dawał im Samkhę i Erlene, aby razem wykonali zlecone zadanie. Ale dlaczego wezwał właśnie ich? Czy Krigar, najwięksi wojownicy od Morza, aż po Góry Kruków nie potrafiliby sobie poradzić z wykonaniem woli swych bogów? Dlaczego bogowie sprowadzili na ich lud przeklętych Hirvio? Dlaczego pozwalali na rzezie w wioskach i grodach? Na gwałty, śmierć niewinnych ludzi i wyniszczanie jej ludu? Czy to z winy Krigar zaginął ów róg Odyna? W oczach Samkhy, tak okrutny wyrok dawał się wytłumaczyć jedynie karą za kradzież. Któryż to jednak człowiek poważyłby się na taki czyn? Jak śmiał tego dokonać którykolwiek ze zwykłych śmiertelników?!

Z niedowierzaniem słuchała słów płynących z ust szalbierza-Lokiego, spoglądając z obrzydzeniem i buntem, jak ten sprzedaje ją Obcemu, zachwalając ją niczym handlarz swoją klacz na targu. Czyż była jakąś niewolnicą, by ją oddawać Utlandsk ku uciesze i zaspakajaniu ich chuci?!
Gdyby nie Thor, który ruszył ku niej z wyciągniętą ręką wykrzyczałaby to w twarz wpatrującego się w nią z rozbawieniem Loki’emu. Widok królewskiego pierścienia w dłoni Thora zamknął jej jednak usta. Widziała go zacięta w żalu i gniewie. Ten sam pierścień całowała ze ściśniętym sercem, przyjmując wydany na nią przez króla, bolesny wyrok. Potem widziała go jeszcze tylko jeden raz, w dniu pogrzebu króla, gdy odpływał płonącym okrętem do Walhalli. Widziała, że zabrał go z sobą, teraz więc z pełną świadomością jego wartości przyjmowała go w swoje śmiertelne ręce.



- Bękart królem nie zostanie. - usłyszała jeszcze tuż obok siebie nasączone złośliwą satysfakcją słowa Loki’ego. - Powtórz jej.
Wenedis, Jasna Pani posłała ku Przybyszom chmurę migoczącego złotem pyłu i nagle wizja zniknęła. Znów stali w znajomej jaskini, nad brzegiem jeziorka. Ona, Erlene, Jan, Chris i Noituus. Bez Tima. Tima nie było! Nie pozostało po nim nic poza sczerniałą, zeszkloną plamą na skale w miejscu, w którym stał. A więc to naprawdę się stało...
Samkha na granicy omdlenia spojrzała na pięść zaciśniętą na złotym pierścieniu. On także był rzeczywisty. Szelest powolnych kroków odwrócił jej uwagę od klejnotu. Sztywno, wpatrzona w nią niewidzącym wzrokiem podchodziła do niej Erlene.
- Bękart królem nie zostanie. Powtórz jej. Powtórz jej. - wyszeptała zsiniałymi ustami.

Samkha nie potrafiła nawet zareagować, kiedy dziewczyna wolno osunęła się na ziemię. Stała tylko i patrzyła bezradnie, kiedy ponaglani przez starą Wiedźmę mężczyźni wzięli ją na ręce i poprzez mroczne korytarze ponieśli do sypialni.
Nie pamiętała którędy szli. Słyszała ich głosy. Automatycznie odpowiadała na jakieś pytania, potem została sama u wezgłowia posłania nieprzytomnej Erlene.

Na bladej twarzy młodej wiedźmy wyraźnym cieniem kładło się wyczerpanie. Wojowniczka ostrożnie okryła futrami jej nieruchone ciało i delikatnie odsunęła pasmo włosów z jasnego czoła. Ogarnął ją nagle dziwny żal. Wydawało się, że jeszcze tak niedawno obydwie były szczęśliwymi, beztroskimi dziewczynkami i tak niespodziewanie musiały dorosnąć do swych ról.
- Co ci się przytrafiło, Erlene? Czemu bogowie zgotowali nam taki los? - szepnęła cicho, gładząc z zatroskaniem jedwabiste włosy zemdlonej.
Może tylko wydawało się jej, ale twarz dziewczyny przebiegł jak gdyby skurcz nagłego bólu.
Samkha rozejrzała się po grocie w poszukiwaniu czegoś, co mogłoby ulżyć cierpiącej. W ceberku z wodą zmoczyła lekko róg leżącego na ławie, lnianego ręcznika i przetarła nim czoło, policzki i szyję leżącej. Być może trochę to jej pomogło, bo rysy jej twarzy złagodniały, a zaciśnięte usta poruszyły się lekko. Odetchnęła głębiej i spokojniej. Powinna odpocząć. Ceremoniał musiał być dla niej strasznie wyczerpujący. Sen będzie najlepszym lekarstwem.

Sama zasnąć nie mogła. Wciąż widziała pod przymkniętymi powiekami przymilnie wyszczerzony uśmiech Loki’ego, kiedy podsuwał Chrisowi jej osobę jako obiekt zaspokojenia jego męskich zachcianek. Czyżby podobne upokorzenia miały stanowić już, nieodłączną część jej życia? Usiadła skulona na swoim posłaniu obejmując ramionami głowę. Wydało się jej, jakby cały ciężar wiszących nad nią skał przygniatał jej ramiona. Nie była w stanie tego wytrzymać. Zerwawszy się nagle, wyszła na zewnątrz.
- Freyo, Pani Moja, Złota Bogini, uwolnij mnie... - wyszeptała błagalnie, z nadzieją patrząc w granatowe, usiane gwiazdami niebo. Ale Wanadis tym razem nie nadeszła, nie odpowiedziała na jej prośbę. Jedynie jakaś gałązka w ognisku, przy którym siedzieli dwaj Przybysze strzeliła snopem iskier, przyciągając jej wzrok.

Patrzył na nią. Utlandsk Chris. Czego oczekiwał? Tego, że posłucha nagabywań Lokiego? Że sama do niego przyjdzie jak bezwolna branka? O czym teraz myślał? Kiedy wprowadzić w czyn zamiary i skorzystać z zachęt złośliwego, podstępnego bóstwa? Mierzył ją i ważył wzrokiem? Oceniał wartość przyszłej własności? Nałożnicy?
Zacisnęła zęby. Gniew i żal zalewał jej serce i utwierdzał w oporze. Zawróciła do jaskini.
Niechże raczej te skały pochłoną ją na zawsze...

Męczyła się długo, zanim nadszedł sen, a i on nie przyniósł oczekiwanego wytchnienia. Podobnie jak poprzedniej nocy, dręczyły ją koszmary, z których wyrwała się bladym świtem, zlana potem i łzami. Erlene również nie wyglądała najlepiej.
Noituus nie pozostawiła im żadnego wyboru. Musieli się stąd jak najszybciej wynieść. Rankiem więc, Samkha chciała zabrać się za oporządzanie koni i wozu oraz przygotowywanie wszystkiego do drogi powrotnej. Sądziła, że znajdzie w tej pracy jakiś rodzaj ukojenia. Nie musiałaby myśleć o tym, co czekało ich później. Nie musiałaby też myśleć o odrażających sugestiach Lokiego... i o Chrisie. Niestety, ktoś złośliwie już zrobił to za nią. Jako, że nie było tu nikogo innego, musiała to zrobić sama Noituus. Staruszka miała jeszcze w sobie widocznie spory zapas sił i werwy, skoro poradziła sobie z pięcioma końmi. Po śniadaniu mogli już tylko wskoczyć na nie i jak najprędzej zostawić za sobą zniecierpliwioną Noituus i jej siedzibę. Samkha zasiadła na koźle prowadząc pusty już wóz, skrzętnie unikając przy tym jakiegokolwiek kontaktu z Utlandsk.
 
__________________
"Niebo wisi na włosku. Kto wie czy nie na ostatnim. Kto ma oczy, niech patrzy. Kto ma uszy, niech słucha. Kto ma rozum, niech ucieka" (..?)

Ostatnio edytowane przez Lilith : 01-04-2011 o 09:54. Powód: Małe poprawki z polecenia MG
Lilith jest offline