Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 24-03-2011, 17:29   #12
potacz
 
potacz's Avatar
 
Reputacja: 1 potacz ma wspaniałą przyszłośćpotacz ma wspaniałą przyszłośćpotacz ma wspaniałą przyszłośćpotacz ma wspaniałą przyszłośćpotacz ma wspaniałą przyszłośćpotacz ma wspaniałą przyszłośćpotacz ma wspaniałą przyszłośćpotacz ma wspaniałą przyszłośćpotacz ma wspaniałą przyszłośćpotacz ma wspaniałą przyszłośćpotacz ma wspaniałą przyszłość
Nie obyło się bez walki.
Natrętom chcącym obrabować karczmarza podczas rejwachu spuścił tęgie lanie. Jeden nawet wyleciał przez drzwi jak pocisk.
Wyszedł z szynku, wspominając smak nad wyraz smacznej zupy serowej z grzankami i knedli z kapustą, ciesząc się w duchu, że harmider na zewnątrz nie obrócił wszystkiego w popiół. Nie spodziewał się tak dobrego dania w takim miejscu. Z torby wystawała mu wielka wołowa kość, owinięta w szmatkę, którą dostał od karczmarza. Chudego i bladego jak papier, jednak przemiłego człowieka i mistrza nad mistrze w swoim fachu. Właściciel nie chciał zapłaty, ale Vernon wynagrodził mu zagrożenie. Na tyle ile mógł.
Wgryzając się w jabłko, ruszył nie zwlekając w stronę pobojowiska. Po przebyciu 200 metrów Vernon z daleka rozpoznał opisanego wcześniej przez karczmarza sierżanta Cykora.
-No, no... - mruknął do siebie, patrząc z daleka na kudłatą i wielką postać, przewodzącą hałastrze z tarczami i kijkami.
Był od nich w odległości około 150 metrów.

Ale na kolejny widok aż przystanął i wytrzeszczył oczy.
Oto, po jego lewej szedł chłop, wielki jak dąb, z prawie tak samo wielkim toporem. Nic nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie babuleńka na jego barkach, wyglądająca jak suszona śliwka. Babka z każdym krokiem podskakiwała wesoło na potężnych barach wojownika.
Szli z jeszcze jednym wojownikiem i łuczniczką. Hardo i pewnie. W każdym razie, różnili się od innych. Bo żadnych innych w okolicy nie było.

Vernon uśmiechnął się do siebie.
- Chodź piesku. - rzekł do wilka, który zerknął na niego i merdnął ogonem. Raz.
Vernon ugryzł jabłko.
- To prawdopodobnie reszta naszej grupy. Nie kąsaj nikogo. Na razie. Idziemy.
Dogryzł jabłko i wyrzucił ogryzkę. Wilk zamerdał raz jeszcze i ruszyli w stronę sierżanta.

Dobrze zbudowany, umięśniony i krótko ostrzyżony mężczyzna schodził z górki, szedł w stronę pobojowiska. Mierzył około sześciu stóp. Towarzyszył mu czarny jak obsydian wilk z klapniętym uchem.
Na plecach miał przewieszone, zwinięte w rulon, kraciaste koce. Torba z wystającą kością zwisała mu z pasa, przy lewym biodrze, zachodząca na pośladek. Ubrany był w białą koszulę, czarne spodnie i czarną kurtkę. Nie widać było na nim broni. Błyszczały mu się dłonie w słońcu.
Szedł nie śpiesząc się, z wilkiem przy nodze, w stronę blisko pół setki ludzi przebywających na pobojowisku.

Niebo zaczynało się chmurzyć i nad obozem już zbierały się wrony.
 

Ostatnio edytowane przez potacz : 25-03-2011 o 15:07. Powód: Kosmetyczne zmiany.
potacz jest offline