Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 23-03-2011, 22:02   #7
liliel
 
liliel's Avatar
 
Reputacja: 1 liliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputację
- Przzzzeklęta! Przzzzzzzeklęta! - starczy głos, niczym zawodzenie z zaświatów niósł się przed świtaniem po obozowisku. - Po stokroć przeklęta nich będzie ta wyprawa!

Złowieszczy to był głos. Upiorny. Kolejnego dnia miano rozpowiadać, że brzmiał jak szczęk trupich łańcuchów! Jak syk bezliku żmij! Jak oddech samej Kostuchy! Jak...

- Babciuuu... – zagaił Chłystek wciąż zaspanym głosem. - Może sobie darujesz przekleństwa? Trochę to prowokujące zważywszy kim jesteś. Oskórują nas nim wyprawa się zacznie w ogóle.
Miłka prychnęła.
- Zatwardzenie mam gówniarzu! Przeklinanie idzie z tym w parze.
- Babciuuu...
- Hę?
- A to prawda, że wiedźmy jedzą dzieci? Możeś jakie zjadła i ci zaszkodziło?
- Żadnego nie jadłam! Ale ciebie ze smakiem przeżuję, jeno cię wpierw podtuczę, niewdzięczne nasienie...
Znów stęknęła, zaklęła i ciągnęła tyradę.
- Ehhh, nie lubię na starość mojej chatki opuszczać. Nie to co za młodu. Jak się wtedy zrywałam z łańcucha to, hehe, melinowałam się w mieście na długie tygodnie.
- Babciuuu...
- Hę?
- A coś tedy robiła?
- Co robiłam? - zaniosła się skrzeczącym śmiechem. - Głupiś... Się dupczyłam bez opamiętania, oczywiste.
Chłopaka zatkało. Chłystek miał dziesięć lat i swoje o dupczeniu już wiedział ale temat ten nieprzerwanie go krępował.
- Co? Że nie wierzysz? - oburzyła się stara. - Ładniutka byłam jak rajskie jabłuszko, szczylu ty jeden...
Chłystek prędko postanowił zmienić temat. Przeto babcia tylko o jednym lubiła gadać bardziej niż o swojej kolorowej młodości.
- Babciuuu...
- Hę?
- A ten twój znak wypalony. Czemu oko akurat?
- Bo widzę szczeniaku.
- Phi! Ja też widzę przecie.
- A gówno tam widzisz! - prychnęła kpiąco.
- A czemu każda z was musi takie piętno nosić?
- A czemu żołnierz nosi pagony? Żeby cieć, który stanie naprzeciw generała wiedział, że ma mu dupę lizać. Z nami jest podobnie...
- Babciu.... - Chłystek zaryzykował ostatnie pytanie. - A ty jesteś ciurą czy generałem?
- Ja, gówniarzu, jestem Ministrem Wojny.
N
a moment zapadła cisza przerwana szelestem materiału.
- A teraz odpal kulasy i przynieś mi kawałek pergaminu...


Gęstwina krzaków poruszyła się, zafalowała. Gałązki chrząstnęły i zza kurtyny zieleni wytoczyła się korpulentna starowinka o gębie kartofla. Ubrana była w powłóczystą szatę wyszywaną w gwiazdy, postrzępioną i wytartą, głowę zaś, niczym wiśnia na torcie, wieńczył egzotyczny turban. Nawet ten jednak nie mógł w pełni ukryć wypalonego znaku oka pokrywającego środek pobrużdżonego czoła.

Gdy wracali do namiotu mijali grupkę obwiesiów o mordach brzydszych niż Miłkowa dupa. Większość na widok starowiny reagowała atakiem śmiechu, niedowierzaniem bądź drwiną. W końcu wokoło same rębajły a tu nagle... babka.

- Aby się babciu nie zgubiłaś? - zagadnął jeden ukazując braki w uzębieniu.
- Szukasz grabarza? - drążył drugi. - Bo wyglądasz jakbyś miała zaraz kopyta wyciągnąć.
Rechot rozbawionych łapserdaków ucichł gdy dojrzeli znamię na czole staruchy.
- Patrzta, wiedźma... - uśmiechy im na gębach pogasły.
- Coś ty, tak pośród ludzi?

Jeden z drugim złapali za miecze, trzeci nie zdążył buźki jeszcze zamknąć. Jak zahipnotyzowany lustrował babuleńkę, to znów oczy przecierał i mrugał nerwowo.
I wtedy szum posłyszeli. Zadarli łby ku górze by dostrzec ptaszysko ogromniaste, kołujące nad drzewami.

Łachudra przysiadł na płocie burdelu, nieopodal Miłki. Wielkości był dorodnego psa, dziób miał ostry, wygięty, a okiem tak łypał, że krew się sama mroziła.
Głowę łysą pochylił, szyję akrobatycznie wygiął i skrzydła rozpostarł złowrogo, a miały one długości przynajmniej pięć łokci.

Mężczyźni gapili się to na Miłkę, to na Chłystka to znów na ptaszysko. W końcu splunęli tylko i odeszli.
- Ejj, Łachudra – boczyła się starowina – swoim szpetnym pyskiem mi każdego amanta płoszysz. Jeden był nawet milusi...
- Miiiiiilusi, Miiiiiiiiilusi – zaskrzeczał ptak w ślad za babką.

* * *

Wreszcie nadeszły wieści. Miłka przebiła się przez tłum gapiów wymachując gorliwie kosturem aż oczom jej ukazał się szczeniak nadający irytującym falsetem.

- ...dnia jutrzejszego, w południe po nabożeństwie w katedrze Najświętszej Panienki...

Babka oczy w słup postawiła wydawszy z siebie charczący odgłos. Wciągnęła nosem zalegającą gęstą flegmę i splunęła pod buty pacholęcia.
- Że co? Nabożeństwo? Do stu tysięcy zaropiałych kurwich wagin, chyba nie obowiązkowe?

Słuchanie krzykacza mocno Miłkę wycieńczyło. Miała właśnie wrócić do namiotu i drzemkę sobie zafundować kiedy ruchawka się wszczęła. Ludzie się lali po pyskach, okładali po zadach a nawet krwi sobie upuszczali. Zero kultury...

To nie był czas na myślenie a na ewakuację.
Chłystek pomógł się Miłce wdrapać na gałąź drzewa. Nie lada to było wyzwanie choć gałąź ta sięgała babuni zaledwie do piersi. Wyżej wspinać się nie zamierzała.

Przesiedzieli tam całą bitkę, obstawiając zakłady.
- Roczny urobek stawiam na Balrica. Wnusiu im gnaty połamie, oj połamie.
- A ja dam srebrnika na tego brodatego! - krzyczał chłopak.
- Cichaj gówniarzu. Przecie każdy wie, że nie masz ni miedziaka.

Pomimo żarliwości bijatyki nikt tej dwójki nie zaczepił. Nikt na nich nie wpadł ani nie zawadził. Ba, jakby ich nie było wcale. Cud jakiś. Albo magia.

Wnuś i Issa się trochę rozruszali i uśmiechy nie schodziły im z pysków. Oczywiste, młodzież wszak musi jakieś rozrywki mieć. A starym tylko reumatyzm pisany, psia jucha...

Balric podniósł ją bez najmniejszego wysiłku i posadził sobie na ramionach. Trzęsło trochę ale chociaż girami nie musiała przebierać. Poklepała barbarzyńce po włosach i rozmarzona szepnęła do Issy.
- Patrzaj jaki słodziutki. I taki dobry dla babuni...
 
liliel jest offline