Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Horror i Świat Mroku > Archiwum sesji RPG z działu Horror i Świat Mroku
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 25-03-2011, 19:27   #71
 
Morior's Avatar
 
Reputacja: 1 Morior nie jest za bardzo znanyMorior nie jest za bardzo znany
Żołnierze wyszli z pomieszczenia opuszczając dwa ludzkie ciała. Dębskiemu wydawało się, że już nic gorszego nie może ich spotkać i pójście dalej będzie najlepszym wyjściem - uniknięciem podobnych widoków. Wtedy jeszcze nie wiedział jak bardzo się mylił. Ale zanim to sobie uświadomił ruszył dalej. Szedł i szedł, nie wiedział ile czasu spędził na wędrówce. Najwyraźniej się zgubił. Zimny wiatr dokuczał niemiłosiernie. Wtedy Dębski usłyszał krzyk, kobiecy krzyk. Kapitan wyraźnie się zdziwił, ale i przejął. Gdyby tylko wiedział gdzie, poszedłby w tym kierunku. Niestety nie mógł on zlokalizować źródła dźwięku. Adam już nie wiedział czy mu się to zdawało, czy nie. Im więcej czasu od krzyku minęło tym bardziej Dębski się wahał, choć na początku był pewny, że się nie przesłyszał. Kroki, które stawiali żołnierze wydawały się głośne i budziły obawy. Adam myślał o tym tak głęboko, że przez chwilę jego czujność została uśpiona. Wtedy usłyszał głos.
- Kim jesteście? - zapytał ktoś, nie wiadomo było jednak kto.
Głos dochodził zewsząd. Jego źródło wydawało się być w ścianach. Nagle światła zaczęły gasnąć. Żołnierze rzucili się do ucieczki. Dębski biegł ile sił w nogach. Eddy wpadł na ścianę. Dębski tarzał się po podłodze i wrzeszczał.
- Trzymaj się ... - powiedział szeptem i pomógł wstać kapitanowi Eddward.
Wtedy światła zapaliły się, odgłosy ucichły, zdawałoby się wszystko wróciło do normy.
- Co to ... co to było ? - spytał kapitan roztrzęsionym głosem.
- Nie mam pojęcia - odpowiedział mu kolega.
Żołnierze otwierając z trudem kolejne drzwi weszli do pomieszczenia. W środku znajdował się jakiś pojazd i okaleczone ciała naukowców. Dębski zwymiotował. Chciał stąd uciec. Zrobić cokolwiek, by stąd zniknąć. Kapitan był tak przerażony, że rozpłakał się.
- Kurwa... - mamrotał kapitan przez łzy, gapiąc się na wymiociny.
Dębski podszedł do Eddyego, chwycił go za ubranie i potrząsnął nim.
- Powiedz mi co się tu, kurwa dzieje?! No powiedz! - krzyczał kapitan.
Adam puścił towarzysza i znów wstrząśnięty skierował wzrok na podłogę.
- Kapitanie, niech pan usiądzie na chwilę... Sam jestem tym wszystkim zaskoczony... Widziałem do czego szwaby są zdolne ale to to już przekracza wszelkie normy moralne... Gdybym nie był Anglikiem, który zawsze zachowuje spokój to teraz doznałbym zacięcia mózgownicy... Ale nie możemy się zatrzymywać - Eddy zaczął gestykulować jak polityk i spacerować w kółko - Jeśli się teraz poddamy to możemy zapomnieć o wyjściu stąd, a jeśli się pośpieszymy i będziemy mieli szczęście to może trafimy na Lamberta i McMilana, którzy mają agenta, a ten z kolei wie gdzie iść i może trafimy na ich ślad to wtedy będzie połowa sukcesu - gorączkowo myślał, przejmował się tak jakby to on był dowódcą. Ubolewał nad tym, że kapitan jest tak słaby psychicznie.
- Jesteśmy w jakimś pojebanym miejscu. Zanim znajdziemy wyjście oszalejemy.
Jakiś czas temu gadały do mnie ściany. Nie powiem ci kiedy, bo tracę rachubę czasu. Jeśli przeżyjemy to tylko dzięki niebywałemu szczęściu. Widzisz tych ludzi? Widzisz to wszystko? Szwaby tylko bawią się nami. Przysiągłem na Matkę Boską, że się na nich zemszczę, a teraz tańczę jak mi zagrają. - tłumaczył kapitan.
Ech... Nieważne - przerwał Dębski.
Kapitan chyba uświadomił sobie jaka ciąży na nim odpowiedzialność, zacisnął wargi i wstał.
- Chodźmy! - rzekł Adam jakby nigdy nic.
- Sprawdź teraz co jest w tym pojeździe i spieprzamy stąd. - rozkazał kapitan.
Adam wciąż był roztrzęsiony. Starał się unikać strasznego widoku. Dębski próbował nie dać po sobie znać w jakim jest stanie.
 
Morior jest offline  
Stary 25-03-2011, 20:34   #72
 
Ziutek's Avatar
 
Reputacja: 1 Ziutek ma w sobie cośZiutek ma w sobie cośZiutek ma w sobie cośZiutek ma w sobie cośZiutek ma w sobie cośZiutek ma w sobie cośZiutek ma w sobie cośZiutek ma w sobie cośZiutek ma w sobie cośZiutek ma w sobie cośZiutek ma w sobie coś
Poczuł ulgę wychodząc z pokoju bo szczerze mówiąc robiło mu się już niedobrze. I znów korytarze, cholera one się kiedyś skończą? Jednak to zapadnie w pamięci Eddiego na zawsze, będzie budziło go zlanego potem po nocach. Idąc tymi znienawidzonymi korytarzami rozmyślał. Chciał już przytulić swoje brzdące, chciał zjeść świąteczny pudding w otoczeniu całej rodziny, chciał uścisnąć i pocałować żonę: ~Jeśli przeżyję to od razu idę na wcześniejszą emeryturę~ Miał już dość tych korytarzy, Szwabów, rozbebeszonych trupów, zagadkowości i ciągłego strachu. Głos drastycznie sprowadził Edwarda na ziemię. ~O nieee, mam to w dupie~ i równocześnie z kapitanem pobiegli przed siebie jak jeszcze nigdy dotąd. Odwrócił się do tyłu ponieważ chciał zobaczyć co tam w ogóle było i poczuł silny ból głowy, barku, ramienia i rykoszet spowodował, ze poleciał na ziemię. Zderzył się ze ścianą. Zaczął zwijać się z bólu i rozmasowywać poturbowane części ciała i usłyszał krzyki kapitana jakby go żywcem obdzierali ze skóry co w tym miejscu było cholernie możliwe. Zebrał się do kupy i ruszył pomóc Dębskiemu. ~ A jednak nie obdzierają go żywcem ze skóry~ westchnął z ulgą
Adam w żaden sposób nie chciał się uspokoić więc Eddy złapał go za ubranie i postawił na nogach mówiąc:
- Trzymaj się...
Wlekł kapitana jak worek z ziemniakami i zatrzymali się dopiero wtedy kiedy wszelkie podejrzane głosy zniknęły. Adam zapytał się co to było, Eddy nie potrafił odpowiedzieć, to jest jakieś kurwa mać pojebane do granic kurewskich możliwości. Do odkrycia czekały kolejne drzwi. Eddy już obstawiał co będzie za nimi, padło na zmutowaną małpę. Na szczęście nic takiego nie znaleźli. To było o wiele gorsze: wyglądało jak masowa egzekucja jeńców wojennych ze szczególnym okrucieństwem. Edward nie wyrażał emocji, zamknął tylko oczy i oparł się o ścianę. Dębski zdaje się po odgłosach właśnie puścił pawia.
- Kurwa... - mruknął Dębski i chwilę później Eddy został wytelepany za ubranie dosłownie jak wtedy kiedy w odwiedzinach u teściowej nadepnął na ogon jej ulubionego, niezwykle grubego kiciusia.
- Powiedz mi co się tu, kurwa dzieje?! No powiedz! - krzyczał kapitan. Eddy sam chciał wiedzieć, to jest naprawdę jakiś szpital psychiatryczny dla seryjnych zabójców gorszych od Jakuba Żylety. Odpowiedział dziwnie spokojnie:
- Kapitanie, niech pan usiądzie na chwilę... Sam jestem tym wszystkim zaskoczony... Widziałem do czego szwaby są zdolne ale to to już przekracza wszelkie normy moralne... Gdybym nie był Anglikiem, który zawsze zachowuje spokój to teraz doznałbym zacięcia mózgownicy... Ale nie możemy się zatrzymywać - zaczął gestykulować jak polityk i spacerować w kółko - Jeśli się teraz poddamy to możemy zapomnieć o wyjściu stąd, a jeśli się pośpieszymy i będziemy mieli szczęście to może trafimy na Lamberta i McMilana, którzy mają agenta, a ten z kolei wie gdzie iść i może trafimy na ich ślad to wtedy będzie połowa sukcesu - gorączkowo myślał, przejmował się tak jakby to on był dowódcą. Ubolewał nad tym, że kapitan jest tak słaby psychicznie.
Kapitan wreszcie wziął się do kupy i rozkazał zbadać pojazd. Eddy zasalutował wypinając pierś i stukając swoimi desantami.
 
__________________
"W moim pokoju nie ma bałaganu. Po prostu urządziłem go w wystroju post-nuklearnym."
Ziutek jest offline  
Stary 26-03-2011, 00:44   #73
 
Arsene's Avatar
 
Reputacja: 1 Arsene jest godny podziwuArsene jest godny podziwuArsene jest godny podziwuArsene jest godny podziwuArsene jest godny podziwuArsene jest godny podziwuArsene jest godny podziwuArsene jest godny podziwuArsene jest godny podziwuArsene jest godny podziwuArsene jest godny podziwu
Adam Lambert i Lee McMillan

- Tak, łódź podwodna może stanowićpewien problem, jeśli mówimy o obsłudze, ale tutaj na pewno jest jakaś załoga. Ja znam niemiecki, ty znasz niemiecki, można próbować. Na planach nie ma żadnego lotniska. Magazyn torped ... dajcie mi chwilę.

W tym czasie Lee wyjrzał przez kratkę wentylacji. Oniemiał. W wydrążonym w skale korytarzu stało kilku Niemców. Bez wyrazu na twarzach, stali po prostu bez ruchu. Żołnierz przyjrzał się bliżej. Ich oczy były zaszklone, szare, bez typowego dla życia blasku. Wyglądali jakby byli martwi.

- Dobra, mam tu jakiś magazyn, ale nie jestem pewien czy będą tu trzymali torpedy. Swoją drogą, jesteśmy w części górniczej. Tutaj też muszą mieć dynamit. Jeżeli znajdziemy drogę, którą tu weszliście ...

W tej chwili agentowi przerwała potężna eksplozja. Lee zauważył jak ze ścian po drugiej stronie kratki spada chmura pyłu i kurzu. Naziści jednak stali, nic sobie z tego nie robiąc.

- Musimy się spieszyć, jeżeli chcemy się tam dostać możemy tą wentylacją przejść tutaj - wskazał na mapie jeden z korytarzy. - Wyjdziemy i dalej korytarzami. Ewentualnych Niemców spacyfikujemy. W drogę!

Przeciskając się przez już szerszą wentylację żołnierze dotarli do wskazanej przez Feliksa kratki. Lee cały czas nerwowo spoglądał za siebie, widząc Lamberta. Ten działał na niego uspokajająco. Mieli plan, wiedzieli co robią. Mieli też trochę amunicji i plany.

Trzask! Trzask! Trzask!

Kratka uległa i wypadła. Agent pierwszy wypełzł z rury, za nim młody Amerykanin i Adam. Cała trójka była teraz w długim, dobrze oświetlonym korytarzu, od którego co kilkanaście metrów odchodziły drzwi. Lambert kopnął pierwsze z nich. Był to szatnie, gdzie najwyraźniej przebierać się mieli górnicy.

W kolejnych odnogach było równie pusto jak w poprzednich. Tylko szafki i ławki. Wreszcie żołnierze przeszli do kolejnego korytarza, gdzie tuż za rogiem zobaczyli całą grupę górników. Lee już chciał wypruć do nich całą serię, kiedy Feliks zwrócił mu uwagę na pewien fakt - wszyscy stali bladzi, bez życia, gapiąc się przed siebie. Nie widzieli celującego do nich zza rogu alianta, ani agenta który wyszedł na środek korytarza. Kolejny zakręt był jakieś sto metrów za grupką młodych Niemców, a dalej mieściła, a przynajmniej miała się mieścić, winda do poziomu laboratoryjnego.

Edward Kingston i Adam Dębski


Edward pierwszy szedł w stronę wraku. Kapitan za nim trząsł się ze strachu. Łzy zalewały mu oczy, lecz powoli podnosił się na nogi. Przetarł twarz rękawem i podążał kilka metrów za kolegą.

Zlokalizowanie wejścia nie stanowiło większego problemu. Stanowiło dopiero otworzenie go. Czarna klapa była mocno wgnieciona. Nie było wytłoczonych symboli ani śladów narzędzi.

- Podaj mi łom - rzucił do kapitana, lecz ten rozglądał się po pomieszczeniu nieco nieobecnym wzrokiem.

Tak więc biorąc łom Edward zabrał się za otwieranie. Podwadzał, kombinował, uderzał. Wszystko bez skutku. I nagle usłyszał.

- EDWAAARD! - był to wrzask Dębskiego.

Zerwawszy się żołnierz popędził do dowódcy. Ten stał nad stalowym pojemnikiem wielkości lodówki. Przez szklaną szybkę pokrytą od wewnątrz szronem widać było tylko ciemność. Dębski jednak widział tam coś więcej.

- Kiiim jeesteeś ? - usłyszał w głowie.

- Kapitan Adam Dębski - wymamrotał po cichu.

Edward nie wiedział, czemu jego dowódca przedstawia się stalowej skrzynce.

- Czeeegooo tuu szuuukasz ? - syczący głos ponownie przeszył jego głowę.

Nie odpowiedział.

- MÓÓÓW! - syknął agresywnie, w oczach Dębskiego ponownie pojawiły się łzy, padł na kolana.

Jego blada twarz mówiła jasno i wyraźnie, że ma dość. Widząc zdziwienie na twarzy Edwarda wiedział dobrze, że on tego nie słyszy. Zaczął łkać, płakać jak dziecko. Głos zapytał ponownie, a kapitan zajęczał żałośnie. Kingston wiedział, że jeżeli ten zostanie tu dłużej, z mózgu zrobi mu się woda. I wtedy on też usłyszał. Delikatny, syczący głos w głowie.

- Kiim jessteeś ? - głosowi wtórowały jęki kapitana.
 
__________________
Także tego
Arsene jest offline  
Stary 30-03-2011, 21:28   #74
 
JanPolak's Avatar
 
Reputacja: 1 JanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemu
Adam nieufnie zmrużył oczy. Ci Niemcy… stali w kompletnym bezruchu jak sparaliżowani bądź katatonicy. Z pozoru byli niegroźni, ale mijając ich należało zachować ostrożność. Kiwnął ręką na pozostałych i z gotową do strzału bronią poprowadził oddział w głąb korytarza.

Nie dane im było zajść daleko. Gdy tylko zbliżyli się do stojących, Ci jakby zbudzili się.

- Kiiim jeeesteś? – siedmiu mężczyzn zakrzyknęło na raz. Ich chóralny głos nie był ludzki, brzmiał jak piskliwy szept, trochę jakby z tła. Nie, nie piskliwy. Ale szept. Nieregularny, raz cichszy raz głośniejszy. Niemcy poruszali przy tym ustami, ale wyglądali na nieświadomych.
Lambert wycelował peem:
- Jestem Adam Lambert i nie mam zamiaru bać się żadnych sztuczek! – wrzasnął.
- Czeeegoo tuu szuukaszz, Adaam Laambeert? – odpowiedział nienaturalny chór.
- Zamierzam znaleźć wyjście z kompleksu. Albo je samemu wyrąbać!
Niemcy w dziwny, całkowicie sztuczny sposób zaśmiali się. Wszyscy identycznie.
- Odmowa.
Polarnik uznał, że czas, by on zadawał pytania:
- Dobrze. Jakakolwiek siła kieruje ciałami przede mną... Kim ty jesteś i czego chcesz?
- Nieee wymóóówisz imieeeniaa, Adaam Lambeert – zawyli tamci.
- Czego chcesz?
- Chcęęę wypeeełniiić miiisjęęęę – padła odpowiedź.
- Jaką misję tu wypełniasz?
- Miiisjaaa o kodzieee - Niemcy zaskrzeczeli w nieludzki sposób - znaaaleeeźćć przeeestrzeeeń życiowąąąą, znaleeeźćć ooosssssobnikiii o poodobnyyym ceeelu i podjąąć współpracę.
- Kto ci ją zlecił? Skąd przybyłeś? Dlaczego jesteś właśnie tutaj?
- Saaam jąą soobie zleecileem. Odmoowa odpoowiedzii na druugie pytaanie. Odnalezioonoo osobbbniiki oo poszuukiiwanyych preedyspoozycjaach. Jaak tuu przybyyłeś, Adaam Lambeert?
- Przyszedłem duktem wentylacyjnym – wybrał najprostszą odpowiedź.
- Dlaaczeegoo?
- Jestem wrogiem ludzi, których kontrolujesz. Czy mam cię traktować jak wroga?
- Anaalizaa - odpowiedzieli Niemcy i po raz kolejny zaskrzeczeli - Szanse przeżycia Aadaam Laambeert - zaskrzeczeli - Dlaaczeegoo Adaam Laambeert jesttt ichh wroogiemm?
- Ludzie, nad którymi przejąłeś kontrolę, rozpoczęli wojnę z ludźmi, do których należę.
- Waaszee woojnyy zwięęększająą mojee szaaansee ... Analiza - Niemcy zaskrzeczeli jeszcze raz, jakby mówili coś w dziwacznym języku. - Poowraacaa. - Niemcy zaskrzeczeli ostatni raz i jakby otrząsnęli się ze strasznego transu. Patrzyli się ze zdziwieniem na Lamberta, a on na nich.
Adam nie tracił rezonu – wymachując lufą przed ich twarzami, krzyczał:
- Ręce do góry! Twarzami do ściany. Jesteście jeńcami. Baza jest pod kontrolą Royal Commando. Ha! Opanowaliśmy ją prawie bez wystrzału, dzięki zastosowaniu gazów psychotropowych. A teraz wszyscy marsz do szatni i żadnych sztuczek!
Jakież było zdziwienie Lamberta, kiedy Niemcy odpowiedzieli mu, już swoimi głosami ale nadal chórem:
-Bronić! Bronić! - Następnie zaatakowali. Gołymi rękami, jak dzikie zwierzęta zapędzone w róg.
Ściągnął spust. Automat zagrzmiał długą serią. Kaskada łusek zastukała o podłogę, krew trysnęła na ściany. Ogień położył mężczyzn jak rząd kostek domina. Martwi wierzgali w pośmiertnych skurczach, ranni krzyczeli w agonii. Lambert, opróżniwszy magazynek peemu, wyrwał z kabury pistolet i strzałami dobił wciąż żyjących. Twarz miał zastygłą, wargi zaciśnięte, skórę pobladłą jak pozbawioną krwi.

Lecz nie masakra tak go poruszyła – zabijanie było częścią wojny, a martwi jawili mu się jak marionetki o przeciętych sznurkach. Wstrząsnęła nim myśl, z czym mógł właśnie rozmawiać. Nie czas już było na racjonalizację i próby szukania bezpiecznych wytłumaczeń. Nie byli ofiarami środków psychotropowych, świadkami zbiorowego szaleństwa, ani pospolitej zbrodni. Nawiązali kontakt z czymś… ze świadomością… z nieludzką jaźnią… umysłem niezamkniętym w czaszce człowieka. Zdarzenie wykraczało poza dotychczasowe doświadczenie Lamberta. Prawdopodobnie wykraczało poza doświadczenie całej ludzkości. Do diabła, jeszcze wczoraj zaliczyłby je do grona scenariuszy z magazynu Weird Tales – bajek dla nastolatków lubiących czytać o fantastycznych barbarzyńcach i potworach z mackami (Adam nie poważał takiej literatury – preferował Hemingwaya). I choć w tej chwili mógłby wymyślić tuzin fantasmagoryjnych scenariuszy tłumaczących pochodzenie tego… głosu – bronił się przed fantazjowaniem. Nie tędy droga, obiecał sobie nie roić tłumaczeń i nie próbować zaklinać rzeczywistości czczymi wyobrażeniami. Jedyne, co się liczyło, to dwie rzeczy: co mógł zrobić i czego nie mógł.

Nie powstrzymał się tylko przed jednym. To… coś… istota… siła… Ten głos potrzebował imienia. „Nie wymówisz imienia.” Oj, nie, głosie – wymyślę ci własne. Lambertowi przypominał się widziany kiedyś film. Na obrazie Śmierć przyszła do bohatera pod postacią kobiety w sportowym samochodzie. I kusiła go puszczonym z radia zlepkiem absurdalnych, chaotycznych, szalonych, hipnotycznych słów.

- Radio Śmierci – powiedział na głos ku zmieszaniu towarzyszy.

Będziesz się nazywać Radiem Śmierci.

Koniec! Czas było działać. Mężczyzna przeładował obie bronie i wygłosił lakoniczne:

- Windą na poziom laboratoryjny. Za mną.
 
__________________
Jestem Polakiem, mam na to papier i cały system zachowań.

Ostatnio edytowane przez JanPolak : 30-03-2011 o 21:46.
JanPolak jest offline  
Stary 31-03-2011, 18:38   #75
 
Klamka's Avatar
 
Reputacja: 1 Klamka jest na bardzo dobrej drodzeKlamka jest na bardzo dobrej drodzeKlamka jest na bardzo dobrej drodzeKlamka jest na bardzo dobrej drodzeKlamka jest na bardzo dobrej drodzeKlamka jest na bardzo dobrej drodzeKlamka jest na bardzo dobrej drodzeKlamka jest na bardzo dobrej drodzeKlamka jest na bardzo dobrej drodzeKlamka jest na bardzo dobrej drodze
Lee całkowicie zdał się na Adama. W tym momencie nie było miejsca i czasu na wszystkie wojskowe bzdety.
Byli oddziałem, którym dowodził każdy z nich. McMillan pomimo swojego wysokiego stopnia, nie był tak doświadczony jak Lambert, który przeżył w swoim życiu na pewno wiele walk i misji.
Idąc spokojnie z resztą oddziału podporucznik ubezpieczał tyły. Nie chciał aby coś lub ktoś co zostało za nimi zaskoczyło ich w najmniej spodziewanym momencie.
Myśli Lee kręciły się wokół wszystkich ostatnich wydarzeń, ciała przeszyte drutem kolczastym, otępiali naukowcy, zmutowani ssmani, dziwne nadludzkie pancerze.
Także zdarzenie w kanałach wentylacyjnych nie dawało mu spokoju
Może faktycznie zostaliśmy czymś odurzeni? pomyślał. To zbyt chore, nawet jak na niemców, aby pracować nad czymś co zniszczyło by nawet własnego stwórce.
Wszystko to zdawało się być snem narkomana. Było to zbyt realne a zarazem nierealistyczne.

Przemyślenia żołnierza przerwali niemcy, którzy rozpoczęli „rozmowę” z lambertem.
Głos, budzący niepewność, chóralny głos niemców był nieludzki, był dziwny.
Starał się zrozumieć to co mówią, jednak był to dla niego całkowity bełkot, Lee znał tylko kilka słów po niemiecku, które niezbyt mu się teraz przydały.
Słuchał dokładnie każdego niezrozumiałego słowa, obserwując sytuację, kiedy Niemcy rzucili się na Adama, chciał mu pomóc, niestety był w niedogodnej pozycji na oddanie strzału, nie chciał też zbytnio się zbliżyć widząc jak Lambert strzela do grupki ludzi.
Wyglądało to tak, jakby coś wstąpiło w ciało kompana, strzelał, aby zabić, a nie żeby się bronić.

Po tym wszystkim, Lee chciał dowiedzieć się więcej, chciał wiedzieć o czym mówili, czego Adam się dowiedział. Zanim zdążył cokolwiek wymówić, Lambert powiedział dosyć szybko - Windą na poziom laboratoryjny. Za mną
Ruszył w drogę bez słowa.
 
Klamka jest offline  
Stary 03-04-2011, 18:57   #76
 
Arsene's Avatar
 
Reputacja: 1 Arsene jest godny podziwuArsene jest godny podziwuArsene jest godny podziwuArsene jest godny podziwuArsene jest godny podziwuArsene jest godny podziwuArsene jest godny podziwuArsene jest godny podziwuArsene jest godny podziwuArsene jest godny podziwuArsene jest godny podziwu
Adam Lambert i Lee McMillan


Nieduża winda, ze ściankami jedynie z prawej i lewej strony ciągnęła się leniwie ku górze. Tak właściwie, nikt nie wiedział jak głęboko są pod ziemią. Agent korzystając z wątpliwej szybkości przemieszczania się jeszcze raz rzucił okiem na plany.


Kiedy wszyscy zaznajomili się z układem pomieszczeń na poziomie laboratoryjnym nadszedł czas by obmyślić plan. Według Feliksa trzeba opanować pomieszczenie znajdujące się zaraz przy windzie by mieć kontrolę nad grodziami. Trzeba uważać na SSmannów pilnujących tego rejonu, gdyż mają nieopodal swoje kwatery. W magazynach przechowywane może być to, co górnicy wydobyli z ziemi w sekcji górniczej.

Kiedy drzwi windy się otworzyły, a alianci wyszli, ich środek transportu został odcięty. Teraz można było otworzyć windę tylko z pomieszczenia kontrolnego. Szyba za którą się ono mieściło była po prawej stronie i mieściła się mniej więcej pięć metrów przed żołnierzami. Była na wysokości pasa, za nią zapewne ktoś siedział.

Dwa metry dalej były stalowe drzwi, które wyglądały na całkiem mocne. Na końcu korytarza była potężna grodź na prowadnicach, której usunięcie było by niewątpliwym wyzwaniem nawet dla dobrze wyposażonych techników.
 
__________________
Także tego
Arsene jest offline  
Stary 08-04-2011, 18:22   #77
 
JanPolak's Avatar
 
Reputacja: 1 JanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemu
Polarnik przywarł do ściany z przygotowanym peemem. W korytarzu byli bezbronni, należało ruszać.

- Feliks. - najcichszym szeptem zwrócił się do agenta. Zmierzył go wzrokiem; szpieg wciąż miał na sobie niemiecki mundur: brudny, pokrwawiony, z założonym nań opatrunkiem; wyglądał jak hitlerowski żołnierz po ciężkiej bitwie. - Podejdź do dyżurki i zagadaj ich, żeby otworzyli grodzie. Sprzedaj bajkę, że na górze walczyłeś z oszalałymi górnikami. - Lambert uważał, że najlepsze kłamstwa to te, które zawierają element prawdy. - My możemy przeczołgać się poniżej szyby.

Znów zwrócił wzrok w głąb korytarza. Lufa thompsona zataczała kręgi, gotowa splunąć ogniem w nadchodzące niebezpieczeństwo.

- A jeśli się nie uda, wkradniemy się do kwatery naukowców. Tam muszą być jakieś cywilne ubrania.

Adam zrobił sobie w głowie plan. Przeszukując kompleks, będzie się teraz starał znaleźć po pierwsze: przebrania, granaty ręczne i amunicję parabellum.
 
__________________
Jestem Polakiem, mam na to papier i cały system zachowań.
JanPolak jest offline  
Stary 09-04-2011, 11:29   #78
 
Klamka's Avatar
 
Reputacja: 1 Klamka jest na bardzo dobrej drodzeKlamka jest na bardzo dobrej drodzeKlamka jest na bardzo dobrej drodzeKlamka jest na bardzo dobrej drodzeKlamka jest na bardzo dobrej drodzeKlamka jest na bardzo dobrej drodzeKlamka jest na bardzo dobrej drodzeKlamka jest na bardzo dobrej drodzeKlamka jest na bardzo dobrej drodzeKlamka jest na bardzo dobrej drodze
Winda którą jechali żołnierze, była trochę klaustrofobiczna, jednak wyglądała na dosyć solidną, przynajmniej wyglądała. Metalowe ścianki wydawały się być bardzo grube i wytrzymałe. Ogólnie wyglądała ona powiedzmy - ładniej niż poprzednie pomieszczenia. Minęło trochę czasu zanim winda spokojnym, płynnym ruchem dotarła na miejsce, a w tym czasie agent wyjął plany. Po ich przejrzeniu, żołnierze wiedzieli mniej więcej z czym mają teraz do czynienia.

Lee po wyjściu z windy trochę odetchnął, miejsce w którym się znaleźli wyglądało bardziej przyjaźnie niż to co do tej pory zobaczył. Mocne stalowe drzwi dawały lekkie poczucie bezpieczeństwa, lecz także budziły obawę. Ściany dookoła były stosunkowo czyste.
Uwagę McMillana wzbudziła tylko lekko wygięta lampa, która wyglądała tak jakby ktoś rzucił w nią solidnym kamieniem Być może kilka razy spadła, w końcu to tylko lampa.

Adam powiedział coś cichym szeptem, ledwo słyszalnym, prawdopodobnie było to imię agenta.
Kolejne słowa Lamberta były bardziej zrozumiałe
- Podejdź do dyżurki i zagadaj ich, żeby otworzyli grodzie. Sprzedaj bajkę, że na górze walczyłeś z oszalałymi górnikami. My możemy przeczołgać się poniżej szyby.
Lee od razu spodobał się ten plan Faktycznie, Feliks wyglądał na takiego, który stoczył ostrą bitwę tam na górze i wyglądał na niemca.
Po chwili kompan dodał także
- A jeśli się nie uda, wkradniemy się do kwatery naukowców. Tam muszą być jakieś cywilne ubrania
Do czego McMillan podszedł lekko sceptycznie Lub wojskowy komitet powitalny jednak nic nie powiedział, przecież w tym momencie nie ma więcej innych dróg wyjścia.
Trzeba próbować wszystkiego, wyjście jest już bardzo blisko. McMillan miał nadzieję, że jego przeczucie jest trafne i, że niedługo wydostaną się stąd.

Z drugiej strony nie mogą zostawić reszty oddziału. Ich imiona i twarze przebłysnęły przez głowę spadochroniarza. Nie możemy być też pewni, czy oni żyją, jednak MY żyjemy, oni też mogą mieć szansę
 

Ostatnio edytowane przez Klamka : 10-04-2011 o 02:05.
Klamka jest offline  
Stary 15-04-2011, 14:36   #79
 
Arsene's Avatar
 
Reputacja: 1 Arsene jest godny podziwuArsene jest godny podziwuArsene jest godny podziwuArsene jest godny podziwuArsene jest godny podziwuArsene jest godny podziwuArsene jest godny podziwuArsene jest godny podziwuArsene jest godny podziwuArsene jest godny podziwuArsene jest godny podziwu
Adam Lambert i Lee McMillan


Agent poprawił nieco mundur i pewnym krokiem podszedł do szyby pancernej, za którą stał jego przyszły rozmówca. Z lekkim zdziwieniem na twarzy, które dostrzegli Adam i Lee zaczął po niemiecku

- Nazywam się ...
- Rooozpooznaaniee przeciiwniikaa, procedurraaa obrooonyy - zawył Niemiec po drugiej stronie szyby i grad kul spadł na nią z bezpośredniej odległości.

Feliks w ostatniej chwili odskoczył. Szyba pękła, by następnie rozprysnąć się na tysiące drobinek. Była gruba, zbrojona, lecz wystrzelenie w nią całego magazynka z karabinu maszynowego z takiej odległości było w stanie przebić nawet taką osłonę.

Drzwi prowadzące do pomieszczenia kontrolnego otworzył się. Pojawił się w nich ten sam człowiek, który strzelał do agenta. Miał bladą twarz, mętne oczy, przypominał trupa. I to bardzo realnie. Lee nie czekał. Posłał ku niemu kilka kul. Ten zachwiał się i po kolejnych dwóch strzałach padł na podłogę, którą zalała purpura krwi. Feliks pierwszy wszedł do pomieszczenia.

Nie było w nim więcej wrogów. Był za to panel z przyciskami oznaczonymi numerami drzwi. Na ścianie obok wisiał niewielki plan z opisami drzwi i pomieszczeń. Adam dostrzegł dwa szczególne przyciski, do wciśnięcia których wymagany był klucz. Niewielki, srebrny, na łańcuszku. Dokładnie taki, jaki wisiał obok planu. Nad jednym guzikiem napis głosił "Otwórz wszystkie" nad drugim natomiast "Zamknij wszystkie". To mogło trochę ułatwić sprawę.

Lambrt usłyszał w głowi cichy głos. Brzmiał on jakby wołał ktoś bardzo daleko, a jednocześnie stał obok. Był to zapewne głos kobiecy. Zabrzmiał raz i ucichł.

- Poomooocy!
 
__________________
Także tego
Arsene jest offline  
Stary 20-04-2011, 21:09   #80
 
Ziutek's Avatar
 
Reputacja: 1 Ziutek ma w sobie cośZiutek ma w sobie cośZiutek ma w sobie cośZiutek ma w sobie cośZiutek ma w sobie cośZiutek ma w sobie cośZiutek ma w sobie cośZiutek ma w sobie cośZiutek ma w sobie cośZiutek ma w sobie cośZiutek ma w sobie coś
Kolejna anomalia, gadające coś co przypominało lodówkę. Na zadane przez skrzynię pytanie odpowiedział stanowczo choć nerwy miał w strzępkach:
- Starszy chorąży sztabowy Edward Kingston.
- Czego, kurwa, szukamy? Wyjścia do cholery! - wtrącił się Dębski próbując wytłumaczyć skrzynce.
- Czeeegoo chceeeciieee?
Kapitan Dębski chyba się załamał ponieważ kręcił się w kółko mamrocąc imię Eddiego pod nosem.
- Chcemy znaleźć wyjście z tego kompleksu - odpowiedział starannie dobierając słowa, aby nie urazić tego czegoś, kiedy kapitan zaczął się dziwnie zachowywać Eddy powiedział:
- Kapitanie niedługo stąd wyjdziemy, niech pan wytrzyma... Kurde, żebym to ja musiał pilnować dowódcy...
- Zaaabiiijjj gooo - podpowiedział Edwardowi głos.
- Nie, nie zabiję - odpowiedział stanowczo.
- Dlaaaczeeegooo ? Jeestt słaabszyy ...
- Ale przyda się jako tłumacz planów i map - odparł - Jeśli oczywiście nie siadł mu mózg - mruknął do siebie
- Anaaalliizaa - jęknął głos, zaskrzeczał i umilkł.
Ta maszyna widocznie chciała ich zlikwidować lub przenieść na swoją stronę. Eddy postanowił odmawiać skrzynce podsuniętych przez nią działań. Lecz dziwił się Dębskiemu, że podejrzewa skrzynkę o morderstwo, więc powiedział:
- Kapitanie, pan podejrzewa pudło o masowe zabójstwo? Eee... Skrzynko, możesz podać mi plany tego kompleksu?
- Skrzyynnnkooo ? Niee ... plany ... odmmmoowaa. Jaaa pozbyyyłeeem sięęę kłoopootóówww, niic ponaaad too.
~ Że co ona powiedziała? To myśli?
- A wiesz gdzie jest wyjście? - zapytał coraz bardziej poirytowany
- Taaak... - odpowiedziała skrzynka bardzo wyczerpująco.
- A możesz mi powiedzieć jak tam trafić?
- Nieee...
- Dlaczego?! - Eddy zapytał tonem dziewięcioletniego dziecka w sklepie.
- Ooodmooowaaa udzieeleeniaa odpooowieedziii...
- Zatwieerdzeeniee udzieleeniaa odpoowieeddzii!!! - Kingston naśladował głos - Roozkaazz udzieeleeniaa daanyychhh.
- Roozkaaz? Rooozpooznaaniee przeciiwniikaa, procedurraaa obrooonyyy.
Po tych słowach Eddy nie spodziewał się pokojowej rozmowy. Wziął do ręki łom, który podał mu Dębski, zamachnął się i chciał uderzyć z całej siły skrzynkę, która prawdopodobnie zamierzała ich zabić.
 
__________________
"W moim pokoju nie ma bałaganu. Po prostu urządziłem go w wystroju post-nuklearnym."
Ziutek jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 19:45.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172