Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 25-03-2011, 23:14   #265
Ravanesh
 
Ravanesh's Avatar
 
Reputacja: 1 Ravanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputację
Przylgnęłam do wilgotnej i śmierdzącej ściany starając się uniknąć dotykania pędów dziwnej rośliny. Usiłowałam stać się jak najmniej wygodnym celem popisów gobliniego łucznictwa. Rany po ich strzałach doskwierały mi mocniej niż byłabym się skłonna przyznać i wzbierał we mnie gniew, ale także i strach.

- Cholera te małe są jak wrzód na dupie. Niby takie nic, ale dokuczyć potrafią. Poza tym tracimy tu czas a Mythos może nadejść w każdej chwili! – Poskarżyłam się Audrey, swojemu ostrzu i ogólnie całemu światu.

Zlustrowałam korytarz kalkulując swoje szanse i dostępne opcje. Klatkę miałam chronioną kamizelką kevlarową, unosząc miecz na wysokość twarzy i ustawiając go poziomo ochroniłabym głowę a przede wszystkim twarz. W ten sposób tylko moje kończyny byłyby wystawione na ewentualny ostrzał.

- Zajmę się nimi – podjęłam decyzję - a ty leć z łomem uwolnić ministra i Maxa albo sprawdzić ten płacz.

- Sprawdzę ten płacz.. Musimy być już blisko... ok? – Odpowiedziała mi Masters nieco chaotycznie ruszając do biegu.

- Która pierwsza się uwinie dołączy do drugiej! - Wrzasnęłam za nią, chociaż nie odpowiadał mi jej wybór, bo odnoga prowadząca do MRowców była już przez nas sprawdzona a ta, którą wybrała mogła skrywać różne nieprzyjemne niespodzianki.

Ruszyłam do szarży na strzelające gobasy. Może powinnam wywijać młyńca mieczydłem jak jakiś heros z opowiadań fantasy dla pryszczatych nastolatków albo przynajmniej ryczeć niczym ranny łoś albo wywrzaskiwać obelgi, ale nie zrobiłam nic z tych rzeczy. Zamiast tego zaciskałam nerwowo wargi mrużąc oczy i próbując dostrzec sylwetki strzelców. Jedyne światło stanowiła fluorescencyjna poświata korzeni i pędów okropnej rośliny. Wprawdzie zapewniała mi dzięki temu minimum widoczności, ale sprawiała jednocześnie, że czułam się bardziej nieswojo, bo wszystko w takim oświetleniu wyglądało upiornie.

Ruszyłam szybko, bo wiedziałam, że jak skrócę dystans to łuki staną się już bezużyteczne. Nim dobiegłam kilka strzał śmignęło w moją stronę, dwie wbiły się w kamizelkę, jedna dość niegroźnie rozorała dłoń. Na więcej nie dałam gobasom czasu wbiegając pomiędzy nie w pełnym pędzie i tnąc na lewo i prawo. Włączyłam do walki też nogi rozdając im kopniaki, nie skupiałam się na tym żeby je wykończyć a bardziej na tym by na razie połamać im łuki i pogruchotać paluchy czy ręce. Szybko jednak okazało się, że dużo prościej było kopnąć je w głowę czy brzuch albo ciąć na odlew po pysku niż celować w te ich małe paluszki i dłonie. Więc przestałam się bawić w finezję. Zresztą, kiedy powaliłam trzy reszta czmychnęła do ucieczki. Cała walka zajęła mi ledwie chwilkę. Rzuciłam okiem za siebie. Po Masters nie było już śladu. Wtedy przyszła mi do głowy pewna myśl i pobiegłam za uciekającymi goblinami. Schwytałam za wszarz tego, który zwiewał jako ostatni. Mały diabeł próbował odwinąć się i ugryźć mnie w palce.

Walnęłam go z plaskacza kilka razy w twarz i zapytałam:

- Co to za cholerstwo?!!!!!! - Wskazując paluchem na tą dziwną oplątującą wszystko roślinę.

Goblin tylko zasyczał w odpowiedzi dalej próbując gryźć i drapać, do tego jeszcze pluł i jojczył.

- Gadaj ścierwojadzie, co to jest!!!! – Potrząsnęłam karzełkiem.

Jego pazury zahaczyły moje ubranie a plwocina zmoczyła mi kurtkę. Znowu zlałam go po twarzy i zapytałam jeszcze raz. Gobas nie zmienił swojego stanowiska, więc go zgłuszyłam i zostawiłam Jakoś wzdragałam się przed poderżnięciem mu gardła, mimo że mnie opluł i podrapał. W końcu był moim jakby nie patrzeć jeńcem i dobicie go wydało mi się ostatnim skurwysyństwem. Upewniłam się tylko, że połamałam wszystkie łuki i ruszyłam tam gdzie wcześniej pobiegła Wiedźma. Zbliżając się do miejsca naszego rozstania usłyszałam zamiast uprzednio słyszanego płaczu opętańcze wrzaski. Zawahałam się lekko, ale przyspieszyłam kroku. Może powinnam zwiewać w przeciwnym kierunku? Może właśnie popełniałam straszliwy błąd.
 
Ravanesh jest offline