Położyłem Julie do jej łóżka i przykryłem kocem. Opadłem na fotelu obok , ogarniałem powoli przebłyski wspomnień z dnia dzisiejszego. Co to było za dziadostwo? Jak to możliwe ,że moje rany goją się tak szybko? Z czym związana jest ta wieź między mną a Julio? Tyle mam pytań , a zero odpowiedzi.
Wyciągnąłem z kieszenie komórkę i sprawdziłem godzinę, z przerażeniem stwierdziłem ,że jest 12 a o 13 ma być pogrzeb Takedy, mój przyjaciel był katolikiem więc ceremonia rozpocznie się w pobliskim kościele.
-
Muszę iść.- wyszeptałem , chodź wiedziałem ,że mnie nie usłyszy
Znalazłem w mieszkaniu dziewczyny kartkę i długopis. Nabazgrałem pospiesznie:
[i][b]Idę na pogrzeb przyjaciela, postaram się wrócić jak najszybciej, nie opuszczaj mieszkania i trzymaj się !!
Stojąc jeszcze w drzwiach obejrzałem się na nową znajomą , tak jakby z obawy o jej życie. Z ulgą stwierdziłem brak zagrożenia i wyszedłem.
Biegiem wpadłem do pokoju zrzuciłem przekrwione i przepocone ciuchy i wpadłem pod prysznic.Usłyszałem sygnał wiadomości. Wytarłem się . Sprawdziłem kto pisze;
Nadawca:Rin
Skarbie , przepraszam ,że nie przyjechałam wcześniej , ale musiałam się pozbierać. Będe dziś wieczorem.
Kocham Cię.
Tu jest dla niej za niebezpiecznie. Wybieram jej numer.
Chwila niepewności i słyszę jej spokojny ciepły głosik.
-Tak?
-Rin, kotku posłuchaj nie możesz tu przyjechać!
-Myślałam , że też tego chcesz!
-Chce ale tu dzieją się bardzo dziwne rzeczy , w zasadzie nie mogę tego wytłumaczyć. Proszę cię , błagam nie przyjeżdżaj tu.
- Dobra jak sobie chcesz , muszę już iść odezwę się wieczorem. Pa!
W ostatnich zdaniach bez wątpienia można było wyczuć nutę bulwersu. Jednak czułem się spokojny. Ubrałem garnitur zawieszony w szafie. Wypastowałem czarne pantofle , które od razuzałożyłem.
Po dzisiejszych wydarzeniach , postanowiłem wziąć jakąś broń ze sobą. Jednak gdybym wpakował się z kataną do kościoła uznane to by zostało za nietakt.Wziąłem więc dwa rozkładane shurikeny.
Natomiast katanę schowałem do futerału w kształcie laski.
Zamknąłem pokój i wyszedłem. Po drodze zauważyłem , babcie powiedziałem aby sprawdzała co jakiś czas co u Juli. Ona bez problemowo się zgodziła.
Od mojego mieszkania do kościoła było pięć minut drogi . Nie wydarzyło się nic specjalnego miasto żyło swoim życiem jakby nigdy nic.Po drodze kupiłem wieniec z czerwonych róż. Spóźniłem się wiec zaczekałem na podwórku.
Po ceremonia , procesja żałobna powlokła się powoli na pobliski, niewielkim cmentarz katolicka. Szedłem na końcu konduktu , czułem się winny pośrednio śmierci przyjaciela , więc obawiałem się konfrontacji z jego matką.
Po 20 minutach było po wszystkim. Grabarze zaczęli opuszczać z wolna trumnę z ciałem. Żałobnicy małymi kroczkami podchodzili do dołu i sypali garście ziemi oraz składali wieńce. Ja zrobiłem podobnie. Tyle ,że rzuciłem jeszcze zdjęcie naszej trójki. Zakręciło mi się w głowie, a samotna łezka spłynęła po policzku. Pośpiesznie wyszedłem z cmentarza. Ruszyłem biegiem.
Przeszłość zostawiłem za sobą. Chwile potem byłem w ośrodku , szybko wpadłem do mieszkania Juli, ta nadal spała. Zmęczony położyłem się na łózko koło niej , może to z natłoku emocji zasnąłem.