Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 23-03-2011, 23:34   #8
hija
 
hija's Avatar
 
Reputacja: 1 hija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodnie
- Zgłupiałaś – siedząca w kucki na gałęzi drzewa postać splunęła łuską słonecznika.
- A szkoda, takie to by piękne było. Zdrowiutkie i zręczne... - tuż obok zadzierającej okrągłą jak stara spleśniała bułka gębę babiny łupnęła na ziemię połówka wyjedzonego do ostatniego ziarnka słonecznika. W ślad za nią z drzewa zeskoczyła dziewczyna. Niewiele od babki wyższa, o ciemnych, splątanych włosach.

Część ubrania rozpadła się jej już na grzbiecie. Jedynie przewieszone przez chude ramię narzędzia pracy prezentowały się schludnie. Nóż, łuk, wypełniony strzałami kołczan. Cała reszta jej rynsztunku dawała świadectwa poglądowi, jakoby życie w cywilizowanej części świata stanowiło niechętnie przez Issę podejmowane wyzwanie. Co tam plotki! Zawiść, jak powszechnie wiadomo, ze wszystkich cech ludzki dojrzewa najszybciej – Cóż więc mogli gadać jeden z drugim, którym lepiej było kozy paść niż iść z Issą w zawody? A co jedna z drugą, które w całym swoim życiu nosa nie wychyliły znad balii z mydlinami i pieluch? Człowiek się boi tego, czego nie zna. Boi się, to gada, byle jak i głupio. Ot, takie życie. Sama wybierała.

- Niech Cię szlag, babko – burknęła bezszelestnie lądując obok Miłki w idealnej, niezwykłej wręcz dla ludzi równowadze.
- Nie ma za co, słodziutka – starowina wykrzywiła swoją szczerbata gębę w pełnym samozadowolenia uśmiechu – nie ma za co!

*

Podróż dłużyła się przeokrutnie. Nawet ją, pod koniec drogi, od siodła Kasztanki zaczął boleć tyłek. Prowadziła ich pewnie, nie zawsze traktem. Po kilku kłótniach ustalili, że na polowania chodzi sama. Styl wnuczka Miłki, choć widowiskowy, nie sprawdzał się na zwierzynie tak drobnej jak króliki, o czym przekonali się na własne oczy trawiąc trzy godziny na próbach obrania ze skóry zeskrobanych z topora resztek.
Trzeci dekadzień miał się ku końcowi, gdy z oddali zobaczyli mury miasta. Wstrzymała Kasztankę. Już na pierwszy rzut bystrego oka dziewczyny, widać było, że rozwijający się wraz z kolejnymi napływami najemnych obóz to zupełny pierdolnik. Nie była w stanie określić tego inaczej, gdy przekazywała swoje odczucia Miłce i jej wnuczkowi.
Im bliżej podchodzili, tym bardziej przekonana była o trafności pierwszego wrażenia.

Każdy spędzony w tym miejscu dzień był wielką stratą czasu, czego nie omieszkała wypominać Miłce z godną podziwu regularnością. Starała się spędzać poza obozem jak najwięcej czasu i pewnie byłaby przegapiła burdę, gdyby nie jakieś dziwne przeczucie.

*

Walki objęły tłum z łatwością, z jaką płomienie trawią suche szczapy. Zaczęło się podobnie. Od małej iskry. Iskry wielkości ogryzka.
Piekło otworzyło się całkiem niedaleko.
Nie trzeba ich było namawiać do udziału w tym tańcu.

- Hej Issa! – ryknął by przekrzyczeć wrzawę czynioną przez dwie setki gardeł Balric. – Pójdziemy na ostre? Trzeba pokazać tym skurwielom jak to u nas w Dolinie Szeptów się robi!

Zamachnął się z łokcia aż topór zafurkotał w powietrzu i uderzył. Facecik z nożem, któremu widocznie gorzałka przesłoniła instynkt samozachowawczy zarobił cięcie przez bark. Kość obojczyka chrupnęła przyjemnie, półkoliste ostrze odwaliło prawie całe ramię. Nożownik wrzasnął i padł na ziemię. Ech, nie ma jak porządna bitka. Rozejrzał się w koło i zobaczył kilku takich co uważali podobnie. W odpowiedzi dziewczyna roześmiała się dziko, wyszarpując znad obojczyka jakiegoś szczęśliwca wbity aż po rękojeść nóż.
- Uważaj na moją głowę - stłumiła chichot, w ostatnim momencie unikając pędzącego w jej stronę miecza.
- Dwa! - krzyknęła w kierunku Balrica, wyskakując w powietrze jak żmija i tnąc na odlew przez pysk tak brzydki, że właściwie bez połowy głowy wyglądał trzy razy lepiej.
- Konkursik, co?- Zastawił się przed kolejnym ciosem, po czym naparł na skrzyżowane bronie i masą ciała odrzucił przeciwnika do tyłu. Silny cios znad głowy i hełm na wrażym łbie pękł na dwoje razem z zawartością. – To lubię!
Ryknął śmiechem, po czym zerknął na zbliżającego się w ferworze walki olbrzyma z jednym okiem. Odcinał się kilku obwiesiom na raz. Balric podbiegł kilka kroków w ich kierunku, po czym topór świsnął w płaskim cięciu. Popis nie udał się zbytnio, tylko jeden łeb pofrunął do góry w fontannie posoki, drugi skurwiel był wyższy i ostrze zaryło w bark, przewracając go na ziemię.
- A tak umiesz? – ryknął znów do dziewczyny.
- To nie fair - wrzasnęła, przekrzykując tumult bitwy. Przecisnęła się bliżej niego. - Porównujesz nóż z tym?! To coś Ci pokażę! Podrzuć mnie! - Wskazała dach oddalonego o kilka ładnych metrów burdelu. Balric ledwo uchylił się przed kolejnym ciosem. Zaczynało się zagęszczać wokół nich, największa zadyma skupiała się akurat tutaj. Z płytkiej rany na ramieniu sączyła się krew, barbarzyńca nakręcał się coraz bardziej. Był w swoim żywiole, zgiełk bitwy był dlań jak muzyka dla uszu barda. Piękne kojące tony skrzekliwych dud i świstawek. Kontrolował się jednak, nie poddawał szałowi. Przyklęknął szybko na kolano, wysuwając rękę do tyłu. A kiedy poczuł stopę Issy na swoim ramieniu poderwał się i kobieta wystrzeliła w powietrze jak z katapulty. Wywinęła się w powietrzu jak wstążka i z gracją wylądowała na pokrytym obruszonym gontem dachu.
Sięgnęła za siebie i płynnym ruchem umieściła na cięciwie szaropiórą strzałę. Nie musiała specjalnie celować, jak okiem sięgnąć gęstwa ludzkiego robactwa wiła się jak w ukropie. Uniosła łuk na wysokość piersi i jedna za drugą, zaczęła szyć z taką prędkością, że co wrażliwsze ucho złowić mogło w jęku cięciwy cichutką melodię. Krew śpiewała jej w żyłach. Tak się zapamiętała w swojej sztuce, że nie zauważyła zagrożenia. Opanowała się dopiero gdy jeden z rozochoconych najmitów odpadł z krawędzi dachu, dźgnięty włócznią. Odcięła się nożem jego wspólnikowi. Nie dostrzegła trzeciego. Chwycił ją za kostkę i zwlókł z dachu, prosto w kałużę. Zdzieliła go przez pysk łukiem i zerwała się na równe nogi. Walka dogorywała, gdy znana już z osobliwych środków transportu Miłka wjechała pomiędzy trupy na ramionach wnuka.

- Patrzaj jaki słodziutki. I taki dobry dla babuni...

Splunęła pod nogi, puszczając mimo uszu bziakanie Miłki. Uśmiechnęła się jedynie do staruchy kwaśno, w myślach życząc jej ciężkiej biegunki. Stara wyszczerzyła się w odpowiedzi. Tak, to byłoby cudowne remedium na co najmniej połowę jej kłopotów.
 
__________________
Purple light in the canyon
That's where I long to be
With my three good companions
Just my rifle, my pony and me

Ostatnio edytowane przez hija : 24-03-2011 o 12:44. Powód: eksterminacja powtórzeń
hija jest offline