Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 27-03-2011, 21:48   #50
Callisto
 
Callisto's Avatar
 
Reputacja: 1 Callisto wkrótce będzie znanyCallisto wkrótce będzie znanyCallisto wkrótce będzie znanyCallisto wkrótce będzie znanyCallisto wkrótce będzie znanyCallisto wkrótce będzie znanyCallisto wkrótce będzie znanyCallisto wkrótce będzie znanyCallisto wkrótce będzie znanyCallisto wkrótce będzie znanyCallisto wkrótce będzie znany
Fatin w języku pustyni oznacza to mniej więcej tyle co ujmujący, czarujący, uwodzicielski. Tak też myślała o sobie nosicielka tego imienia. Była ona bardzo świadoma swojej urody i bardzo chętnie ją wykorzystywała. Jeśli życie na ulicy czegoś ją nauczyło to właśnie tego. W swoim życiu Fatin dwukrotnie była zmuszona uznać ją za swój dom. Po raz pierwszy, gdy jej rodzice zmarli, a ona została sierotą. Miała wtedy niecałe 5 lat, ale już wiedziała, co należy zrobić by dostać, co się chce. Od zawsze cieszyła się powodzeniem wśród płci przeciwnej, a wiele osób zachwycało się nad tym jakim była uroczym dzieckiem. Rzeczywiście, była nim, ale tylko z zewnątrz. Jej buzia, o sarnich brązowych oczach, otoczona była kręconymi czarnymi włosami, nadając jej wyjątkowo niewinny wygląd. Jednak to były tylko pozory, bowiem wewnątrz krył się prawdziwy diabeł. Rodzice Fatin nie byli ludźmi uczciwymi, toteż nie nauczyli swojego dziecka jak żyć jak prawy obywatel. Matka od dziecka uczyła ją jak omamić ludzi, a ojciec przekazywał jej swoją wiedzę magiczną. Niestety, wiele jej nie nauczyli. Po ich śmierci Fatin zabrała wszelakie amulety ojca i ukryła się na ulicy, by mordercy jej rodziców nie mogli jej znaleźć. Zawsze była zwinnym i zręcznym dzieckiem, toteż nic dziwnego, że szybko przystosowała się do życia w nowych warunkach i nauczyła kraść. Jej niewinna buzia i wyraz oczu skutecznie odwracały uwagę i po chwili łup był jej.

Po niecałych dwóch latach spędzonych na ulicy, zajęła się nią pewna stara czarownica. To ona nauczyła Fatin wszystkiego, co ta wie o magii. Była dla niej opiekunką, matką i mentorką. Osobą, która była nie tylko jej najdroższa, ale również była przez nią najbardziej szanowana. Toteż gdy po 11 latach zmarła, Fatin opłakiwała ją szczerze. Obiecywała sobie, że nie zawiedzie staruszki i pokładanych w nią nadziei. Wzięła od niej wszystko, co mogło jej się przydać i wyruszyła w drogę, szukając swojego miejsca. Przez wiele lat trudniła się głównie kradzieżą, pomagając sobie magią. Zwykle robiła to na zlecenie, przyjmując ofertę od tego, kto dał najwięcej. Często grała przez to na dwa fronty, ale jej to odpowiadało. Po drodze nawiązywała również przelotne romanse, zwykle kończące się równie szybko, jak się zaczęły. Zawsze to Fatin ucinała wszystko w zarodku. Z jednym wyjątkiem.

Jakiś czas temu, może z sześć, a może więcej lat temu, spotkała pewnego młodego mężczyznę, był chyba żołnierzem i miał najwyżej dwadzieścia lat. Był od niej młodszy i dużo mniej doświadczony, ale spodobali się sobie i to wystarczyło. Romansowali ze sobą kilka tygodni, do czasu gdy chłopak odszedł. Jedyna wiadomość jaką jej zostawił wyrażała nadzieję, że jeszcze kiedyś się spotkają. Gdyby Fatin była innym typem kobiety, zapewne rozpaczałaby za nim, jednak ona była na niego wściekła. Obiecała sobie, że jeśli rzeczywiście jeszcze się spotkają to zrobi z nim to, co z wieloma innymi mężczyznami – rozkocha go w sobie, a potem porzuci ze złamanym sercem. Na szczęście dla młodzieńca, przez tych kilka lat nie udało im się ponownie spotkać, być może dlatego, że kobieta tak naprawdę wcale go nie szukała. Była na to stanowczo zbyt dumna, a jeśli ten chłopaczek kiedykolwiek będzie chciał ją zobaczyć, sam będzie się musiał pofatygować. Tak myślała przez pierwsze miesiące po jego zniknięciu. A potem przestała o nim myśleć, choć nigdy nie wyrzuciła go z pamięci. Tak właściwie to była zła na siebie, że dała się podejść i chciała nawet go namawiać na wspólną podróż. Jak zwykle, gdy pozwoliła komuś przebić się przez otaczający ją mur, nie kończyło się to dla niej dobrze. Dlatego obiecała sobie, że to będzie ostatni raz. Powtarzała sobie, że od teraz skupi się na zleceniach i nie da niczemu odwrócić swojej uwagi.

Na kolejnych podróżach i zleceniach upłynęły jej lata. Gdyby chciała mogłaby zebrać już spory majątek i osiąść gdzieś sobie spokojnie. Jednak ona miała niespokojną duszę i nie umiała dłużej usiedzieć w jednym miejscu. Tak więc, gdy dostawała jakąś intratną propozycję przyjmowała ją. Tak to jej drogi przecięły się z wybrańcami cesarzowej. Na początku wszystko poszło nie tak jak chciała. Musiała się dostać do Ethusalem i nie chciała słyszeć sprzeciwu. Próbowała rozmówić się z oficerem, jednak on uparcie jej odmawiał. Jak on właściwie śmiał jej odmawiać?! Fatin zawsze była typem kobiety, która źle znosiła niepowodzenia, a za takie uznała niemożność przekonania tego mężczyzny. Zapewne mogłaby użyć jednej ze sztuczek, które chowała w swoim rękawie, jednak wolała zachować je na później. Zdarzali się mężczyźni, którzy, jak ten, byli oporni na jej wdzięki, a wtedy Fatin próbowała podejść do tego z drugiej strony – skoro nie mogła czegoś osiągnąć prośbą to zrobi to groźbą. Jednak dziś to nie zadziałało. Oficer złapał ją mocno za ramię i potrząsnął jej drobną osobą, najwyraźniej chcąc przywołać do porządku. Jednak ona się tak łatwo nie da. Co to to nie. Może sobie pomarzyć. Wściekła wyrwała mu się i mrucząc kilka przekleństw pod nosem weszła do namiotu kupca. Ten z kolei nie był odporny na jej wdzięki, (nie to, żeby ich na nim próbowała), i odbyli dość ciekawą rozmowę.

Robiło się już ciemno, gdy wyprowadził ją z namiotu i zwołał wszystkich, by usadowili się wokół ogniska. Wtedy też to ją przedstawił, o ile można nazwać to przedstawieniem. Gdy powiedział, że kobieta uważa, że zna sposób na to, by pomóc im się wydostać Fatin miała ochotę prychnąć. Brzmiało to niemal jakby ten człowiek nie do końca wierzył w jej możliwości, a to była kolejna rzecz, której nie lubiła. Cóż, nigdy nie należała do osób skromnych. Pozwoliła więc sobie na nieco ironiczny komentarz, który najwyraźniej rozbawił kupca, bo klepnął ją po plecach. Nie był to najmilej widziany gest ze strony takiego człowieka, ale kobieta tylko uśmiechnęła się krzywo, nie okazując zniechęcenia, czy obrzydzenia w żaden sposób. Po prostu odwróciła się i w typowy dla siebie sposób, dumnie odeszła przygotować się.

Gdy słońce chyliło się ku zachodowi, nadszedł czas na jej plan. Stanęła na mostku, chustę zrzuciła na ramiona i dotykając jednego z amuletu zaczęła wypowiadać słowa, które przed laty nauczyła ją stara czarownica. Wywoływanie burz piaskowych to nie była jej specjalność, ale to był najlepszy plan, jaki obecnie miała. Wiatr szarpał jej ubraniem i jej długimi, czarnymi włosami. Rezultat jej czarów przekroczył najśmielsze oczekiwania, czy obawy kobieta. Wrzasnęła na Zoriona, by szykowali się do drogi. Nie miała pojęcia jak długo utrzyma tą burzę pod kontrolą, bo nie wyglądało to najlepiej. Nie było to również łatwe. Nie spodziewała się, że to cholerstwo wymknie się jej spod kontroli toteż zaklęła pod nosem. Nagle dopłynęli do jednostek, które wcześniej zagrodziły im drogę. Sytuacja nie wyglądała najlepiej, a Fatin wciąż usiłowała uporać się z tym całym bałaganem. Kolejne siarczyste przekleństwo dobyło się z je gardła, gdy próbowała uspokoić rozszalały żywioł. Jeden z żołnierzy niebezpiecznie się do niej zbliżał. Na szczęście jeden z mężczyzn zajął się nim, a ona mogła próbować powstrzymać to, co zaczęła. I modlić się o powodzenie.





[Rzut w Kostnicy: 7]
 

Ostatnio edytowane przez Callisto : 27-03-2011 o 21:58. Powód: kosteczki, kosteczki
Callisto jest offline