Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 24-03-2011, 02:23   #10
Hesus
 
Hesus's Avatar
 
Reputacja: 1 Hesus jest jak niezastąpione światło przewodnieHesus jest jak niezastąpione światło przewodnieHesus jest jak niezastąpione światło przewodnieHesus jest jak niezastąpione światło przewodnieHesus jest jak niezastąpione światło przewodnieHesus jest jak niezastąpione światło przewodnieHesus jest jak niezastąpione światło przewodnieHesus jest jak niezastąpione światło przewodnieHesus jest jak niezastąpione światło przewodnieHesus jest jak niezastąpione światło przewodnieHesus jest jak niezastąpione światło przewodnie
- Wyskoczyła na mnie z krzaczorów, żem ledwo ją zauważył. Cholera smagnęła mnie pazurami, mówię wam – chudy jak patyk młodzieniec wyraźnie już wstawiony trunkiem, który udało mu się wydębić od naiwnych słuchaczy gestykulował niemiłosiernie. Wstał nawet, podkasał połataną koszulinę i prezentował wszem i wobec biegnącą od mostka po żebrach aż do pachwiny bliznę - tu mnie dziabnęła, ledwom uciekł życie ratując. Południca, mówię wam Południca jako żywa. Blada niczym śmierć li tylko w białej halce. Gnała za mną aż pod mostek na Wilijce, ten kamienny na trakcie zachodnim. Gdyby nie wstawiennictwo Jedynej Panienki nie byłoby mnie tutaj – wszystko mówił na jednym oddechu wyrzucając z siebie słowa jak katarynka. Przerwał nagle, chwycił kufel przechylił spijając resztki pozostałe na dnie razem z osadem.

– [i]ech! /I]– sapnął teatralnie – w gardle mi zaschło od tego gadania.
- To przestań już gadać – do ławy przy której siedział chudzielec podszedł wysoki, barczysty mężczyzna. Sam był już mocno wstawiony i chyba nieskory do wysłuchania się w opowieść młodziana. Pochylił się nad nim opierając potężnie zbudowane ramiona na blacie stołu i dodał – Pierdolisz jak połamany o jakiś płonicach i naciągasz frajerów na piwo. Już! Zabieraj dupę w troki bo połamię ci te chude kulasy.

Czyjaś ręka odepchnęła natręta posyłając go na spotkanie z przeciwległą ścianą. Głuche uderzenie głową o drewno, ciche stęknięcie i znieruchomiałe ciało zakończyło spór u źródeł jego powstania. Cykor przystawił sobie krzesło, usiadł na nie okrakiem i postawił kufel przed nosem przestraszonego chłopaka.

- Chętnie wysłucham dalszego ciągu . Twoja opowieść bardzo mnie zaciekawiła – powiedział z autentycznym zainteresowaniem.

Chwile trwało zanim gawędziarz przystosował się nowej sytuacji. Z jednej strony niebezpieczeństwo minęło i do tego miał co pić. Z drugiej, wybawca jakby się zdawało, przerażał go jeszcze bardziej. W życiu nie widział tak potężnego mężczyzny, miał chyba z pięć łokci wzrostu do tego masywny i kudłaty. Posłał tamtego na deski jednym machnięciem, jakby opędzał się od muchy a najgorsze w tym wszystkim było to, że na w sumie łagodnej i sympatycznej twarzy malował się wyraz bezgranicznego zaufania i autentycznego zaciekawienia. Ten facet na prawdę chciał usłyszeć co było dalej a jeśli się zorientuje, że to wszystko wymysł z pewnością urwie mu łeb i nasika do gardła. Przecież nikt nie mógł być taki naiwny. A jednak.

Chłopak gadał z sensem i do tego ciekawie. Dreszcze przeszły go na samą myśl co by było gdyby to jego zaatakowała Południca. Dużo się o nich słyszało ostatnimi czasy.

"Klątwa, jak nic klątwa, prędzej czy później pożre nas wszystkich".

Były drobne zakłócenia, ale w końcu udało mu się uzyskać od chłopaka dalszy ciąg opowieści. Trzy piwa to znów nie tak duży wydatek jak na ogrom wiedzy jaki zdobył wsłuchując się jego historię, teraz już wiedział co czynić w razie spotkania tej przeraźliwej istoty grasującej na traktach. Może dowiedziałby się i więcej gdyby nie zamieszanie jakie wywołał krzykacz swoim obwieszczeniem. Coś tu było cholernie nie w porządku. Przecież doskonale wiedział, że na wyprawę idą wszyscy, bez wyjątku. Ferment jaki zasiał informacja o selekcji przerodził się powoli w bijatykę a wszystko wskazywało na to, że i rzeź.

"Zedrą ze mnie pasy jeśli nic nie zrobię" – pomyślał przerażony kiedy zobaczył pierwszą rozbijana czaszkę.

Mógł spokojnie ewakuować się na bezpieczną odległość. Ławy przy których zasiadał ustawione były w pobliżu dużego namiotu gdzie podawano jadło, na samym skraju prowizorycznego obozu. Nie byłoby problemu. Panienka raczy wiedzieć czemu nie uczynił tego przy nadarzającej się okazji, jak większość tu obecnych. Do tego musiał ich zawrócić, potrzebował wsparcia. Zrobili go tym cholernym sierżantem i gdzieś tam byli jego ludzie.
Jedyna niech ma ich w swojej opiece, połowa albo i więcej na pewno padnie.
Sromota i zgryzota, czuł się złamany, zrezygnowany i przerażony tą całą sytuacją. Nikt tego już nie zatrzyma, takie marnotrawstwo, a jednak ktoś musiał to zrobić.

- Stać Kurwa!!! – wrzasnął na całe gardło.
- Było rozejść się!? – o dziwo wielu spośród uciekinierów zatrzymało się spoglądając niepewnie na zwalistego mężczyznę.
- Nie było! Nie ma żadnej selekcji, wszyscy idą! Ja wam to mówię! A teraz trzeba tę hołotę uspokoić i to jest nasze zadanie! Każdemu kto spróbuje spierdolić osobiście rozwalę łeb, zrozumiano?!

Rozległ się pomruk akceptacji wśród siłą wcielonych do żandarmerii, być może sens słów sierżanta dotarł do ich otumanionych łbów. On sam stawiał raczej na przykład z nieprzytomnym awanturnikiem.

- Ilu z was odbyło służbę w armii? – mówił już spokojniej i zdecydowanie ciszej. Wystąpiło kilku. Wypytał ich o imiona i polecił objąć dowództwo nad mniejszymi grupkami. Miał jakiś dwudziestu ludzi. Pójdą w trzech grupach, uzbrojeni w odwrócone piki i znalezione naprędce tarcze. Każdy napotkany osobnik miał być wcielony do zwartego szeregu lub rozbrojony. Gdyby stawiał opór ogłuszony, w ostateczności dopuszczał ostrzejsze środki, ale przestrzegał przed nadużywaniem bo inaczej… konsekwencję były powszechnie znane.

Wcale nie było łatwo, mimo, że rośli w siłę inne grupy też się organizowały tyle że w innym celu. Zdarzyło się musieli rozbić taką grupę a chłopaki nie zapanowali nad emocjami i zatłukli większość na śmierć. Nim zdążył zareagować, z ludzkich ciał pozostawała tylko krwawa miazga. Wyryczał raz jeszcze wytyczne, do tego tylko się ograniczył. Nie było sensu wyciągać konsekwencji, nie chciał łamać ducha. W jedności stanowili siłę i tylko tak mogli działać.

Na polu walki pozostało niewielu aktywnych graczy. Połączył swój oddział z sierżantem Wąsikiem i Lebiegą. Spacyfikowali już większość i liczebne nie mieli już konkurentów. O to przecież chodziło. Większość zbirów albo leżała i kwiczała z przetrąconymi kulasami albo posłusznie dźwigała pikę i tarczę siejąc pokój i zgodę. Cykor miał tylko nadzieję, że udało mu się uniknąć eskalacji.

Wprawdzie toczyły się jeszcze pojedyncze potyczki, ogrom pola był już spokojny, przynajmniej ten w zasięgu wzroku. Ze strony wzgórza schodziła ku nim jedna z większych grupek jaka się jeszcze zachowała. Cykor musiał przetrzeć oczy ze zdumienia. Widok był doprawdy niespotykany. Co go tak zaniepokoiło? Faktem było że mężczyzna z toporem w łapach prawie dorównywał mu wzrostem, ale to nie to. Ten jednooki też do ułomków nie należał, do tego coś w jego postawie kazało trzymać się na baczności. Potrafił kąsać i to boleśnie. Kobieta z łukiem nie wzbudzała strachu, ale to świadczyło tylko na jej korzyść. Z doświadczenia wiedział jakie spustoszenie może siać dobrze ulokowany strzelec. Coś innego przykuło jego uwagę i wprawiło w palpitację serca. Na ramionach mężczyzny, który dzierżył topór zasiadała babulinka. Pomarszczona, korpulentna starowinka. Coś jednak w jej spojrzeniu, wrednym i cynicznym zmroziło krew w żyłach sierżanta. Za bardzo przypominała mu Hakate. Jedno słowo cisnęło się na usta, Wiedźma. Kilkoro z jego ludzi chyba też wpadło na ten koncept bo po szeregu przeszedł szmer niepokoju i narastającego wkurwienia. Poczuł się obowiązku zareagować, w końcu tamci nie brudzili a oni byli tu tylko aby posprzątać. Miał za sobą prawie pól setki ludzi. Wystąpił przed nich i zawołał do nadchodzących aby się zatrzymali.
 
__________________
Nikt nie jest nieśmiertelny.ODWAGI!
Hesus jest offline