Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 27-03-2011, 21:19   #11
Mortarel
 
Mortarel's Avatar
 
Reputacja: 1 Mortarel ma wspaniałą reputacjęMortarel ma wspaniałą reputacjęMortarel ma wspaniałą reputacjęMortarel ma wspaniałą reputacjęMortarel ma wspaniałą reputacjęMortarel ma wspaniałą reputacjęMortarel ma wspaniałą reputacjęMortarel ma wspaniałą reputacjęMortarel ma wspaniałą reputacjęMortarel ma wspaniałą reputacjęMortarel ma wspaniałą reputację
Khadlin wyruszył z wiadomością, chociaż nie do końca był pewien, czy w rzeczywistości sam zadecydował o tym, że przyjmie robotę, czy też dał się wmanipulować w niebezpieczne przedsięwzięcie, skuszony wizją złota. Bądź co bądź wyruszył z samego rana, uprzednio dokładnie chowając list w wewnętrznej części ubrań, pod koszulą, tak, żeby nie wypadł. „Tu będzie bezpieczny” pomyślał.

Szedł szybkim krokiem trzymając broń w pogotowiu. Przed wejściem do lasu na chwilę zatrzymał się nasłuchując. Niby nic specjalnego nie było słychać, zwykły las, jak każdy inny. Krasnoludowi nie podobała się trochę mgła, ograniczająca widoczność. Khaldin postanowił jak najszybciej przebyć leśną drogę, nie zatrzymując się nawet na chwilę wśród drzew, nie ufał im. Od chwili napadu stał się bardziej przezorny.

Przebywszy całkiem spory kawałek drogi usłyszał nagle dźwięki, wskazujące, że ktoś się do niego zbliżał. Khaldin przyjął pozycję obronną oczekując pojawienia się tego „kogoś” lub „czegoś”. Jakież było jego zdziwienie, gdy spomiędzy drzew wyłonił się ranny mężczyzna. Na jego prośby o pomoc krasnolud pozostał niewzruszony:

- Mam już swoje zadanie mości panie i nie po drodze leży mi pomoc tobie. Zabili ci syna powiadasz… i co z tego? Może ja mam go pomścić? Nie, nasze drogi nie powinny się skrzyżować. Żegnam. – Khaldin rzucił krótko i pobiegł dalej w swoją stronę.

Przebiegł parę metrów, nie oglądając się za siebie. Postanowił zostawić tego człowieka i zapomnieć o całej sytuacji. Przecież to nie jego sprawa, przecież codziennie ktoś ginie. To tylko człowiek, co innego jakby to był krasnolud…

Khaldin zatrzymał się. –Ehh Khaldinie, Khaldiniekiedyś wpakujesz się w takie kłopoty, z których już się nie wykaraskasz- powiedział sam do siebie.

Wrócił się szybko do nieznajomego, zwłaszcza, że nie odbiegł daleko. Jak najszybciej przerzucił go przez ramię niczym worek ziemniaków i pognał pędem droga w celu znalezienia jakiegoś bezpiecznego miejsca, w którym mógłby się ukryć wraz z człowiekiem. (krzepki- nie wiem czy można by potraktować ten dodatkowy ciężar, wg zasady wynikającej z tej zdolności. )

Kiedy dotarł w bezpieczne miejsce poczekał aż nieznajomy odzyska przytomność. Pomogło napojenie go gorzałką, którą krasnolud zawsze nosił przy sobie.

Jak tylko człowiek odzyskał przytomność, Khaldin zaczął zasypywać go pytaniami: -Co się stało, kto napadł Ciebie i twojego syna? - w odpowiedz usłyszał:

-Napadły na nas te kreatury jak obozowaliśmy tam na polance. W podróży byliśmy, ja wraz z mym synem Johannem... Odpocząć krzynkę chcieliśmy, a żadnego zajazdu w pobliżu, tośmy się na tej polanie rozbili... Gobliny przeklęte. Zielonoskórzy... Oni zabili mi syna. Mnie jeno ogłuszyli, ale chyba myśleli żem martwy...- krasnolud dostrzegał w głosie człowieka zdenerwowanie. Chyba rzeczywiście mówił prawdę i chciał aby to właśnie Khaldin mu pomógł. Któż bowiem inny, skoro właśnie jego samego spotkał w lesie?

-A ile było tych goblinów?
- Chmarą całą nas zaatakowali... Przerażony byłem, to nie liczyłem, ale nie więcej niż tuzin, tego jestem pewien...
-Co teraz zamierzasz?- zapytał krasnolud.
- Nie wiem co mam robić. Proszę pomóż mi, krasnoludzie. Pomścij mego syna. Ja... Ja Ci zapłacę, jak wrócę do Wurzen. Proszę...- słowa nieznajomego, zwłaszcza te o złocie, wydały się z początku interesujące, jednak Khaldin odparł:

-Mam walczyć z tuzinem goblinów? Niedoczekanie... lepiej będzie jak już pójdę. Jeśli chcesz to możesz się zabrać ze mną, o ile nie będziesz opóźniał marszu. - nie miał bowiem zamiaru ryzykować dla obcego.

Już miał odchodzić, kiedy człowiek w ostatnim akcie desperacji zawołał:
- Na Sigmara, błagam! Pomścij mego syna... Odwdzięczę się godnie... Czymże jest tuzin marnych goblinów dla jednego krasnoludzkiego woja. Proszę... Ale jak nie chcesz, to daj mi chociaż jakąś broń. Sam pójdę!- połechtanie krasnoluda po jego dumie, widocznie podziałało, bowiem Khaldin zamyślił się chwilę i w końcu odparł:
-Dobra, niech Ci będzie! Pójdziemy tam razem. Trzymaj mój sztylet i nie daj się zabić! - wrzasnął zdenerwowany krasnolud. -Trzymaj też jedną miksturę leczniczą, może być ci potrzebna.-
 

Ostatnio edytowane przez Mortarel : 28-03-2011 o 18:36.
Mortarel jest offline