Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 26-03-2011, 19:40   #53
Wroblowaty
 
Wroblowaty's Avatar
 
Reputacja: 1 Wroblowaty nie jest za bardzo znanyWroblowaty nie jest za bardzo znanyWroblowaty nie jest za bardzo znanyWroblowaty nie jest za bardzo znanyWroblowaty nie jest za bardzo znanyWroblowaty nie jest za bardzo znany
Kh’aadz dobrze wiedział, że ten spacer niczym dobrym się nie skończy, ale poniekąd zmuszony złożoną przysięgą parł nadal do przodu za Andarasem. Przeżuwał powoli kolejny kęs dobrego wędzonego boczku, gdy zaczęły się dziać niepokojące rzeczy. Kh’aadz po raz kolejny lustrował otoczenie, chłonąc wzrokiem ponury las jeszcze gołych drzew straszących jedynie powykręcanymi konarami, gdy nagle dosłownie tuż pod jego nosem z pod ubioru Andarasa idącego przodem zaczęło emanować przytłumione, pastelowo błękitne światło. Żadna naturalna substancje tak nie świeci, to musiała być jakaś przeklęta magiczna sztuczka. Na tą myśl krasnolud zatrzymał się w miejscu i podświadomie ugiął lekko kolana w gotowości do działania, jednocześnie unosząc przed sobą trzymany w ręce nadziak, jakby obuch znajdujący się pomiędzy nim a elfem, mógł ochronić go przed czarnymi mocami. Andaras wyczuł poruszenie za plecami i odwrócił się nie do końca zdając sobie sprawę z faktu, iż to on jest jego przyczyną. Nie mógł wybrać gorszego momentu, w tej chwili, na szycie odległego może o sześć, siedem metrów skalnego rumowiska pojawiła się postać ogromnej, wilkopodobnej bestii o czarnej zmierzwionej sierści i wściekłych czerwonych ślepiach. Na widok jej upiornego jeźdźca krasnolud rozchylił usta w zdziwieniu, jota w jotę, jak opowiadali starsi, może nieco większy niż ten, którego lata temu jego patrol dopadł w głębokich sztolniach Khazad Dum, ale to bez cienia wątpliwości, to był ork. Paskudny, brzydki i wściekły. W pół sekundy później do jednego jeźdźca dołączył i drugi, na równie potężnym wilku, nie czekając ani chwili dłużej, obaj rzucili się na pechowych podróżników. Pierwszy dopadł elfa, zanim ten w ogóle zorientował się co się dzieje, ogromny basior doskoczył do Andarasa i potężnym uderzeniem swojego cielska obalił elfa na ziemię, wyszczerzając pełną ostrych kłów paszczę i z gardłowym warknięciem zamierzający się do rozszarpania gardła przygniecionej ofiary.

Krasnolud doskonale widział, jak drugi wilk rzuca się na niego, ale powinność wytyczona jego własnym słowem okazała się silniejsza, Kh’aadz rzucił się na jeźdźca, który za moment miał uśmiercić leżącego na brzuchu i widocznie oszołomionego Andarasa, z potężnego zamachu krasnolud wyrżnął obuchem w czaszkę szykującego się do zaciśnięcia szczęk na elfiej szyji wilka. Cios był czysty, wściekły i potężny, głuche łupnięcie jakie towarzyszyło gruchotanej czaszce wilka, zostało zagłuszone ujadaniem drugiego wierzchowca, który właśnie rzucał się na stojącego nieco bokiem do niego krasnoluda.

Impet uderzenia przewrócił Kh’aadza na ziemię, krasnolud próbował się odturlikać, ale tak ciężki plecak jak i przytroczona do niego tarcza utrudniały cały manewr, krótko potem Kh’aadz warknął z bólu, gdy warg zacisnął swoje szczęki na jego obojczyku, pomimo, że zęby wilka ślizgały się po krasnoludzkiej kolczudze, ból i nacisk były ogromne, a szarpiący wściekle łbem przeciwnik, wcale nie pomagał… Kh’aadz postanowił stawiać mniejszy opór, aby nie pogłębiać niewiadomo jakich ran na jego plecach, przez co kolejne szarpnięcie worga przesunęło go o pół metra po pokrytej śniegiem ściółce, kątem oka dostrzegł wykrzywioną w okrutnym grymasie gębę jeźdźca, dosiadającego paskudnej bestii. Ork zamierzył się trzymaną w ręku włócznią do pchnięcia w przytrzymywanego przez szczęki worga krasnoluda, jednak na tą chwilę wilk poluźnił nieco uchwyt, aby za pewne za chwilę ukąsić bardziej dotkliwie, Kh’aadz nie czekał, szarpnął mocno przetaczając się na bok na tyle na ile pozwalały mu szczęki bestii, coś świsnęło w powietrzu, po czym krasnolud poczuł jak uderzenie orkowej włóczni w plecy dociska go do ziemi, nagle tak bestia jak i jej paskudny jeździec zniknęli w chaszczach, a Kh’aadz z ulgą stwierdził, że włócznia zatrzymała się na przytroczonej do pleców tarczy… Wstał z ziemi, nadal w gotowości do walki…

-Czy ktoś jest ranny? - zapytał elf gramoląc się na nogi spod nieżywego już wilka.

- Trudno powiedzieć... Kundel mocną mną poszarpał... - krasnolud odparł posykując z bólu przez zęby, jednocześnie profilaktycznie wbijając szpic nadziaka w czaszkę worga, pod którym do niedawna uwięziony był jego elfi towarzysz.

- Słyszałem, że długouchy mają wyczulone zmysły... A podprowadziłeś nas prosto pod ich cholerne włócznie. - tutaj krasnolud uderzeniem obucha uwolnił swoją tarczę od dodatkowego ciężaru, wbitego w nią grotu i drzewca orkowego oręża. W jego głosie dało się wyczuć wyrzuty.

- I nie będę mówił, że ‘a nie mówiłem’, bo mówiłem, że ten spacer niczym dobrym się nie skończy. Teraz lepiej, żeby nie było więcej tych paskudztw w okolicy, bo jak spadnie nam na głowę całe stado, to nawet z Endymionem - po raz pierwszy od dłuższego czasu wypowiedział właściwe imię strażnika bez przekąsów ani złośliwości - nie damy rady ocalić Twojego czarnoksięskiego kościstego tyłka.

- Z tego co pamiętam to mówiłeś że nic nie znajdziemy a tu proszę... Co do moich zmysłów sam jestem zdziwiony że tak nas zaskoczyli. To niemal nie możliwe choć moją uwagę w ostatniej chwili odwróciła ta poświata od ostrza. – odrzekł Andaras, na samą wzmiankę o świecącym ułomku ostrza krasnolud jakby na nowo zrobił się jeszcze bardziej czujny.
- Wiedziałem że może być w tym jakaś magia. Ale że działa a w dodatku wykrywa orki. Kto by przypuszczał. Drugi raz nas nie zaskoczą bądź pewien. - zapewnił na koniec ponownie przyglądając się, teraz już wyglądającemu normalnie kawałkowi ostrza.

- Wykrywa jak już siedzą Ci na grzbiecie i dobierają się do karku, też mi pomoc. Tfu - krasnolud splunął na ziemię.
- Tyle to i ja potrafię bez tych waszych piekielnych sztuczek.
 
__________________
"Lotnik skrzydlaty władca świata bez granic..."
Wroblowaty jest offline