Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 26-03-2011, 17:48   #234
alathriel
 
alathriel's Avatar
 
Reputacja: 1 alathriel nie jest za bardzo znanyalathriel nie jest za bardzo znanyalathriel nie jest za bardzo znanyalathriel nie jest za bardzo znanyalathriel nie jest za bardzo znany
Wbrew pozorom do zamku nie było tak daleko, chociaż może tutaj czas płynął nieco inaczej? Kto wie. W każdym razie szybko się pojawiły przy budowli. Jedynym problemem okazało się, że nie został zbudowany z kamienia, a zdawał się wyrośnięty z jakichś badyli. Zero drzwi, bram okien. Tylko rosnące w górę korzenie.

No cudnie, zamek -drzewo. Nawet nie byłam zaskoczona. Przetrawiłam fakt i postanowiłam znaleźć jakieś wejście. Największym problemem okazał się brak owego wejścia. Zaczęłam obchodzić to badziewie dookoła. Niestety wciąż nie było śladu po najmniejszej nawet szczelinie. Spróbowałam, więc się najbardziej prymitywnego sposobu, jaki znałam. Postanowiłam wyciągnąć miecz i dźgnąć roślinę. Może udałoby się wyciosać sobie przejście? Ku mojemu zaskoczeniu drzewo zranić się nie pozwoliło.


Co więcej jakby uciekając przed ostrzem, materia się rozstąpiła ukazując wnętrze nietypowego budynku. Margot bez słowa mnie wyminęła i wlazła do środka. Ja nie mając innego wyboru, podążyłam za nią. Kiedy tylko znalazłyśmy się we wnętrzu, przejście się zasklepiło, tak jakby go tam nigdy nie było.

Przedzierały się przez gęsto zrośnięte ze sobą korzenie, aż dotarły do dużej sali, na środku, której rosło bardzo dziwne drzewo pachnące delikatnie słodkawym aromatem. Na jego pniu wisiało wiele luster, przeszklona kopuła dawała wrażenie, że nad ich głowami jest ocean a nie niebo. Wszystkie ściany również pokrywały lustra.
- CELESTIN! - Margot krzyknęła tak głośno, aż szyby zadzwoniły.
- Margot?
Zza drzewa wyłonił się cały i zdrowy mężczyzna, którego tyle szukały. Montenka do niego dopadła i na dzień dobry zanim zdążył powiedzieć "Cieszę się, że cię widzę" dostał z lewego sierpowego w szczękę. Aż się zatoczył.

Na razie postanowiłam się jednak nie wychylać. Tak „wzruszający” moment rodzinny, który zafundowała swojemu bratu Margot, nie powinien zostać zbezczeszczony.
Kiedy Celestin się zatoczył, niemalże wpadł na lustro, wiszące na drzewie przyklejając się policzkiem do jego tafli. Dopiero to zwróciło moją uwagę. W odbiciu nie ukazał się blondyn a kompletnie obcy facet. Zmrużyłam oczy.
- Celestin? - Zapytałam podejrzliwie.
Monteńczyk strzepnął nieistniejący kurz z rozchełstanej koszuli.
- Słucham? - Spojrzał w stronę Moiry z uroczym uśmiechu prezentując cały garnitur swoich białych ząbków.
Aż mi serce zabiło mocniej. Błe. Dziwne. Jednak nie dałam się zbić z tropu. Coś w tym miejscu wydawało mi się niezwykle podejrzane. Właściwie cały zamek wywoływał mój niepokój, ale w tej komnacie nabierał on niebezpiecznej siły.
Wymownie spojrzałam na lustro, w którym odbijał się obcy mężczyzna.
Blondyn oparł się o nie zasłaniając odbicie.
- Coś się stało Moiro?
Uniosłam jedną brew do góry
- Może ty mi powiesz. - Uśmiechnęłam się cierpko.
- O co ci znowu chodzi?! - Margot tupnęła wściekle.
Mężczyzna uśmiechnął się półgębkiem, jego oczy na chwilę przebiły ciemniejszym kolorem, czego monteńka nie zauważyła patrząc na Moirę.

No szlag mnie chyba trafi. Chociaż sama nie wiem, czego spodziewałam się po wnętrzu cholernego artefaktu.
- Gdzie jest Celestin? - Spytałam nie zmieniając wyrazu twarzy - I dlaczego wyglądasz jak on, kimkolwiek jesteś?
- Moja droga, nie wiem, o co ci chodzi. To ja, Celestin z krwi i kości. - Ukłonił się lekko, złapał swoje zapuszczone długie włosy, odrzucił je do tyłu. - Chyba aż tak się nie zmieniłem od ostatniego naszego spotkania?

Może znałam blondyna dopiero tydzień, ale jedno byłam w stanie stwierdzić na pewno. To nie był on.
- To, że masz ciało Celestina, to widzę. Ale TY, nim nie jesteś.
- Hm, a co robię nie tak? - Oparł się o pień, dotknął delikatnie palcem wskazującym czoła Margot, która zamarła w miejscu jak posąg. Jej oczy stały się puste.
- Choćby to. - Wskazałam na monteńkę.
- A plan był taki prosty. - Westchnął teatralnie. - Oczywiście się musiałaś połapać. Z babimi sercami zawsze tak jest.

- Nie wiem, o czym mówisz. Dziwne, że Margot się nie połapała - Westchnęłam –No i co teraz?

- Targają nią silne emocje i manipulacja jest o wiele prostsza. - Wzruszył ramionami, zaplatając je na piersi. - Jesteś zbyt spostrzegawcza, będę musiał się bardziej postarać.
Strzelił z palców. Kopuła nad ich głowami rozpadła się w drobny mak i przez dziurę wlała się woda wraz w lecącym prosto na Moirę wielgachnym wielorybem.

Wieloryb.

Wieloryb?

CO!?!

O Theusie, zlituj się.

Zasłoniłam się ramionami, zupełnie jakby miało mi to coś dać w starciu z olbrzymim ssakiem. I nagle poczułam jak muska mnie cała masa baniek mydlanych. Łaskotało. Otworzyłam oczy.
Jak widać nie tylko ja byłam zdziwiona. Celestin, czy raczej jego ciało stało jak zamurowane.
- Jak to zrobiłaś?
- Ja to zrobiłam?!
- Teraz to dopiero mnie wcięło.
- No chyba nie ja. Co by mi przyszło z obrzucenia cię pianą? - Spytał lekko zirytowany blondyn.

Spojrzałam na swoje ręce. Uniosłam prawą dłoń do góry.
Na myśl przyszedł mi się ogień i … buch… płomień się pojawił.
- uuu.. - To było miłe zaskoczenie. Mogłam robić sztuczki! Wystarczało tylko pomyśleć, a wyobraźni to mi akurat nie brakowało.
Zdałam sobie sprawę, że czuję mrowienie na kostce. To była bransoletka. Nie poruszała się, ale ja czułam, że dzieje się z nią coś dziwnego.
- Nie rozumiem - warknął przez zęby pseudo Celestin - Ale to nieważne, zaraz skończymy tą zabawę.
Jednak zanim zdążył cokolwiek zrobić, moja bojowa natura dała o sobie znać. Motto pt: „Atakuj zanim ciebie zaatakują” jak raz pojawiło się w mojej głowie.
Wykorzystałam znajdująca się dookoła mnie wodę. Zrobiłam obrót wyciągając przed siebie rozczapierzone palce. Udało mi się osiągnąć zamierzony efekt. Woda zebrała się tworząc coś na kształt wodnego pejcza. Z całą siłą cisnęłam nim w blondyna. Zaskoczony nieoczekiwanym zwrotem akcji, nie zdążył się obronić i rzuciło nim o ścianę.
Kilka luster poszło w drobny mak.
- Nie no, tak nie będzie. Jestem tu panem! - Wrzasnął, stając na nogi.
Otoczenie zamigotało, wypłowiało i nagle wszystko zniknęło. Stali w ciemnej, czarnej przestrzeni. Wisieli pośród sztucznych konstelacji.
- Tak o wiele lepiej. - Zamachał dłonią, a gwiazdy ruszyły do ataku.
Gwizdnął, Margot spojrzała w stronę Moiry, po czym wyciągnęła swoje szabelki i ruszyła na swoją dotychczasową współtowarzyszkę.

To było ciekawe doświadczenie. Aż chciało się przetestować, co jeszcze mogę. Szkoda, że nie było czasu i odparcie ataku musiało wysunąć się na pierwszy plan.
Wyciągnęłam jedną dłoń w kierunku Margot w geście "stop", drugą zaś w kierunku rozpędzonych gwiazd. Wszystko się zatrzymało. Rękę, która wskazywała ciała niebieskie zacisnęłam w pięść. Pomniejsze gwiazdy zbiły się w jedną potężną. Zrobiło się jasno.
- No i mamy słońce - Rzuciłam zadowolona z siebie. Fajnie. Prawie jak Theus.
Margot natomiast, zwróciła się przeciw władcy tego świata jednak go nie zaatakowała. Nie mogłam używać jej jako marionetki. Prawdziwy Celestin mógłby się wkurzyć.

- Mam cię dość. - Rzucił rozeźlony. Klasnął.
Obie kobiety nagle zaczęły spadać w bardzo szybkim tempie.
Rozsunęłam ręce na boki. Spadanie ustało. Potem uniosłam dłonie i pojawiła się podłoga. Jednak lepiej czułam się na stałym gruncie.
Tupnęłam. Z ziemi w kierunku blondyna wystrzeliły ziemne pociski. Później złączyłam dłonie i takie same strzały nadleciały z prawej i lewej strony władcy lustra. Nie zaatakowały go jednak a utworzyły klatkę, którą chwilę później ściągnęłam dobrowolnie-przymusowo na ziemię.
W klatce nagle stworzyła się mgła i nie dało się dojrzeć przez nią, czy pseudo-Celestin tam jeszcze jest.

Jednym ruchem ręki rozgoniłam dziwną anomalię pogodową. Jak mogłam się domyślić, mężczyzny już tam nie było.
No nie, w kotka i myszkę będzie się ze mną bawi!? JA NIE MAM CZASU!!!
Wzięłam głęboki oddech i instynktownie wykonałam rękami kilka dziwnych ruchów. Skupiłam się na obrazie Celestina, jego ruchach, uśmiechu (miałam nadzieję, że jest wystarczająco ciemno, żeby nie było widać moich różowiejących policzków). Tuż nade mną zaczęła krystalizować się jasna kuleczka, która z wolna dostała macek. Usłyszałam śpiew nieco zachrypniętego, starczego głosu, który nucił jakąś monotonną melodię. Wiedźma czuwała.
Macki kulki przekształciły się w główkę, rączki i nóżki. Skupiłam się mocniej. Nareszcie! Ukształtował się cały Celestin.

Tymczasem, skupiłam się na zlokalizowani władcy. Podciągnęłam ręce do siebie i uniosłam je do góry. Z ziemi wyrósł przede mną cielesny blondyn, z dość efektownie uwięzionymi w skale dłońmi i nogami.
- Koniec tego dobrego.- Moje ręce aż po łokcie stały się lekko przezroczyste. Włożyłam je w klatkę piersiową mężczyzny, złapałam za fraki, zaparłam się jedną nogą o skałę i z całej siły pociągnęłam do tyłu.
On bardzo się opierał, wszystko dokoła zawirowało, przestrzeń zaczęła się giąć, przekształcać, dostała piątego i szóstego wymiaru. Dusza Celestina wskoczyła do swojego ciała i efektownie (z dużą pomocą Moiry) wykopała intruza z wnętrza. Bransoletka pękła, zaczęli spadać. Celestin w końcu otworzył oczy, złapał z rękę Moirę.

- PRZEPRASZAM, MOŻE TERAZ BYŚ SIE RUSZYŁ? – rozległ się męski głos. Blondyn uniósł jedną brew do góry.
Coś szarpnęło, monteńczyk pociągnął avalonke za rękę, biorąc ją na ręce, a z jego pleców wyrosły wielkie skrzydła. Z ciemności pod ich stopami po chwili wyłonił się Ojciec-Błazen z Margot w ramionach. Frunął na swoim kamieniu powolnym tempem.
- Dzięki za skrzydła.
- Polecam się.
 
__________________
Pióro mocniejsze jest od miecza (...) wyłącznie jeśli miecz jest bardzo mały, a pióro bardzo ostre. - Terry Pratchett

Ostatnio edytowane przez alathriel : 26-03-2011 o 17:55.
alathriel jest offline