Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 23-03-2011, 18:58   #27
abishai
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Albrecht z kamienną twarzą wysłuchał wypowiedzi Cierń na temat orków. Przytakiwał jej słysząc „To człowiek dominuje nad innymi rasami i nigdy nie powinniśmy dać im o tym zapomnieć.”... i podobne wypowiedzi. Dobre dla teologów i kaznodziei. Ale nijak przystające do rzeczywistości. Bowiem ork był prymitywną, acz zwierzęco sprytną maszyną do zabijania. Dużą górą mięsa, która opiera się na instynktach. Która nie padnie ze strachem przed kolczasta maską. Tylko wgniecie ją bruk, wraz z twarzą za nią się kryjącą.
No i najważniejszy fakt jej umknął. Orki to dzikus. A dzikus zabija szybko. Ork może i zabił, ale sposób w jaki to uczynił, świadczył o tym, że zabił na czyjeś polecenie. Wedle wskazówek człowieka. I to on będzie kierował poczynaniami owej bestii.
Nie należało tej kwestii lekceważyć. Niemniej rozmowę przerwały kolejne wydarzenia i odkrycia. Pojawienie się Dzierzby i informacje o idolu z gliny przez nią znalezionym.
Ręce najmniej interesowały medyka. O wiele bardziej był ciekaw rzeźby i podekscytowany możliwością zdobycia brakującego składnika do trucizny.

Załatwiwszy prozaiczne sprawy w zamku ruszyli w piątkę na spotkanie z figurą z gliny. Kara, Althea, Anach i on sam. Oraz strażnik zamkowy.
Alchemik trzymał się pośrodku kolumny grupy, mało uwagi poświęcając towarzyszącym mu ludziom. A więcej otoczeniu. Zastanawiał się czy w tym lesie, znajdzie potrzebne mu zioła.
„Palce demona”... paskudna nazwa dla paskudnej rośliny. Ale oddająca sedno sprawy.
Czyż można przeżyć, będąc dotkniętym Palcem demona? Raczej nie.
Był to nawet przyjemny dzień na przejażdżkę. Zawsze takie są po ulewnym deszczu.
Albrecht jechał zamyślony i milczący. Nie zaczynający rozmów, ale odpowiadający na pytania. Jakoś... cel wyprawy, nie nastrajał alchemika do towarzyskiej pogawędki.
A może były i inne powody? Jakiekolwiek by były. Skrywało je przenikliwe spojrzenie patrzące zza szkieł okularów.

Dotarli na miejsce, zostawiając piątego przy koniach. Alchemik ruszył za Dzierzbą i Altheą w kierunku potwornej rzeźby. Potworek był pokryty znakami, z których jeden szczególnie przykuwał uwagę. Symbol dziewiątki. Symbol z czasów gdy wyznawano więcej niż sześć Aspektów. Symbol sprzed 300 lat, gdy sześć Aspektów postanowiło wypowiedzieć wojnę pozostałym trzem. Wtedy to, w czasie Wojen Uzurpacji w Imperium zniszczono 3 świątynie i wiarę w nie. Jak widać, nie do końca. Albrecht przesunął dłonią po glinianym korpusie, przymknął oczy wyobrażając sobie mozolne lepienie go, rycie na nim znaków. Może były jakieś tańce i śpiewy towarzyszące tym rytuałom? Może składano przed nim ofiary?
Uśmiechnął się blado otwierając oczy. Jakież to tajemnice znali twórcy tej rzeźby?
Przesunął palcem po znaku dziewiątki, rozważając nad tym jak zmienia sytuację fakt odnalezienia tego idola.
W Kredzie istniał kult zakazanego Aspektu. „Kult” oznaczał kilkuosobową grupę. Co najmniej jednego kapłana i kilku wyznawców. Od jak dawna istniał? Trzeba by spytać marajistów. Zapytać, czy znajdowano wcześniej okaleczone trupy.
Niestety nie przypominał sobie, by w kronikach Rodu D’Naghar były wzmianki o heretykach.
A szkoda...
Niezwykle intrygujący byłby kult istniejący nieprzerwanie od czasów Wojen Uzurpacji. A gdyby jeszcze prowadzili kroniki. Alchemik aż rozmarzył się nad takim konceptem. Bowiem jakże intrygującym dla niego było móc spojrzeć na Aspekt z innego niż oficjalnie propagowany, punktu widzenia.

Jęk. Kobiecy jęk przerwał rozmyślania Albrechta. Spojrzał w kierunku źródła jęku i zobaczył Karę ze strzałą wbitą w jej bark.
”Jesteśmy atakowani!” -panika wypełniła głowę Nawróconego. Nie widział napastników, co tylko dodatkowo przyspieszyło bicie jego serca. Zdołał zachować tylko tyle zimnej krwi, by sięgnąć do pasa, po niespodziankę, przygotowaną na takie okazje. Gliniany słoiczek starannie zapieczętowany woskiem, i z wystającym sznurkiem. Wystarczyło pociągnąć za sznurek, by zerwać zabezpieczenie. Potrząsnąć, by reagenty w środku się wymieszały i cisnąć. I tak też zrobił. Gliniany słoik rozbił się, a z niego wydobywały się gęste opary czarnego dymu, zasnuwające okolicę rzeźby. I otulające kobiety oraz Albrechta czarną mgłą. I o to alchemikowi chodziło. By utrudnić kolejne strzały. Alchemik kucnął obok posągu, opierając się dłonią osłoniętą rękawiczką o gnijącą nogę, drugą zaś sięgnął po sztylet.
Nie zamierzał walczyć. Nigdy nie czuł się wojownikiem, a rycerskie odruchy stracił wraz z siłą w sali tortur. Przykucnął i czekał, trzymając sztylet. Swego życia nie zamierzał oddać łatwo, a Cierń miała dwóch oddanych ochroniarzy płci pięknej.
Albrecht skupił się nasłuchiwaniu... Jęk naciąganej cięciwy. Świst lecącej strzały. Nie usłyszał ani jednego, ani drugiego. Czyżby zabójca dał sobie spokój?
Chlupot wody, gdzieś z okolicy. Czarne opary nie pozwalały przebić wzrokowi Nawróconego. Więc czekał.

W końcu dym się rozwiał i alchemik zobaczył ranną Karę, obok niej Cierń. I Anah znikającą pomiędzy drzewami na drugim brzegu rzeki. I co, najważniejsze, żadnego potencjalnego zagrożenia. Alchemik podszedł do rannej Kary i rzekł.- Usiądź.
Po czym sztyletem odciął wystający z pancerza fragment strzały. I usunął następnie sam pancerz. Po czym rozciął sztyletem szatę wojowniczki, by mieć dostęp do rany.
-Teraz zaboli.- rzekł mężczyzna. I nieco poszerzył sztyletem ranę, by wyjąć grot. Pozwolił na krwawienie podczas wyjmowania i po wyjmowaniu strzały z rany. Co prawda upływ krwi nieco osłabi Karę, ale jeśli strzała była zatruta, to większość trucizny wypłynie z krwią. A alchemik nie był pewien, czy zdołałby na czas przygotować odtrutkę. Następnie założył prowizoryczny opatrunek, dodając.- W Kredzie opatrzę cię ponownie. Do tego czasu, to powinno wystarczyć.
Skończył tuż przed powrotem Dzierzby i jej krótkim meldunkiem.- Zwiał.
Alchemik podszedł do rzeki i obmył dłonie z krwi Kary, przy okazji mówiąc do Cierń.-Wasza Sprawiedliwość. Chciałbym poszukać ziół przydatnych na... orki. I nie tylko. Są bowiem w Kredzie osoby, które nie respektują sług Aspektów. – po czym wskazał palcem ranną Karę.- Niemniej, ze względu na owego łucznika, proszę o kogoś, kto by mi pilnował pleców podczas zbierania ziół.- i spojrzenie alchemika powędrowało na Dzierzbę. – O nią.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 23-03-2011 o 19:15. Powód: poprawki
abishai jest offline