Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 26-03-2011, 00:44   #73
Arsene
 
Arsene's Avatar
 
Reputacja: 1 Arsene jest godny podziwuArsene jest godny podziwuArsene jest godny podziwuArsene jest godny podziwuArsene jest godny podziwuArsene jest godny podziwuArsene jest godny podziwuArsene jest godny podziwuArsene jest godny podziwuArsene jest godny podziwuArsene jest godny podziwu
Adam Lambert i Lee McMillan

- Tak, łódź podwodna może stanowićpewien problem, jeśli mówimy o obsłudze, ale tutaj na pewno jest jakaś załoga. Ja znam niemiecki, ty znasz niemiecki, można próbować. Na planach nie ma żadnego lotniska. Magazyn torped ... dajcie mi chwilę.

W tym czasie Lee wyjrzał przez kratkę wentylacji. Oniemiał. W wydrążonym w skale korytarzu stało kilku Niemców. Bez wyrazu na twarzach, stali po prostu bez ruchu. Żołnierz przyjrzał się bliżej. Ich oczy były zaszklone, szare, bez typowego dla życia blasku. Wyglądali jakby byli martwi.

- Dobra, mam tu jakiś magazyn, ale nie jestem pewien czy będą tu trzymali torpedy. Swoją drogą, jesteśmy w części górniczej. Tutaj też muszą mieć dynamit. Jeżeli znajdziemy drogę, którą tu weszliście ...

W tej chwili agentowi przerwała potężna eksplozja. Lee zauważył jak ze ścian po drugiej stronie kratki spada chmura pyłu i kurzu. Naziści jednak stali, nic sobie z tego nie robiąc.

- Musimy się spieszyć, jeżeli chcemy się tam dostać możemy tą wentylacją przejść tutaj - wskazał na mapie jeden z korytarzy. - Wyjdziemy i dalej korytarzami. Ewentualnych Niemców spacyfikujemy. W drogę!

Przeciskając się przez już szerszą wentylację żołnierze dotarli do wskazanej przez Feliksa kratki. Lee cały czas nerwowo spoglądał za siebie, widząc Lamberta. Ten działał na niego uspokajająco. Mieli plan, wiedzieli co robią. Mieli też trochę amunicji i plany.

Trzask! Trzask! Trzask!

Kratka uległa i wypadła. Agent pierwszy wypełzł z rury, za nim młody Amerykanin i Adam. Cała trójka była teraz w długim, dobrze oświetlonym korytarzu, od którego co kilkanaście metrów odchodziły drzwi. Lambert kopnął pierwsze z nich. Był to szatnie, gdzie najwyraźniej przebierać się mieli górnicy.

W kolejnych odnogach było równie pusto jak w poprzednich. Tylko szafki i ławki. Wreszcie żołnierze przeszli do kolejnego korytarza, gdzie tuż za rogiem zobaczyli całą grupę górników. Lee już chciał wypruć do nich całą serię, kiedy Feliks zwrócił mu uwagę na pewien fakt - wszyscy stali bladzi, bez życia, gapiąc się przed siebie. Nie widzieli celującego do nich zza rogu alianta, ani agenta który wyszedł na środek korytarza. Kolejny zakręt był jakieś sto metrów za grupką młodych Niemców, a dalej mieściła, a przynajmniej miała się mieścić, winda do poziomu laboratoryjnego.

Edward Kingston i Adam Dębski


Edward pierwszy szedł w stronę wraku. Kapitan za nim trząsł się ze strachu. Łzy zalewały mu oczy, lecz powoli podnosił się na nogi. Przetarł twarz rękawem i podążał kilka metrów za kolegą.

Zlokalizowanie wejścia nie stanowiło większego problemu. Stanowiło dopiero otworzenie go. Czarna klapa była mocno wgnieciona. Nie było wytłoczonych symboli ani śladów narzędzi.

- Podaj mi łom - rzucił do kapitana, lecz ten rozglądał się po pomieszczeniu nieco nieobecnym wzrokiem.

Tak więc biorąc łom Edward zabrał się za otwieranie. Podwadzał, kombinował, uderzał. Wszystko bez skutku. I nagle usłyszał.

- EDWAAARD! - był to wrzask Dębskiego.

Zerwawszy się żołnierz popędził do dowódcy. Ten stał nad stalowym pojemnikiem wielkości lodówki. Przez szklaną szybkę pokrytą od wewnątrz szronem widać było tylko ciemność. Dębski jednak widział tam coś więcej.

- Kiiim jeesteeś ? - usłyszał w głowie.

- Kapitan Adam Dębski - wymamrotał po cichu.

Edward nie wiedział, czemu jego dowódca przedstawia się stalowej skrzynce.

- Czeeegooo tuu szuuukasz ? - syczący głos ponownie przeszył jego głowę.

Nie odpowiedział.

- MÓÓÓW! - syknął agresywnie, w oczach Dębskiego ponownie pojawiły się łzy, padł na kolana.

Jego blada twarz mówiła jasno i wyraźnie, że ma dość. Widząc zdziwienie na twarzy Edwarda wiedział dobrze, że on tego nie słyszy. Zaczął łkać, płakać jak dziecko. Głos zapytał ponownie, a kapitan zajęczał żałośnie. Kingston wiedział, że jeżeli ten zostanie tu dłużej, z mózgu zrobi mu się woda. I wtedy on też usłyszał. Delikatny, syczący głos w głowie.

- Kiim jessteeś ? - głosowi wtórowały jęki kapitana.
 
__________________
Także tego
Arsene jest offline