Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 24-03-2011, 14:09   #25
Vantro
 
Vantro's Avatar
 
Reputacja: 1 Vantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie coś
cz. 4 :) i koniec

Tak więc Vicky powędrowała do biblioteki i zaczęła szperać w księgozbiorze Douglasa. Zaciekawiła ją jedna z książek... a zwłaszcza jej tytuł.


Wyciągnęła więc książkę i podwijając pod siebie nogi, usadowiła się wygodnie na fotelu. Otworzyła swoje znalezisko i zaczęła czytać. Powoli na jej policzki zaczęły przybierać czerwoną barwę. Książka co prawda opisywała baśnie, ale nie w taki sposób jak oczekiwała tego panna von Strom sięgając po nią. Jednak naukowiec to naukowiec, a z takiej literatury sporo się przecież można dowiedzieć. Tak więc Vicky z uwagą śledziła zarówno tekst jak i oglądała szczegółowo znajdujące się w niej ryciny. A automobil sunął dalej, tym razem jakoś udało się Douglasowi uniknąć przerw w podróży.
Godzina mijała za godziną... i ciekawość Vicky do pewnego stopnia została zagłuszona burczeniem w brzuchu. Uświadomiło jej to, że pewnie niedługo zajadą do zajazdu, o którym wspominał Douglas. Przypomniała sobie również, ze mówił iż jej strój wyglądał... “niechlujnie” Tak więc postanowiła wbić się w znienawidzony gorsecik i jakąś suknie mamy, ale do tego potrzebna była jej Bella. Zamknęła więc książkę i odłożyła ją na stolik. Poszła szukać Belli i... znalazła śpiącą dziewczynę... w wannie. Spojrzała na nią zdziwiona i trącając wiszące z nad brzegu wanny ramię pokojówki mruknęła:
- Nie wygodniej byłoby ci w łóżku?
-Co się stało? Pucowałam wannę i tak...mnie... zrobiło się senne. Był dym taki szary, a ja bałam się, że jest pożar...- mruczała półprzytomnie Bella.-Ale oczy mi się kleiły...i... która jest godzina ?
- Późna... muszę się przebrać do kolacji - po czym spojrzała na zegarek i dodała: - Siedemnasta trzydzieści, będziemy jedli w jakimś zajeździe, chyba potrzebuję twojej pomocy, aby założyć tą suknie matki, co wiesz... gorset potrzebny
- Oczywiście panienko.- odparła Bella wstając z wanny i pojękując z bólu. Bowiem nie spała w zbyt wygodnym miejscu.

Vicky pomogła wygramolić się Belli z wanny i razem poszły do sypiali szykować się do “wielkiego-światowego” wieczoru. Pokojówka już biegle opanowała zakładanie maminego stroju na ciało Vicky i poświęciła się głównie upinaniu misternej fryzury swej pani. Na próżno... włosy Victorii tak jak ich właścicielka, były niepokorne i układały się po swojemu.
- Dajjjjj już im spokój - machnęła ręką na fryzurę zniecierpliwiona Vicky, bo właśnie automobil stanął w miejscu. Czyżby dojechali do celu dzisiejszego dnia? - Pospiesz się z przebieraniem... głodna jestem
-Już tylko ozdoba z piór, panienko. Wygląda panienka prześlicznie. Aż prosi się panienka o schrupanie.- szczebiotała Bella mogąc dla odmiany ubrać Vicky ładnie, a nie tylko praktycznie.
- Głodna jestem, ale siebie chrupać nie będę... no jużżżżżżżżż! Wystarczy! - marudziła Vicky.
-I gotowe.- rzekła z radością w głosie Bella oceniając swoje dzieło.
- Dziękuję... pospiesz się... bo zaraz pewnie Douglas zacznie jak zwykle na nas narzekać. - rzekła Vicky... sama się jednak nie spiesząc tylko wpatrując w swój wizerunek w lustrze.
-Co tam panienka wypatruje w lustrze ? - rzekła Bella przebierając się do kolacji.
Vicky speszyła się i odparła: Sprawdzam czy te... pióra są na pewno mi potrzebne... co ja kura jestem?
-Wygląda panienka egzotycznie z nimi. Zresztą nie no panienka się uśmiechnie do panicza Douglasa w tym stroju, zobaczy panienka jakie wielkie mu się oczy zrobią.- zachichotała.-I zapewne nie tylko jemu.
- No... zobaczę. Pospiesz się! - jakoś tak nagle zapragnęła już zobaczyć te oczy...Douglasa.
Bella się ubrała szybciutko i rzekła do swej pani.-No i gotowe.
- No i... idziemy - zakomenderowała niecierpliwie Vicky ciągnąc Bellę za rękę w poszukiwaniu Douglasa.
Douglas właśnie parkował automobil w zacienionym miejscu, bowiem...
Dotarli na miejsce. Zajazd “Pod wesołym Automatonem” był niewątpliwie karczmą z prawdziwego zdarzenia. I okazją dla wszystkich do spania w bardziej cywilizowanych warunkach.
Po czym zaparkowawszy ruszył na do pokoju dziewcząt po ubranie. Tak więc drogi ich skrzyżowały się.
- Dojechaliśmy? - spytała Vicky wpadając na niego z impetem.
-Aaaa... tak.- odparł Maverick łapiąc odruchowo dziewczynę i wędrując spojrzeniem po jej “atutach”, która suknia podkreślała. A od tej “wędrówki” język mu się plątał.
- To idziemy? - dopytywała się Vicky dalej... spoglądając czy robi te “oczy” i przypominając sobie rady Belli uśmiechnęła się do niego promiennie.
-Tak, tak...- rzekł nieco speszony Doug wędrując wzrokiem po Vicky. Oczy może i mu się nie powiększyły. Ale były szeroko otwarte.
- No to chodźmy! Wyjście jest tam! - wskazała palcem na drzwi.
Przed wyjściem z pojazdu Douglas poinstruował dziewczęta co by uważały na obcych, zwłaszcza mężczyzn i nie piły podejrzanych trunków. I żeby nie szalały. Tu posłał ponure łypnięcie Victorii.-Zrozumiano, panny?
Przyzwoicie ubrana Bella skinęła tylko głową. Vicky dla “świętego spokoju” też skinęła, ale swoje tam wiedziała, poza tym wierciła się próbując przyzwyczaić ciało do nieszczęsnego gorsetu i sukni matki. Poprawiała też raz po raz niesforne loki.


I wyruszyli na “podbój świata”, a właściwie na “podbój” zajazdu, no.... może po prostu na kolację. Przebiegała ona w spokoju i w pełnej harmonii, Vicky się starała, starała bardzo wszak Douglas obiecał jej przejażdżkę wieczorem. Jednak kiedy ta blond “mel... mal... zdzira” porwała jej przejażdżkę, a właściwie Douglasa, tego już pannie von Stron było za dużo. Odeszła jej chęć na bycie “grzeczną” i przestrzeganie instrukcji tego... nic nie wartego, mężczyzny. “Paskudny łamisłów” przeleciało dziewczynie przez głowę kiedy poleciała po wodę do baru. I wszystko było by dobrze gdyby nie ta blond pijawka co się w niego wpiła i ten paskudny “szantażysta”, który siedział naprzeciw niej i ją straszył. Przełknęła ślinę i spoglądając na siedzącego naprzeciwko niej mężczyznę rzekła:
- Oddam... ale nie róbcie nic tatce. Muszę... muszę ją przynieść, poczeka pan? - spytała podnosząc się i ujmując szklankę z wodą w dłoń.
-Tak... poczekam.-odparł mężczyzna.
Vicky zrobiła krok w stronę drzwi i kiedy mijała Douga udała, że się potyka lądując na nim, a jego nos wylądował między jedną a drugą piersią. Na to dziewczyna zaczęła się drzeć:
- Zboooooooooooooooooooooczeniec! Obmacywacz! Obśliniacz! Raaaaaaaaaaaaaaaatunku- chlapiąc sobie na piersi wodą aby wyglądały na obślinione.
I Vicky zorientowała się że coś jest między nią, a “zoboczeńcem”... to coś, było ostrzem wąskiego miecza, celującego czubkiem w podgardle Douglasa.
-Dobra robota... teraz...wynośmy się zanim ta wariatka nas...- westchnął Douglas. A tym czasem wokół dwójki zbierał się spory tłumek. Blondyna zaś wycofała się puszczając rączkę miecza i skrywając się między gośćmi gospody.
Vicky odsunęła się od Douglasa na wyciągnięcie ręki i rzekła:
- Aaaaaaaaa nie to mój... tatko. Przepraszam, tak nagle mnie złapał, że nie poznałam po ciemku - rzekła do spieszących jej z pomocą mężczyzn. - Ale mój dziadek został tam w środku... może go ktoś przypilnować, aby w swojej demencji starczej mi nie uciekł gdzieś? - spytała trzepiąc zalotnie rzęsami i z zapałem poprawiając swój gorset prezentując przy tym swoje mokre piersi.- I gdyby, któryś z panów była taki... taki miły i przyprowadził moja pokojówkę.... muszę się przebrać, bo sukienkę zmoczyłam i się przeziębię. - dodała wykrzywiając usta w podkówkę. - Ty też tatusiu... bo znów szkorbut cię zamęczy i znów będziemy musieli cię w sena.. sana... w tym odosobnionym miejscu zamknąć
Swoimi słowami Vicky wywołała spory zamęt w gospodzie, a Douglas położył dłoń na rewolwerze i przekręcił kciukiem bębenek o dwie pozycje. Bowiem dwie pierwsze komory miał puste, by udawać że nosi niezaładowaną broń. Przy okazji szepnął cicho do ucha Vicky.-Wiesz... zachowujesz się jak dziewczyna zazdrosna o swego... nieważne.
- Wiesz... jak wychodziłam to wydawało mi się że coś innego niż usta tej blond zdziry były przytulone do twej szyi. A tamten staruch w środku mnie szantażuje... Może poszukajmy innego zajazdu.. Chce moją poz... ekheeeeem, chce mojego posagu... więc jak mnie dorwie to z twojej kasy nici.. - Posłała promienny uśmiech do mężczyzn, którzy prowadzili w jej kierunku Bellę i pomachała do innych w środku, którzy pilnowali jej “dziadka”. Bo promienny uśmiech zdziałał cuda i “dziadziuś” był otoczony.

Gdy wyszli na zewnątrz Douglas spojrzał nieco zaskoczony na Victorię.-Czy ty się we mnie podkochujesz?
- Nie podkochuję się w kimś kto jest niesłowny! Jak każdy facet myślisz tylko o JEDNYM! Najpierw obiecujesz, ze ja będę pierwsza jeździć, a potem wyłazisz z inną babą, aby jej pokazać to co mi obiecałeś! Łami... łami... Ehhhhhhhhhhh... zabrakło jej słowa i odwróciła się na pięcie i pomaszerowała w stronę automobilu mamrocząc pod nosem.- Sam się podkochuje... w każdej kiecce jaką spotka!... Babiarz!
Douglas odparł.-Ale to ty mi zaproponowałaś, a nie ja tobie.
Pobiegł i objął ją w pasie, tuląc do siebie, dłonie wędrowały po jej brzuchu i piersiach. -Wbrew temu co myślisz Vicky... to starałem się być wobec ciebie... dworski. Ale skutecznie niweczyłaś moje zamysły.-usta Mavericka pieszczotliwie wędrowały po szyi Victorii.- Ale nie sądziłem, że będziesz... zazdrosna... zwłaszcza po tych całych deklaracjach na temat... badań.
-Jak chcesz to sobie do niej wracaj... może się dorobisz drugiego uśmiechu... na szyi... a mi daj po prostu klucze... - rzekła naburmuszona Vicky.
- Jesteś okropnie zazdrosna.- ustami muskał ucho Victorii.
- Uważajcie na obcych... zwłaszcza na mężczyzn... -zaczęła przedrzeźniać jego słowa: - A ja w tym czasie jak wy będziecie uważały polecę za pierwszą babą jaka mnie poprosi o pokazanie automobilu. Nieważne, że zostawię was z podejrzanymi typkami,nie ważne że was będą szantażować i straszyć... ja się... ja się... pomigdalę! - wypaliła dziewczyna przypominając sobie zasłyszane gdzieś słówko.
-Przyłożyła mi ostrze miecza do gardła i wyprowadzała na zewnątrz, żebym nie przeszkadzał..- odparł Douglas cmokając ucho Victorii i masując jej brzuch.-Ale ty mnie uratowałaś.
- Sam z nią wylazłeś! Widziałam!- nie chciała mu uwierzyć dziewczyna: -Może to jeden z tych psów co cię ściga... a raczej psica...nie te...echhhh... o wiem suka!
-Chciałem być grzeczny, a towarzystwo w karczmie... wydawało się bezpieczne.- tłumaczył się Douglas tuląc dziewczynę mocniej do siebie. A tymczasem wyszła Bella z karczmy i wyraźnie rozczarowanym tonem głosu spytała.-Czemu tak szybko opuszczamy? Tam było tak miło.
- Bo temu dżentelmenowi od siedmiu boleści ta blond zdzi.... wywłoka chciała zrobić drugi uśmiech na szyi swoim mieczem! - odrzekła jej Vicky przez zaciśnięte zęby i wyrwawszy się z objęć Douglasa, ujęła dziewczynę za ramię ciągnąc w stronę automobilu.
Gdy już dochodziły, zza pojazdu, z obu jego stron wyszły dwa automatony celując z broni palnej do dziewczyn.


A od strony drzwi karczmy, rozległ się kobiecy głos.-Tak szybko chcecie nas opuścić? Chyba jednak nie pozwolę na to.
To owa blondyna trzymając coś w ręce, kontrolowała owe androidy.
Tego już było dziewczynie za dużo zaczęła się drzeć w nieboglosy.[i] - Aaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaa!!!![i] - i wzięła zamach swoim żelaznym wachlarzem.


rzucając nim jak wielokrotnie ćwiczyła z wujciem, w kierunku stojących “bandziorów”, tak aby wrócił do niej jak bumerang.
Maszyny strzeliły, Maverick strzelił rzucając klucze w stronę Vicky i krzycząc.-Do pojazdu!-
Metalowy wachlarz odciął głowę jednemu automatonowi, a drugi oberwał kulką z rewolweru Douga. Problem w tym że i Bella została postrzelona w bok i zbladła zaciskając zęby z bólu. A z ciemności nocy wyłaniały się kolejne automatony kryjące się dotąd pomiędzy pojazdami osób znajdujących się w karczmie.

Vicky złapała klucze, złapała wachlarz, złapała Bellę za ramię i tym razem chyba po raz pierwszy posłuchała się Douglasa... popędziła do automobilu. Wpadając do środka odwróciła się w stronę Douglasa, aby sprawdzić czy też do niego biegnie, a przy okazji widząc jak z karczmy wybiegają mężczyźni, zaniepokojeni jej wrzaskiem... nie ma to jak angielscy dżentelmeni... zawsze gotowi pospieszyć damie na ratunek.
Tylko... której damie?
Blondynka krzyknęła głośno.- Mój automobil kradną!! Bezczelni złodzieje!
I wskazała na Vicky wspierającą Bellę, i popychającego ją do środka pojazdu Douglasa. Na rozmowy nie było czasu. Bowiem pozostałe automatony rozpoczęły ostrzał.
Douglas wpadł zatrzaskując drzwi i grzebiąc przy ukrytym panelu zamontowanym obok nich.
Vicky wpadła do sterówki i nacisnęła przycisk, który Douglas naciskał jak wysuwał działko aby rozwalić bramę... pech chciał że automobil stał przodem do zajazdu, a więc na drodze rażenia... i nie zastanawiając się długo, nacisnęła guzik odpalając... pocisk. Huknęło, zatrzęsło i...zmiotło pół kuchni i narożnik zajazdu, jako że Victoria nie certoliła się z celowaniem. W tym czasie Doug zamknął pojazd i upewniwszy się że Bella leży w pokoju wpadł jak burza do sterówki, zabrał klucze i uruchomił pojazd ruszając z miejsca i kierując się do przodu. Po drodze włączał kolejne przyciski i rozjeżdżał strzelające automatony. Dobrze, że szyby były kuloodporne.-Zajmij się Bellą... ja nie jestem lekarzem.
- Wiem... wiem... ty jesteś babiarzem! -burknęła dziewczyna i poszła do swojej pokojówki. Zaczęła oglądać jej bok i powiedziała uspokajająco do dziewczyny: - Na szczęście to tylko draśnięcie... kula prześliznęła się po twoim boku... będzie szczypało, ale muszę polać to miejsce trunkiem którym raczy się ten babiarz... i zabandażować. Nic ci nie będzie, ale się nie podnoś. - wróciła do sterówki mówiąc: - Potrzebny mi klucz do twojego barku, muszę polać jej bok alkoholem, aby się nie wdało zakażenie

Autmobil Douga jechał coraz szybciej trzęsąc się na wyboistej drodze. A hałas ostrzału świadczył, że nadal byli ścigani, a Doug tylko mruknął.-Nadal się o to czepiasz? Przecież chciałaś mnie oddać Belli, po tym jak skończysz swoją jazdę. A klucze... masz.- rzekł rzucając klucze dziewczynie.
-Ona by do mnie nie strzelała, nie to co ta twoja blond lala... tylko to ty powinieneś oberwać, a nie bogu ducha winna Bella. - rzekła Vicky i wyszła ze sterówki. Odkaziła zraniony bok pokojówki najstarszą whisky jaką znalazła w barku Douglasa i z satysfakcją porwała jedno z jego jedwabnych prześcieradeł na bandaże dla postrzelonej dziewczyny. Przypominając sobie jakie znieczulenie zafundował jej wczoraj mężczyzna... ponownie napoiła Bellę alkoholem i ułożyła do snu, opatulając kołdrą.
Douglas wielokrotnie kluczył leśnymi duktami, by zgubić pogoń i uruchomił zasłonę dymną, która pozwoliła wreszcie urwać się pościgowi i zatrzymać gdzieś w lesie. Po czym wyszedł ze sterówki i udał się do pokoju dziewczyn. Podszedł od tyłu do Vicky, objął ją w pasie i przytulił.- Przepraszam... naprawdę mi przykro dzikusko.
Vicky odwróciła się w jego ramionach i przytulając twarz do jego piersi wyszeptała: - Zostawiłeś nas tam...dla tej... tej... a on mi groził, że potnie mi buzię-
-Wiesz... myślałem, że jedynie co ci grozi, to macanie pośladków, przez nachalnych podrywaczy.- głaskał Victorię po głowie mrucząc.-Naprawdę... myślałem, że nic poważniejszego ci nie grozi. Gdybym wiedział, to bym cię nie spuścił z oczu, dzikusko.
- Nie mogę... na tobie polegać... zostawiłeś mnie tam... nic się nie przejąłeś.... nawet tymi macaniami, co mogły mi grozić... -wyszeptała, przytulając się jeszcze mocniej do mężczyzny, a jego koszula podejrzanie stała się mokra w miejscu, gdzie wtulała swoją twarz w jego pierś.
-Bo jesteś. No już już ...nie płacz dzikusko. Myślałem, że jesteś … że mnie nie potrzebujesz. Bo jesteś silna.- głaskał ją po głowie tuląc coraz mocniej. Po czym zaproponował.-A może dziś będziesz spała ze mną. Nic zdrożnego ci nie zrobię. Obiecuję. Ale nie powinnaś dziś być sama. Dużo przeszłaś.
- A jak mnie znów zawiedziesz... oszukasz? Jestem dzielna... i silna... i....- jednak to jak wtulała się coraz mocniej w jego ramiona świadczyło całkiem o czymś innym. Szukała w nich bezpieczeństwa, którego dzisiejszego wieczoru po raz pierwszy w życiu jej zabrakło.
-Ciii.. nie zamierzam cię zawodzić, ani oszukiwać. Nie w tych sprawach.-Maverick wziął ją w ramiona i wyniósł z pokoju Belli, kierując się do biblioteki.-Obietnic dotrzymam. Dziś po prostu brakło dnia, by je wypełnić.
Vicky wtuliła twarz w jego pierś i pozwoliła mu... spełnić choć jedną obietnicę, mając nadzieję, że wystarczy mu na nią... nocy. Kiedy ją niósł, kiedy obejmował i tak łagodnie do niej mówił... czuła się... bezpiecznie.
Douglas ułożył dziewczynę, na swym leżu w bibliotece i...zdjął jej buty. A potem sobie. Uznając, że mniej pokus, będzie jeśli pójdą spać w ubraniu, zdjął tylko marynarkę i rozluźnił kołnierzyk.
Po czym wsunął się obok niej i przytuliwszy ją do siebie, głaskał po głowie mówiąc.-Byłaś dziś bardzo dzielną dziewczynką, dzikusko.
Vicky położyła mu głowę na piersi i wtulała się w niego słuchając jego głosu i bicia serce, które znajdowało się tuż przy jej uchu. Uniosła się jednak na łokciu i wyszeptała żałośnie: - Gorset.
-Co...gorset... do diabła.- wyjęczał Douglas zdając sobie sprawę o co go prosi. W końcu jednak się przemógł i drżącymi palcami rozwiązywał wiązania gorsetu powtarzając sobie pod nosem.-Myśl o... owocach. O gruszkach, jabłkach, melonach, arbu.. nie może lepiej o czymś... o... kozach?

Vicky pomagała mu pozbawić się gorsetu, ale bez tego “narzędzie tortur, za nic w świecie jej ciało nie chciało zmieścić się w suknie matki. Ciało jak ciało... tylko dwie półkule. Usiadła więc w rozpiętej sukni i patrząc na niego spytała: - Dasz mi... swoją koszulę?
-Co..?- zapatrzony w to co suknia teraz ujawniała Douglas reagował dość ospale. Dopiero po chwili zaczął zdejmować kamizelkę, a potem koszulę, wciąż wpatrzony w biust Victorii.
Dziewczyna wyciągnęła rękę zapominając, że suknia jest rozsznurowana i na chwile oczom Douglasa ukazały się jej piersi, zanim ponownie podciągnęła sukienkę do góry. Trzymając jedną ręką dekolt sukni na piersiach drugą wyciągnęła po jego koszulę. Podał ją gapiąc się na Vicky i mrucząc.-Na jakie ty ciężkie próby mnie wystawiasz.
Uśmiechnęła się do niego promiennie stając koło leża i puściła suknię, która spłynęła po jej ciele w dół układając się wokół kostek, a ona zaczęła wsuwać ramiona w rękawy koszuli, która nadal zachowała ciepło ciała mężczyzny. Ubrana w koszulę do połowy uda, wróciła i wtuliła się ponownie w jego ramiona wygodnie układając głowę na jego tym razem niczym nie osłoniętej piersi. Wymruczała przy tym: - Teraz wygodniej... dużo bardziej wygodniej.... przytulisz? - i spytała: - A tobie wygodnie?
-Aż za bardzo.- mruknął Douglas tuląc mocno Victorię do siebie.-Nawet nie wiesz jaką jesteś pokusą... Może to i lepiej.- mruknął cmokając ją w czoło.
-Mhhmmmm - wymruczała słuchając bicia jego serca i przesuwając opuszkami palców po jego piersi, delikatnie ją głaszcząc, od czasu do czasu zaplatając palce we włoski ją porastające. A serce biło mu bardzo szybko i oddech też miał urywany. Doug zamknął oczy i próbował zasnąć i zapomnieć kogo tuli do swego torsu.
- Doug... - wyszeptała dziewczyna.
-Co?- spytał Maverick cicho.
- A jak nas znajdą?- wyszeptała pytanie.
-Nie znajdą...śpij.- mruknął cicho Douglas głaszcząc pannę von Strom.-A nawet gdyby to... najpierw musieliby wejść do środka. A to nie jest takie łatwe. Włąąączy..-Maverick udał ziewanie, mając nadzieję, że dzięki temu Vicky pójdzie spać. I ta słodka udręka się skończy... jakoś.-..łem system obrony automobilu.
- Yhhhhhhhhhhmm wymruczała dziewczyna. Przymknęła oczy i leżała chwilę w ciszy, po czym, dmuchnęła raz... uśmiechnęła się, odczekała chwilę i dmuchnęła ponownie na jego pierś.... odczekała chwilę i znów jej podmuch przesunął się po piersi mężczyzny.

Reakcja Mavericka na to była dość typowa dla niego. Wsunął dłoń po koszulę i klepnął Vicky delikatnie w pupę, mrucząc.-Już ci ochota do żartów wróciła? Śpij już dzikusko.
Po czym dłoń jego wróciła na plecy Victorii i przytuliła ją mocniej do niego.
- Auć... - jęknęła dziewczyna na klapsa i dodała z uśmiechem słyszalnym w jej głosie: - Kiedy, jak dmucham...to one mnie tak miło łaskoczą w nos...
-Dzikusko... przez ciebie mam strasznie... niestosowne w tej chwili pomysły.-jęknął cicho Douglas głaszcząc dziewczynę po głowie.
Wtuliła się w niego z uśmiechem i przymknęła oczy... ciepło mężczyzny i emocje minionego dnia sprawiły, że powoli jej oddech stawał się coraz bardziej wyrównany... świadczący, że dziewczyna zapada w sen. A i Doug powoli zasypiał trzymając dziewczynę w objęciach.
 
__________________
W chwili, kiedy zastanawiasz się czy kogoś kochasz, przestałeś go już kochać na zawsze.

Ostatnio edytowane przez Vantro : 28-03-2011 o 11:10. Powód: wklejenie obrazka którego coś zszamało:P
Vantro jest offline