Przytaknął nieznacznym ruchem głowy. Obawiał się już, że poszukiwacze zechcą odebrać mu jego oręż i mimo wszystko zmuszony będzie się bronić. O dziwo znów zaskoczyli go jednak szlachetnym zachowaniem. Szczerze musiał przyznać, iż nie tego zwykł spodziewać się po ludziach.
Z drugiej strony nie zdziwiła go reakcja, jaką wzbudził w co poniektórych członkach napotkanej ekspedycji. Zaskoczenie na widok rzadkiej niemal mistycznej rasy, do której należał, nie było w Imperium niczym dziwnym. Zdążył się jednak nauczyć, iż początkowe oszołomienie u ludzi wcale nie znaczyło, iż chwilę później nie zechcą umieścić w jego plecach swojej broni. Ich nastroje, myśli i postawy zmieniały się błyskawicznie i w sposób zupełnie niezrozumiały dla przedstawiciela długowiecznej, rozważnej rasy. To chyba najbardziej go w nich niepokoiło. Pod względem motywacji i zachowań byli dla niego całkowicie obcy i nieprzeniknieni.
Przerwał przemyślenia, obserwując sąd nad pochwyconym krasnoludem. - Nie potrzebuję jego śmierci. Jest tylko niegroźnym sługusem martwych wojowników - wzruszył smukłymi ramionami. - Skoro chcecie odebrać mu życie, zróbcie to teraz, byśmy mogli ruszyć w drogę.
Od razu dostrzegł spojrzenia reszty grupy, która do pomysłu wspólnej podróży podchodziła zapewne z dużym dystansem. Wskazał im stos skarbów. - Te wytwory ludu khazadów są dla mnie bezużyteczne. Z pomocą mojego łuku zdobędziecie ich więcej. Ja poszukuje tutaj jedynie skradzionych dzieł mych przodków. |