Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 26-03-2011, 18:38   #19
Imoshi
 
Reputacja: 1 Imoshi jest jak niezastąpione światło przewodnieImoshi jest jak niezastąpione światło przewodnieImoshi jest jak niezastąpione światło przewodnieImoshi jest jak niezastąpione światło przewodnieImoshi jest jak niezastąpione światło przewodnieImoshi jest jak niezastąpione światło przewodnieImoshi jest jak niezastąpione światło przewodnieImoshi jest jak niezastąpione światło przewodnieImoshi jest jak niezastąpione światło przewodnieImoshi jest jak niezastąpione światło przewodnieImoshi jest jak niezastąpione światło przewodnie
Wybuch. Zaledwie kilkadziesiąt metrów od niego wybuchł posterunek dowódcy.
- A więc zabawę czas zacząć- powiedział sam do siebie. Wdrapał się na jakieś drzewo dla lepszego widoku.
- Cholera ! Co to ma być?! - zaklął. Ogromne siły wroga zbliżały się do ich pozycji. Wielu żołnierzy opuściło swe posterunki i uciekło gdzieś w las. Po chwili Francis zauważył, że w pobliżu leży dwóch związanych żołnieży. Nie wyglądali na Amerykaninów, mogli być to tylko jeńcy. Postanowił ich przesłuchać.

Zakneblowani i związani ruscy jęczeli ponieważ rany dawały im się we znaki. Wszystko wskazywało na to, że nie powiedzą nic ale trzeba sprawdzić.
Francis szedł właśnie ku obezwładnionym wrogom. Chciał się czegoś dowiedzieć, a żołnierze zapewne jakąś wiedzę posiadali. Zdjął więc z ust jednego z Rosjan knebel i zapytał spokojnie
- Co się tutaj dzieje?
- A nie widzisz? Walczymy za Wodza, który niech żyje wiecznie! A wy wszyscy zdechniecie jak psy!
- Macie jakiś plan działania?
- My nie potrzebujemy planów, wódz nas prowadzi a my ślepo idziemy za nim, on jest jak ojciec, nie wystawi nas na niebezpieczeństwo, a my oddamy życie za ojca ponieważ jesteśmy jego dziećmi.
- Jak wielu was tu jest?
- Dużo, nasz ojciec ściągnął nas z całego świata.
- ILU? - zapytał z podenerwowaniem.
- Przecież powiedziałem, nikt nie wie ilu nas jest dokładnie. Wie to tylko nasz wódz.
- A gdzie jest wasz wódz?
- Jest jak wasz Bóg, wszędzie.
- Jak się nazywa?
- Ojciec nowego świata.
- Macie tu jakiś obóz?
- Cały świat to nasz obóz, wy jesteście tylko naszymi więźniami. Robimy z wami co chcemy, zabijamy synów, gwałcimy córki, palimy rodziców, bezcześcimy groby waszych przodków.
- Gdzie trzymacie sprzęt?
- My nie potrzebujemy broni, wystarcza słowo Wodza i nasze ręce.
Francis chwycił ofiarę za gardło i powtórzył jeszcze raz
- Macie jakichś więźniów?
- To wy nimi jesteście - mruknął - Za Naszego ojca i za Rosję! - wychrypiał jak mógł najgłośniej
Poddusił swoją ofiarę jeszcze mocniej, tak aby straciła przytomność. Miało to na celu przestraszyć jego kolegę. Następnie i jemu odpiął knebel i zapytał
- Może ty będziesz bardziej rozmowny?
- Z psami nie rozmawiam, tak rzekł nasz Wódz zabijając waszych żołnierzy i cywilów.
- Na prawdę chcesz umrzeć w taki sposób? Umrzeć przez to , że nie powiedziałeś mi niczego ciekawego?
- Tak, urodziliśmy się aby stworzyć nowy świat razem z naszym ojcem. Powinniście coś wiedzieć o poświęcaniu synów bo przecież wasz Bóg zesłał wam swojego Syna i skazał na śmierć tak samo ja i inni moi bracia tylko ze my umieramy za dobrą sprawę.
Wyjął nożyk
- Jak utnę Ci ucho nadal będziesz taki twardy? - zapytał z ironią myśląc tak na prawdę o sposobie na zmiękczenie wroga.
- Nasz ojciec mówił, żeby wytrzymywać wszelkie bóle ponieważ wynagrodzone zostanie nam to w nowym świecie - powiedział choć głos mu się zaczął trząść
- Hm? Czyżby wystarczyło go tylko lekko nastraszyć- pomyślał.
- Na prawdę myślisz, że wytrzymasz tyle bólu ile ja mogę Ci załatwić?
- Tnij, psie! - wykrzyczał choć łzy mu wypłynęły z oczu.
- Mogę sprawić, że bezboleśnie przejdziesz do świata gdzie twój ojciec wynagrodzi Ci twoją wierność. Mogę też sprawić, że nie trafisz tam zbyt prędko, tylko będziesz cierpiał w miejscu, które będzie Ci przypominało piekło. Co wybierasz? - zapytał przystawiając nóż do głowy fanatyka.
- Uczono nas aby przetrzymywać ból ponieważ ojciec będzie nas za to bardziej kochał, a ja mu to chcę pokazać - powiedział telepiąc się i zaczął szybko oddychać
- A nie uczono was, że w świecie w którym my żyjemy każdy obecny jest wrogiem twojego ojca? - zapytał.
- Ojciec dlatego rozkazał żeby wyczyścić planetę z was, zaślepionych głupców, nie rozumiecie, że dzięki ojcu świat się polepszy?
- Nasze metody sprawdziły się już wielokrotnie. Sprawimy, że odejdziesz od swojego ojca i staniesz się taki jak my. - powiedział próbując straszyć fanatyka może być ale Fail
- Nigdy... - mruknął - Jesteście słabi dlatego nie możecie poprawić sobie życia, zazdrościcie nam, mówiłeś coś o obcinaniu ucha więc daj mojemu ojcu radość.
- Nie widzisz, że on chce byście cierpieli? - zapytał
- Uczy nas abyśmy nie zeszli na waszą drogę, stąd ten ból.
- Zobaczymy czy jesteś taki twardy za jakiego się uważasz - mówiąc to zaczął wykręcać wrogowi jeden z palców u ręki.
Krzyczał i wierzgał lecz nic nie powiedział.
- Widzę że wytrzymujesz - powiedział. Postanowił wzmocnić atak przez co sprawiał wrogowi jeszcze większy ból
- W końcu go złamię - myślał
- Dobra! - krzyknął - Szlag by cię cholerny psie.
- Co powiesz? Chcesz jeszcze trochę bólu? - pytał z wrednym uśmiechem.
Myślał chwilę głośno sapiąc lecz pokręcił głową
- Gdzie trzymacie wyposażenie - zapytał nie przerywając tortur.
- Nie wiem, naprawdę! Kazali nam wejść w tłum, dali broń i do widzenia. Ja tu jestem dopiero od tygodnia!
Nadal dając ofierze solidną dawkę bólu zapytał
- A gdzie jest wasz obóz? Dobrze wiem, że gdzieś musieliście zaczekać aż przyjdą tu ludzie. -
- Rozbiliśmy obóz gdzieś w dżungli, nie mieliśmy czasu na odwiedzenie wojskowych obozów.
- A troszkę dokładniej - spytał ponownie lekko osłabiając swój atak.
- W środku dżungli, to był taki obóz chwilowy.
- A umiałbyś wskazać mi stąd drogę do tego obozu?
- Jego już nie ma, złożyliśmy wszystko jak wpadliśmy na grupę tych uchodźców.
- Ilu ludzi było w tym obozie i gdzie oni teraz są?
- Czterech, dwóch zabitych, jeden leży na ziemi, a drugi wytrzymuje tortury.
- Czyli we czterech zaatakowaliście tak pilnie strzeżone miejsce, w dodatku bez planu? - zapytał sądząc że więzień kłamie.
- Mówiłem przecież że jesteśmy synami ojca?
Popatrzył na zbliżający się konwój. Przewyższali ich drużynę liczebnie i to znacznie. Cała ta grupa musi mieć gdzieś jakieś obozowisko.
- A ten konwój? Skąd się wziął?
- NIe wiem, nic nie było mówione o konwoju, my mieliśmy tylko zrobić zamieszanie i uciec.
- A czy znacie waszego ojca pod innym imieniem?
- Nie, powiedział, ze stare imiona są niedozwolone w nowym świecie.
- Powiedz więc wszystko co o nim wiesz.
- On się nam nie przedstawiał, powiedział, że chce stworzyć nowy świat, a dzięki jego naukom ma coraz więcej chętnych. Wiem tyle, że tutaj go nie ma, pewnie jest w Rosji.
- Skoro nie masz żadnych interesujących informacji, to nie będę Cię traktował ulgowo- powiedział torturując przeciwnika o wiele mocniej niż ostatnio. Był już prawie pewny, że niczego się od niego nie dowie.
- To nie możesz mnie zabić? Powiedziałem wszystko co wiem - mówił pośród krzyków.
- Nie. Myślę, że wiesz więcej niż mi powiedziałeś i zmuszę Cię byś to wykrztusił. - mówił, a na jego twarzy ponownie pojawił się ten wredny uśmiech.
- Rozumiesz, że nowym członkom nie mówią szczegółów? Tyle wiem od moich braci i to też musiałem się dopraszać.
- Skoro tak twierdzisz - powiedział chwytając za gardło i podduszając. Spojrzał ponownie w stronę konwoju, który był już niebezpiecznie blisko. Wystrzelił dwa pociski w głowy swoich ofiar i zaczął uciekać.
- Boże, wybacz mi - powiedział cicho szukając odpowiedniej kryjówki.
Po chwili zauważył jakieś duże drzewo, jego konary były idealną kryjówką, przynajmniej na razie. Co więcej, z drzewa tego ma otwartą drogę do dżungli i może bez problemu uciec. Tak więc czekal tam na rozwój sytuacji.
 
Imoshi jest offline