- Nie mam wyboru ! – krzyknęła, wbrew sobie, za wychodzącym mężczyzną.
- Nie mam wyboru, rozumiesz – dodała już ciszej, sama do siebie.
Była roztrzęsiona.
Już od bardzo dawna nikt nie odważył się podnieść na nią ręki. Owszem, różne osoby atakowały ją słownie, czasem ktoś – jak członkinie Stowarzyszenia – próbował wepchnąć się jej do mózgu bez pozwolenia, ale do takich ataków była przyzwyczajona. Więcej: znajdowała nawet upodobanie w słownych potyczkach. Sądziła jednak, że jej fizyczność jest nienaruszalna. Przekonanie, na którym budowała swoje poczucie bezpieczeństwa, nagle zostało zburzone jednym ruchem Eliaha. Kiedy ją przewrócił jej ciało, wyszkolone w upadkach, przyjęło automatycznie najbezpieczniejszą pozycje. Bolała więc tylko zraniona duma. I nadgarstki. Spojrzała na swoje przeguby i uświadomiła sobie, że za kilka godzin pojawia się tam siniaki, z których będzie musiała tłumaczyć się Edwardowi. Kiedy przyjdzie ją pożegnać przed wyjazdem. Jeśli przyjdzie.
Podjęła decyzje. Musiała wiedzieć.
Skupiła się na oddechu, uspokoiła go, potem wyrównała ciśnienie krwi i rozluźniła mięśnie. Oczyściła umysł z emocji. Zawinęła się w płaszcz i – spokojna i pewna siebie jak zawsze – poszła szukać Króla.
__________________ A poza tym sądzę, że Reputację należy przywrócić. |