Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 25-03-2011, 18:10   #81
Cytryn
 
Cytryn's Avatar
 
Reputacja: 1 Cytryn jest po prostu świetnyCytryn jest po prostu świetnyCytryn jest po prostu świetnyCytryn jest po prostu świetnyCytryn jest po prostu świetnyCytryn jest po prostu świetnyCytryn jest po prostu świetnyCytryn jest po prostu świetnyCytryn jest po prostu świetnyCytryn jest po prostu świetnyCytryn jest po prostu świetny
Noc po karczemnej burdzie wydawała się Sogetsu wyjątkowo spokojna, czuł się wyjątkowo dobrze po tym jak wstawił się za nieznanym mu roninem. Pozwoliło mu to wyładować swoje napięcie w jakiejś bezsensownej burdzie i do tego jeszcze pomógł wydawałoby się że dobremu człowiekowi. Dało mu to pewną odskocznie od montonii podróży i ciągłych wyrzutów Jinbeia których nie miał jak zagłuszyć. Wiedział że ronin ma u niego dług, jednak nie miał zamiaru go egzekwować . Sama pomoc i możliwość rozładowania negatywnej energii która w nim wzbierała za zasługa demona była dla niego wystarczającą nagrodą. Zresztą i tak nie spodziewał się spotkać tego człowieka na dalszym szlaku, z rana znów mieli wyruszyć w drogę.
Czym byli bliżej zamku Miyaushiro tym podróż zdawała się bardziej sielankowa a trakt bezpieczny, widać było wyraźnie wpływ rządzącego tu klanu który nie pozwalał na żadne ekscesy w pobliżu swojej głównej siedziby. Spokój jednak usypiał, rozleniwiał dawał mylne poczucie bezpieczeństwa na które Kazama nie mógł sobie pozwolić. Przez docinki Jinbeia i ciągłe z nim krótkie potyczki utrzymywał swój umysł w stanie stałej gotowości bojowej . Pozostawiało to jednak stale jakiś ślad w jego psychice, czuł powolny acz stały wzrost frustracji która prędzej czy później będzie musiał gdzieś wyładować. Znowu potrzebował jakiegoś wyzwania by chodź przez chwile doświadczyć spokoju od złych duchów okupujących mu głowę. Nie potrzebował jednak fizycznego przeciwnika wiedział że wystarczająca dla niego była by nawet partia Go, jednak nie miał przy sobie ani planszy do gry ani potrzebnych kamieni. Nie sądził by któryś z jego towarzyszy także takowe posiadał, więc darował sobie niepotrzebne wypytywanie. Pozostawało jedynie poczekać na kolejną dogodną okazję na wyładowanie negatywnej energii w jakimś pozytywnym celu.
Miasto rozciągające się w około zamku Miyaushira zdawało się wyjątkowo barwne, mimo że nie specjalnie przepadał za gwarem miast to nawet on umiał docenić specyficzny aromat tego miejsca. Wyglądało że posiada sporo ciekawych miejsc do odwiedzenia. Wyjątkowo jego uwagę przykuła szkoła szermiercza, zawsze lubił takie miejsca. Zawsze istniała okazja że może się nauczyć czegoś nowego, wysiłek fizyczny podczas ćwiczeń również dawał chwilowy wypoczynek i możliwość wyłączenia umysłu od docinek demona by całkowicie skupić się na walce. Zaplanował sobie że jeżeli znajdzie się chwila wolnego czasu to na pewno odwiedzi tutejszego mistrza dojo, nawet nie po to by ćwiczyć ale by porozmawiać o drodze miecza której tutaj nauczają.
Jego przemyślenia przerwało jednak spotkanie kolejnego posłańca który sam siebie przedstawił jako Ketsu. Zdał się on jednak Sogetsu niespecjalnie ciekawy ot kolejny trybik rządzącej takimi miejscami biurokracji i tak zwanej etykiety. Nie był celem ich podróży ani nie mógł podzielić się żadnymi informacjami o czekającej ich walce, był po prostu jednym z przechodniów na drodze którą kroczyli by wypełnić powierzone im zadanie. Zaskoczyły go jednak jego słowa
-shèngrén was oczekuje.
W głowie naraz pojawiło się tysiąc myśli „Jaki znowu shèngrén ? Kim on jest ? Mieli spotkać się z daiymo klanu Hachisuka, a nie urządzać obchody po wszystkich jego urzędnikach i dworzanach.
Pokazują cię jak egzotyczne zwierze, jesteś dla nich ciekawostką marny człowieku, niedługo będziesz na tych ziemiach tak samo rozpoznawalny jak sam daiymo” – wypowiedź demona zakończył sarkastyczny śmiech. Oni doskonale wiedział jak wykorzystać jego wątpliwości i niechęć co do takich wizyt. Kolejne myśli przetoczyły się przez głowę jounina -„Czy on ma rację ? Po co wysyłać kilku prowincjonalnych łowców na wizytę do samego daiymo ? W ramach rozrywki ? Czy my wyglądamy jak grupa cyrkowa ?” -Krytycznie spojrzał szybko na pozostałych towarzyszy podróży: Szkaradny mag który mimo że widać było ze nie chce się wyróżniać nie dawał się zapomnieć przez tak charakterystyczny wygląd i piękna łowczyni która nawet nie próbowała się maskować eksponując swoje wdzięki wszystkim w około, przykuwała wzrok wystarczająco by być łatwo zapamiętana i rozpoznana. Do tego dwóch samurajów z których jeden był miejscowy a drugi z łatwością mógł za takiego uchodzi oraz on sam. Sogetsu Kazama który całe swoje życie starał się niczym nie wyróżniać z łatwością na ulicy można było go pomylić z wędrownym roninem albo włóczęgą. Jedynym jego przekleństwem był miecz który z łatwością przykuwał uwagę wielu, jednak wielu mogło pomyśleć że po prostu jest to miecz skradziony jakiemuś bogatemu samurajowi lub pamiątka po bitwie z ostatniej wojny. Miecz też łatwo było ukryć w połach szaty, nigdy się nim nie afiszował wręcz starał się go ukrywać. Nigdy nie dbał o swój wygląd, anonimowość jaką mu dawał wygląd włóczęgi jakich wielu spotyka się po ostatniej wojnie często ratowała mu życie a czasem nawet okazywała się skuteczną bronią. Poczuł teraz z ogromną siłą że przyjmując to zadanie coś zostało mu odebrane, nie był już anonimowym łowcą oni teraz stał się łowcą oni na usługach klanu Hachisuka. Nie podróżował już sam ale ze zbrojną świtą w towarzystwie maga i drugiej łowczyni. Stracił anonimowość którą zyskał gdy opuszczał klan Kazama gdy zdecydował wyruszyć w drogę by szkolić się dalej w swojej sztuce walki. Miał ochotę wykrzyczeć Yatsuro prosto w twarz to że uczynił z nich egzotyczne pawie pokazywane na dworach. Ledwo udało mu się zgasić natłok negatywny emocji które tak szybko na niego wpłynęły. Będzie to kolejny zły duch który kiedyś z niego wypłynie, gdy jego karma będzie starała się znaleźć spokój. Postanowił milczeć by nie uczynić nic głupiego w gniewie, na pewno nadarzy się jeszcze okazja by porozmawiać z Yatsuro na ten temat.
W ciszy przebiegała jego droga gdy szli na spotkanie mędrca który sam siebie przedstawił jako
- Shao-shin, astrolog i doradca wielkiego Hachisuka Sonoske-sama
Astrolog, przyszłość zapisana w gwiazdach. Spojrzał na swoje dłonie i pomyślał „ Tu jest moje przeznaczenie w moich rękach, nie zależy od woli innych a tym bardziej nie zostało zapisane dawno temu na niebieskim firmamencie.” Nie ufał astrologom, nie miał jednak zamiaru psuć przedstawienia innym dlatego przywitał się spokojnie powstrzymując się od zbędnych komentarzy i usiadł obok reszty by zobaczyć co ów mędrzec ma im do powiedzenia.
Spokojnie wysłuchiwał słów starca nie specjalnie skupiając się na tematach przeznaczenia które poruszał, jednak poruszył się lekko gdy usłyszał o wodnych oni. Jinbei był wodnym demonem, nie sądził by napotkali oni takiego jak on ale znów samowolnie nasunęło mu się pytanie „ Jak można zabić coś czego nie można zranić ?” sam demon jednak był wyczulony na takie myśli Kazamy więc niemal błyskawicznie padła „ Nie można padalcu, nigdy się mnie nie pozbędziesz”, Sogetsu postanowił zignorować przytyk by wykorzystać tą okazję rozmowy z demonem aby dowiedzieć się czegoś o wodnych oni „Ty byłeś sam gdy z tobą walczyliśmy, tamtych wodnych oni jest więcej. I jak słyszysz z ust starca tamte oni w odróżnieniu od ciebie umierają. Nie zdziwiłoby mnie jakbyś sam pozabijał swych pobratymców. Zabijałeś dla przyjemności, ale czemu tamte oni mimo, że zostają regularnie zabijane to ciągle wyłażą z powrotem ? Czy twój gatunek naprawdę jest tak głupi ?” Spodziewał się tyrady obelg skierowanych w jego stronę od demona, jednak czasem można było wychwycić jakąś ciekawą informację wśród jego monologów.
Nie myl mnie głupcze z pomniejszymi oni. Ani z tobą.”-zaśmiał się Jinbei i dodał z wyższością.-”Skąd wiesz, że są zabijani? Skąd wysnułeś tak głupi pogląd? Bo on tak powiedział? Jemu tak donieśli głupcy, którzy potrafią patrzeć, ale nie potrafią wysnuwać wniosków z tego co widzą. Przyjrzyj się faktom... wychodzą ciągle i wychodzą licznie. Co oznacza, że łowcy co najwyżej odpędzają je, nie mogąc uczynić im prawdziwej krzywdy.”
Słowa demona jedynie potwierdziły to czego łowca sam się domyślał, na razie musiało mu to wystarczyć.
Rozmowę u astrologa zajęła mu potyczka słowna z Jinbeiem dlatego nie miał żadnych pytań skierowanych do starca. Nie dowiedzieli się od niego nic co mogłoby im pomóc w nadchodzącej walce, dla Sogetsu ta wizyta była czasem straconym. Pozostawało jedynie liczyć że udostępni on jakieś konkretniejsze informacje podczas zbliżającej się uczty z daiymo.

Kazama nie wiedział jak ma się zachować podczas tak nielicznego spotkania z samym daiymo. Zaskakujące było to ze pozwolono im zatrzymać broń i mimo że jedzenie oraz sake było wyborne to jedynie co je lekko uszczknął by nie obrazić gospodarza, cały czas skupiając się na słowach Shao-shina który teraz wydawał się dużo wylewniejszy niż na ich ostatnim spotkaniu . Bardzo zaciekawił go wątek ludzi którzy możliwe że byli wplątani w te ataki. Powtarzające się ataki oraz duch przełęczy, raczej nie wyglądało to na zbieg okoliczności. Jeszcze niejaki Taipan i Akage których imiona wydawały się niemile słyszane podczas tego spotkania. Dawało to jasno do zrozumienia że albo ciągle nie mówią im wszystkiego albo jest mało ważna polityczna intryga. Sogetsu postanowił nie poruszać więc tego tematu. Uważnie wysłuchał co mieli do powiedzenia doradcy daiymo oczekując na czas gdy wolno będzie zadawać pytania. A gdy ten nadszedł postanowił nie czekać i bez zbędnej etykiety zadać frapującego go pytania. Słowa kierował do Hataro który poprosił o pytania jednak podczas ich zadawania spoglądał również na pozostałych doradców jakby od nich też oczekiwał odpowiedzi.
- Jeżeli za atakami oni stoi czynnik ludzki jak panowie podejrzewacie. Czemu ostrzegacie nieżyczliwych wam ludzi o przybyciu kolejnych łowców ? Wdzięczni jesteśmy za towarzystwo i przewodnictwo Dasate Yasuro-sama ale poczet zbrojnych tylko nas spowalnia. Prócz tego legitymowanie się w każdym mijanym mieście klanowym glejtem oraz pismami tylko uprzedza waszych wrogów o naszym przybyciu. Poruszamy się niczym wędrowna trupa cyrkowa, a plotek nie prześcignie żaden koń. Dajcie nam cztery konie, przewodnika i zaliczkę a dotrzemy na miejsce o wiele szybciej i dyskretniej. Mamy zabijać oni a nie zabawiać gawiedź w każdej mijanej wiosce. Z kim poradzą sobie łowcy którzy nawet na szlaku potrzebują obrony wojska ? Prócz tego przydałyby się bardziej konkretne informacje o atakach: Gdzie atakują najczęściej ? W jakich porach ? Jaka liczebność oni ? Co robią ze swoimi ofiarami oraz co robią ze swoimi trupami. Każda nawet najbłahsza informacja może mieć znaczenie.
-Ach... młodość. Wszystko chce rozwiązywać cięciem miecza.- odparł Hataro popijając sake.- Konie to rarytas, nawet gdy ma się złoto młody człowieku. -spojrzał na jounina i rzekł.-Ale masz rację, ashigaru byli kaprysem shèngrén-sama. Chciał was zobaczyć i... mędrcy mają swoje kaprsysy. Stwory atakują po zmroku głównie wzdłuż górnego biegu rzeki. Wychodzą z rzeki, ciała mają z wody. Wychodzą licznie niszcząc pola ryżowe i zabijając i ludzi i zwierzęta. Wieśniacy bronią się przed nimi rozlewają olej sojowy i podpalając go by stworzyć tymczasowe bariery z ognia. Ale oni są sprytne. I czasami je omijają. A czasem czekają, aż ogień się wypali. W walce zabijają ofiary topiąc je, lub tnąc mieczami lub biczami uformowanymi z wody. Wychodzą licznie, minimum to dwadzieścia oni. A były i czterdziestoosobowe grupki.- kolejny łyk sake. Hataro zamyślił się.- Zabite oni, rozpadają się w wodę. A swe ofiary porzucają. Interesuje ich tylko zabijanie. Choć... na tamtym obszarze jest sporo pobojowisk z wojny. A wraz z nimi zła karma. Czasem martwi ponownie powstają, by siać spustoszenie wśród. Może o to chodzi wodnym oni? Dostarczają ciał w nadziei, że nie wszystkie będą leżeć w spokoju?
Jounin zastanawiał się przez chwilę nim udzielił odpowiedzi na ostatnie pytania doradcy daiymo. Najdziwniejsza z tego ciągle wydawała mu się liczebność wodnych oni, ostatnio mimo że Jinbeij oświetlił mu trochę tą sprawę to nie opowiedział jednak czemu on był samotny, a te oni atakują tak licznymi grupami. Towarzyszyło mu ciągle uczucie że idąc w takie zbiorowisko wodnych oni pakuje się w paszczę lwa. Jak się okazało już na trakcie Jinbei nie był nieznanym demonem, a tamtejsze oni mogą go kojarzyć. Bez różnicy czy będą go tam lubić czy nienawidzić to on znajdzie się jako cel dla demonów. Postanowił więc spróbować wyciągnąć coś jeszcze z Jinbeia drocząc się z nim “Słyszałeś ? Czterdzieści wodnych oni współpracujących by pozabijać bandę wieśniaków. Jak nisko upadły te oni ? Nie sądzę byś ty był w stanie z kimkolwiek współpracować i zresztą nie sądzę żebyś potrzebował pomocy by powybijać wieśniaków. Tam musi być coś co te demony chcą zdobyć że tak często i zorganizowanie ponawiają ataki” Nie mógł również pozwolić by Hatsuro zbyt długo czekał na odpowiedź dlatego nie czekał na odpowiedź demona i rzekł :
- Nie wiem o co może chodzić tym oni, wiem tylko że nie spotkałem jak dotąd wodnych oni o których można by powiedzieć że się organizują. To demony, potwory które bawi zabijanie, nieważne jak i kogo. Dziwne jest to że pojawiają się w tak licznych grupach i tylko w tamtym obszarze. Czy demony wycofują się po ataku czy dopiero jak wszystkie zostaną wybite ? Jaka jest pewność że demony giną, a nie codziennie wracają te same ? Czy jest coś na tamtym obszarze prócz pobojowisk co mogłoby zainteresować demony ? Pobojowiska przyciągają złe duchy, jednak nie ma na nich nic ciekawego dla wodnych oni które interesuje tylko rzeź i przemoc.
-To samo mówili tamci łowcy. Że tych oni nie da się zniszczyć do końca.-odparł Hataro wyraźnie rozleniwionym tonem głosu.- Problem w tym, że jest tam ich za mało by jednocześnie bronić wieśniaków, jak i szukać rozwiązania problemu. Dlatego w tamten region ściągamy kolejnych łowców.-podrapał się kciukiem po policzku dodając.- Te oni, które nie zginą w walce, wracają do rzeki. Tuż przed wchodem słońca. Co do pobojowisk... kto wie. W tym rejonie Hachisuka ścierali się z innym klanem w serii krwawych potyczek. To przesiąknięty śmiercią region. Niemniej tamtejsi powinni znać je wszystkie.
- Dziękuje Hataro-san za udzielone odpowiedzi, nie mam już więcej pytań. Sam będę musiał się zorientować na miejscu co do przyczyn napływu oni.


Dopiero po wyjściu z nagle przerwanego spotkania, świeże powietrze oraz nagle spadający śnieg uświadomiły mu jak wewnątrz było duszno. Ciężko było jednak stwierdzić czy to od atmosfery podczas spotkania czy może tylko była to wina niedużej sali w której dyskutowali. Odetchnął głęboką piersią wykorzystując sprzyjającą ku temu pogodę w powietrzu wyczuł jednak nie tylko śnieg. Czuj było coś dziwnego, zachowanie samurajów na zamku również było intrygujące. Idąc ulicami miasta czuć było narastające napięcie i poruszenie. Sogetsu wiedział że w noc taką jak ta nie będzie mógł zasnąć. Po dotarciu do karczmy udał się do pokoju by rozwiać wszystkie wątpliwości swoich gospodarzy po czym postanowił się wymknąć oknem na dach. Bieganie po dachach może nie było jego ulubionym zajęciem ale było to jednak bardzo dobrze miejsce do obserwacji wydarzeń w mieście. Czuł że zew krwi go wzywa, że coś ciekawego może się tej nocy wydarzyć.
No i ten wspaniały orzeźwiający śnieg,... i krzyki, i szczęk oręża. Tej nocy, coś dziwnego działo się w mieście. Coś niepokojącego. Kazama przemierzając dachy domostw widział walczących ze sobą bushi. Czemu walczyli? Jaki był powód tych bojów. I czemu z dala od tego miejsca widział na dachach domostw, sylwetkę mężczyzny która była niepokojąco... znajoma? Choć nie potrafił odgadnąć, kto to. Był pewien, że już go gdzieś widział.
Jednakże te rozmyślania przerwał krzyk. Dziewczęcy krzyk pełen przerażenia. Jeden samurajów, po wybiciu innych bushi, zamierzał się kataną, na bezbronną dziewczynę.


I tylko błyskawiczna reakcja Sogetsu, mogła ją ocalić. Co wybrać. Być może bezowocną pogoń za owym Cieniem? Czy też uratowanie życia owej młodej dziewczyny.?
Tajemnicza sylwetka będzie musiała poczekać, na dole działo się istne szaleństwo. Nie zamierzał włączać się w walkę mieczy bushi co do której nie znał przyczyn ale nie mógł pozwolić na morderstwo na bezbronnej osobie. Rzucił jeszcze okiem w stronę znikającej sylwetki cienia po czym wyciągając miecz bezzwłocznie zeskoczył z dachu wprost na samuraja zamierzającego się na dziewczynę. Miał zamiar zakończyć to szaleństwo od razu bez zbędnej walki. Widać było że samuraja ogarnął szał krwi i na pewno ma zamiar ją zabić.
Kazama niczym kot, zeskoczył przed samurajem, równie błyskawicznie wyciągnął tachi. Ostrza zderzyły się ze sobą, przeciwnik naparł na Sogetsu całym swoim ciałem i twarze obu adwersarzy znalazły się obok siebie...

… poszarzała skóra, świecące czerwienią oczy, przedwcześnie posiwiałe włosy. Czymkolwiek była ta kreatura, nie była człowiekiem. Choć może mogła nim być w przeszłości. Stwór był silny i dość szybki, ale Sogetsu walczył już z potężniejszymi potworami. Ten tutaj nie był nawet w połowie tak groźny jak Hario. Potwór odskoczył i wziął szeroki poziomy zamach kataną, by skrócić Sogetsu o głowę.
Manewr który chciał wykonać przeciwnik jounina zdał mu się wyjątkowo przewidywalny. Bez zastanawiania się wiedział co należy zrobić by szybko zakończyć tą walkę. Skłonił się niżej by uniknąć ciosu mierzonego na wysokości głowy i sam wykonał mocne cięcie na wysokości pasa które wręcz przepołowiło opętanego samuraja. Mimo że walka została rozstrzygnięta to ciągle pozostawało dla niego niejasne, co tu się właściwie stało. Jedynym świadkiem i osobą która mogła mu coś powiedzieć na ten temat była dziewczyna która przed chwilą udało mu się uratować. Schylił się by wytrzeć miecz o szatę zabitego po czym chowając go obrócił się na pięcie w strone napadniętej. Wyciągając do niej rękę by pomóc jej wstać rzekł :
- Czy możesz mi powiedzieć co tu się właściwie przed chwilą stało ?
Zamarł na moment zaskoczony.

Czyż krzyk który słyszał przed chwilą nie był krzykiem kobiety? Dlaczego więc kuląca się postać była młodym bushi? Bardzo młodym bushi, mającym przy obi katanę jedynie.
-Nie wiem samuraj-sama. Przemierzała...Przemierzałem miasto w drodze, go gospody i...- głos młodzieńca się rwał. Mowa był roztrzęsiona i nerwowa, a głos jeszcze przed mutacją głosu.
Młodzieniec ujął dłoń Kazamy i podniósł się z ziemi. Dłonie miał delikatne, o wąskich palcach. Kobiece niemal. Iye. To były kobiece dłonie. A ów samuraj nie był samurajem, lecz kobietą w przebraniu. Dziewczyna kontynuowała zaś wypowiedź.- widziała...łem. Widziałem walki na ulicach. Myślę, nie moja sprawa, więc unikała..łem ich. Tak. Unikałem. Aż napadł mnie ten stwór. Widziała...łem, jak zabił dwóch samurajów. Nie jestem aż tak... dobry w itto-ryu, w walce kataną.
Zaskoczenie było chwilowe, jednak Sogetsu postanowił zagrać w ta dziwne gre pozorów która prowadziła ta przebrana dziewczyna. Nie dał poznać ze tak szybko rozgryzł jej fortel.
- W całym mieście czuć woń krwi i słychać odgłosy walki. Jeżeli nie umiesz sam o siebie zadbać, nie wychodź w takie noce na ulice. Chyba że życie ci nie miłe.
-Nie wyszedłem.- odparła zagryzając wargę nerwowo. -Dopiero co przybyłem do miasta.
- Nocą ? - przez moment starał się sobie przypomnieć czy miasto posiadało bramy zostawały zamknięte na noc. Nic z takich rzeczy nie kojarzył, więc nie mógł zweryfikować tej wersji wydarzeń. Nie w jego interesie leżało, po co przybyła do tego miasta, ani czemu udaje bushi jednak pozostawiając ją samą w taką noc czułby się współwinny jej śmierci.
- Do jakiej gospody zmierzasz ? Może idę w twoją stronę - Bez różnicy jednak było jaka to gospoda, bo sam Sogetsu nie znał miasta na tyle by znać wszystkie gospody, postanowił jednak odprowadzić dziewczynę. Prócz tego również zamierzał rozejrzeć się jeszcze chwilę za dziwnym cieniem które mu umknął.
 
__________________
I wiedzie nas siedem demonów, co nami się karmią...
Cytryn jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem