Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 23-03-2011, 19:30   #74
-2-
 
Reputacja: 1 -2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie
Początkowo ofiara techkapłana miotała się niemrawo, raczej odruchowo psionik uchwycił własnymi dłońmi bioniczną kończynę, choć raczej by się podciągnąć i nie pozwolić by grawitacja dopełniła gróźb Golema. Po chwili jednak uspokoił się i znieruchomiał w charakterystyczny dla siebie sposób, wpatrując się w techkapłana. Zajęło to może ze dwie sekundy.
Wtedy zaczął się niski, ostry warkot, który tylko uważny świadek mógł rozpoznać jako chichot...
Zdradzili ci może, techkapłanie Debonair, jak w rzeczy samej Ordo Xenos zdobywa swoją dogłębną wiedzę i ZROZUMIENIE wroga? Niezła próba, ale odstaw mnie. Natychmiast. - drażniąco, jakby z wysokim dźwiękiem lub niewyraźnym ukłuciem.

Kaus drgnął. Upłynęło kilkanaście sekund w czasie których walczył z poleceniem. Pieprzony psionik jednak mógł wpływać na innych, niestety. Prawa ręka, biologiczna, poruszyła się w dół szybciej od bionicznej, którą uruchomiło dopiero wprowadzenie kodu. Przez krótki moment dało to interesujący efekt w postaci wrzasku rozciąganego Mordolpha, zagrożonego utratą głowy albo jajec, co definitywnie pogrzebałoby i tak już marne szanse psionika na przekazanie swych genów potomności. Ostatecznie jednak znalazł się na ziemi, nieco wydłużony i rozpłaszczony, ale jak najbardziej żywy.

Debonair odstąpił o krok od psykera i oparł dłonie na biodrach. Psionik był na razie jedynie irytujący, ale...
- Zadałem ci pytania, Mordolph. A jeśli uważasz że możesz je ignorować, to pamiętaj że długa droga przed nami - powiedział po prostu, bez jakiejś szczególnej groźby w głosie - Zawsze palec może mi się omsknąć albo spust zablokować w niewłaściwym momencie.
Przyjrzał mu się uważnie.
- I co tam kryjesz pod tą cholerną maską… - warknął i podszedł do Lindeo.
Psionik zwinął się mimowolnie do pozycji embrionalnej, oddychając jeszcze płycej i szybciej niż zazwyczaj. Leżał nieruchomo przez chwilę, aż z niemałymi problemami zdołał wyprostować kończyny.
- Jak chcesz odpowiedzi? Palec nie może Ci się omsknąć. Po prostu to się stanie, nie muszę widzieć przyszłości by wiedzieć, że plan pozwala Ci wyzbyć się strachu i respektu. - psionik podniósł się na łokciu, choć plecy wciąż wyginał mu wciąż pulsujący ból. Był nań bardziej gotowy i odporniejszy od wielu, odczuwał go jednakże znacznie dotkliwiej. Taka była cena.
Psionik zmierzył techkapłana tym samym, niemożliwym do odczytania spojrzeniem spod pokrytej ochronnymi inkantacjami i heksagramicznymi znakami maski.
- Sądziłem, że zdystansowanie wobec ignorancji i cierpliwość są wspólne dla naszych zakonów. Nie popełnię tego błędu ponownie.
Debonair nie skomentował słów Lindeo, zamiast tego sięgnął do jego maski próbując ją ściągnąć. Odpowiedź była bardziej instynktowna niż zaplanowana, opanowany nawet w trudnych sytuacjach psionik nieskoordynowanym ruchem wszystkich kończyn oddalił się na może dwa metry od techkapłana szbyciej, niż poruszał się zazwyczaj, zdradzając wyraźny strach samym ruchem.
- Czym ty do kurwy nędzy jesteś, Mordolph? - warknął Mistyk Maszyn i sięgnął po pistolet boltowy.
- Psionikiem. Mutantem, rodzaju niezbędnego dla istnienia Imperium. - niespokojnie odparł Inkwizytor.
- Nie kłam. Widziałem Astropatów i Nawigatorów - ale takiego popaprańca jeszcze nie widziałem... - wycelował broń w klatkę piersiową Inkwizytora i podszedł ponownie. - Co. Tam. Kryjesz!
- Widzę, że zadbałeś o czas, więc pozwól mi rozwiać twoją ignorancję. Co w ogóle wiesz o Osnowie? Że są Astropaci, naczynia dla słów ich mistrzów, oraz nawigatorzy, którym dane jest jedynie obserwować Niewysławialne? Ewolucja oszczędziła ci udręki, a nie odebrała dar. Ktoś jednak musi to znieść za ciebie. My wszyscy, za was wszystkich. Boisz się mnie, techkapłanie Debonair? Przestań celować, to zbędne. Daj mi czas, a ja dam ci zrozumienie... ale wątpię, by ci to przypadło do gustu. - Lindeo zakończył, gdy Golem był tuż przy nim.
- Mów - Debonair faktycznie przystanął i opuścił broń. Obrócił głowę w lewo i prawo, sprawdzając otoczenie.
- Jak się domyślasz, służę Lady Octavii, ale nie jestem jej akolitą. Co może być ważniejsze w tajemnicy mojej historii i maski, nie jestem z Ordo Xenos. Posiadam niezbędną wiedzę, ale moje zadanie jest dwojakie. Przede wszystkim jestem jednak agentem Ordo Malleus i tego się trzymajmy. Najlepiej tylko my dwaj, oraz Haxtes.
- Mów dalej - Kaus powiedział podejrzliwie. - Co to oznacza? Zostałem przydzielony do pomocy Inkwizycji, bez rozróżniania na poszczególne Ordo.
- To oznacza, że sprawa jest wewnętrznie inkwizycyjna, gdy dwóch przedstawicieli przeciwnych zakonów - ja i Haxtes - ma sprawdzić lojalność innego, nieprzynależnego. Pamiętasz też pewnie słowa Octavii. Ordo się wzajemnie zwalczają. Z drugiej strony, możliwy jest inny wariant, podejrzenie o... zepsucie... naszego celu lub gorzej. Haxtes jest z Hereticus, to jego działka. Ja jestem z Malleus i z Malleus był Aleksander Urallio, niech Imperator ma jego duszę w opiece. Wybiegam jednak w sferę przypuszczeń i niepewności i odwołam się tutaj do kwestii Revana i Burzy. Mam wiedzę. Znam warianty. Ale nie mam pewności. Nie zwykłem dzielić się przypuszczeniami, gdy zbyt wiele jest niewiadomych. Udzielasz częściowej ekspertyzy, nie będąc pewnym odnośnie Maszyny, Techkapłanie Debonair?
- Książka - warknął Kaus nie wdając się w dysputy - po co się po nią wracaliśmy? Dlaczego od razu nie powiedziałeś bym ją wydobył?
- Nie wszystkim w grupie ufam. Ponownie, nie chcę się zagłębiać w przypuszczenia. Zanim wyjaśnię czym jest... co wiesz o Osnowie?
- Inny Świat - przyznał niechętnie Mistyk Maszyn - Medium przez który Arki Świętego Mechanicus przemierzają przestrzeń pomiędzy światami Imperium. Cała łączność astropatyczna jest możliwa dzięki niej.
- To piękny świat. Niebezpieczny świat. Nie jest pusty. Heretycy nie wyznają własnych fantasmagorii. Okręty są chronione przed zagrożeniami Osnowy. Na pewno wiesz... cokolwiek. Jesteś wyznawcą Maszyny, ale Imperator chroni nas przed czymś jeszcze. Psionicy egzystują równocześnie w obydwu światach. Są bardzo wystawieni na zagrożenia drugiej strony. Wiesz, jakie są zadania Ordo Malleus? Zakonu Szarych Rycerzy?
- Byłem na Tanakregu, walczyłem z Głosicielami Słowa wraz z Elizjańczykami - wycedził Kaus. - O Ordo Malleus wiem niewiele, a Szarzy Rycerze… - zawahał się. Nieprzypadkowo wszelkie informacje o tym Zakonie są utajnione, a Debonair był zbyt nisko w hierarchii Mechanicus by mieć dostęp do takich informacji.
- Nie wiem - przyznał. - Jakie jest ich zadanie?



- Niosący Słowo. - Lindeo wtrącił, jakby nie zwracając uwagi. - Proditoris Extremis. Bardzo szczególni. Czy byli sami? Nie mówię o renegatach i zdrajcach, którzy mogli ich wesprzeć.
- Szarzy Rycerze i Ordo Malleus - skup się - przypomniał Kaus.
- Do tego wszystko zmierza. Z pewnością słyszałeś szepty i plotki. Nie wiem jednak, czy osobiście widziałeś istoty z Osnowy, które przedarły się do Materium. Sługi Mrocznych Bogów. Demony.
Wbrew sobie Golem przytaknął. Pamiętał co się działo na widok Gehemehnet, pięćdziesięciokilometrowej iglicy-pomnika ku czci Bogów Chaosu wzniesionej rękoma jeńców Głosicieli Słowa. I co z niej wypełzło gdy rytuał dobiegł końca.
- Widziałem. Całe tabuny istot z piekła rodem. Mordowały moich towarzyszy broni jednego po drugim, na miejsce jednego zabitego wskakiwały dwa następne, a żadne nie było mniej chętne do rzezi. Ledwo zdołaliśmy uciec w kilku ocalałych Walkiriach.
- Podziwiam twoją szczerość i odwagę, ale nigdy nie zdradzaj tego, nikomu. Ordo dochowuje wielkich starań, by chronić słabe umysły przed grozą istnienia ciemności, która jest bardziej dosłowna niż naucza Eklezja. Ordo Malleus jest bowiem odłamem inkwizycji, który nie ściga Xenos ani nie zajmuje się heretykami, tylko wrogiem z Immaterium. - psionik urwał by odczekać i upewnić się, że jego rozmówca zrozumiał sens ostatniego wyrażenia.
- Wiem co mi grozi. Dlaczego inaczej jeszcze bym współpracował z Inkwizycją? - zapytał retorycznie Debonair. - Na Tanakregu słyszałem że nie Gwardia, Elizjańczycy, powinni walczyć z Marines Chaosu, lecz Inkwizycja. Zaraz. Chcesz powiedzieć że w bazie… co tam się wydarzyło? - zapytał bardziej ostro.
- Nie wiem. - Lindeo wzruszył ramionami. - Snujesz przypuszczenia. Tego chciałem uniknąć nie dzieląc się własnymi. To możliwe. Posiadam jednak specyficzną wiedzę, z dalszego zakresu. Obecność Szarego Rycerza może być zabezpieczeniem. Może nie. Skoro jesteś świadom niebezpieczeństwa, nie narażę cię na większe ryzyko zdradzając, że Szarzy Rycerze - psionicy co do jednego - są zbrojnym ramieniem Ordo Malleus przeciw demonom, bronią mniej ostateczną jedynie od Exterminatusa, jak zwykł mawiać mój mistrz.
- Nie byłoby cię tutaj gdyby nie było ku temu przesłanek - w masywnym pancerzu szturmowym wzruszenie ramion było niemożliwe, jednak jakimś cudem Kausowi udało się osiągnąć wrażenie tego. - Więc mów dlaczego przedstawiciel Malleus się tutaj znalazł. Wolę się miło rozczarować niż być w przykry sposób zaskoczonym.
- Dwóch. Przedstawicieli. Malleus. Nie wiem, na czym polega twoja trudność w zaakceptowaniu tego faktu, ale nie wiem. To może być ubezpieczenie, sam fakt, że podejrzewamy, oznacza możliwość, albo raczej fakt, że bez Rycerza Urallio albo mnie nie ma tu nikogo - poza tobą - doświadczonego z takimi istotami. Jednakże to gdybanie. Mój talent także może mieć znaczenie. Jestem telepatą i dywinatorem - medium - choć nietypowym. Przyszłość leży w moim zasięgu, ale moją specjalnością jest przeszłość. Mogę wyrwać tajemnicę z umysłu lub zobaczyć historię rzeczy osobistych należących do celu. Jestem tu by służyć wiedzą, lub siłą woli gdyby spełnić się miały najgorsze przypuszczenia.
- Jeden nie żyje, psioniku. Więc moje na wierzchu. Zaryzykuję - co podejrzewasz? - Kaus splótł - o tyle o ile to możliwe w pełnym pancerzu - ręce na piersi.
- Mogę wstać? - zapytał z wyraźnym poirytowaniem Inkwizytor.
Debonair wyciągnął rękę do pomocy. Lindeo przyjął ją bez wahania.
- Najpierw nawiążę do śmierci Szarego Rycerza. Właśnie dlatego prosiłem, byś przyniósł Liber Daemonica. Mam nadzieję, że to usprawiedliwia trud, jak i kwestię zabezpieczenia jej przed snajperem.
- Ale co może dać jedna, w dupę … jedna książka? - zapytał Kaus.
- Mnie samemu nic. Wierzę jednak, że po zgłębieniu jej będę mógł ochronić kogoś jeszcze. Ordo Malleus wynalazło przez wieki zgłębiania wiedzy o tematyce wykraczającej poza ten świat bardzo skuteczne bronie. Każdy Szary Rycerz posiada egzemplarz. Dzieło opisuje bezużyteczne dla nas podstawowe rytuały zakonu, ale wierzę, że może uratować kilku z nas. Co do Revana... nie wiem. Nie wiem też, czy oszalał, co wie, czy miał styczność z istotami z Immaterium... Czy umiałby ją odczytać. Ta wiedza jest zbudowana na zakazanej. Pomyśl, co by oznaczało zaangażowanie naszego celu, potencjalnie zdrajcy, w kwestię zwiadowcy...
- Celu? Kogo masz na myśli? Wspomniałeś wcześniej o cycatej Octavii. Co z nią? - zapytał podejrzliwie Techkapłan.
- Chodziło mi raczej o jegomościa, którego lojalność mamy zbadać, gospodarza bazy, do której zmierzamy. Ale Octavii też nie ufam. Nie wiemy nic o jej związku z nim, nie zdradziła nawet, skąd posiada wszelkie informacje, jakie nam przekazała, w tym nagranie.
- A kto jest tym “gospodarzem”? I jak skompletowała nasz zespół? Zostaliśmy jej przydzieleni - tak, tak, poza tobą, rozumiem że Ordo Malleus ma swoje sposoby by wcisnąć własnego człowieka tam gdzie powinien się on znaleźć - czy sama była w stanie ściągnąć odpowiadające jej osoby?
- Powoli, nie jestem wszechwiedzący. Gospodarz był wymieniony na odprawie. Inkwizytor Aurelius z Ordo Xenos. Dziwi mnie, że do sprawy nie zaangażowano samego Ordo Xenos, tylko dwóch Inkwizytorów pozostałych głównych zakonów. Tutaj nadmienię, że poszczególne gałęzie Inkwizycji nie żyją w harmonii, jednoczone w ostatecznym rozrachunku wspólnym celem... - Mordolph ponownie odczekał, aż techkapłan przetrawi ten fakt.
- Aureliusz Vern - przyznał Mistyk. Postukał metalowymi palcami o pancerz na biodrze, trochę rozbity tymi wszystkimi rewelacjami, będąc po awaryjnym lądowaniu i nie wiedząc czy w ogóle uda się dotrzeć do bazy. O braku możliwości powrotu nie wspominając. - A nasza grupa?
- Nie mam takich informacji, aczkolwiek to niespotykany zbiór wybitnych, rzekłbym, pod jakimś względem jednostek, bogatych w doświadczenie. Co do mnie... Nie służę już Ordo Malleus. Od pięciu lat służę lady Inkwizytor.
- Lojalnie? - sardonicznie zapytał Golem.
- Miałem niewielki wybór. Po śmierci mojego mistrza Lady jako jego sojusznik zdołała uratować nielicznych ocalałych z jego podwładnych, w tym mnie. Nic nie wiem o tym, żeby miała własnych akolitów, tym bardziej powinienem być wdzięczny, że mnie przyjęła. - wyjaśnił jego rozmówca.
- Jeszcze jedno - burza. Zaryzykuj jakąś hipotezę. - mruknął Techkapłan i schował bolterek do kabury na udzie.
W tym momencie Lindeo ponownie zaczął... nie warczeć, a chichotać, śmiać się, krótko.
- Cóż... to nie jest powiązane z moją specjalnością, ale proszę. Burza została wywołana przez jedno z licznych niezbadanych, acz potwierdzonych w istnieniu urządzeń antycznej rasy Necronów, w jakimś stopniu przebywających na planecie. Ich doskonałe i niezrozumiałe technologicznie myśliwce - lub jeden - wykorzystał burzę by zamaskować efekt wykorzystania ich uzbrojenia i zestrzelił nas w sposób normalny dla nich, nieodróżnialny od naturalnej, ale niemożliwej przecież katastrofy. Mamy do czynienia z działalnością najniebezpieczniejszych Xenos w galaktyce, zestrzeleni pośrodku dżungli. Co o tym sądzisz? - zapytał, podpierając jedną ręką podbródek, a drugą łokieć pierwszej. W tej pozie mógłby raczej być skoncentrowanym na rozważaniach filozofem niż ubłoconym i wymęczonym, ponad dwumetrowym psionikiem Ordo Malleus męczonym dodatkowo ołowianą płytą przytroczoną do oblicza.
Golem nie odpowiedział, zamiast tego konsultując się z maszyną logiczną. Zerknął na Mordolpha.
- Pogadamy o tym później. Powiedzmy że ci wierzę - powiedział z niechętnym szacunkiem. - Na razie czas w drogę. - odwrócił się i ruszył w kierunku reszty grupy.
- I naucz się korzystać z radia - mruknął.
- Jest jeszcze tylko jedna rzecz... wprawdzie groziłeś mi bólem i śmiercią, ale miałeś odwagę wyjść przed szereg i grozić Inkwizytorowi... co więcej, znasz grozę Osnowy, gdy przedostanie się do naszego świata. Ich wyznawcy temu pomagają. Ale przede wszystkim te istoty żerują na duszach psioników. Są rzadkie momenty spokoju... - dopiero po chwili Lindeo ruszył - ale maska chroni moją duszę. Nie mogę jej stracić pod żadnym pozorem. Także dla waszego dobra...
- Najchętniej bym ją z ciebie zdarł żeby zobaczyć jak wygląda taki … nieważne - Kaus nie zaprzestał marszu, dziwnie rozbawiony. - Po prostu nie pchaj się w niebezpieczne sytuacje, zwłaszcza niebezpieczne dla psionika. Jeśli to będzie możliwe - dodał po namyśle.
 

Ostatnio edytowane przez -2- : 23-03-2011 o 22:39.
-2- jest offline