Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 26-03-2011, 22:20   #266
Merigold
 
Merigold's Avatar
 
Reputacja: 1 Merigold jest jak klejnot wśród skałMerigold jest jak klejnot wśród skałMerigold jest jak klejnot wśród skałMerigold jest jak klejnot wśród skałMerigold jest jak klejnot wśród skałMerigold jest jak klejnot wśród skałMerigold jest jak klejnot wśród skałMerigold jest jak klejnot wśród skałMerigold jest jak klejnot wśród skałMerigold jest jak klejnot wśród skałMerigold jest jak klejnot wśród skał
Emmmaaaaaa!!!!!

Jej wrzask wzniósł się na najwyższe decybele dołączając do wszechobecnego jazgotu. Potrzebowała pomocy, jak diabli potrzebowała…

Emmaaaa…

Rozdzieliły się. Harcout została na polu walki dzielnie stawiając czoła armii goblinów, dając wiedźmie czas na jej własną trochę nienajlepiej przemyślaną działalność. Intencje miała dobre, ale wiadomo jak to zwykle z intencjami bywa. Zwłaszcza tymi dobrymi…

Kierowana płaczem dziecka ruszyła biegiem w dół korytarza. Nie było aż tak daleko. Dwa zakręty i znalazła się u wejścia do dużej sali. W jej centralnym miejscu, z kręgu wyrastała groteskowa łodyga puszczająca pnącza rozchodzące się wokół. „Te” pnącza. W upiorne badyle wplecione były ciała dzieci. Ośmioro, może dziewięcioro. Kilkuletnie, niektóre nawet chyba kilkumiesięczne. Horror. Żywe dzieci, niezdolne do wykonania jakiegokolwiek ruchu, spętane przez to cholerne żarłoczne zielsko.

Audrey poczuła jak żółć podchodzi jej do gardła.

- Ty przeklęty skurwysynie…!

Odjęło jej rozum. To na pewno. Szarżując na przeklęte pnącze i dzierżąc w ręku dziarsko nóż do rytuałów, dowód zbrodni i jedyną broń jaka jej w tej chwili przyszła do głowy. Nieco naiwnie oceniła swoje szanse szacując że może przy wystarczającym samozaparciu, dużej dawce brawury i odrobinie szczęścia uda jej się uwolnić dzieci. Poprzecinać pnącza wyswabadzając je po kolei. Zaczynając od tego najbliżej. O głupoto ludzka! Może to przez ten widok przestała myśleć. Jakie to zresztą teraz miało znaczenie… musiała je uwolnić… albo chociaż spróbować!

W chwili gdy zaczęła ciąć pnącza wrzask dzieci stał się jeszcze potworniejszy, spotęgowany bólem i przerażeniem… jakby kalecząc roślinę zadawała cierpienie również jej więźniom

Niech to cholera, ty skurwysyńskie ścierwo! – wyładowała swoją wściekłość w skowycie bezsilności. Co robić… co do cholery robić…!?
Zareagowała za późno. Ułamek sekundy. Bicie serca. Dźgnięcie noża. Jej noga znalazła się żelaznym uścisku. Piekielne pnącze oplotło się wokół jej kostki unieruchamiając ją niczym imadło. Odskoczyła do tyłu próbując wydostać się spoza zasięgu krwiożerczych badyli lecz było już na to trochę za późno. Szarpnięta za nogę grzmotnęła całym impetem na glebę jakimś cudem unikając innych śpieszących ku niej pnączy. Z desperackim zapałem zaczęła dźgać więżącą ją roślinę usiłując uwolnić się i równocześnie uniknąć schwytania przez pozostałe. Mission Impossible. Delikatnie mówiąc. Wokół kiełkowały jak szalone kolejne pnącza sunąc ku niej w szybkim tempie. Czy jej się wydawało, czy z ust dzieci zaczęły wysypywać się robale, pająki albo skorpiony…? Zajmie się tym potem, ma ważniejszy kłopot na głowie.. na razie...

- Cholerny chwast, puszczaj skurwysynie!

Nóż przynosił niestety słabe efekty. Zbyt długo to trwało. Na jeden przecięty badyl wokół niej pojawiały się trzy następne. Jej nogi były już całkiem skrępowane, kolejne pnącza sunęły w kierunku jej ciała. Za chwilę będzie całkiem unieruchomiona… Pająko-skorpiony po pnączach torowały sobie drogę w jej stronę…
Jak nie urok to sraczka… mam przesrane jak ten koleś w Mumii…
- Zabij… - Rozglądając się wokół, szukając na oślep czegoś co mogłoby pomóc napotkała na wycieńczone spojrzenie jednego z dzieci.– Zabij nas…!

- Boże, nie…. – jęknęła nie hamując już nawet łez płynących z jej oczu. Rozpaczy, bezsilności, strachu.

Piekielny chwast… - zagryzła wargi sięgając do swojej torby w poszukiwaniu ostatnich zdobyczy. Po chwili wyciągnęła ją. Plastikową butelkę z przeźroczystym płynem w środku. Odkręciła nakrętkę spryskując cieczą otaczające ją pnącza – Wypalę cię skurwysynie, ciekawe jak to ci się spodoba…! - warknęła wpychając do butelki z resztą podpałki skrawek wydartego materiału, sięgając po zapalniczkę i przypalając go – Burn witch burn… - zaśmiała się obłąkańczo ciskając płonącą butelką w łodygę rośliny a następnie, błyskawicznie przypalając jedną z oblanych łodyg

- Emmmaaaaaa! – Wydarła się w niebogłosy próbując przekrzyczeć potworny jazgot – Emmaaaaa…!
 

Ostatnio edytowane przez Merigold : 26-03-2011 o 22:55.
Merigold jest offline