Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 27-03-2011, 17:59   #269
Harard
 
Harard's Avatar
 
Reputacja: 1 Harard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwu
Skinął tylko głową, patrząc pod nogi. Sam nie mógł nic pomóc. Nie znał się nawet na pierwszej pomocy, choć obwiązanie rozciętego gardła czy rany kłutej i tak byłoby głupotą i stratą czasu. Prawda była taka, że bez Loli Mythos go rozjedzie w parę sekund. Nawet połatany teraz nie był dla niego równoważnym przeciwnikiem. Rozglądnął się tylko i zobaczył dwa ostrza podobne do tego które wbił w ramie fearie Caine. Szybko podniósł je i miecz, który spisał się nawet całkiem nieźle. Dwa razy udało mu się przecież mocno trafić sukinsyna. W biegu wysypał łuski z bębenka colta i wcisnął speedloadera ze srebrną amunicją hollow point na swoje miejsce. Kule niezbyt się sprawdzały do tej pory, ale bez nabitego Pythona czuł się prawie nagi. Przyzwyczajenie drugą naturą. Po pocałunku, przyspieszył i wyminął Lolę biegnąć po śladach niebieskich kropel krwi.

Pnącza ożyły. Ich nagły entuzjazm był, gdyby ktoś miał czas się nad tym zastanowić, lekko przerażający. Korytarz nie był długi, ale wywołał u Loli delikatny napad klaustrofobii. Wyczuła Mythosa z pewnej odległości. Złapała Gary’ego za łokieć, dając mu znać, ze to już. Sama przykucnęła niemal u wylotu korytarza. Wyjęła z kieszeni kilka drobiazgów i zaczęła rysować na ziemi znane tylko sobie symbole. Musieli go wykończyć, do cholery. Ganianie się z nim po całym zasranym hotelu nie było opcją. Zamierzała złapać go w krzyżowy ogień. Skończywszy, skinęła Gary’emu głową. Czas się zabrać za robotę.

Podążali wśród wijęcych się łodyg, pnączy i lian przeklętej rośliny. Gary w przypływie wkurwienia kopnął raz czy dwa w fasolkowe odrosty, rozgniatając je na posadzkę. Przystanął gdy Lola zaczęła kreślić krąg, przygotowując swoją magię. Wkroczył przez przejście i zobaczył go. Białowłosy szedł w stronę środka jaskini. Gary rozglądnął się i zobaczył widok od którego rzygać mu się chciało. Plątanina roślinna, wrzeszczące dzieci, połączone z nią zielonkawymi pędami. Zdaje się, że ta kobieta po drugiej stronie sali to Emma. Ta druga, próbująca ugasić płomienie na swoich nogach też wydała się znajoma. Nie miał czasu nawet się zdziwić. Zacisnął dłoń na kolbie po czym wystrzelił wszystkie kule w biegu, z taką prędkością, ze huk kolejnych wystrzałów zlał się w jeden grzmot potęgowany przez ściany jaskini. Mierzył tak by nie trafić kobiet po przeciwnej stronie. Bardziej chciał zwrócić na siebie uwagę Mythosa. Wiedział, że jeśli ktokolwiek z nich wszystkich ma zatrzymać i związać walką tego skurwiela, to on. Lola zaczynała włączać swoją brujerię a Gary skoczył do ataku, w jednej ręce ściskając miecz, a w drugiej żelazny, kuty na zimno nóż Caine’a. Ostrze nie miało rękojeści, ale egzekutor nie zwracał na to uwagi. Krew z przeciętych palców zaczęła się sączyć. Poruszał się najszybciej jak potrafił, byle tylko doskoczyć do niego i spróbować rozerwać gnoja na strzępy.

Loa, choć było ich w Zamku Plum naprawdę mało, garnęły się do pomocy. Spuściła je ze smyczy wraz z falą oczyszczającej mocy Legby na chwilę przed tym, gdy Triskett wystartował. Złowi tego skurwiela, choćby miał jej eksplodować mózg. Odczekała, aż walka rozgorzeje na nowo i bodaj najszybszym w życiu sprintem wyprysnęła w głąb pomieszczenia. Źle, źle, bardzo źle! Zawirowania o śmiertelnej częstotliwości unosiły się w pomieszczeniu jak gaz. Zachwiała się, ale żelazna siła woli utrzymała ją w ruchu. Nie osłabiła koncentracji zogniskowanej wokół postaci Przybysza. Krew poszła jej z nosa, unaoczniając włożony w walkę na dusze wysiłek. Sploty korzeni, twarze, odór zepsucia. Dwie żywe postacie stanowiły jaskrawy kontrapunkt dla wszechogarniającego rozkładu. W locie dopasowała twarze kobiet do nazwisk, Ministerstwo Regulacji. Dobrze, nie byli sami. Gary kątem oka zauważył, jak Lola w zwolnionym tempie rusza biegiem w kierunku drugiego wyjścia. Przesunął się tak by zasłonić ją przed Mythosem, stawiając zastawę i łapiąc z trudem jeden z jego błyskawicznych ciosów. Omijając szerokim łukiem walczących, podążała do drugiego wyjścia z jaskini, tam także zamierzała wymalować veve, które - jak sądziła - pomoże jej ustabilizować wpływ, jaki wywierały na Mythosa loa.
 
Harard jest offline