Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 24-03-2011, 21:24   #75
Witch Elf
 
Witch Elf's Avatar
 
Reputacja: 1 Witch Elf wkrótce będzie znanyWitch Elf wkrótce będzie znanyWitch Elf wkrótce będzie znanyWitch Elf wkrótce będzie znanyWitch Elf wkrótce będzie znanyWitch Elf wkrótce będzie znanyWitch Elf wkrótce będzie znanyWitch Elf wkrótce będzie znanyWitch Elf wkrótce będzie znanyWitch Elf wkrótce będzie znanyWitch Elf wkrótce będzie znany
V/2

Lindeo miewał ostatnio ciężkie wieczory. Ta noc tuż przed dotarciem do bazy, nie stanowiła wyjątku. Przyniosła jednakże większe zrozumienie. Mroczny Książę zostawiał piętno. Głęboko, na zawsze. Być może tylko Arlekin był w stanie udźwignąć to brzemię. Nie był nim. Kiedy rozum śpi… budzą się demony. Czy umysł Psionika sypia kiedykolwiek?
Strumienie czasu - arterie Osnowy. Jego wizja była przeszłością tej planety. Dlaczego wciąż tak żywa i dosłowna? Cokolwiek zdarzyło się niegdyś na tej planecie, mimo upływu wieków, nie dawało o sobie zapomnieć.

***

I’wai doprowadził ich późnym popołudniem na miejsce. Był z siebie prawdziwie zadowolony. Przetrwał w dżungli i sprowadził do wioski Duchy Gwiazd. Jeden z nich chyba go polubił. Jego ojciec i Wódz plemienia będą z niego dumni. W końcu zostanie Łowcą.
Wioska dzikusów usytuowana była w bazie. Plemię zagospodarowało ją stosunkowo niedawno odkrywając zalety stalowych budynków. Nawet jeśli nie były kompletne w ściany, wciąż doskonale chroniły od deszczu i izolowały parne dni. Między nimi przemykały kuro-podobne stworzenia, które z zaangażowaniem goniło tutejsze gówniarstwo odziane jedynie w przepaski biodrowe. Pojawienie się członków ekspedycji wzbudziło ogromne poruszenie.
Rozgrywająca się przed nimi sielankowa scenka rodzajowa zastygła w bezruchu. Powiadomiony wódz wyszedł im naprzeciw. Barczysty mężczyzna, który z powodzeniem mógłby aplikować na stanowisko brata Kosmicznych Wilków, przyglądał im się bacznie.
Gdy I’wai otworzył usta by przemówić powstrzymał go gestem dłoni i zawołał coś niezrozumiale. Wspierając się na imponującej włóczni począł przyklękać z wolna. Tuż za nim pojawiały się kobiety idąc za jego przykładem. Nawet młody łowca padł na kolana, dołączając do niespełna czterdziestu (na chwilę obecną) mieszkańców wioski. Gięli się w pełnym szacunku, poddańczym ukłonie…


***

Drużyna stała się władcami tego miejsca. Dzieciarnia starała się nie odstępować ich na krok. Przygotowywano w pośpiechu budynek wodza znosząc większą ilość skór i pni drzew. Wysokie, opalone kobiety o piersiach przyozdobionych jedynie rzędami kłów i paciorków, podchodziły kolejno z misami wypełnionymi jadłem i zdejmując je z głów zapełniały niską ławę. Wydawało się, że każda z nich pragnie ich uwagi. Uśmiechały się dużymi oczami, odchodziły usłużnie. W ich ruchach znać było kokieterię. Uwagę Haxtesa przykuła uwagę jedyna dziewczyna, która starała się jedynie dobrze wypełnić swe zadanie nie unosząc na nich wzroku. Zauważył smukły nadgarstek, który już znikał za nim, gdy odchodziła. Dobry imperialny zegarek ze srebrną tarczą na metalicznym pasku. Nie wyglądał jak artefakt. Czyżby dostała go dość niedawno?

Jeśli Marcus nigdy nie poczuł się zażenowany, być może teraz nadarzyła się ku temu dobra okazja. Została mu zaprezentowana K’tara, córka wodza. Od tego czasu zasiadała obok, starając się usługiwać mężczyźnie. Jej nieco spiczaste piersi często ocierały się o stalowe ramię zbroi, gdy dolewała mu tutejszego, mocnego owocowego trunku. Zrozumiał parę słów, tyle ile zdołał przetłumaczyć Zuriel i wiedział, że kobieta została przeznaczona by towarzyszyć mu każdej nocy, którą spędzą w tych gościnnych progach.

Po rozpoznaniu terenu wydawało się tu dość bezpiecznie. Pokazano im niedaleką wąską rzekę, w której można było się umyć. Niestety część sanitarna bazy uległa zniszczeniu. Iglica komunikacyjna wymagała napraw. Ubarwione pnączami i rudą rdzą pozostałości cywilizacji dziwnie wkomponowywały się w codzienność tubylców. Ragnar podczas oględzin budynku głównego nabrał pewności, że ktoś był tu przed nimi. Miejsce głównego serwera było splądrowane. Wywalono mu bebechy. Środek nie pokrył się korozją mimo klimatu planety…

***

Nastała noc i mężczyźni powrócili do wioski. Jednakże żaden z nich nie ośmielił się zakłócić spokoju przybyszów. Mieli wszystkiego pod dostatkiem. Zaproponowano im dogodne miejsca do spania eksmitując poprzednich mieszkańców. Jedzenie, napitki kobiety – wszystko niemal dosłownie leżało na wyciagnięcie ręki. Kaus mimo dość specyficznej aparycji nie mógł narzekać na brak zainteresowania. W kolejnych, nocnych godzinach baza ożywiła się płomieniami ognisk i pochodni. Ciszę zagłuszały odgłosy plemiennych bębnów i piszczałek. Na placu wioski rozkręcała się impreza. Z łatwością dostrzegli przygotowane dla nich miejsca. Posłania ze skór . Kobiety tańczyły błyskając mocnymi udami grzechocząc dziwnymi instrumentami trzymanymi w dłoniach. Pomimo atmosfery zabawy nie można było oprzeć się wrażeniu, że ma to znamiona rytuału. Duchy Gwiazd nawiedziły wioskę. Słyszeli to sformułowanie przetłumaczone przez Inkwizytora nader często. Szeptane, wykrzykiwane, wypowiadane z czcią.

Kto przyłączył się do zabawy, nie żałował. Oto raj dla umęczonego ciała i pragnących doznań zmysłów. Kolorowe pióra, paciorki, malowana w roślinne wzory opalona skóra. Kołyszące się piersi i biodra. Słodki zapach czegoś przypominającego opium. Wojownicy plemienia stający do zmagań siłowych. Pokazy walk i tańców wojennych. Przekrój przez tutejsze rozrywki i dziwne gry przy użyciu obłych kamyków, kości zwierząt. Hazard.

K’tara nie pozwalała się odtrącić. Gdy pojawił się Marcus złapała go za dłoń prowadząc w stronę wodza. Jej stanowczość zabawnie kontrastowała z dość delikatną, dziewczęcą budową, pogodną zielenią oczu i jasnymi, długimi do bioder włosami. Gdy zasiadł wyciągnęła spod skóry sporą drewnianą skrzynkę i z namaszczeniem ułożyła mu na udzie. Otworzyła wyciągając z wnętrza wypełnionego piaskiem nieco popękane kamienne tabliczki. Uśmiechnęła się szeroko, a Kruk zauważył hieroglify, czy może raczej ikony. Prymitywnie wyżłobione dłonią sprzed wieków. Pomimo wątpliwego artyzmu autora nie miał trudów w rozpoznaniu postaci. Kosmiczni Marines … Układy gwiazd. Jeden z przedstawionych mężczyzn miał koronę z okręgu słońca. Stał na szczycie piramidy z postaci. Promienie jego korony rozchodziły się wokół docierając nawet do podnóża konstrukcji, przy której pojawiały się symbole tubylców.

Ragnar znalazł wiele przyjaznych dusz. Obojga płci. Jego postura, zachowanie, aparycja, przyciągała kobiety jak miód a i mężczyźni chętnie stawali z nim w szranki. Pomimo przegrywanych pojedynków w siłowaniu na rękę i piciu z dzbanów na czas, nie zaprzestawali prób.

I’wai dokładał wszelkich starań by dostać się w pobliże Debonaira. Zadanie okazywało się niełatwe. Obrzędy były zarezerwowane dla dorosłych. Poszturchiwany i odpędzany skutecznie, zaniechał prób, obiecując sobie, że dnia następnego pokaże Stalowemu Duchowi swoje sekretne miejsce. Nigdy nikomu o nim nie mówił. W tajemnej grocie za wodospadem spoczywał ogromny Jastrząb z połamanym skrzydłem. Metalowy moloch, w którego trzewiach lubił się chować. Tam też gromadził swoje skarby licząc, że ten uniesie się kiedyś wprost do gwiazd.

***

Simon postanowił iść nad rzekę. Obietnica chłodnej kąpieli po kilkudniowej przeprawie przez dżunglę w pełnym słońcu była teraz bardziej kusząca od głośnej zabawy. Ruszył sam i mimo stosunkowo niewielkiego dystansu pozostawał czujny. Linia brzegowa rzeki opadała łagodnie. Samo przebywanie w jej pobliżu oddziaływało kojąco. Nie czuł bólu w nodze. Być może specyfiki Kapłana przyśpieszyły na tyle gojenie? Szedł zamyślony oddalając się od wioski. Czuł znużenie. Było tak spokojnie. Hałas zostawał w tyle. Przeszedł przez pas drzew wkraczając w zarośla o soczystych liściach. Nie wyglądały na groźne. Rzeka zakręcała tu lekko, a rośliny tworzyły wygodne, osłonięte miejsce. Rozebrał się z ulgą mimo wszystko zachowując ciszę i ruszył w stronę wody. Kucnął nad brzegiem wyciągając dłoń, sprawdzając jej temperaturę.
Wtedy usłyszał wyraźny szelest. Spojrzał w jego stronę zamierając w bezruchu. Po drugiej stronie zarośli stała kobieta. Naga. Przycięte czarne włosy sięgały bladych ramion. Jak to możliwe, że jej nie zauważył wcześniej? Teraz to bez znaczenia bo właśnie obróciła wzrok wprost na niego. Zobaczył tylko potężnie uderzające serce pod piersiami. Raz, krótko. Ona też zamarła spoglądając szeroko otwartymi, ciemnymi jak noc na tym cholernym zadupiu, oczami. Żywe, zafascynowane spojrzenie. I nagły zryw. Nie czekał, rzucił się w jej stronę w ostatniej chwili odtrącając z dłoni pistolet, po który zdążyła sięgnąć. Zwarli się w uścisku, który tylko na moment wyglądał przyjaźnie gdy złożył jej ramiona obejmując. Była silna, padli na ziemię szarpiąc się z wysiłkiem. Woda eksplodowała wysoko, gdy dwa splecione ze sobą ciała Porucznika i Mirii wpadły wprost do wody…
 
Witch Elf jest offline