Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 16-03-2011, 09:40   #11
 
Piter1939's Avatar
 
Reputacja: 1 Piter1939 jest na bardzo dobrej drodzePiter1939 jest na bardzo dobrej drodzePiter1939 jest na bardzo dobrej drodzePiter1939 jest na bardzo dobrej drodzePiter1939 jest na bardzo dobrej drodzePiter1939 jest na bardzo dobrej drodzePiter1939 jest na bardzo dobrej drodzePiter1939 jest na bardzo dobrej drodzePiter1939 jest na bardzo dobrej drodzePiter1939 jest na bardzo dobrej drodzePiter1939 jest na bardzo dobrej drodze
Zebranie zakończyło się. Polecenia zostały wydane. Piotr zajrzał do skrzyni. Najwyraźniej ktoś już w niej grzebał, co więcej żadnego Ak Piotr tam nie znalazł. To nie był taki wielki problem ,zdobędzie się na ruskich. Wybrał zestaw broni który po robocie w Iraku był mu dość dobrze znany: M-16 i Sig Sauera. Wziął też oczywiście amunicje i parę dodatków typu tłumik do Siga, granaty etc. Sterczeć na warcie nie miał na razie ochoty, czas się zdrzemnąć zanim zbudzi go pierwsza zmiana. Pistolet wsunął pod poduszkę, nie znał tych ludzi i chciał mieć go pod ręką w razie czego. Niedługo potem zasnął.

Ranek, następnego dnia

Olaf zachował się jak rasowy sierżant USMC, przynajmniej taki z filmów. Piotr przypuszczał, że może ich czekać taka pobudka. Olaf zyskał na tym w jego oczach. Widać trochę jednak mu na nich zależało. Nieźle się zmęczył po tej zaprawie, pół roczny pobyt w domu spowodował jednak lekki spadek formy ,mimo ze przecież ćwiczył dość regularnie .Potem było śniadanie, takie sobie delikatnie mówiąc ale nie spodziewał się że będą śniadania i obiady jak w domu. Gdy już zjedli, Olaf nakreślił szczegóły ich najbliższego zadania. Wydawało się dość proste. To co zrobił kapitan zaraz potem, zaskoczyło go. To jak wrzucać kawał mięsa w stado głodnych wilków.400 tys zielonych…ludzie zabijali się za mniejsze sumy. Tym razem Olaf miał u Piotra krechę. Tymczasem padły propozycje równego podziału. Piotr je poparł. Być może jednak obędzie się bez awantur? Piotr był bardzo skupiony i pilnie obserwował, na pewno nie zamierzał dać się oszukać.
***
Następnie skierowali się do pojazdów. Piotr specjalnie wybrał samochód z Olafem. Gdy tylko ruszyli odezwał się:
- Kapitanie, mam do Pana pytanie, jeśli można... -w tym momencie dostrzegł lekkie skinienie głowy kapitana ,więc kontynuował-Chodzi o komunikację ze światem zewnętrznym, jest to jakoś możliwe? Mam kogoś bliskiego, komu muszę dać znać od czasu do czasu, że żyję.
- Hmmm... Słuchaj młody, nie da rady się tutaj komunikować ale można by spróbować gdzieś u jankesów, oni mają porozstawiane anteny, a na tym zadupiu trudno jest rozmawiać nawet przez radio - mruknął - Wiesz co, po misji podrzucisz nas do najbliższej bazy USA i może pozwolą ci zadzwonić jeśli to takie ważne, a może załatwią jakieś ustrojstwo, przez które będziesz mógł stąd dzwonić, spokojnie młody, załatwimy to - poklepał Piotra po ramieniu
- Nie chciałbym sprawiać takiego kłopotu, jeżeli jankesi mają tradycyjną pocztę to w zupełności mi wystarczy.
- Ale dlaczego masz nie korzystać z ich telefonów skoro pewnie je tam mają, wiesz ile listy stąd potrafią iść gdziekolwiek? To lepiej żebyś nie wiedział. Bez dyskusji, po zadaniu wsiadamy w Jeepa, weźmiemy sobie jeszcze kogoś jako obsługę wieżyczki i załatwione, zrozumiano, żołnierzu?
- Tak jest, będę Panu kapitanowi wisiał przysługę, na pewno nie zapomnę.
- Dobra, dobra, nie gadaj tylko mi tu patrz na drogę bo zaraz w coś wjedziesz.

Teraz już Piotr nabrał już nawet pewnej sympatii do kapitana. Zadeklarował pomoc, nic nie zyskując a mógłby go przecież łatwo zbyć.
***
Gdy dotarli na miejsce Piotr zaparkował pojazd, wysiadł i od razu zapalił papierosa. Rozejrzał się po nowym miejscu. Poszukał wzrokiem jakiegoś miejscówki skąd mógłby prowadzić ostrzał w razie ataku. Stamtąd zamierzał obserwować rozwój wydarzeń. Chyba ruscy nie są tak głupi by zaatakować posterunek południowo-afrykańskiej straży granicznej. Bardziej obawiał się jakiś band chcących obrabować uchodźców z resztek dobytku. Czekał też na ewentualne rozkazy Olafa.
 
Piter1939 jest offline  
Stary 17-03-2011, 17:17   #12
 
Fearqin's Avatar
 
Reputacja: 1 Fearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłość
Gryf po jakimś czasie udał się do Olafa. Chciał uciąć z nim pogawędkę. Miał już broń, wartę miał w nocy więc nie było za wiele do roboty.
- Witam. Jak rozumiem wraz z nami nie będzie pan brał udziału w misji? - Gryf mówił spokojnie, z wyraźnym szacunkiem.
- Słucham? Ja jako dowódca mam OBOWIĄZEK brać udział w każdej waszej misji, wiem że chcielibyście sobie poszaleć ale na razie nie ma o tym mowy.
- Ach, myślałem, że będzie nas pan pilnował tylko żebyśmy się nie pozabijali w obozie, ale tym lepiej. Jak się domyślam służył pan w U.S. Army Rangers?
- Tak ale długo w niej nie pobyłem.
- A tak z czystej ciekawości, zgłosił się pan na ochotnika do TEJ misji?
- Szczerze? Nie, ale po dłuższym zastanowieniu dobrze się stało, że tu trafiłem ponieważ mogę nabrać więcej doświadczenia w nowym terenie.
- Po raz pierwszy Afryka? Mam nadzieję, że się pan zaszczepił wcześniej przeciw tym gównom co tu mają. Ja tu parę razy byłem i sprawy medyczne mam za sobą, ale naprawdę, te choroby są gorsze niż ludzie z którymi będziemy walczyć.

- Szczepienia były obowiązkowe. Każdy dowódca grupy miał przymusowe badania, szczepienia i inne cholerstwa. Taak, ruscy są okropni...
- No, ja tam z nimi się tak dużo znowu nie biłem, jestem niestety podrzędny wciąż, ale jeśli mają tu Specnaz to mamy przesrane. Miał pan... właściwie to jaki ma pan stopień, nie chcę się cały czas zwracać per “pan
”. - Gryf lekko się uśmiechnął.
- Kapitan Olaf Denvich, żołnierzu! - i zasalutował. -Jeśli jesteś dobrze wychowany to możesz mówić do mnie po prostu Olaf, to mi nie przeszkadza.
- Cóż, odebrałem dobre wychowanie, jednak równocześnie spędziłem lata w szkole żołnierskiej i to moje młode lata. Tak mi kazali i jakoś wlazło w nawyk. Jednak postaram się Olafie. Mogę wiedzieć czy jesteś snajperem, kierowcą? W sensie jak nam będziesz pomagał w walce.

- Oprócz wydawania rozkazów służył wam będę moim karabinem szturmowym i całkiem niezłą kondycją choć nie wyglądam na takiego... Wiesz, Skandynawskie korzenie, w wypadkach bardzo krytycznych mogę użyć materiałów wybuchowych ale wolę tego nie robić często, jak byłem gnojkiem to tak ale teraz to nie na moje serce - uśmiechnął się
- Wybuchu to też nie dla mnie. Jeszcze granata dam radę użyć, ale C4, bomby i te inne to nie dość, że za głośne to jeszcze trochę zbyt ryzykowne. Dlatego też biorę tłumiki do każdej broni. Jednak będzie mi brakować pojazdów lotniczych podczas misji. Pilotowałeś kiedyś śmigłowiec lub samolot? - Spytał włażąc na swój ulubiony temat.
- Śmigłowiec raz ale pod ścisłym nadzorem, wymóg ‘’Góry’’, samolot... Jeśli awionetka zalicza się do tego to mam niewielkie doświadczenie.
- To dobrze. Ale podobało się?
- Było to dla Gryfa bardzo ważna kwestia.
- Lot śmigłowcem był okropny, mój nadzorca był taki nerwowy, że nie będę mówił, darł się i przez to nienawidzę latania śmigłowcem, ale samolotem... znaczy się awionetką to był raj, skoro miałem ją na własność to musiało mi się podobać
- No raczej, jak można coś mieć i tego nie lubić. Aczkolwiek szkoda, że zostałeś zniechęcony do śmigłowców. Ja osobiście wolę je pilotować niż samoloty. W razie czego możesz na mnie polegać, z każdego awaryjnego lądowania wyłaziłem bez szwanku. Pasażerowie którzy zapięli pasy też.
- To dobrze bo ja zawsze zapinam pasy, nie spodziewałem się, że dostanę takich ludzi, myślałem, że wsadzą mi jakiś wieśniaków, którzy na prawdziwej wojnie nigdy nie byli.
- No, może niektórzy z nich tacy są. Jeśli ich doświadczenie to walki uliczne, mafijne porachunki, lub ten szajs z meksyku to pewnie padną na pierwszej otwartej walce z ruskimi. To jest jednak wielka różnica niż to co może ich spotkać w mieście. Oczywiście mogę się mylić, ale wolę mieć u boku kogoś kto wie jak się zachować, a nie będzie ciągle krzyczał “Kryj mnie” po czym biegnie na pałe licząc, że wszystko jest pod kontrolą.

- Może niektórzy, wiesz co, moim zdaniem powysyłali takich niedouczonych palantów żeby zrobić z nich piechurów USA w razie jakiejś większej wojny. Cóż, jak na razie są pod moim dowództwem i ja za nich odpowiadam więc dołożę starań aby choć trochę wrzucić do tych ich czajników wiedzy militarnej. Nie lubię wystawiać moich żołnierzy na pewną śmierć.
- Jasne, rozumiem, ja tam nigdy nie miałem na sobie takiej odpowiedzialności. Miło, że mamy kogoś tak ogarniętego jako dowódcę, a teraz wybacz, ale zaraz będzie moja warta o ile się nie mylę.
- Chris z przyzwyczajenia zasalutował i odszedł w swoją stronę.
Olaf również zasalutował i rzucił do odchodzącego Gryfa - po warcie podskocz do mnie, musimy załatwić jedną sprawę.


***

Wartę spędził po cichu, nie chciało mu się z nikim gadać. Skupił się na własnych myślach. Liczył na szybkie zakończenie tej sprawy. W sprawie zaliczki, opowiedział się po podzieleniu wszystkiego równiutko, tak jak większość. Pewnie potem każdy dostanie tyle na ile zasłużył.

Po skończonej warcie udał się do Olafa.

Gryf jak to miał w zwyczaju zasalutował wchodząc do biura wyższego stopniem.
- Czym mogę służyć?
- Dobrze że jesteś, nie będę przeciągał: Pod moją nieobecność potrzebny jest ktoś kto przytrzyma w ryzach tą hołotę, a w najbliższej przyszłości będę musiał opuścić was na jakiś czas więc mianuje ciebie jako dowódcę oddziału pod moją nieobecność, pytania?

Gryf stał chwilę zdziwiony. W końcu się otrząsnął.
- Cóż, nie jestem pewien czy będą chcieli się mnie słuchać, ale jak nie to coś na to poradzę - W głowie miał parę pomysłów - Mam pewne pytanie. Dlaczego ja... aha i kiedy będzie ta najbliższa przyszłość i jak długo będzie trwać nieobecność?
- Jeśli pokażesz, że nie dajesz sobie w kasze dmuchać to powinni być posłuszni, pozwalam na wszelkie metody resocjalizacji... Oprócz strzelania w głowę. Dlaczego ty? Ponieważ czuję, że masz dyscyplinę i mam pewność, że nie spartaczysz tego. Niedługo, może jutro, może pojutrze, a wrócę być może tego samego dnia ale nic nie obiecuję.

- Dobrze dziękuję za zaufanie. Możesz na mnie liczyć, a teraz jeśli to wszystko to pójdę odespać wartę. - Zasalutował i po wszystkim odszedł.
- Taak idź się wyspać bo jutro czeka nas sporo roboty... A ja sobie tu jeszcze posiedzę i pooglądam mapę - mruczał do siebie znużony ciągłym planowaniem i rysowaniem taktyk na mapie.

Po raz pierwszy miał dowodzić. To dopiero coś! Ależ miał ochotę w coś przypieprzyć z tej radości! Jednak póki co skupił się na wypiciu litra wody i spaniu.

Apel go nie zdziwił. Oczy otwarte miał już 10 minut przed szóstą. Po jakimś czasie poranny wysiłek (o ile te ćwiczenia można było nazwać wysiłkiem) stawał się nie tylko przyjemnością, ale i uzależnieniem. Gryf lubił się męczyć, trochę go to uspokajało. Dlatego też starał się trochę wyprzedzać resztę w ćwiczeniach. Jako, że nie mieli kawy, to o poranku Chris był w miarę spokojny.

***
Dzień następny

Dokładnie się rozejrzał. Nic szczególnego. Wybrał sobie takie miejsce by mieć na oku cały pochód uchodźców. Nie chciał być na takiej odległości jak snajper, w końcu maksymalnie co mogło ich spotkać to bójki. Chciał być blisko by bójka miała miejsce z jego udziałem. Otóż, nie lubił tak po prostu stać w miejscu. Liczył, że spotkają go ciekawe rzeczy.
 
__________________
Pół człowiek, a pół świnia, a pół pies

^(`(oo)`)^
Fearqin jest offline  
Stary 18-03-2011, 22:37   #13
 
Maxi's Avatar
 
Reputacja: 1 Maxi nie jest za bardzo znanyMaxi nie jest za bardzo znany
Maksymilian, wstał z krzesła, poszedł w kierunku budynku, w którym były skrzynki z broniami,
pierwsze co zrobił to poszukał jakiegoś dobrego pistoletu i znalazł był to M9, nie chciało mu się szukać jakiś bajerów typu tłumik czy coś, później wziął noktowizor i M16, nie przepadał za karabinami, ale pomyślał sobie że mu się może przydać, później podszedł do szafy i wziął z niej kamizelkę taktyczną, wszystko wpakował do torby i poszedł szukać „pokoi” do spania.
Wszedł do jednego, jeszcze przez nikogo nie zagospodarowanego, niestety nie było w nim żadnych szaf, na ubrania, dlatego wszystko musiał trzymać w torbie, założył na siebie czarne bojówki, kamizelkę taktyczną, do kamizelki załadował parę noży, pistolet i noktowizor.
Wyszedł z pokoju, było ciemno, Maksymilian zaczął wartę, jako pierwszy, ponieważ nie był zbytnio zmęczony, lecz podekscytowany wyprawą, później doszedł do niego jakiś koleś, lecz nie wydawał się chętny do rozmowy.
Po 4 godzinach warty Maksymilian miał dość poszedł do swojej „sypialni”, zobaczył że drugie łóżko już było zajęte przez jakiegoś Amerykanina, mniej więcej w jego wieku, nie zważał na to, po prostu rozebrał się, położył nóż pod poduszkę w razie czego i poszedł spać.



Następnego dnia, godzina 6:00

Maksymiliana obudził hałas, był to Olaf.
-Wstawać do kurwy nędzy! Macie 15 sekund aby ustawić się w szeregu na placu, ruchy! - Tak o to brzmiał budzik
Maksymilian nie wstawał tak wcześnie jak był w domu, lecz nie chciał czyścić kibli, ubrał się i poszedł na plac.
Gdy już wszyscy byli na placu Olaf postanowił ich trochę otrzeźwieć.
- Na ziemię! 50 pompek, odliczać! - Powiedział Olaf stanowczym tonem.
~ Coś czuję że dzisiaj nie będzie zbyt miło – Pomyślał Maksymilian, po czym z łatwością zrobił 50 pompek, w końcu w domu robił to codziennie.
Po pompkach były brzuszki, przysiady, bieg wokół bazy i kilka ćwiczeń rozciągających, nie były zbyt męczące.
Później było śniadanie tak ohydne, że pies nawet by nie zjadł, ale oni musieli, w końcu, nie mieli wyboru.
Olaf powiedział parę słów o jedzeniu i misji, po czym rzucił na stół walizkę z pieniędzmi, jako zaliczka, powiedział że mamy sobie wziąć, Maksymilian odczuł dziwne wrażenie, jakby Olaf chciał ich ze sobą skłócić.
Od razu powiedział :
-Panowie... po co się kłócić... podzielmy po równo. Na razie mamy chyba ze sobą współpracować.. nie mam racji? - Powiedział, ponieważ widział jak ludzie na siebie patrzą, wilczym wzrokiem. Myślał że zaraz go wyśmieją czy coś, lecz nie, nawet go poparli, podzielili się po 50 tysięcy i poszli się pakować na pierwszą misje.

Po jakimś czasie.
Wszyscy powsiadali do jeepów i pojechali. Gdy przyjechali na miejsce, zauważyli ludzi w niebieskich hełmach, to byli żołnierze NATO. Misją Maksymiliana i jego kompanów było pilnowanie porządku, rozstawili się co parę metrów i zaczęli obchód.
Maksymiliana, przykuło uwagę paru ludzi wyróżniających się z tłumu uchodźców, gdy nagle rozległy się strzały, to byli oni, uchodźcy jeden po drugim padali Maksymilian bez zawahania się
podbiegł do jednego z nich i oddał serie z M16, udało się trafił go w lewę ramię, napastnik upadł na kolana i wył, jak dziecko.
Nagle w Maksymiliana zostały oddane strzały z AKS prosto w nogę, Maksymilian upadł na ziemię, wiercąc się z bólu, to było straszne, jeszcze nigdy takiego bólu nie doznał.
Zauważył że ktoś podbiegł do niego próbował go podnieść, padały strzały, Maksymilian osunął się na ziemię i zemdlał.
 
__________________
Vivere Militare Est

Ostatnio edytowane przez Maxi : 18-03-2011 o 22:40.
Maxi jest offline  
Stary 19-03-2011, 17:09   #14
 
Shooty's Avatar
 
Reputacja: 1 Shooty jest na bardzo dobrej drodzeShooty jest na bardzo dobrej drodzeShooty jest na bardzo dobrej drodzeShooty jest na bardzo dobrej drodzeShooty jest na bardzo dobrej drodzeShooty jest na bardzo dobrej drodzeShooty jest na bardzo dobrej drodzeShooty jest na bardzo dobrej drodzeShooty jest na bardzo dobrej drodzeShooty jest na bardzo dobrej drodzeShooty jest na bardzo dobrej drodze
Davide dokładnie przeszukiwał skrzynię, odrzucając nieinteresujące go przedmioty. Widocznie dotarł do niej pierwszy, bo całość wyglądała wcześniej na nietkniętą, a wieko było solidnie zatrzaśnięte. W końcu, po kilku minutach poszukiwań, odnalazł to na czym mu należało. Wyciągnął granatnik M72 LAW, przy okazji biorąc także strzelbę mossberg. Uzbrojenie przypomniało mu o wszystkich chwilach, w których był jeszcze mafiozem. Na koniec wybrał jeszcze kilka granatów, latarkę i kamizelkę taktyczną. W końcu trzeba mieć, gdzie co zawiesić.

Spał, nie trzymając broni przy sobie. Wszyscy walczyli w jednej sprawie, więc wątpił czy ktoś zdecyduje się go okraść albo zabić.



Następnego dnia, godzina 6:00


-Wstawać do kurwy nędzy! Macie 15 sekund aby ustawić się w szeregu na placu, ruchy!


Davide nienawidził wstawania o świcie. Członkowie rodziny nie byli rannymi ptaszkami, a na akcje jeździli głównie popołudniami lub nocą. Nikt się o niego przed południem nigdy nie prosił i był im za to cholernie wdzięczny. Tutaj widocznie panowały inne zasady.

- Na ziemię! 50 pompek, odliczać!

- Kocham takie powitania - stęknął zziajany do pompującego obok niego towarzysza. Jeszcze nie zaczął ich odróżniać.

Na szczęście, po niezbyt miłym poranku i jeszcze bardziej niemiłym posiłku, przyszedł czas na punkt kulminacyjny programu - wypłatę. Naturalnie, Davide chciał się przede wszystkim obronić przed śmiercią, ale nie byłby sobą, gdyby sobie w tym czasie trochę nie zarobił na boku.

Wszyscy byli skorzy do podzielenia się po równo. Pavarotti chciał zachować większość dla siebie, jednak nie zamierzał poróżnić się z nimi już na samym początku, więc mruknął tylko:

- 50 tysi na łebka niech będzie, choć bym się jeszcze trochę powykłócał...


Kilka godzin później

Davide nie znosił wojskowych jeepów. Miały skłonności do psucia się, a przy okazji nie były zbyt wytrzymałe. Gdyby ktoś o umyśle większym niż orzeszek zdecydował się wystrzelić salwę w odpowiednie miejsce, to cały pojazd stanąłby w płomieniach, zanim ktokolwiek by się zorientował. Na szczęście tym razem przejażdżka nie trwała zbyt długo. Mimo wszystko na miejscu spotkało ich coś o wiele gorszego niż dziury w drodze...

Pavarotti, słysząc krzyk Maksymiliana, natychmiast obrócił się w miejscu. Zdążył tylko zobaczyć, jak pociski towarzysza trafiają idealnie w ramię przeciwnika, gdy ten został trafiony wrogą serię. Davide szybko rzucił się w stronę jednego z murków, przypierając do niego i wystrzeliwując kilka naboi w stronę agresora. Trzy pociski wystarczyły, aby padł nieprzytomny na ziemię, ale przy okazji trafiły także cywili, którzy krótko po tym oberwali od kolejnego z przeciwników.

Davide w ostatniej chwili ukrył głowę, bo długa seria rozbiła się o krawędzie rzeźbionego kamienia.

- Gerwasio, pomóż
- stęknął pod nosem.
 

Ostatnio edytowane przez Shooty : 19-03-2011 o 17:14.
Shooty jest offline  
Stary 20-03-2011, 11:24   #15
 
Imoshi's Avatar
 
Reputacja: 1 Imoshi jest jak niezastąpione światło przewodnieImoshi jest jak niezastąpione światło przewodnieImoshi jest jak niezastąpione światło przewodnieImoshi jest jak niezastąpione światło przewodnieImoshi jest jak niezastąpione światło przewodnieImoshi jest jak niezastąpione światło przewodnieImoshi jest jak niezastąpione światło przewodnieImoshi jest jak niezastąpione światło przewodnieImoshi jest jak niezastąpione światło przewodnieImoshi jest jak niezastąpione światło przewodnieImoshi jest jak niezastąpione światło przewodnie
Francis zaglądając do skrzyń nie rozczarował się. Znalazł granaty odłamkowe i dymne, M9 z tłumikiem zastąpił glockiem, z pozostałych broni wybrał UMP. Dołożył do swojej głównej pukawki tłumik i celownik holograficzny, do tego kamizelka taktyczna, dwa noże i noktowizor. No i to mu wystarczy. Przynajmniej na razie. Po wzięciu upragnionych narzędzi mordu skierował się do jednego z przeznaczonych dla najemników domków. Gdy wszedł, był on pusty. Jones jak zawsze nastawił budzik na 5:30 i poszedł spać z nożem umiejscowionym pod poduszką. Jego czujny sen sprawiał, że mężczyzna czuł się względnie bezpiecznie.


Następnego dnia, 5:30

Zadzwonił dzwonek, sprawiający że Francis od razu się obudził i wyłączył urządzenie. Ubrał się w swój ciemny płaszcz, na głowę założył kapelusz i wykonał kilka ćwiczeń nie budząc nawet kolegi, który smacznie sobie chrapał. Minęło mu tak pół godziny, kiedy nagle do mieszkanka wparował cpt. Olaf.
- Wstawać do kurwy nędzy! Macie 15 sekund aby ustawić się w szeregu na placu, ruchy! -
- Chyba nawet nie zauważył że stoję obok.. - pomyślał Jones. Tuż po wyjściu ich przełożonego wyszedł i on. Większość jego kompanów nie była na coś takiego przygotowana. Po chwili zaczęły się ćwiczenia - Pompki, brzuszki i inne takie. Francisowi nie sprawiały one większych trudności, jak było z resztą niewiadomo. Po treningu przyszedł czas na śniadanie. Mężczyzna był w miarę głodny, pochłonął więc swój placek od razu po otrzymaniu. Konserwę też jakoś przełknął, popił kubkiem wody. Saszetkę zostawił sobie na później. Po chwili od zjedzenia Olaf zarządził ciszę i powiedział parę słów o zaopatrzeniu, a także o misji, którą już niedługo będą wykonywać. Dał także na stół zaliczkę, 400 tysięcy do podzielenia.
- Panowie... po co się kłócić... podzielmy się po równo. Na razie mamy chyba ze sobą współpracować. Nie mam racji? - jeden z nich zaproponował. Dwóch innych zgodziło się, Francis był trzeci.
- Ja również się zgadzam, po 50 tysięcy na głowę. - rzekł jak zwykle spokojny. Był jednak przygotowany na wszystko, jeden z jego ,,kumpli" , Gervasio czy jakoś tak nie wyglądał na takiego lubiącego się dzielić. Po chwili wszyscy inni, poza Meksykaninem się zgodzili.
- Dobra, ja biorę swoją działkę - rzekł otwierając walizkę. Szybko wyliczył 50 tysięcy, wziął do rąk banknoty i stwierdził
- Z resztą róbcie co chcecie, ja się stąd wynoszę - Cóż.. naprawdę chciał szybko się stąd zmyć. Dość szybko, by nie być tu podczas ewentualnej walki, Alvarez wyglądał na gangstera, to że kochał forsę było jasne, to przecież on pierwszy zapytał o żołd asystenta generała, jeszcze w USA. Zniknął więc szybko, ze swoimi pieniędzmi. Po kilkunastu minutach wraz z kompanią jechał jeepami w nieznanym kierunku. Teraz nie przemierzał dżungli tak jak kiedyś, jechał tylko, po drodze jedząc suszone owoce ze śniadania. Aż drużyna dojechała. Pierwsze doznanie? Zdziwienie. Cel to likwidacja pojedynczych obiektów, a z broni, którą tu mieli nie da się tak dokładnie wycelować. Jones podporządkował się jednak i stał przy tej potężnej broni gotowy praktycznie na wszystko. A przynajmniej do czasu przybycia tej ogromnej fali. Wszyscy przestali się wzajemnie widzieć. Zadziwiające, ilu ludzi uciekało przed Rosją w obawie o własne życie. W tym hałasie nic nie było słychać. Teraz każdy był zdany na siebie. Teraz wrogowie mieli miażdżącą przewagę zaskoczenia.. strażników było widać, ogólny hałas mógł tłumić dźwięki strzałów, a słaba widoczność spowodowana ogromną ilością ludzi ułatwiała zadanie agresorom. Francis postanowił wmieszać się w tłum i szukać wrogów wokół siebie, a nie jak cpt. kazał z większej odległości. Cóż, dla niego łamanie praw nie było niczym nowym.
 
Imoshi jest offline  
Stary 22-03-2011, 16:34   #16
 
Ziutek's Avatar
 
Reputacja: 1 Ziutek ma w sobie cośZiutek ma w sobie cośZiutek ma w sobie cośZiutek ma w sobie cośZiutek ma w sobie cośZiutek ma w sobie cośZiutek ma w sobie cośZiutek ma w sobie cośZiutek ma w sobie cośZiutek ma w sobie cośZiutek ma w sobie coś
Grupa 1 (Maksymilian, Davide i Gervasio)

Widać te typy były cholernymi fanatykami, teraz po zranieniu kolegów również wściekłymi. Gervasio schował się za murkiem i ostrzeliwał zza osłony trafiając czasem jakiegoś cywila lecz teraz to nie było ważne. Wreszcie jakiś wartownik łaskawie zauważył co się dzieje i wszczął alarm. I nagle wybuchł budynek dowódcy zbudowany z wszędobylskiej blachy. Niestety Olaf, który miał omawiać z dowódcą ewentualne ataki wszedł tam. Większość żołnierzy NATO kompletnie spanikowała. Uciekli w las i tyle ich widziano. Cywile tylko wszystko utrudniali. Dwóch fanatyków naprzeciwko Davide, Gervasia i Maksymiliana wyszczerzyli zęby i polecieli na ziemię. Winters zrobił swoje ale teraz trzeba się stąd urwać.

Richard Winters

Z płaskowyżu celnie likwidowałeś fanatyków, którzy zaczęli przybywać w coraz większych ilościach. Poinformowałeś wszystkich przez radio i zająłeś się swoją robotą. Poczułeś, coś zimnego na czubku głowy. Postawiono cię na nogi, założono worek jakby po kartoflach, związano cię i ciągnięto przez jakiś czas. Żaden z napastników nic się nie odezwał. Wreszcie oparli cię o coś i zostawili. Słyszałeś płacz dzieci, krzyki kobiet, obelgi mężczyzn, a wszystko to urywały strzały z pistoletu. Poczułeś, ze ktoś przecina więzy i ściąga ci worek z głowy. Byłeś w środku dżungli, pomógł ci mały murzynek, który bez słowa uciekł. Nie masz broni lecz jesteś wolny. Po przyjrzeniu się dokładniej wywnioskowałeś, że jest to masowa eksterminacja, a mordercami byli ludzie w charakterystycznych zielonych rosyjskich mundurach. Wokół stały trzy ciężarówki, pełno było cywilów, żołnierze patrolowali granice tego miejsca tak aby nikt nie uciekł. Jeśli znalazłby się dobry przywódca to może udałoby się wywołać bunt.

Grupa 3 (pozostali)

Pilnowanie porządku szło wam wyjątkowo dobrze. Czasem musieliście upominać tych najbardziej gorliwych uchodźców do zachowania dyscypliny.
Nagle wybuchła jedyna chałupa na posterunku: Biuro dowódcy. Nie było czasu żeby pomóc ofiarom. Jako oddział mielibyście szanse lecz teraz, rozdzieleni i zdezorientowani miotaliście się byle gdzie. Gryf przypomniał sobie, że pod nieobecność Olafa on jest odpowiedzialny za resztę.
- Ustawić się w jednym miejscu! Innych znajdziemy.
Wszyscy posłusznie zebrali się w kupę i ruszyli w kierunku palącej się chaty.
Zastaliście Olafa dzierżącego M-16, który w najlepsze oglądał świat przez lornetkę. Widząc was wstał i powiedział:
- Ten idiota odbezpieczył granat mówiąc, że nie przeżyjemy tego. No ale trzeba będzie znaleźć resztę ponieważ widzę, że nam wcięło Padre i resztę wesołej kompanii. - mówił to jakby był na spotkaniu absolwentów w liceum.
Strzelać bez rozkazu! - krzyknął i pobiegł w stronę gdzie z fanatykami walczyli Gervasio i Davide.
Napastnicy leżeli bez życia, a obrońcy pomagali Maksymilianowi. Piekło miało się zacząć. Daleko na przeciwko was poruszały się jakieś małe kropki, zapewne jedzie cięższe wojsko. Odezwało się również włączone radio Olafa, a ten krzyknął:
- Weźcie tego kalekę - wskazał na Maksymiliana - pogonić maruderów co nie zdążyli przejść przez granicę i natychmiast szykować linię obrony na posterunku, zebrać granaty, benzynę, amunicję wszystko. A ty - zwrócił się się do Piotra - Leć po jednego Jeepa i ustaw go tak aby obsługa miała czyste pole do ostrzału.
W ciągu pięciu minut wszystko było już gotowe, a wojownicy ustawieni na swoich miejscach. Olaf zaczął przemawiać:
- Dostałem rozkaz od jankesów, żeby za wszelką cenę bronić tej bidy z nędzą ale za mało mi płacą aby ryzykować tyle więc na mój rozkaz wszyscy spierniczamy w las ale trzymać się razem, włączyć radia abyśmy mogli się porozumieć.
Teraz powiedział do radia: Winters, zostań na płaskowyżu, a jak zobaczysz, że się wycofujemy ty również to zrób tylko staraj się nas odnaleźć, bez odbioru - lecz nie wiedział, że w tej chwili mówi do paproci. Pojazdy nadjechały i zabawa miała się zacząć.
 
__________________
"W moim pokoju nie ma bałaganu. Po prostu urządziłem go w wystroju post-nuklearnym."

Ostatnio edytowane przez Ziutek : 23-03-2011 o 13:53.
Ziutek jest offline  
Stary 23-03-2011, 09:46   #17
 
Piter1939's Avatar
 
Reputacja: 1 Piter1939 jest na bardzo dobrej drodzePiter1939 jest na bardzo dobrej drodzePiter1939 jest na bardzo dobrej drodzePiter1939 jest na bardzo dobrej drodzePiter1939 jest na bardzo dobrej drodzePiter1939 jest na bardzo dobrej drodzePiter1939 jest na bardzo dobrej drodzePiter1939 jest na bardzo dobrej drodzePiter1939 jest na bardzo dobrej drodzePiter1939 jest na bardzo dobrej drodzePiter1939 jest na bardzo dobrej drodze
Wszystko przebiegało bardzo spokojnie dopóki w tłumie uchodźców nie pojawili się jacyś debile wymachujący bronią. Piotr trzymał się od tłumu z daleka, tylko obserwował go przez celownik swego M-16 zza bezpiecznej osłony. W końcu poradzili sobie z tymi idiotami, ale okazało się że mieli jednego rannego. Ponadto zbliżało się jakieś wojsko. Olaf wydał rozkazy. Piotr uznał za stosowne odezwać się:

-Dobrze kapitanie wykonam ale rannego trzeba opatrzyć i przenieść na jeepa, on nie da rady uciekać w las jak to kapitan ujął. Postaram się go bezpiecznie wywieźć jak nadejdzie czas odwrotu.


Po tych słowach pobiegł wykonać rozkaz. Ustawił pojazd tak żeby choć trochę schować go za jakaś osłonę ale jednocześnie zapewnić dobre pole ostrzału. Następnie udał się do ckm-u tych strażników granicznych, który stał za workami z piaskiem. Po drodze zabrał jednego z AK-47 martwych napastników i oparł go tuż obok M249.Potem wyjął dwa magazynki od M16 i położył na ziemi w bliskiej odległości ,to na wypadek gdyby skończyła się taśma amunicyjna. Do tego modelu pasowały magazynki od „szesnastki”. Przeładował ckm i rozpoczął ostrzał wrogiej kolumny już z odległości ponad pół kilometra. Strzelał około 10strzałowymi seriami. Starał się wyeliminować w pierwszej kolejność kierowcę, w drugiej strzelca wieżyczki. Gdyby ludzie zaczęli opuszczać pojazdy zamierzał zwiększyć intensywność ostrzału kierując ogień właśnie na nich. Potem odezwał się przez radio:

-Gdy będziemy spieprzać, nie zapomnijcie o dymnych, to im może znacząco utrudnić pościg.
 
Piter1939 jest offline  
Stary 24-03-2011, 17:39   #18
 
Maxi's Avatar
 
Reputacja: 1 Maxi nie jest za bardzo znanyMaxi nie jest za bardzo znany
Maksymilian gdy się ocknął, leżał pod jakimś murem... Przeszywał go straszny ból nogi, była owinięta jakimś bandażem....nie mógł wstać, podniósł się lekko, oparł o krawędź muru.
Wszędzie było słychać strzały, za nim jakiś budynek płonął....coraz szybciej zbliżały się do nich wrogie oddziały, zobaczył że jego kompani są przestraszeni, nie miał już swojego karabinu.

Wyjął m9 i zaczął strzelać w stronę wrogów, zauważył że Olaf stoi parę metrów od niego, natychmiast zawołał :
-Panie Kapitanie! Panie Kapitanie!
-Nie drzyj się jak dziecko, żołnierzu! Czego chcesz?!
- odparł nerwowo Kapitan.
-Czy Pan nie widzi co się tu dzieje? Nie mamy żadnych szans, rozstrzelają Nas jak kaczki!!!
-To uciekaj, proszę bardzo! Ale dopóki ja twierdzę, że mamy szansę to siedzimy na tyłkach tutaj, jeśli dam znak to spierdalamy do lasu, zawołam jakiegoś doktoranta to cię poskłada tak żebyś mógł iść bo teraz to nie za bardzo, nie?
- i ruszył na linię obrony aby dyrygować ludźmi.

Pierwszy magazynek skończył się, drugi tak samo.. został mu tylko jeden, wolał już nie strzelać, zostawić naboje na czarną godzine.
 
__________________
Vivere Militare Est

Ostatnio edytowane przez Maxi : 24-03-2011 o 17:42.
Maxi jest offline  
Stary 26-03-2011, 18:38   #19
 
Imoshi's Avatar
 
Reputacja: 1 Imoshi jest jak niezastąpione światło przewodnieImoshi jest jak niezastąpione światło przewodnieImoshi jest jak niezastąpione światło przewodnieImoshi jest jak niezastąpione światło przewodnieImoshi jest jak niezastąpione światło przewodnieImoshi jest jak niezastąpione światło przewodnieImoshi jest jak niezastąpione światło przewodnieImoshi jest jak niezastąpione światło przewodnieImoshi jest jak niezastąpione światło przewodnieImoshi jest jak niezastąpione światło przewodnieImoshi jest jak niezastąpione światło przewodnie
Wybuch. Zaledwie kilkadziesiąt metrów od niego wybuchł posterunek dowódcy.
- A więc zabawę czas zacząć- powiedział sam do siebie. Wdrapał się na jakieś drzewo dla lepszego widoku.
- Cholera ! Co to ma być?! - zaklął. Ogromne siły wroga zbliżały się do ich pozycji. Wielu żołnierzy opuściło swe posterunki i uciekło gdzieś w las. Po chwili Francis zauważył, że w pobliżu leży dwóch związanych żołnieży. Nie wyglądali na Amerykaninów, mogli być to tylko jeńcy. Postanowił ich przesłuchać.

Zakneblowani i związani ruscy jęczeli ponieważ rany dawały im się we znaki. Wszystko wskazywało na to, że nie powiedzą nic ale trzeba sprawdzić.
Francis szedł właśnie ku obezwładnionym wrogom. Chciał się czegoś dowiedzieć, a żołnierze zapewne jakąś wiedzę posiadali. Zdjął więc z ust jednego z Rosjan knebel i zapytał spokojnie
- Co się tutaj dzieje?
- A nie widzisz? Walczymy za Wodza, który niech żyje wiecznie! A wy wszyscy zdechniecie jak psy!
- Macie jakiś plan działania?
- My nie potrzebujemy planów, wódz nas prowadzi a my ślepo idziemy za nim, on jest jak ojciec, nie wystawi nas na niebezpieczeństwo, a my oddamy życie za ojca ponieważ jesteśmy jego dziećmi.
- Jak wielu was tu jest?
- Dużo, nasz ojciec ściągnął nas z całego świata.
- ILU? - zapytał z podenerwowaniem.
- Przecież powiedziałem, nikt nie wie ilu nas jest dokładnie. Wie to tylko nasz wódz.
- A gdzie jest wasz wódz?
- Jest jak wasz Bóg, wszędzie.
- Jak się nazywa?
- Ojciec nowego świata.
- Macie tu jakiś obóz?
- Cały świat to nasz obóz, wy jesteście tylko naszymi więźniami. Robimy z wami co chcemy, zabijamy synów, gwałcimy córki, palimy rodziców, bezcześcimy groby waszych przodków.
- Gdzie trzymacie sprzęt?
- My nie potrzebujemy broni, wystarcza słowo Wodza i nasze ręce.
Francis chwycił ofiarę za gardło i powtórzył jeszcze raz
- Macie jakichś więźniów?
- To wy nimi jesteście - mruknął - Za Naszego ojca i za Rosję! - wychrypiał jak mógł najgłośniej
Poddusił swoją ofiarę jeszcze mocniej, tak aby straciła przytomność. Miało to na celu przestraszyć jego kolegę. Następnie i jemu odpiął knebel i zapytał
- Może ty będziesz bardziej rozmowny?
- Z psami nie rozmawiam, tak rzekł nasz Wódz zabijając waszych żołnierzy i cywilów.
- Na prawdę chcesz umrzeć w taki sposób? Umrzeć przez to , że nie powiedziałeś mi niczego ciekawego?
- Tak, urodziliśmy się aby stworzyć nowy świat razem z naszym ojcem. Powinniście coś wiedzieć o poświęcaniu synów bo przecież wasz Bóg zesłał wam swojego Syna i skazał na śmierć tak samo ja i inni moi bracia tylko ze my umieramy za dobrą sprawę.
Wyjął nożyk
- Jak utnę Ci ucho nadal będziesz taki twardy? - zapytał z ironią myśląc tak na prawdę o sposobie na zmiękczenie wroga.
- Nasz ojciec mówił, żeby wytrzymywać wszelkie bóle ponieważ wynagrodzone zostanie nam to w nowym świecie - powiedział choć głos mu się zaczął trząść
- Hm? Czyżby wystarczyło go tylko lekko nastraszyć- pomyślał.
- Na prawdę myślisz, że wytrzymasz tyle bólu ile ja mogę Ci załatwić?
- Tnij, psie! - wykrzyczał choć łzy mu wypłynęły z oczu.
- Mogę sprawić, że bezboleśnie przejdziesz do świata gdzie twój ojciec wynagrodzi Ci twoją wierność. Mogę też sprawić, że nie trafisz tam zbyt prędko, tylko będziesz cierpiał w miejscu, które będzie Ci przypominało piekło. Co wybierasz? - zapytał przystawiając nóż do głowy fanatyka.
- Uczono nas aby przetrzymywać ból ponieważ ojciec będzie nas za to bardziej kochał, a ja mu to chcę pokazać - powiedział telepiąc się i zaczął szybko oddychać
- A nie uczono was, że w świecie w którym my żyjemy każdy obecny jest wrogiem twojego ojca? - zapytał.
- Ojciec dlatego rozkazał żeby wyczyścić planetę z was, zaślepionych głupców, nie rozumiecie, że dzięki ojcu świat się polepszy?
- Nasze metody sprawdziły się już wielokrotnie. Sprawimy, że odejdziesz od swojego ojca i staniesz się taki jak my. - powiedział próbując straszyć fanatyka może być ale Fail
- Nigdy... - mruknął - Jesteście słabi dlatego nie możecie poprawić sobie życia, zazdrościcie nam, mówiłeś coś o obcinaniu ucha więc daj mojemu ojcu radość.
- Nie widzisz, że on chce byście cierpieli? - zapytał
- Uczy nas abyśmy nie zeszli na waszą drogę, stąd ten ból.
- Zobaczymy czy jesteś taki twardy za jakiego się uważasz - mówiąc to zaczął wykręcać wrogowi jeden z palców u ręki.
Krzyczał i wierzgał lecz nic nie powiedział.
- Widzę że wytrzymujesz - powiedział. Postanowił wzmocnić atak przez co sprawiał wrogowi jeszcze większy ból
- W końcu go złamię - myślał
- Dobra! - krzyknął - Szlag by cię cholerny psie.
- Co powiesz? Chcesz jeszcze trochę bólu? - pytał z wrednym uśmiechem.
Myślał chwilę głośno sapiąc lecz pokręcił głową
- Gdzie trzymacie wyposażenie - zapytał nie przerywając tortur.
- Nie wiem, naprawdę! Kazali nam wejść w tłum, dali broń i do widzenia. Ja tu jestem dopiero od tygodnia!
Nadal dając ofierze solidną dawkę bólu zapytał
- A gdzie jest wasz obóz? Dobrze wiem, że gdzieś musieliście zaczekać aż przyjdą tu ludzie. -
- Rozbiliśmy obóz gdzieś w dżungli, nie mieliśmy czasu na odwiedzenie wojskowych obozów.
- A troszkę dokładniej - spytał ponownie lekko osłabiając swój atak.
- W środku dżungli, to był taki obóz chwilowy.
- A umiałbyś wskazać mi stąd drogę do tego obozu?
- Jego już nie ma, złożyliśmy wszystko jak wpadliśmy na grupę tych uchodźców.
- Ilu ludzi było w tym obozie i gdzie oni teraz są?
- Czterech, dwóch zabitych, jeden leży na ziemi, a drugi wytrzymuje tortury.
- Czyli we czterech zaatakowaliście tak pilnie strzeżone miejsce, w dodatku bez planu? - zapytał sądząc że więzień kłamie.
- Mówiłem przecież że jesteśmy synami ojca?
Popatrzył na zbliżający się konwój. Przewyższali ich drużynę liczebnie i to znacznie. Cała ta grupa musi mieć gdzieś jakieś obozowisko.
- A ten konwój? Skąd się wziął?
- NIe wiem, nic nie było mówione o konwoju, my mieliśmy tylko zrobić zamieszanie i uciec.
- A czy znacie waszego ojca pod innym imieniem?
- Nie, powiedział, ze stare imiona są niedozwolone w nowym świecie.
- Powiedz więc wszystko co o nim wiesz.
- On się nam nie przedstawiał, powiedział, że chce stworzyć nowy świat, a dzięki jego naukom ma coraz więcej chętnych. Wiem tyle, że tutaj go nie ma, pewnie jest w Rosji.
- Skoro nie masz żadnych interesujących informacji, to nie będę Cię traktował ulgowo- powiedział torturując przeciwnika o wiele mocniej niż ostatnio. Był już prawie pewny, że niczego się od niego nie dowie.
- To nie możesz mnie zabić? Powiedziałem wszystko co wiem - mówił pośród krzyków.
- Nie. Myślę, że wiesz więcej niż mi powiedziałeś i zmuszę Cię byś to wykrztusił. - mówił, a na jego twarzy ponownie pojawił się ten wredny uśmiech.
- Rozumiesz, że nowym członkom nie mówią szczegółów? Tyle wiem od moich braci i to też musiałem się dopraszać.
- Skoro tak twierdzisz - powiedział chwytając za gardło i podduszając. Spojrzał ponownie w stronę konwoju, który był już niebezpiecznie blisko. Wystrzelił dwa pociski w głowy swoich ofiar i zaczął uciekać.
- Boże, wybacz mi - powiedział cicho szukając odpowiedniej kryjówki.
Po chwili zauważył jakieś duże drzewo, jego konary były idealną kryjówką, przynajmniej na razie. Co więcej, z drzewa tego ma otwartą drogę do dżungli i może bez problemu uciec. Tak więc czekal tam na rozwój sytuacji.
 
Imoshi jest offline  
Stary 26-03-2011, 19:44   #20
 
Arcan's Avatar
 
Reputacja: 1 Arcan nie jest za bardzo znanyArcan nie jest za bardzo znanyArcan nie jest za bardzo znany
Misja była dosyć prosta, likwidacja, w sumie nic trudnego, widziałem kilku fanatyków, zaczęło ich przybywać... po kilku celnych strzałach, ani żywej duszy, cisza... dość spokojnie, uznałęm że jest to koniec, że nic juz się nie wydarzy, a jednak....

Sytuacja potoczyła się dość szybko i nie miałem czasu na analizę wszystkich wydarzeń, pamiętałem tylko dość mocny ból w okolicach głowy. Chwilę później czułem jak ktoś przecina więzy i zdejmuje worek. Uwolnił mnie jakiś młody chłopiec, chyba murzynek, przyglądając się jeszcze chwile zauważyłem że sytuacja w tym miejscu nie wygląda najlepiej, są tu jakieś masowe eksterminacje, ludzi traktuje się jak zwierzęta, albo nawet gorzej. Od razu domyślał się że są to Rosyjscy żołnierze. Ciekawie nie było, widać że ludzie także mieli tego dosyć, wspólny bunt ? a może coś więcej ? Ktoś machał ręką był to biały człowiek, podszedłem i się zaczęło....

Okazało się, że jest francuskim reporterem przynajmniej z tego co zrozumiał Richard w bardzo podstawowym języku angielskim wymawianym przez francuza. Dziennikarz wskazał na strażnika, który właśnie odłożył broń opierając o drzewo i wskoczył w krzaki zapewne załatwić mocne potrzeby fizjologiczne innymi słowy poszedł zrobić bardzo rzadką kupkę więc nie będzie miał czasu na pilnowanie swojego Kałasza. Francuz pokazał na ciężarówkę, która była obsadzona żołnierzami, a potem wyciągnął spod kupki liści i patyków makarova pokazując, że może uczestniczyć w ewentualnym buncie. inni więźniowie również byli skorzy zrobić wszystko aby uciec od niechybnej śmierci. Wszystko zależy od Richarda ponieważ uznali go za przywódcę.
- Dobra, więc plan jest taki.... Ja i pan reporter zajdziemy od tyłu, a reszta odwróci uwagę tych rusków siedzących w ciężarówce.
Jeśli zajdzie potrzeba możecie zrobić większą awanturę. OK to do dzieła... - mówiąc to, odszedł udając się z reporterem na kucaka w stronę ruska w krzakach.
Skradaliśmy się we dwóch cali w nerwach i stresie.
- Dochodzimy... dobrze że chociaż trochę znasz angielski - pomyślał.
Zapatrzeni w ruska, od razu myśleliśmy nad planem...
- Hmm..., okey... Polecisz po tego kałacha, jak zobaczysz mnie już przy tym rusku, jak będę zaczynał go dusić. ( jeśli rusek będzie miał przy sobie jakiś nóż to biorę go w posiadanie i ewentualnie nim wykończę kolesia, wyciągając mu jego nóż z kieszeni ).
Weźmiesz kałacha i dasz go mi i lecimy pomóc więźniom. Tylko pamiętaj załaduj pistolet i rób to cicho... - mówiąc to udał się po cichu w stronę żołnierza.
- Eh bien ( fr. dobrze) - i pokiwał głową na znak, że rozumie. Przekazał innym rozkazy w ich języku i ruszył za Wintersem. Żołnierz podkradł się do załatwiającego się rosjanina i udusił go, a jego ciało wpadło w swoje odchody. W tym czasie francuz złapał kałasznikowa i schował go za plecami. Kiedy Richard upomniał się o niego ten powiedział:
- Ja mam karabin, a ty zabijasz ich - i pokazał lufą na ruskich przy ciężarówce - Ja osłaniam ty idziesz - i wycelował w Wintersa. Niestety małe rozgarnięcie reportera poskutkowało kulką we własnej głowie. Francuz osunął się na ziemię i wręczył broń (AK i Makarova) Wintersowi, a ten schował się za drzewem. Ruscy zauwazyli jak ten idiota machał bronią. Richard odbezpieczył AK i miał się już wychylac aby oddać strzały lecz zaczęła się rozróba. Snajper ukradkowo zerknął jednym okiem i widział jak ci murzyńscy więźniowie są rozstrzeliwani z bliska ponieważ rzucili się na żołnierzy. Zaczął się bunt. W tej chwili było już bardzo dużo żołnierzy i wiele więcej więźniów którzy walczyli już wręcz z wysłannikami “Wodza”. Richard mógłby uciec lub wspomóc czarnych nieszczęśników w walce. Ciężarówka na razie nie była osiągalna ponieważ ruscy użyli jej jako osłony przed niewiadomo czym.
Richard zdecydował się wspomóc więźniów, zerknął okiem jeszcze raz, aby upewnić się czy nie idzie w jego stronę żaden żołnierz.
Załadował AK i zmierzał w stronę więźniów.
- Słuchajcie sytuacja nie wygląda najlepiej, trzeba coś szybko wymyślić. Ja spróbuję zajść rusków od tyłu i ich rozstrzelać, a wy zróbcie zamieszanie, polećcie w ich stronę, jak zajdzie potrzeba zabijcie ich za mnie.
Postaram się was osłaniać... jak akcja się uda osobiście was stąd zabiorę. Powodzenia. - mówiąc to Richard okrążył żołnierzy aby być za nimi i ich rozstrzelać, ewentualnie osłaniać więźniów, odbezpieczył AK i upewnił się czy jest naładowany, znalazł dobrą miejscówkę i czekał...
Akcję czas zacząć...
Więźniowie nie za bardzo zrozumieli lecz kilku władało jako tako angielskim i przetłumaczyli reszcie. Kiedy Richard odszedł grupa więźniów wywołała szarpaninę miedzy sobą. Żołnierze odwrócili się i przyglądali się zajściu, wszystko było tak jak chciał Winters. Okrążył ich tak szerokim łukiem aby nic nie dosłyszeli, schował się w krzaki, poczekał na odpowiedni moment i wynurzył się z zieleni ścinając ich w plecy całym magazynkiem. Więźniowie zaczęli krzyczeć z radości i za nawoływaniem Wintersa pobiegli do ciężarówki i przy okazji znalazł swój ekwipunek zawinięty w szmaty pośród skrzyń i innych pakunków. Podbiegł pod ciężarówkę w momencie kiedy ruscy za nią przeładowywali broń i zlikwidował ich celnymi strzałami pod prześwitem ciężarówki, zapakowali się i pojechali wrzeszcząc. Kierował jakiś murzyn, pośrodku drugi, który znał angielski, a Winters po prawej. Nie za bardzo wiedzieli gdzie się kierować ale wreszcie wyjechali na jakąś ścieżkę. W końcu zauważyli jakieś zabudowania. Niedaleko stały skrzywione dwa znaki, jeden informujący, że znajdują się na terenie miasteczka, a drugi drewniany z narysowanym przekreślonym nabojem, czyli zawieszenie broni. Wpuszczono was bez problemu tylko zapytano kapitalizm czy komunizm, naturalnie kapitalizm. W większości byli tutaj ludzie uzbrojeni, generalnie partyzanka afrykańska walcząca z Rosją, nie brakowało cywili. Więźniowie podziękowali Wintersowi i rozeszli się.
Richard znowu znalazł się w nowym miejscu, sam, nikogo znajomego, wszędzie sami nieznajomi.
Wziął swoją snajperkę i resztę arsenału którą mu ukradziono, pamiętał o AK wziął go ze sobą na wszelki wypadek, makarova również, miał teraz 2 bronie główne i 2 pistolety. Odzyskał również granaty i kamizelkę.
Cieszył się jak dziecko... tamte wydarzenia nie dawały mu spokoju, przekonał się jaka jest rzeczywistość, cieszył się że mógł pomóc ludziom.
Chodząc po tym dziwnym miejscu widział że ludzie są tu gotowi do walki. Każdy patrzył się na Richarda. Nie wiele wiedział o tym miejscu, nie znał także okolic, podszedł więc do pewnego człowieka, który zdaniem Richarda wydawał się na kogoś po przeżyciach, podszedł do niego i kulturalnie zapytał gdzie się znajduje i jaka jest tu okolica.
Po rozmowie z nim skontaktował się z Olafem i resztą przez radio.
- Znajdujesz się w miasteczku Palomi - tu pokazał mapę i położenie miasta, Richard dojrzał, że znajduje się kilkanaście kilometrów od posterunku, którego miał pilnować. Synu, okolica jak wszędzie teraz jest niebezpieczna, dżungla, patrole ruskich, tych fanatyków, bandyci i reszta. Proponuję ci zostać tu przez jakiś czas, będzie przejeżdzać tutaj transport żywności, załapiesz się na transport bo nie radzę zostawać tu dłużej niż wymaga tego sytuacja - gestem pokazał, aby Richard przysunął ucho bliżej - Te typki nie lubią kiedy ktoś nowy przesiaduje tu dłuższy czas.
Olaf krzyczał do radia, a w tle słychać było wybuchy, strzały i krzyki:
- Winters? Gdzie ty kurna jesteś?! Zaczęła się impreza, a twoich petard nie ma! Nie tu, makaroniarzu trochę dalej - krzyczał widocznie do Pavarotiego - Winters, masz mi w trybie natychmiastowym zlikwidować tych cholernych moździerzowców bo mnie łeb od nich boli , bez odbioru!
- Tak jest sir! - krzyknął do radia, postaram się to zrobić tak szybko jak się da.
Proszę się nie martwić o mnie, a gdzie wy jesteście żebym to ja wiedział ?
- Jak to kurwa gdzie?! U ciotki Frani na herbatce! Ty, brałeś coś?! Przecież masz przed sobą kupę ruskich do wystrzelenia... Chyba, ze te celowniki są pochrzanione!
- Dobra zrobię co się da sir! Pozdrów resztę... bez odbioru.
- Co? Gdzie ty kurwa jesteś?! Odbiór! Winters, do kurwy nędzy!
- Jestem w jakiejś okolicy gdzie znajduje się afrykańska partyzantka, może się przydadzą choć wątpie... w każdym razie jestem blisko swojego posterunku.
- Partyzanka?! Ściągaj ich tu jak najszybciej bo nas tu kurna bombardują całym arsenałem jaki mają na tym zadupiu!
- Zobacze co da sie zrobić. - mówiąc to Richard krzyczał tak aby wszyscy w okolicy słyszeli co ma im do przekazania.
Chodźcie, wy wszyscy zdolni do walki, pomożecie waszym kolegom, za wolną Afrykę bez Ruskich propagand, żadnych szykanowań, kto chce by znów ten piękny kontynent był wolny niech idzie za mną i zwalczy Rusków! Chodźcie panowie, to zaszczyt walczyć z wami!
 
__________________
Szerokości... ;)
Arcan jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 06:28.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172