Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 28-03-2011, 22:34   #73
Delta
 
Delta's Avatar
 
Reputacja: 1 Delta wkrótce będzie znanyDelta wkrótce będzie znanyDelta wkrótce będzie znanyDelta wkrótce będzie znanyDelta wkrótce będzie znanyDelta wkrótce będzie znanyDelta wkrótce będzie znanyDelta wkrótce będzie znanyDelta wkrótce będzie znanyDelta wkrótce będzie znanyDelta wkrótce będzie znany
Post wspólny

Głos zbliżającej się wycieczki najwyraźniej podziałał na Michaela jak wiadro zimnej wody, wyciągając na wierzch jego praktyczniejszą część osobowości, bo potrząsnął głową, odsuwając na dalszy plan wydarzenia, które miały miejsce przed parunastoma sekundami i podbiegł do leżącego profesora. Przyklęknął przy jego ciele, przykładając mu dłoń do szyi w poszukiwaniu tętna i spoglądając z napięciem w stronę ciemności, w której zniknęli ich bladoskórzy goście.
- Nie możemy znowu mieć policji na karku – odpowiedział cicho na pytanie Sorayi, odsuwając rękę po kilku uderzeniach serca; jego milczenie było jedyną odpowiedzią na pytanie czy profesor jeszcze żył. W ciszy podniósł jego bezwładne ciało, wsuwając rękę pod jedno z ramion, tak jakby prowadził kogoś kto zasłabł. Kiwnął głową na Nathana, żeby mu pomógł podtrzymywać go z drugiej strony i po chwili wahania skierował się w jedną z odnóg katakumb, decydując, że lepiej będzie poczekać aż nadchodząca wycieczka ich minie i dopiero wtedy ruszyć w stronę wyjścia na powierzchnię.
- Jakiś plan na wypadek gdyby ktoś nas odkrył zanim pozbędziemy się ciała? - zapytała ponownie kobieta, jednocześnie próbując zachowywać się normalnie. W końcu możliwe było, że poza tamtą i ich wycieczką krążą tu też inni zwiedzający.
- Profesor zasłabł i wieziemy go do szpitala. Podejrzewamy, że może mieć zawał – odparł zdawkowo Michael, opierając się o ścianę wraz z profesorem i czekając, aż wycieczka zniknie w dalszej części katakumb. Szepty i pociągłe spojrzenia, które im towarzyszyły, sprawiały, że po plecach mężczyzny spływał zimny dreszcz… Gdy tylko wiedzieli…
- Zaczekajcie na mnie przy samym wyjściu – powiedział do Sorayi, ale też i do pozostałych, gdy już ruszyli, taszcząc ciało. – Odwołam ochronę i podprowadzę samochód najbliżej jak się da. A potem… - Zamilkł, gdy zorientował się, że nie bardzo wie co „potem”.
- ...musimy się pozbyć ciała - dokończył za niego Nathan.
- Najlepiej skutecznie je niszcząc - dopowiedziała Sor.
- Byle bezkrwawo... - stwierdził chłopak, mając przed oczami obraz kobiety we własnej sypialni.
- Wrzucić do ścieków lub … -rzuciła szybkie spojrzenie w stronę Ognickiego. - Lub spalić.
- Chryste… Co ja tu robię - mruknął Michael pod nosem. Westchnął ciężko i kiwnął głową, oswobadzając się spod ramienia profesora i pokazując, żeby Soraya pomogła go nieść Nathanowi. Sam natomiast ruszył szybkim krokiem w stronę wyjścia.

***

Jak on znalazł się środku tego szaleństwa? Do tej pory wszystko było dziwne i niepokojące, ale wizje i objawienia mocy to jedno, a morderstwo? Michael może nie miał zbyt czystego sumienia, bo w końcu kto w branży biznesowej je miał, ale żeby zatajać ślady zabójstwa? Żeby chować ciało profesora i rozważać nad jego spaleniem, żeby ukryć dowody i swój udział w jego śmierci? To już była przesada, nawet jak na Michaela i jego ekscentryczne zachowania oraz wybryki. Idąc w górę katakumb coraz bardziej czuł jak na jego żołądku zaciska się ciasny supeł, tak nieznany do tej pory. Przez kilka uderzeń serca rozważał nawet czy nie zawołać swojej ochrony i nie odjechać stąd jak najprędzej, z dala od tych cholernych katakumb, z dala od San Pietro, poza Rzym i poza Italię. Mógłby nawet zwalić wszystko na swoich „towarzyszy w szaleństwie”. Jemu na pewno by uwierzono, jego adwokaci by o to zadbali…
Światło słoneczne i świeże powietrze, które poczuł, gdy znalazł się na otwartej przestrzeni, wybiło mu te pomysły z głowy. Nie mógł im tego zrobić. Może i wszystko przemawiało przeciwko temu, ale czuł się odpowiedzialny za całą grupę, poczynając od Sorayi, a nawet na Ognickim kończąc. Podczas, gdy nie było z nimi Feneksa, ktoś musiał… ktoś musiał co?
Potrząsnął głową, sięgając do kieszeni i wyciągając swoją komórkę. Nie musiał jednak z niej korzystać, bo zauważył, że nieopodal wyjścia z katakumb stoi jeden z jego ochroniarzy, paląc w milczeniu papierosa i najwyraźniej czekając, aż jego przełożony wróci. Na widok Crowna odepchnął się od kamiennego murka i wyprostował, rzucając papierosa na ziemię i gasząc go butem.
- Wszystko w porządku, sir? – zapytał uprzejmym głosem, spoglądając na milionera, gdy ten się zbliżył. - Gdzie pańscy przyjaciele?
- Wciąż zwiedzają. I chyba to jeszcze trochę potrwa. – Michael pokręcił głową, przywołując na usta swój biznesowy uśmiech. Wsunął ręce do kieszeni, rozglądając się po antycznych terenach otaczających zejście do katakumb i całą drogę, którą przeszli, żeby się tu znaleźć. Dopiero po chwili kontynuował. – Zbierz pozostałych i zróbcie sobie wolne. Nie będę was potrzebował w najbliższym czasie, rozerwijcie się trochę po Rzymie.
Ochroniarz zmarszczył brwi, zdziwiony.
- Sir?
- Mówię poważnie – przerwał mu Michael zdawkowo. – Niedługo będę się rozchodził z moimi znajomymi, których mieliście przyjemność poznać, i mam nadzieję na odrobinę prywatności. Nie chcę was widzieć w pobliżu, a już szczególnie gdy będę się „żegnał” z moją nową przyjaciółką.
Mężczyzna zamilkł momentalnie. Kilka sekund zajęło mu przyswojenie słów Michaela i przełożenie je na właściwą informację, w czym pomogło mu wymowne spojrzenie milionera.
- Tak jest, sir – powiedział w końcu pokonany. - Ale gdyby coś się działo to proszę nas zawiadomić. Pan Fawkes nam wyraźnie powiedział, że…
- I zostawcie jeden samochód jak będziecie odjeżdżać. Ten duży – odparł mimochodem Michael.


***


W wejściu pojawił się po kilkunastu minutach, gdy tylko uporał się ze znalezieniem bliższego parkingu dla samochodu, bez słowa ruszając do czekających jak tylko ich dostrzegł. Zastąpił Sorayę w podtrzymywaniu profesora i pomógł Nathanowi znowu postawić go na nogi.
- Ochrona dostała wolne przynajmniej do jutra – zakomunikował cicho, powoli wyprowadzając ciało na zewnątrz, dbając jednak o to, by wciąż wyglądało to jak pomoc zasłabniętemu. – Załatwiłem vana, ale to i tak kawałek drogi… Wymyśliliście coś do tej pory?
- Postanowiliśmy go spalić... A przedtem przeszukać ciało.
- Jak Toru słusznie zauważył jest szansa, że profesor ma przy sobie jakieś informacje, które mogą się okazać przydatne - dopowiedziała Soraya.
- Bagażnik czy tylne siedzenie? - spytał Nathan. - Myśle, że to zbyt podejrzane, wrzucić go do bagażnika.
-To zdecydowanie zbyt podejrzane - uśmiechnął się Toru.- Wrzućmy go na tylne siedzenie, usiądę obok niego i go... popilnuję. Mam jedynie nadzieję, że zdążymy zanim zacznie się rozkładać! Ruszajmy.
- Ja z przodu... - Sor najwyraźniej nie uśmiechało się siedzieć ręka w rękę z trupem. Michael się jej nie dziwił. Nawet po tym krótkim kontakcie pewnie będzie szorował się z godzinę…
- Tylne – potwierdził niechętnie, przyznając pozostałym rację. Jednak pakowanie zwłok do bagażnika było zbyt… no, po prostu zbyt.
Jak tylko dotaszczyli dyskretnie (na tyle, na ile było to możliwe..) ciało do vana zaparkowanego na parkingu, odsunął boczne drzwi i wspólnymi siłami z Nathanem usadowił profesora na tylnym siedzeniu. Sam przeniósł się na miejsce kierowcy, odpalając silnik.
- Czekam na propozycje – rzucił przez ramię, starając się nie spoglądać we wsteczne lusterko na ich dodatkowego pasażera i sięgając do GPS. Nathan wgramolił się na tył vana i usiadł obok Toru.
Soraya zajęła wspomniane wcześnie miejsce przy kierowcy.
- Najlepiej las, albo coś w znacznym oddaleniu od domów... – powiedziała z wahaniem.
Michael kiwnął głową; z tyłu Toru zaczął rozmawiać z Nathanem, ale w tej chwili milioner nie bardzo ich słuchał.
- Musimy zjechać gdzieś na odludzie z Appia Antica... – odezwał się niespodziewanie ten drugi.
- Las, albo w znacznym oddaleniu od domów… - powtórzył pod nosem za Sorayą Michael, przeszukując na szybko okolicę w jakiej się znajdowali. Ostatecznie jednak zaklął cicho i podał urządzenie kobiecie, samemu wrzucając bieg i ruszając. Niech go szlag, jeżeli dłużej zostaną w tym miejscu, stojąc na parkingu z trupem na tylnym siedzeniu.
- Poszukajcie czegoś. Ja, póki co, skieruję się na obrzeża miasta. Potem zobaczy się co dalej.

***

- To który z was, drodzy panowie zabawi się w poszukiwacza skarbów?
Michael zerknął przelotnie na Sorayę, przyklękając przy ciele bez słowa. Rudowłosa kobieta wydawała się świetnie bawić, co było co najmniej niepokojące. Do niego powoli docierało, że właśnie zamierzają spalić martwą osobę po środku lasu, przy użyciu podpałki do grilla… I chociaż była to scena jak z najczarniejszej komedii, średnio mu było z tym do śmiechu.
- Nie miał za wiele – stwierdził cicho, przeszukując kieszenie mężczyzny. Może pomysł był makabryczny, ale profesor mógł mieć jakieś informacje, które będą mogły się im przydać w dalszych poszukiwaniach. Na widok notatnika oprawionego w ciemną skórę poczuł promyk nadziei, ale niezrozumiałe wzory i symbole, które znajdowały się na gęsto zapisanych kartkach, zgasiły ją bezpowrotnie.
- Niezrozumiałe bazgroły. - Przejrzał zeszyt pobieżnie, po czym gdy nie znalazł nic co by rzuciło mu się w oczy, wsunął go do kieszeni swojej marynarki. Gdy jego wzrok padł na wisior profesora, musnął go palcami i obejrzał uważnie, ale ostatecznie zostawił na swoim miejscu, nie chcąc zniżać się do zrywania ze zwłok biżuterii. Pokręcił głową i podniósł się na nogi, otrzepując kolana.
Wkrótce ciało zaczęło płonąć, ale Michael nie miał najmniejszej ochoty tego oglądać. A Nathan zadał najważniejsze pytanie z nich wszystkich, które zapewne nurtowało teraz każdego.
- Co... Co teraz?

***

Gdy wrócili do samochodu i ustalili plan, to na Michaela spadła większa część jego wykonania, jednak nie pozwolił sobie na narzekanie. Jeżeli chodzi o stroje i paralizator to dopilnował, żeby wszystko było najlepszej jakości i załatwione jak najdyskretniej, oczywiście w zamian za dodatkowy zastrzyk gotówki dla sprzedających. Dopilnował też, żeby wszyscy zjedli suty obiad w jednej z Włoskich restauracji, decydując, że ich „skok” musi się odbyć w nocy, najlepiej już po zamknięciu kaplicy. A do tego czasu…
Do tego czasu jeździł po całym Rzymie, mając nadzieję, że nawet jeżeli nie zmyli to poszukujących ich osób, to może przynajmniej nabawi choroby lokomocyjnej i gigantycznych rachunków za benzynę.
 
__________________
"I would say that was the cavalry, but I've never seen a line of horses crash into the battle field from outer space before."
Delta jest offline