Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 25-03-2011, 17:56   #14
mataichi
 
mataichi's Avatar
 
Reputacja: 1 mataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie coś
ZA MURAMI MIASTA. ZRUJNOWANY OBÓZ – POPOŁUDNIE

Wszyscy z wyjątkiem Rosaliny


Krótka, ale intensywna walka wystarczyła, żeby w miarę uporządkowany obóz zamienił się w rozpieprzony grajdołek. Wszędzie walał się bezpański sprzęt, kilka namiotów płonęło na obrzeżach, jakaś dziwka łkała nad ciałem swojej koleżanki po fachu. Ranni przeważnie jęczeli bądź wydawali różnego rodzaju inne dźwięki świadczące o bólu. Jakiś niedoświadczony kmiotek, śmiał się na głos, cieszą się zapewne, że uszedł z życiem. Co bardziej przedsiębiorcze osoby już zaczęły szabrować martwych najemników. A mogło być dużo gorzej gdyby nie wysiłek sierżanta Cykora i kilku podoficerów, którzy zatrzymali rzeź jednocząc wokół siebie ludzi.

Wszyscy zaczęli gromadzić się w jednym miejscu, wokół postaci sierżanta. Ocalałych, trzymających się o własnych siłach na nogach było około setki. Nikt już nie próbował wszczynać burd.

Z oddziału Cykora zjawiła się większość osób. Babunia, którą jakimś cudem ktoś wpisał na listę. Barbarzyńca z okrutnie wielkim toporem. Zdolna łuczniczka. Jednooki włócznik. Niedługo po nich pojawił się również mężczyzna z czarnym wilkiem u boku, a na samym końcu przydreptał jeszcze blondwłosy najemnik - o bardzo niepasującej do reszty – nieskalaną walką aparycji. Brakowało jeszcze trzech osób.

Przywitania musiały zostać odłożone na późniejszą chwilę gdyż zza murów miasta wyjechał oddział konnych, na czele, którego stał sam dowódca wyprawy, Corwin Crom. Zaczepili kilku ocalałych po drodze i zamienili z nimi parę zdań żeby w końcu wjechać w samo centrum zgromadzenia. Wszyscy rozstępowali się na widok legendarnego dowódcy. Jego kaprawy morda przywoływała na myśl jedno zdanie: „lepiej ze mną kurwa nie zadzieraj.”


- Sierżancie Cykor. – zwrócił się do wielkoluda. Mówił głośno, tak żeby wszyscy dobrze go słyszeli. – Dobrze się spisaliście. Awansowaliście i będziecie odpowiedzialni za przygotowania przed wyprawą. Jutro w południe cały obóz ma być gotowy do wymarszu. Po nabożeństwie dołączymy do was za murami. A dzisiejszej nocy radzę uchlać się porządnie, bo nie wiadomo kiedy znów będzie ku temu okazja.

Przerwał i zaczął rozglądać się wśród zebranych. Błądził wzrokiem dopóki nie dostrzegł babuni Miłki, której udało się już zdrapać z karku Balrica.

- Babko. – podniósł głos. – Mam rozkaz odeskortować cię do zamku jako…gościa. Najwyższy mag nalega.



ZAMEK. KRÓLEWSKIE POKOJE – WIECZÓR

Rosalinda de Villon


Gdy wyszła ze swojej komnaty, strażnicy stojący po dwóch stronach drzwi automatycznie stanęli na baczność. Musieli słyszeć jej krzyk a jednak nie zareagowali. Wiedziała doskonale gdzie mogła znaleźć Edwarda. Ostatnie kilka dni przesiadywał bez przerwy w komnacie obrad omawiając szczegóły wyprawy z tym przeklętym magiem. Tam też się udała i po kilkunastu minutach marszu była już na miejscu.

Otworzyła ciężkie drzwi prowadzące do pomieszczenia i zobaczyła władcę pochylonego nam jakimś zwojem papieru. Dyskutował intensywnie z Marcusem nad jego treścią, lecz gdy tylko usłyszał skrzypienie zawiasów przerwał i spojrzał w stronę Rosalindy. Najwyższy mag królestwa błyskawicznie zwinął papier w rulon i schował za pazuchę, po czym bez słowa wstał i wyszedł, zostawiając dwójkę kochanków, aby mogli porozmawiać w cztery oczy.


Edward zazwyczaj pełen energii teraz wydawał się być z niej kompletnie wypompowany. Ledwo stał na nogach, obserwując czarodziejkę obojętnym wzrokiem. Poruszał wargami próbując coś powiedzieć, ale nie był w stanie wykrztusić z siebie żadnego sensownego zdania. Skapitulował.

- Coś się stało? – tylko na tyle było go stać po kilku dniach unikania.
 

Ostatnio edytowane przez mataichi : 25-03-2011 o 22:01.
mataichi jest offline