Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 24-03-2011, 22:26   #263
hija
 
hija's Avatar
 
Reputacja: 1 hija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodnie
[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=jxFpYPdZpNA[/MEDIA]

I stało się jasnym, że nie mają wyjścia.
Caine, wedle własnej prośby, padł na posadzkę hotelowego korytarza. Zakwitł purpurowo. Oberwał dwa głębokie pchnięcia. Jedno w płuca, prawie pod sercem, drugie w jamę brzuszną. Szybkie, finezyjne, brutalne, które przed zabiciem miały zadać ofierze jak najwięcej bólu. I widać było, że zadawało. Russel krztusił się krwią, a bezwład nóg, w stosunku do niemrawych, bezwiednych ruchów jego ciała upewniły Siostrzyczkę w jeszcze jednej kwestii. Pchniecie w brzuch musiało sięgnąć kręgosłupa i sparaliżowało łowcę od pasa w dół. Tuż obok nieświadomego rannego pojawiły się pierwsze kłącza upiornej rośliny. Fosforyzujące, falujące niby – macki, które zapewne niedługo oplotą Regulatora i pochłoną, jak wcześniej CG. Minęła sekunda. Widzieli się nawzajem. Kocie, żółte oczy Przybysza taksowały trójkę na schodach. I wtedy zobaczyli błękitną plamę rozlewającą się na jego szatach. To była krew. W lewym ramieniu Mythosa sterczał wbity nóż.
Czas zatrzymał się w miejscu. Mythos napiął mięśnie. Gościna już raczej nie wchodziła w rachubę.

Wytrząśnięty z fiolki na drżącą dłoń jasny włos połyskiwał oleiście. Powinna ratować Caine'a, ale to mogła być ich jedyna szansa. Prośba, którą wypuściła w świat duchów, była jak sygnał myśliwskiego rogu. Głośna i rozpaczliwa. Potrzebowała każdego loa. Każdego bytu, który mógł przecisnąć się przez zasłonę z pnączy.
Świat zwolnił. Widziała drobne, półprzezroczyste smugi. Łapała je z nadzieją zakrawająca na rozpacz i snuła wokół rdzenia wątku, który stanowił włos przybysza. I imię. Mythos Mormoroth Riquelmortis. Brzmiało jak z jakiegoś tandetnego podręcznika wielbiciela opowieści z krypty. Mało, cholernie mało prawdopodobne. Ale chwilowo nie miała na ręku nic innego.
To było niewyobrażalne zuchwalstwo. Szaleństwo w czystej postaci.
Rzucili się na oślep, z patykami w rękach na coś, co przerastało ich wielokrotnie, wyłącznie z powodu niezrozumiałego impulsu lojalności wobec człowieka, którego nawet nie znali. Gary oberwał i ludzkie serce Dolores Esperanzy Ruiz szarpnęło się w dzikim proteście.
Zginą tu wszyscy.

Zaczerpnęła powietrza i – w końcu – zobaczyła Zasłonę. Mistyczne miejsce. Symboliczną granicę światów. To tutaj pełnił swoja odwieczną wartę Wielki Strażnik, Papa Legba. Z tego miejsca rozsyłał swoje loa, by pomagały mambo segregować byty.
Obecność Mythosa po tej stronie zasłony była policzkiem dla Legby. Była oszczerstwem. Potwarzą. Skazą. Przybysz nie należał do świata, w którym Lola pełniła swoją doczesną służbę.
Wzywała bogów.
Legbę, by dał jej siły odesłać Mythosa tam, skąd przyszedł.
Oguna, by dodał im sił w nierównej i niesprawiedliwej walce.
Brigitte, by rany nie doskwierały tak strasznie. By krew krzepła szybciej. By mięśnie nie odmawiały posłuszeństwa.
Czuła, jak moc obmywa ją łagodnym falami. Delikatnie, zbyt delikatnie. Potrzebowała więcej! Z rozpaczą człowieka walczącego o wszystko wzywała duchy wciąż i wciąż.

Z mocy, którą obdarzyły ją Loa uplotła sznur. Jasna pętla zacisnęła się wokół celu, ze wszystkich starając się zdławić jego moc. Była jak Dawid, który wyszedł naprzeciw Goliatowi. Rzuciła swoje kruche ciało i wątłą duszę na szalę; chciała stać się przeciwwagą dla tego przekraczającego jej pojmowanie bytu. Widziała już niewyraźne zarysy korzeni, trzymających Mythosa w ich świecie. Chciała stać się boskim narzędziem.
Krew popłynęła jej z nosa strugą. Na czole sperlił się pot. Musiała dać z siebie więcej, docisnąć tyle, ile trzeba, nawet, jeśli kosztem miało być jej życie. Była to winna CG. Była to winna Gary'emu.
Zgrzytnęła zębami, jeszcze bardziej koncentrując się na celu. Przekroczyła granicę, zza której nie było powrotu. Jeśli odpuściłaby teraz, zdradziłaby wszystko, w co wierzyła przez cale swoje życie. Nie było odwrotu.
Albo on, albo Legba.
 
__________________
Purple light in the canyon
That's where I long to be
With my three good companions
Just my rifle, my pony and me
hija jest offline