Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 28-03-2011, 13:49   #71
Konto usunięte
 
Midnight's Avatar
 
Reputacja: 1 Midnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputację
To nie mogło dziać się naprawdę. Przecież dopiero co rozmawiała z tym mężczyzną. Właściwie nie minęła nawet chwila. Wstrząśnięta Soraya cofnęła się o krok od zwłok. Najgorsza była jednak świadomość bliskości jaką odczuła tuż przed pojawieniem się tych istot, selenim jak nazwał je profesor. Dlaczego tylko ona i Nathan zostali wstrzymani? Powiązanie między nimi, a ich dwójką było wyraźnie wyczuwalne. Jakby i oni należeli do tego samego znaku jednak w jakiś sposób ich moc została wypaczona. Nieco przerażające było to, że Soraya poczuła pragnienie, niemal głód. Chciała mieć ja w sobie, móc zbadać, poznać...
Jednak nie był to czas na rozważania. Wycieczka zbliżała się z każdym krokiem i wkrótce zastaną ich nad trupem. Czy aby na pewno trupem? Dla niej tak, lecz dla turystów niekoniecznie. Jaka jest szansa, że jest wśród nich lekarz? Przy ich szczęściu pewnie cała ta wycieczka należy do przedstawicieli personelu medycznego.

Soraya całkowicie zgadzała się z Michaelem w kwestii policji. Szczególnie biorąc pod uwagę słowa Nathana. Oskarżenie o morderstwo czy chociażby współudział.. Może nawet rytualne morderstwo... Prasa pożarłaby ich, a w szczególności Mermanisa, żywcem. Tłumaczenie, że to nie oni tylko stwory wyglądające jak upiory i posiadające nadnaturalne moce... Białe kaftany czekają, proszę państwa.
Posłusznie ruszyła za mężczyznami taszczącymi trupa profesora. Okazało się, że niepotrzebnie męczyła myśli rozważaniami. Wycieczka nie zwróciła na nich większej uwagi. Gdy Michael oddalił się by odesłać ochronę, Sor przejęła ciało mając przy tym nadzieję, że ten nie oddał jej go z zamiarem zwiania. Próby żartowania ze strony Nathana niezbyt jej spasowały jednak zdobyła się na lekki uśmiech. Wcale nie była pewna czy spalenie to taki znów dobry pomysł jednak jako czarownicy, ten sposób rozprawiania się z ciałem wydał się najbardziej skuteczny. Oczywiście mogliby to zrobić od razu i na miejscu jednak próby wzbudzenia mocy Ognickiego mogłyby się okazać niekoniecznie przyjemne.

Poszukajcie czegoś... Znacznie łatwiej było zgłaszać pomysły niż je wyszukiwać. Sor niepewnie wzięła urządzenie od Michaela. Jej jedyną umiejętnością w dziedzinie nowoczesnych zabawek była obsługa laptopa na poziomie mniej niż początkującym. Uznała jednak, że taka informacja nie jest teraz nikomu do szczęścia potrzebna.
Miejscem, które udało się jej wyszukać okazał się zalesiony fragment przy Via Cristoforo Colombo. Na mapce GPS’u wyglądał w sam raz dla ich celów i nie był zbytnio oddalony od katakumb. Po drodze zatrzymali się tylko raz i tylko na krótką chwilę by kobieta mogła wyskoczyć i kupić zestaw do grilla czyli podpałkę i długie zapałki. Ognicki Ognickim jednak zestaw pomocniczy zawsze warto było mieć pod ręką.
Droga zabrała im niecałe trzydzieści minut. Gdy Michael zatrzymał samochód wokół panowała wręcz nienaturalna cisza. Możliwe jednak, że był to tylko wynik napięcia nerwowego, ewentualnie zamilknięcia głosu Toru, który wdrażał Nathana w ich przygody. Niezbyt gęste zarośla porastające pobocze asfaltowej drogi, nie dawały zbytniej ochrony dla ich celów. Profesor musiał zatem zostać przetransportowany nieco dalej do którego to zadania po raz kolejny zabrali się Michael wraz z Nathanem. W efekcie udało się im odbyć dość daleki spacer nim wreszcie znaleźli miejsce, które ich zdaniem nadawało się do rozpalenia ogniska. Ciało zostało złożone w niewielkim zagłębieniu będącym pozostałością po korzeniach zwalonego drzewa. Fragment pnia oraz jego podstawa dawały częściową osłonę przed wiatrem.

Mermanis najwyraźniej miał jakieś opory przed pozbawieniem trupa biżuterii. Soraya takowych skrupułów nie miała bowiem gdy tylko Michael wyprostował się po zbadaniu zawartości kieszeni staruszka, niemal niecierpliwe westchnienie wydobyło się z jej piersi. Przykucnęła przy ciele i wprawnymi ruchami dłoni pozbawiła trupa błyskotki, którą wzgardził Mermanis. Nigdy nie wiadomo czym mógł być medalion, szkoda by było gdyby przepadł bez ujawnienia im prawdy o sobie.

Mimo iż rzuciła propozycję zmówienia modlitwy to sama zbytnio się do tego nie paliła, za to do rozlania po ubraniu i twarzy profesora specyfiku o dość mocnym zapachu, owszem.
Pusta butelka wypuszczona z jej dłoni, opadła niemal bezdźwięcznie na zwłoki po czym stoczyła się na bok. Odgłos pocierania główki zapałki rozległ się w ciszy lasu niczym wystrzał z pistoletu.
- Z prochu powstałeś... - zaczęła po czym opuściła płonący kawałek drewna wprost na klatkę piersiową profesora. Czuła się dziwnie. Gdzieś na samym dnie jej duszy pojawiła się iskra zadowolenia, niemal chorej satysfakcji gdy płomienie zaczęły lizać martwe ciało. Wpatrzona w nie nie mogła się nadziwić jak piękny spektakl potrafią stworzyć. Zupełnie jak wtedy w hotelu …
- W proch się obrócisz... - wyszeptała z marnie skrywanym zachwytem w głosie.

Gdy wszystko co mogli zrobić będąc tak marnie przygotowanymi na chowanie umarlaków, zostało zrobione ruszyła w stronę samochodu. Ktoś kto wybierze sobie tamto miejsce na spacer lub przybędzie zwabiony dymem, z całą pewnością nie zapomni tego dnia. Potrząsnęła lekko głową starając się pozbyć posmaku satysfakcji jaki towarzyszył tym myślom. Teraz ich głównym celem było odzyskanie mocy, a pragnienie z tym związane stawało się coraz silniejsze z każdą mijającą sekundą.

Plan, który udało się im ułożyć w trakcie drogi powrotnej do Rzymu był prosty. Kupić przebrania i paralizator lub inna łatwą w ukryciu broń, odczekać aż kościół zacznie się wyludniać i wtedy wkroczyć do akcji. Ewentualnie po raz kolejny umówić prywatną wizytę, jednak ten pomysł niezbyt pasował kobiecie. Było to zbyt wcześnie po ostatnim takim wybryku by ksiądz zgodził się bez większych “ale...”.
 
__________________
[B]poza tym minął już jakiś czas, odkąd ludzie wierzyli w Diabła na tyle mocno, by mu zaprzedawać dusze[/B]
Midnight jest offline  
Stary 28-03-2011, 14:37   #72
 
Koinu's Avatar
 
Reputacja: 1 Koinu ma wspaniałą reputacjęKoinu ma wspaniałą reputacjęKoinu ma wspaniałą reputacjęKoinu ma wspaniałą reputacjęKoinu ma wspaniałą reputacjęKoinu ma wspaniałą reputacjęKoinu ma wspaniałą reputacjęKoinu ma wspaniałą reputacjęKoinu ma wspaniałą reputacjęKoinu ma wspaniałą reputacjęKoinu ma wspaniałą reputację
Selenim!? Co to było za paskudztwo? Można by ich porównać do ludzi z dzielnicy Harajuku, z tą jedynie różnicą, że na tych drugich patrzy się z przyjemnością. To jakiś obłęd. Profesor nie żyje! I widocznie ujawnili się nowi wrogowie.
Jeden problem za drugim... teraz trzeba było pozbyć się ciała profesora, żeby nie paść ofiarą tego wielkiego nieporozumienia. Na szczęście (pomimo samego faktu, że w wyniku tych okoliczności nadarzyła się okazja przejażdżki ramię w ramię z trupem) wszystko poszło bez większych problemów.
Udało się znaleźć odpowiednie miejsce i odpowiedni sposób na "pozbycie się" ciała. Oczywiście wcześniej dokładnie je przeszukano.... obrzydliwe zagranie, jednak tym razem raczej konieczne.
Toru niechętnie w tym uczestniczył. Wydawać by się mogło, że nikomu to nie sprawiało przyjemności. Jednak czasem jak obserwował swoich towarzyszy miał wrażenie, że niektórym sprawia to przyjemność... niektórym...
Kiedy było już po wszystkim, chłopak natychmiast wszedł do samochodu i chciał zapomnieć o wszystkim. Miał już dosyć bycia nieporadną istotą. Skoro już wpakował się w to całe bagno, to chciałby mieć chociaż trochę większe możliwości.
Śmierć... zabijanie nie powinno być drogą do osiągnięcia celu. Feneks, Writh, Selenim... oni wszyscy są tacy sami. Nie liczą się z ludzkim życiem. Przecież Feneks potraktował tych niewinnych ludzi jak jednorazowe narzędzia. To ohydne. Coraz bardziej miewał wątpliwości, czy aby na pewno warto ufać takiej osobie.
Chłopak cały czas wpatrywał się w jeden punkt, lecz teraz był całkiem nieobecny. Przeniósł się jakby do innej rzeczywistości i tam po kolei odgrywał różne możliwe scenariusze tego co się stało... i tego co się może stać.
Kiedy wrócił do siebie, spojrzał w bok i zobaczył jak Nathan zapada w sen. Uśmiechnął się mimowolnie... "Ten to ma dobrze... ja pewnie nie będę w stanie zasnąć w najbliższym czasie..."
 
Koinu jest offline  
Stary 28-03-2011, 22:34   #73
 
Delta's Avatar
 
Reputacja: 1 Delta wkrótce będzie znanyDelta wkrótce będzie znanyDelta wkrótce będzie znanyDelta wkrótce będzie znanyDelta wkrótce będzie znanyDelta wkrótce będzie znanyDelta wkrótce będzie znanyDelta wkrótce będzie znanyDelta wkrótce będzie znanyDelta wkrótce będzie znanyDelta wkrótce będzie znany
Post wspólny

Głos zbliżającej się wycieczki najwyraźniej podziałał na Michaela jak wiadro zimnej wody, wyciągając na wierzch jego praktyczniejszą część osobowości, bo potrząsnął głową, odsuwając na dalszy plan wydarzenia, które miały miejsce przed parunastoma sekundami i podbiegł do leżącego profesora. Przyklęknął przy jego ciele, przykładając mu dłoń do szyi w poszukiwaniu tętna i spoglądając z napięciem w stronę ciemności, w której zniknęli ich bladoskórzy goście.
- Nie możemy znowu mieć policji na karku – odpowiedział cicho na pytanie Sorayi, odsuwając rękę po kilku uderzeniach serca; jego milczenie było jedyną odpowiedzią na pytanie czy profesor jeszcze żył. W ciszy podniósł jego bezwładne ciało, wsuwając rękę pod jedno z ramion, tak jakby prowadził kogoś kto zasłabł. Kiwnął głową na Nathana, żeby mu pomógł podtrzymywać go z drugiej strony i po chwili wahania skierował się w jedną z odnóg katakumb, decydując, że lepiej będzie poczekać aż nadchodząca wycieczka ich minie i dopiero wtedy ruszyć w stronę wyjścia na powierzchnię.
- Jakiś plan na wypadek gdyby ktoś nas odkrył zanim pozbędziemy się ciała? - zapytała ponownie kobieta, jednocześnie próbując zachowywać się normalnie. W końcu możliwe było, że poza tamtą i ich wycieczką krążą tu też inni zwiedzający.
- Profesor zasłabł i wieziemy go do szpitala. Podejrzewamy, że może mieć zawał – odparł zdawkowo Michael, opierając się o ścianę wraz z profesorem i czekając, aż wycieczka zniknie w dalszej części katakumb. Szepty i pociągłe spojrzenia, które im towarzyszyły, sprawiały, że po plecach mężczyzny spływał zimny dreszcz… Gdy tylko wiedzieli…
- Zaczekajcie na mnie przy samym wyjściu – powiedział do Sorayi, ale też i do pozostałych, gdy już ruszyli, taszcząc ciało. – Odwołam ochronę i podprowadzę samochód najbliżej jak się da. A potem… - Zamilkł, gdy zorientował się, że nie bardzo wie co „potem”.
- ...musimy się pozbyć ciała - dokończył za niego Nathan.
- Najlepiej skutecznie je niszcząc - dopowiedziała Sor.
- Byle bezkrwawo... - stwierdził chłopak, mając przed oczami obraz kobiety we własnej sypialni.
- Wrzucić do ścieków lub … -rzuciła szybkie spojrzenie w stronę Ognickiego. - Lub spalić.
- Chryste… Co ja tu robię - mruknął Michael pod nosem. Westchnął ciężko i kiwnął głową, oswobadzając się spod ramienia profesora i pokazując, żeby Soraya pomogła go nieść Nathanowi. Sam natomiast ruszył szybkim krokiem w stronę wyjścia.

***

Jak on znalazł się środku tego szaleństwa? Do tej pory wszystko było dziwne i niepokojące, ale wizje i objawienia mocy to jedno, a morderstwo? Michael może nie miał zbyt czystego sumienia, bo w końcu kto w branży biznesowej je miał, ale żeby zatajać ślady zabójstwa? Żeby chować ciało profesora i rozważać nad jego spaleniem, żeby ukryć dowody i swój udział w jego śmierci? To już była przesada, nawet jak na Michaela i jego ekscentryczne zachowania oraz wybryki. Idąc w górę katakumb coraz bardziej czuł jak na jego żołądku zaciska się ciasny supeł, tak nieznany do tej pory. Przez kilka uderzeń serca rozważał nawet czy nie zawołać swojej ochrony i nie odjechać stąd jak najprędzej, z dala od tych cholernych katakumb, z dala od San Pietro, poza Rzym i poza Italię. Mógłby nawet zwalić wszystko na swoich „towarzyszy w szaleństwie”. Jemu na pewno by uwierzono, jego adwokaci by o to zadbali…
Światło słoneczne i świeże powietrze, które poczuł, gdy znalazł się na otwartej przestrzeni, wybiło mu te pomysły z głowy. Nie mógł im tego zrobić. Może i wszystko przemawiało przeciwko temu, ale czuł się odpowiedzialny za całą grupę, poczynając od Sorayi, a nawet na Ognickim kończąc. Podczas, gdy nie było z nimi Feneksa, ktoś musiał… ktoś musiał co?
Potrząsnął głową, sięgając do kieszeni i wyciągając swoją komórkę. Nie musiał jednak z niej korzystać, bo zauważył, że nieopodal wyjścia z katakumb stoi jeden z jego ochroniarzy, paląc w milczeniu papierosa i najwyraźniej czekając, aż jego przełożony wróci. Na widok Crowna odepchnął się od kamiennego murka i wyprostował, rzucając papierosa na ziemię i gasząc go butem.
- Wszystko w porządku, sir? – zapytał uprzejmym głosem, spoglądając na milionera, gdy ten się zbliżył. - Gdzie pańscy przyjaciele?
- Wciąż zwiedzają. I chyba to jeszcze trochę potrwa. – Michael pokręcił głową, przywołując na usta swój biznesowy uśmiech. Wsunął ręce do kieszeni, rozglądając się po antycznych terenach otaczających zejście do katakumb i całą drogę, którą przeszli, żeby się tu znaleźć. Dopiero po chwili kontynuował. – Zbierz pozostałych i zróbcie sobie wolne. Nie będę was potrzebował w najbliższym czasie, rozerwijcie się trochę po Rzymie.
Ochroniarz zmarszczył brwi, zdziwiony.
- Sir?
- Mówię poważnie – przerwał mu Michael zdawkowo. – Niedługo będę się rozchodził z moimi znajomymi, których mieliście przyjemność poznać, i mam nadzieję na odrobinę prywatności. Nie chcę was widzieć w pobliżu, a już szczególnie gdy będę się „żegnał” z moją nową przyjaciółką.
Mężczyzna zamilkł momentalnie. Kilka sekund zajęło mu przyswojenie słów Michaela i przełożenie je na właściwą informację, w czym pomogło mu wymowne spojrzenie milionera.
- Tak jest, sir – powiedział w końcu pokonany. - Ale gdyby coś się działo to proszę nas zawiadomić. Pan Fawkes nam wyraźnie powiedział, że…
- I zostawcie jeden samochód jak będziecie odjeżdżać. Ten duży – odparł mimochodem Michael.


***


W wejściu pojawił się po kilkunastu minutach, gdy tylko uporał się ze znalezieniem bliższego parkingu dla samochodu, bez słowa ruszając do czekających jak tylko ich dostrzegł. Zastąpił Sorayę w podtrzymywaniu profesora i pomógł Nathanowi znowu postawić go na nogi.
- Ochrona dostała wolne przynajmniej do jutra – zakomunikował cicho, powoli wyprowadzając ciało na zewnątrz, dbając jednak o to, by wciąż wyglądało to jak pomoc zasłabniętemu. – Załatwiłem vana, ale to i tak kawałek drogi… Wymyśliliście coś do tej pory?
- Postanowiliśmy go spalić... A przedtem przeszukać ciało.
- Jak Toru słusznie zauważył jest szansa, że profesor ma przy sobie jakieś informacje, które mogą się okazać przydatne - dopowiedziała Soraya.
- Bagażnik czy tylne siedzenie? - spytał Nathan. - Myśle, że to zbyt podejrzane, wrzucić go do bagażnika.
-To zdecydowanie zbyt podejrzane - uśmiechnął się Toru.- Wrzućmy go na tylne siedzenie, usiądę obok niego i go... popilnuję. Mam jedynie nadzieję, że zdążymy zanim zacznie się rozkładać! Ruszajmy.
- Ja z przodu... - Sor najwyraźniej nie uśmiechało się siedzieć ręka w rękę z trupem. Michael się jej nie dziwił. Nawet po tym krótkim kontakcie pewnie będzie szorował się z godzinę…
- Tylne – potwierdził niechętnie, przyznając pozostałym rację. Jednak pakowanie zwłok do bagażnika było zbyt… no, po prostu zbyt.
Jak tylko dotaszczyli dyskretnie (na tyle, na ile było to możliwe..) ciało do vana zaparkowanego na parkingu, odsunął boczne drzwi i wspólnymi siłami z Nathanem usadowił profesora na tylnym siedzeniu. Sam przeniósł się na miejsce kierowcy, odpalając silnik.
- Czekam na propozycje – rzucił przez ramię, starając się nie spoglądać we wsteczne lusterko na ich dodatkowego pasażera i sięgając do GPS. Nathan wgramolił się na tył vana i usiadł obok Toru.
Soraya zajęła wspomniane wcześnie miejsce przy kierowcy.
- Najlepiej las, albo coś w znacznym oddaleniu od domów... – powiedziała z wahaniem.
Michael kiwnął głową; z tyłu Toru zaczął rozmawiać z Nathanem, ale w tej chwili milioner nie bardzo ich słuchał.
- Musimy zjechać gdzieś na odludzie z Appia Antica... – odezwał się niespodziewanie ten drugi.
- Las, albo w znacznym oddaleniu od domów… - powtórzył pod nosem za Sorayą Michael, przeszukując na szybko okolicę w jakiej się znajdowali. Ostatecznie jednak zaklął cicho i podał urządzenie kobiecie, samemu wrzucając bieg i ruszając. Niech go szlag, jeżeli dłużej zostaną w tym miejscu, stojąc na parkingu z trupem na tylnym siedzeniu.
- Poszukajcie czegoś. Ja, póki co, skieruję się na obrzeża miasta. Potem zobaczy się co dalej.

***

- To który z was, drodzy panowie zabawi się w poszukiwacza skarbów?
Michael zerknął przelotnie na Sorayę, przyklękając przy ciele bez słowa. Rudowłosa kobieta wydawała się świetnie bawić, co było co najmniej niepokojące. Do niego powoli docierało, że właśnie zamierzają spalić martwą osobę po środku lasu, przy użyciu podpałki do grilla… I chociaż była to scena jak z najczarniejszej komedii, średnio mu było z tym do śmiechu.
- Nie miał za wiele – stwierdził cicho, przeszukując kieszenie mężczyzny. Może pomysł był makabryczny, ale profesor mógł mieć jakieś informacje, które będą mogły się im przydać w dalszych poszukiwaniach. Na widok notatnika oprawionego w ciemną skórę poczuł promyk nadziei, ale niezrozumiałe wzory i symbole, które znajdowały się na gęsto zapisanych kartkach, zgasiły ją bezpowrotnie.
- Niezrozumiałe bazgroły. - Przejrzał zeszyt pobieżnie, po czym gdy nie znalazł nic co by rzuciło mu się w oczy, wsunął go do kieszeni swojej marynarki. Gdy jego wzrok padł na wisior profesora, musnął go palcami i obejrzał uważnie, ale ostatecznie zostawił na swoim miejscu, nie chcąc zniżać się do zrywania ze zwłok biżuterii. Pokręcił głową i podniósł się na nogi, otrzepując kolana.
Wkrótce ciało zaczęło płonąć, ale Michael nie miał najmniejszej ochoty tego oglądać. A Nathan zadał najważniejsze pytanie z nich wszystkich, które zapewne nurtowało teraz każdego.
- Co... Co teraz?

***

Gdy wrócili do samochodu i ustalili plan, to na Michaela spadła większa część jego wykonania, jednak nie pozwolił sobie na narzekanie. Jeżeli chodzi o stroje i paralizator to dopilnował, żeby wszystko było najlepszej jakości i załatwione jak najdyskretniej, oczywiście w zamian za dodatkowy zastrzyk gotówki dla sprzedających. Dopilnował też, żeby wszyscy zjedli suty obiad w jednej z Włoskich restauracji, decydując, że ich „skok” musi się odbyć w nocy, najlepiej już po zamknięciu kaplicy. A do tego czasu…
Do tego czasu jeździł po całym Rzymie, mając nadzieję, że nawet jeżeli nie zmyli to poszukujących ich osób, to może przynajmniej nabawi choroby lokomocyjnej i gigantycznych rachunków za benzynę.
 
__________________
"I would say that was the cavalry, but I've never seen a line of horses crash into the battle field from outer space before."
Delta jest offline  
Stary 29-03-2011, 09:16   #74
 
Takeda's Avatar
 
Reputacja: 1 Takeda ma wyłączoną reputację
To co wydarzyło się w rzymskich katakumbach odcisnęło bardzo mocne piętno na psychice całej szóstki. Okazało się, że stres i strach zmusiły ich do podjęcia iście nie ludzkich decyzji.
Ktokolwiek usłyszałby o ich czynie w telewizji, czy przeczytał w gazecie wziąłby ich za bandę sadystów i wariatów. Instynkt stadny drzemiący głęboko w ludzkiej psychice zadziałał i nie znalazł się nikt, kto sprzeciwiłby się makabrycznym zamierzeniom.
Cała szóstka nie tylko zgodziła się na udział w usunięciu zwłok, ale także brała w nim czynny udział. Nawet delikatna i zdawać by się mogło wrażliwa Josette nie wyraziła sprzeciwu.
Ekstremalna sytuacja obnażyła także kilka innych skrywanych głęboko prawda i instynktów. Okazało się, że Soraya i Nathan nie mieli nic temu, by grabić zwłoki.
Oczywiście w obecnej sytuacji każde z nich miało doskonałą wymówkę uzasadniającą takie postępowanie. Żaden jednak sąd nie wziąłby takich wyjaśnień za okoliczność łagodzącą.
I to właśnie był jeden z głównych powodów dla których cała szóstka, choć niewinna zdecydowała się na usunięcie ciała profesora Sulivana. Nikt przecież nie uwierzyłby im, gdyby zdecydowali się powiedzieć prawdę.
Nikt, może poza profesorem Sulivanem i Writhem.

Spalenie poszło wyjątkowo sprawnie i szybko. Nikt nie uronił choćby łzy. Nawet Toru, który przecież był najbliżej związany z profesorem. Wszyscy zachowywali się niczym pozbawieni uczuć mordercy i sadyści.
Gdy wszyscy wsiedli do samochodu i zapadła wymowna cisza przez chwilę każdy zaczął się zastanawiać nad tym co się właściwie stało. W ciągu kilku dni nowego roku ich ustatkowane i w miarę spokojne życie zostało przewrócone do góry nogami. Nie tylko uwierzyli w istnienie magii i metafizycznych sił, nie tylko doświadczyli ich obecności i działania, ale także uświadomili sobie, że to co dotychczas nazywali życiem było tylko niewielkim fragmentem całości. Poznanie prawdy stało się nadrzędnym celem i jak się okazało w katakumbach, by ją poznać cała szóstka była gotowa zrobić wszystko... naprawdę wszystko.

Plan jaki został opracowany w samochodzie udowadniał to po raz kolejny.

Zdobycie przebrań i paralizatora nie było trudne. Przesiąknięte śmierdzącym dymem ubrania zostały zastąpione przez habity i sutanny i cała grupa wcieliła się w pobożną pielgrzymkę duchowieństwa do Wiecznego Miasta.
Crown w obawie przed ewentualnymi pościgami i tropicielami przed którymi ostrzegał profesor Sulivan cały dzień jeździł po Rzymie. Często zmieniał miejsca pobytu. Miało to zapewnić bezpieczeństwo całej szóstce i utrudnić życie ścigającym ich ludziom. To co mówił profesor Sulivan, a później istoty określone przez niego mianem Selenim wyraźnie pokazywały, że działania jakie podjął Feneks były bardzo ryzykowne. Jeżeli wierzyć słowom Selenim, to całe miasto wiedziało, że dzieje się coś niezwykłego i ślady ich działalności były łatwe do wykrycia.
W czasie wędrówek po mieście często w dyskusjach padało pytanie kim jest i gdzie obecnie przebywa Feneks. Ostatnie wieści od niego były umieszczone w dzienniku księdza Huberta. To gdzie teraz był pozostawała zagadką, gdyż nawet jego dotychczasowy pomocnik i współpracownik Tomas Dral nie wiedział, gdzie jest.

Wieczór,a tym samym pora zamknięcia San Pietro in Montorio zbliżał się nie ubłaganie. Cała szóstka od blisko półgodziny czekała w samochodzie na odpowiedni moment do rozpoczęcia akcji. Napięcie jakie wisiało w powietrzu było wręcz wyczuwalne. Wszyscy czuli, że poznanie prawdy i odzyskanie pamięci jest na wyciągnięcie ręki. Moc emanująca ze świątyni przenikała ciała wszystkich i powodowała dreszcze i gęsią skórkę. Ostatnia grupa turystów właśnie wchodziła do środka. Zwiedzanie trwało około półgodziny i tyle właśnie grupa nefilimów miała czasu, by dopracować i wcielić swój plan w życie.
 
__________________
"Lepiej w ciszy lojalności dochować...
Nigdy nie wiesz, gdzie czai się sztruks" Sokół
Takeda jest offline  
Stary 04-04-2011, 16:29   #75
Konto usunięte
 
Midnight's Avatar
 
Reputacja: 1 Midnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputację
Ubrana w habit czuła się zdecydowanie nieswojo. Na przyszłość obiecała sobie najpierw pomysły przemyśleć, a dopiero później proponować. Po całodniowej jeździe po Rzymie chciała wreszcie wyjść i rozprostować kości. Nie mówiąc już o tym, że moc będąca na wyciągnięcie ręki doprowadzała ją do szału. Chciała już wejść do środka i poczuć ją w sobie. Zamiast tego siedzieli i czekali.
- Może powtórzmy plan by nie było wpadek? - zaproponowała wiercąc się niespokojnie. - Nathan rozmawia z księdzem, odczekujemy aż wprowadzi nas do świątyni, tam go obezwładniamy, a następnie odprawiamy rytuał po czym jak najszybciej zmywamy się z kościoła. Coś pominęłam?

Rozmowa w samochodzie nie wniosła niczego odkrywczego do ich sytuacji co jedynie zwiększyło zniecierpliwienie kobiety. Pół godziny, które mieli nim nastąpi czas na ich ruch, przedłużało się niemiłosiernie. Zadziwiające jak bardzo potrafią się rozciągać minuty gdy oczekuje się na przełomowy moment swego życia...

Gdy Nathan zniknął za drzwiami prowadzącymi do kościoła, Soraya odetchnęła z ulgą. Nareszcie coś zaczęło się dziać. Oczekując na znak towarzysza ponownie wróciła myślami do minionych dni. Życie jej, i całej tej małej grupki wywrócone zostało do góry nogami. Nawet gdyby okazało się, że rytuał nic nie zmieni to i tak nie było większych szans na powrót do normalności. Wszystko zaś za sprawą jednej osoby i jego planów. Feneks będzie im miał wiele do wyjaśnienia gdy w końcu go odnajdą. Tylko czy po odzyskaniu mocy to co stracili będzie dla nich na tyle istotne by dopominać się wyjaśnień? Odpowiedź na to pytanie byłą w zasięgu ręki. Zarówno przerażająca jak i kusząca.

Kaplica niewiele się zmieniła od ich ostatniej wizyty. Mury spoczywały w tym samym miejscu, drzwi także nie zmieniły swego położenia. Nawet ławki stały tak samo. Tylko oni byli inni. Rozwiązali zagadkę zarówno liter jak i cyfr. Powrócili by przygarnąć to co się im należało. Niecierpliwe wołanie mocy wprawiało czarownicę w nerwowy nastrój. Jeszcze tylko chwila... Odpowiednio się ustawić, wypowiedzieć odpowiednie słowo. Zajęła swoje miejsce niecierpliwie przy tym ponaglając wzrokiem pozostałych. Ileż można czekać?
 
__________________
[B]poza tym minął już jakiś czas, odkąd ludzie wierzyli w Diabła na tyle mocno, by mu zaprzedawać dusze[/B]
Midnight jest offline  
Stary 04-04-2011, 23:23   #76
 
Koinu's Avatar
 
Reputacja: 1 Koinu ma wspaniałą reputacjęKoinu ma wspaniałą reputacjęKoinu ma wspaniałą reputacjęKoinu ma wspaniałą reputacjęKoinu ma wspaniałą reputacjęKoinu ma wspaniałą reputacjęKoinu ma wspaniałą reputacjęKoinu ma wspaniałą reputacjęKoinu ma wspaniałą reputacjęKoinu ma wspaniałą reputacjęKoinu ma wspaniałą reputację
Oczekiwanie na Nathana ciągnęło się w nieskończoność. Toru starał się tłumić niecierpliwość i dyskomfort, Soraya nie... powoli zaczynało go to irytować... pewnie dlatego, że czuł to samo, lecz nie chciał głośno tego mówić. Co ich teraz czeka? Już za chwilę jeśli wszystko dobrze się potoczy, wejdą do środka, ustawią się na odpowiednich miejscach, wypowiedzą odpowiednie słowa i... stanie się! Przebudzi się to co w nich uśpione, to COŚ jest w nich i nie ma najmniejszego sensu tego czegoś się wyzbywać. Trzeba pogodzić się ze swoją naturą i jak najlepiej wykorzystać to co zostało im dane. Pomimo, że niosło to nowe zagrożenia, również otwierały się przed nimi nowe drzwi, tak bardzo niedostępne dla większości ludzkości. Starożytna magia, potężna energia wkrótce wypełni ich dusze, ciała i umysły... jeszcze tylko chwila...

Kiedy Nathan dał im znak, Soraya jako pierwsza wystartowała do kościoła. Ustawiła się na swoje miejsce i czekała niecierpliwie na resztę. Toru stanął tam gdzie powinien. Przymrużył na chwilę oczy, opanowanie i spokój mieszały się z powiewami entuzjazmu i ekscytacji, teraz wystarczyło zacząć rytuał. Chłopakowi wydawało się teraz, że znajduje się w otwartej przestrzeni, w niebie, w swoim żywiole... to dopiero wyobrażenia, co będzie po zakończeniu rytuału?
 

Ostatnio edytowane przez Koinu : 04-04-2011 o 23:26.
Koinu jest offline  
Stary 05-04-2011, 17:32   #77
 
Baranio's Avatar
 
Reputacja: 1 Baranio nie jest za bardzo znanyBaranio nie jest za bardzo znanyBaranio nie jest za bardzo znanyBaranio nie jest za bardzo znanyBaranio nie jest za bardzo znanyBaranio nie jest za bardzo znanyBaranio nie jest za bardzo znany
-Znów będziemy robić te chore rzeczy dla osiągnięcia własnych korzyści...- pokręcił Tooru głową z dezaprobatą w odpowiedzi na słowa Sorayi.
- Mnie to pasuje- uśmiechnął się.- Tylko nie uszkodźmy księżulka zbytnio... nie jestem fanem kościoła katolickiego, ale nie przesadzajmy, proszę.
- Może lepiej wejdźmy tam wcześniej... Mam dość siedzenia w tym samochodzie... - czarownica rzuciła propozycję podszytą zniecierpliwieniem.
- Proszę cię! Ty już lepiej nic nie kombinuj, zróbmy tak, jak było ustalone na początku, cierpliwość popłaca... podobno- Japończyk zaczął się wiercić, widocznie i jemu nie podobało się czekanie w samochodzie, lecz wolał być przezorny.
- Nathan rozmawia z księdzem, upewnia się, że jest w środku sam, *on* go obezwładnia i dopiero wtedy wpuszcza nas – poprawił Sorayę Michael. – I ważne, żeby zrobił to z zaskoczenia, żeby ksiądz nie uciekł, bo wtedy będzie problem. My wchodzimy dopiero, gdy będzie już nieprzytomny. Przy odrobinie szczęścia w ogóle nas z tym nie powiążą i zrzucą to na napad rabunkowy.
Odwrócił się na fotelu, spoglądając na tylne siedzenia, na Nathana.
- Masz już przygotowaną jakąś historię na użytek księdza? - chłopak pokręcił głową. Z niecierpliwością wyczekiwał momentu, w którym będą mogli zacząć działać, ale nie czuł się ani trochę gotowy.
- Będę musiał go zmusić do rozmowy na osobności.. jakoś. Z jaką pilną sprawą mógłbym nalegać na spotkanie w cztery oczy? - zapytał.
Toru zmarszczył brwi. Odruchowo przysunął dłoń do włosów.
- Na początku możesz mu trochę pokadzić, powiedzieć, że jest jedyną osobą, do której mógłbyś się zwrócić, a potem... “Ojcze... zgrzeszyłem...” i wymyślisz resztę. Zaczniesz lać wodę, niech się wciągnie w opowieść, a wtedy - chłopak w tym momencie uderzył pięścią w dłoń - ciach! I zapraszasz nas do środka - uśmiechnął się niewinnie, po chwili przykrył usta dłonią, aby wciągnąć głęboko powietrze i ziewnąć.
- Nie lepiej opowiastka o nagłym wyjeździe i pragnieniu odwiedzenia świętego miejsca? Nieco bardziej prawdopodobna wersja. Przy duchownym ksiądz nie będzie się pilnował więc pewnie bez problemu uda się go obezwładnić... -
- Nie śpiesz się – odpowiedział Michael, uśmiechając się uspokajająco. – Mamy całą noc. Jeżeli obezwładnisz go od razu po wejściu czy godzinę później, to nie ma znaczenia. Pozwól mu prowadzić kolej rzeczy i na nic nie nalegaj, chyba, że będziesz do tego zmuszony. Daj mu poczucie kontroli to będzie twój. Wierz mi, rozmowy biznesowe wcale się od tego tak bardzo nie różnią – dodał, na poły żartobliwe. – Tam po prostu nie masz tyle szczęścia, żeby mieć paralizator.

Powtarzając w myślach rady od przyjaciół, Nathan ruszył niepewnie do kościoła. Droga dziwnie mu się dłużyła. Ostatnia grupa turystów zniknęła za bramą, ale chłopak ciągle słyszał głos przewodnika, oddalający się z każdym krokiem wycieczki.
- Szczęść boże - usłyszał Nathan z ust księdza.
- Szczęść boże... - odpowiedział, nie bardzo wiedząc, co powiedzieć. - Czy mógłbym z ojcem zamienić kilka słów na osobności?
Ksiądz spojrzał na stojącego przed nim duchownego i widać było, że się waha.
- A o co chodzi?
- Czeka mnie daleka i trudna podróż. Przed nią chciałbym się wyspowiadać i spędzić kilka chwil na osobności w kaplicy. - artysta próbował brzmieć i wyglądać tak przekonująco, jak to tylko możliwe. Po chwili zauważył, że te słowa dobrze podziałały na księdza, gdyż znikł z jego twarzy cień podejrzenia.
- Rozumiem - westchnął duchowny. - Ksiądz wybaczy, ale miałem tutaj nie dawno dziwny napad i wolę dmuchać na zimne. Zapraszam do mnie na górę.

Nathan udał się z proboszczem San Pietro do jego prywatnych pokoi. W drodze na górę mężczyźni minęli starszą zakonnicę, która właśnie schodziła na dół.
Gdy obaj znaleźli się w pokoju, proboszcz zapytał:
- Napije się ojciec czegoś?
- Chętnie, to może chwilkę zająć. - odpowiedział Nathan, jednocześnie przygotowując się do ataku na księdza. Miał zamiar go obezwładnić przy najbliższej, dogodnej sytuacji. Zastanawiał się tylko, czym skrępuje mężczyznę, żeby po odzyskaniu przytomności nie wezwał policji i nie przeszkodził im w rytuale. Chłopak rozejrzał się po pomieszczeniu w poszukiwaniu czegokolwiek, co by się do tego nadało - kabli od lampy lub czegoś w tym stylu. Proboszcz San Pietro zbliżył się do telefonu, stojącego na biurku i ten właśnie moment Natahn wykorzystał, by zaatakować księdza. Paralizator wystrzelił, a duchowny bezwładnie osunął się na ziemię. Gdy jego ciało uderzyło o podłogę, artysta westchnął. Było po wszystkim... Zaczął przeszukiwać duchownego, znalazł tylko klucze i nic więcej.
Po krótkiej konsternacji, młody Pourbaix stwierdził, że nie może zostawić księdza leżącego na środku pokoju. Gdyby ktoś przypadkiem wszedł do pomieszczenia, wszczął by alarm. W budynku znajdowało się jeszcze parę osób, w tym zakonnice, a te potrafią być wścibskie. Nathan i jego przyjaciele nie mogli sobie pozwolić na to, by ktokolwiek im przeszkadzał.
Chwycił proboszcza za habit i otwarłszy szafę stojącą w rogu, wciągnął do niej bezwładne ciało. Na koniec otrzepał ręce w filmowym geście.

Idąc z powrotem do swoich towarzyszy, myślał nad tym, jak wprowadzić całą wycieczkę do kaplicy tak, aby nikt nie nabrał podejrzeń. Właśnie, wycieczkę...
Postanowił udać przewodnika. Przebieranie i udawanie kogoś, kim nie jest dobrze mu ostatnimi czasy szło.
Gdy tylko stanął na czele małej grupki, zaczął opowiadać, prawdopodobnie znane już jego towarzyszom fakty.
- Kaplica ta została wybudowana w 1502r według projektu Donato Bramante. Jest uznawana za najbardziej harmonijną budowlę renesansu. Sama kaplica upamiętnia miejsce męczeństwa świętego Piotra - Nathan nigdy nie sądził, że wykorzysta wiedzę z wykładów historii sztuki i architektury w ten sposób. Gdy dotarli do samego obiektu zainteresowania, otworzył drzwi kluczem znalezionym przy proboszczu, jednocześnie zwracając uwagę towarzyszy na szesnaście toskańskich kolumn, otaczających korpus budowli. Gdy znaleźli się w środku, zamilkł niepewny tego, co ich czeka i pozostawiając swój los i moc w rękach Michaela, który wiedział, jak przeprowadzić rytuał.
 
__________________
.
Baranio jest offline  
Stary 06-04-2011, 23:10   #78
 
Takeda's Avatar
 
Reputacja: 1 Takeda ma wyłączoną reputację
Kościół San Pietro
Nadeszła w końcu ta chwila na którą nefilim Feneks pracował ponad rok. Jego poszukiwania i przygotowania przyniosły oczekiwany skutek. Sześciu jego pobratymców, którzy utracili świadomość swej prawdziwej natury byli gotowi, by spróbować odzyskać pamięć i własną tożsamość.
Wiele trudu kosztowało ich dostanie się do kościoła San Pietro, ale w końcu się udało. To czego się dopuścili, by stanąć na tym miejscu dowodziło tylko ich determinacji. Przemiana jaka zaszła w nich w przeciągu tych kilku dni nowego roku była nie tylko diametralna, ale dla kogoś patrzącego z boku wręcz nieludzka.
Zebrali się pośrodku okrągłej świątyni i napawali się chwilą niewątpliwego sukcesu. W pamięci każdego z nich powracały sceny i wydarzenia które ich tutaj doprowadziły. Nagłe opuszczenie rodzinnych domów, przylot do Rzymu, wydarzenia w hotelu Bramante, dramatyczne spalenie zwłok profesora Sulivana. Kolejne części układanki objawiały się im powoli i bardzo chaotycznie, a za plecami cały czas czaili się ludzie i istoty, które wiedziały i umiały więcej od nich. Dzięki jednak więzi jaka wytworzyła się przez wieki wspólnej egzystencji udało im się odszukać drogę w tym labiryncie tajemniczych znaków i symboli.
Teraz zgromadzeni we wnętrzu renesansowej kaplicy napawali się mocą jaka wypełniała to pomieszczenie. Wszyscy byli świadomi, że czeka ich coś wielkiego, coś co na zawsze odmieni ich życie i zapadnie w pamięć. Coś co pokaże czy dotychczasowe doświadczenie były prawdą i początkiem nowego życia lub udowodni, że ulegli jakieś zbiorowej iluzji i strąci ich bez skrupułów w objęcia kompletnego szaleństwa.
Odszukanie wskazówek wśród ukrytych symboli i znaków nie przyszło im łatwo. Gdy jednak znaleźli w nich sens wiedzieli już co mają robić.
Ich ciała wypełniała wielka moc i ogromne podniecenie. Skóra pokryła się aż ciarkami od przepływającej wokół energii.

W milczeniu i w pełnym skupieniu każdy zajął wyznaczone mu miejsce. Feneks wskazówki co do rytuału umieścił w taki sposób, by nikt postronny nie mógł zrozumieć o co w tym chodzi. Znaki jaki ukazały się w rzymskim kościele i graffiti na jednej z paryskich ulic pokazały im kto, gdzie dokładnie ma stanąć.
Każdy krok zbliżał ich do przeznaczenie, do poznania prawdy o sobie i o świecie. Każdy krok stawiany był z obawa, ale i z radością.
To stanie się już za chwilę.

Ustawieni według schematu jaki poprzednio się im ukazał na posadzce, czekali. Cisza wypełniająca świątynię huczała im w uszach. Bali się. Wiedzieli co mają zrobić, ale strach czaił się na dnie ich serc.
W końcu stojąca pośrodku Soraya nieśmiałym i niepewnym głosem powiedziała:
- Bodhi.
Jej cichy głos był ledwo słyszalny w panującej ciszy. Dopiero po chwili jej głos powrócił echem i zabrzmiał w świątyni z siłą wielkiego dzwonu.
B-O-D-H-I

Soraya już śmielej i głośniej powtórzyła:
- Bodhi!
Dziwne echo jeszcze bardziej wzmocniło siłę jej głosu:
B-O-D-H-I

Oczy kobiety nagle stały się kompletnie białe jak oczy ślepca. Jej towarzysze lekko się przelękli tego widoku, ale wiedzieli że teraz nie można się już wycofać. Po kolei dołączali się do chóru powtarzając słowo inicjujące zaklęcie. A echo niczym tuba wzmacniało ich głosy. Wkrótce cała sala wybrzmiewała dźwięcznym.
B-O-D-H-I

Dziwna mantra trwała i wypełniła kaplicę kołyszącą melodią niczym uderzenia wielkiego dzwonu.
Po kolei oczy Ognickiego, Jossete, Toru, Crowna i Nathana także stały się śnieżnobiałe.


W tej jednej chwili zrozumieli, jak wąskie do tej pory było ich postrzeganie. Teraz widzieli doskonale, wręcz perfekcyjnie.
Ich oczom, a raczej wszystkim zmysłom, gdyż nowe postrzeganie nie ograniczało się tylko do widzenia, ukazały się cudny obraz. Wokół nich, poprzez nich i w nich wiły się, plątały i przenikały wiązki magicznej energii. Teraz już wiedzieli co to jest, potrafili każdą z nich nazwać i odczuwać.
Czerwone, poszarpane węże to dusza ognia. Gorąca, agresywna, pełna pasji i żądzy. Niepohamowana i nie przewidywalna. Taka właśnie była dusza Evesha, która wypełniał ciało mężczyzny znanego jako Maciej Ognicki.

Niebieskie, falujące niczym rzeka wstążki to dusza wody. Pełna gracji, ciekawości i niezwykle łatwo przystosowująca się do nowych warunków. Taka właśnie była dusza Mermanisa, który wypełniał ciało mężczyzny znanego jako Michael Crown.

Zielone, poskręcane i pełne guzów niczym młode pędy z pączkami to dusza ziemi. Mocna i stabilna, spokojna, ale jednocześnie niewzruszona. Taka właśnie była dusza Luphinery, która wypełniała ciało kobiety znanej jako Jossete d'Angouleme.

Biała, kłębiasta i przezroczysta niczym chmura to dusza powietrza. Refleksyjna, pełna intelektualnej mocy i percepcji. Taka właśnie była dusza Satoriego, który wypełniał ciało mężczyzny znanego jako Toru Fuuno.

Srebrna, pełna gracji i zwodniczego blasku niczym świetlny refleks to dusza księżyca. Niestabilna, ciągle poszukująca i wiecznie zagubiona. Taka właśnie była dusza Iluny i Ananty, którzy wypełniali ciało kobiety znanej jako Soraya Moon i mężczyzny znanego jako Nathan de Pourbaix.

Cała szóstka napawała się siłą i nowym darem percepcji, który mimo że dopiero co otrzymany przywodził na myśl odległe, zapomniane wspomnienia.
A ich usta ciągle powtarzały słowa inicjujące zaklęcie.

Gdy magiczne słowo wybrzmiało po raz setny, nagle ciała stojących pośrodku kapicy ludzi rozświetliła od środka potężna energia. Jasne oślepiające światło promieniujące z wewnątrz każdego z nich działała niczym promienie Rentgen. Prześwietlały ludzkie ciało na wskroś, ujawniając plątaninę żył, mięśni i kości. Każda cząstka z której składało się ludzkie ciało krępujące duszę nefilima była doskonale widoczna. Każdy z uczestników rytuału czuł przepotężną moc jaka w nim rosła i wypełniała całe ciało.
Po chwili usta całej szóstki otworzyły się i popłynęły z nich wiązki czystej energii. Z rozłożonymi ramionami ciała krępujące nefilimy zaczęły się unosić powoli nad ziemię. Uwolniona energia płynęła ku górze i plącząc się i wijąc, zaczęła formować wielką kulą jaśniejąca u sklepienia kaplicy.
Kula energii rosła i pęczniała z każdą chwilą. Kłębiące się w niej energie, przeplatały się i łączyły. Powietrze w całej świątyni aż drżało od mocy jaka je wypełniało. Gdy zgromadzonej energii było już tak dużo, że powierzchnia świetlistej kuli dotknęła sklepienia renesansowej budowli, nastąpiła eksplozja. Błysk tysiąckrotnie silniejszy niż światło słoneczne rozszedł się po kościele.
W jednej sekundzie ściany, posadzka i sklepienie przestały istnieć. Zniknęły zupełnie.
Zamiast nich oczom budzących się do świadomości nefilimów ukazała się przeogromna przestrzeń.
W oddali lśniły jasno świecące gwiazdy i planety, a tuż obok nich przepływały ciągle wiązki magicznej energii. Kosmos jaki ich otaczał nie był im obcy. To był ich dom. Miejsce narodzin i prapoczątku. Znali gwiazdę jaka znajdowała się tuż na wyciągnięcie ręki, znali niebieską planetę jaka lśniła przed nimi i znali srebrny glob krążący wokół.
Sami pozbawieni ludzkich ciał unosili się w przestrzeni niczym wolne duchy. Nieskrępowane więzieniem materialnych ciał dryfowali w próżni.
W ich umysłach otworzyły się dawno zapomniane wrota i w jednej sekundzie zrozumieli, że wszystko co do tej pory poznali było tylko cząstką, pyłem prawdy i rzeczywistości. Teraz zrozumieli słowa biednego profesora Sulivana, który powiedział:
"Pamiętajcie, że historia jest kłamstwem, a nauka iluzją"

W tych słowach krył się klucz i iskra zrozumienia. Kto to pozna i zrozumie, ten nie będzie się bał otworzyć na prawdę.



OBJAWIENIE

NA POCZĄTKU

Na początku był Chaos. To z Chaosu narodziły mistyczny Eter. Mistyczny Eter mieszanina wszystkich sił obecnych we wszechświecie. Eter z każdą chwilą zaczął nabierać coraz wyraźniejszych kształtów, by w końcu uformować się w gwiazdy które zapełniły wszechświat. Jedna z gwiazda stała się centrum wszechświata, Axis Mundi. Wiele eonów później ludzie nazwali ją Słońcem.
Z energii, która promieniowała od Axis Mundi, zaczęły formować się ciała niebieskie, zwane planetami. Kolejno powstawały Mercury, Wenus, Księżyc, Mars i Jowisz.
Planety te niczym soczewki zaczęły skupiać energię wysyłaną ze Słońca. W miejscu przecięcia tych skupionych energii, zaczęła formować się jeszcze jedna planeta, zwana Ziemią.



CYKL MU

Jaszczury czciły energię Księżyca i czerpały z niego moc. Jaszczury stworzyły wielką cywilizację całkowicie obcą i sprzeczną z ludzkim umysłem. Zamieszkiwały one ogromne katedry. Stworzyli sztukę posługiwania się mocą Księżyca za pomocą odpowiednich słów i narzędzi. Zmieniali ziemię, prowadzili dysputy filozoficzne oraz odbywali podróże na inne planety za pomocą myśli. Potrafili stworzyć wszystko co tylko przyszło im na myśl, rządzili niepodzielnie Ziemią. Popadli w straszliwą pychę i dumę i żyli w przeświadczeniu, że nic i nikt im nie zagraża. Mimo swojej potęgi nie byli wszechmogący. Przez swą pychę nie zauważyli, że z energii Słońca powstał nowy gatunek. Ewoluował on i rósł w siłę.
W tym samym czasie zaczęły się formować pierwsze nefilimy. Były one czystymi duchami żywiołów, pozbawionymi fizycznego ciała.
Jaszczury osiągnęły poziom, gdy jedyną przyjemnością ich życia była władza nad innymi istotami i potęga jaką czerpały z energii Księżyca. Pod przywództwem króla-proroka lud Mu (państwo jaszczurów) postanowił stworzyć nowe ciało niebieskie, Nowy Księżyc. Dzięki ich potędze plany i marzenia stały się faktem, Jaszczury stworzyły nowe ciało niebieskie nazwane Czarnym Księżycem. Czarny Księżyc emanował dużo większą energią niż stary Księżyc. Jego energia i moc była różnorodniejsza i dawała dużo większą potęgę Jaszczurom.
W swej pysze jednak zignorowali niebezpieczeństwo jakie niesie ze sobą stworzenie nowego ciała niebieskiego, które spowoduje zachwianie kosmicznej równowagi. Nefilimy które zrodziły się z połączenia i harmonii pięciu żywiołów przebudziły się z letargu. Zrozumiały one, że postępowanie jaszczurów może doprowadzić do zagłady istniejącego świata. Musiały one powstrzymać szaleństwo, jakim owładnięte zostały jaszczury. Wspólnie zaczęły przejmować kontrolę i moc pięciu żywiołów. Skupiły całą moc i skierowały ją na Czarny Księżyc. Nowa planeta uległa zniszczeniu. W wyniku eksplozji powstała gigantyczne chmura pyłu, która zaburzyła działanie energii Księżyca i skaziła ją na stałe. Jaszczury nie były w stanie się przeciwstawić potędze nefilimów i w końcu oddały im Ziemię we władanie.
Przez długi czas energie pozostawały w równowadze. Jednak powoli we wnętrzu Ziemi z mieszających się energii zaczęło powstawać ścisłe centrum, Graal. Graal stał się miejscem, gdzie zgromadziły się wszystkie siły i energie. Zgromadzone energie i siły zostały uwięzione wewnątrz Graala i zaczęły się one formować w pięć magicznych pierwiastków, krążących wokół Ziemi.
Pięć energii to woda, ziemia, powietrze, ogień i księżyc.
Moc Księżyca jest przeciwstawna energii Słońca i to właśnie dzięki temu narodziło się życie na Ziemi. Przez niezliczone wieki życie to zmieniało się, mnożyło i ewoluowało.
Po niezliczonych wiekach ewolucji i przemian, forma życia zrodzona z mocy Księżyca zaczęła dominować nad innymi. Tą formą życia były wielkie jaszczury.


RZĄDY NEFILIMÓW

Po obaleniu władzy Jaszczurów nefilimy zajęły się tym co interesowało ich najbardziej, czyli poszukiwaniem drogi do pełnego oświecenia, Agarthy. Zajmowali się oni magią, zdobywaniem wiedzy i doświadczenia. Niestety ich poszukiwanie ciągle spotykały się z porażką, ciągle im czegoś brakowało. W końcu nefilimy doszły do wniosku, że nie dojdą nigdy do Agarthy bez odnalezienia brakującej energii Słońca. Zajęli się oni poszukiwaniem form życia w których energia ta jest obecna. Gatunek który odnaleźli, ludzie, został wyselekcjonowany i poddany obserwacji. Energia słońca była w nich bardzo silna i nefilimy stworzyły specjalny kontynent na którym umieściły wytypowane jednostki. Platon nazwał wieki później ten kontynent Atlantydą. W toku doświadczeń nefilimy opracowały technikę dzięki której potrafiły wzmacniać i wydobywać ka Słońca z ludzi. Była to tak zwana Złota Ścieżka, która miała doprowadzić wszystkich do Agarthy. Niestety nawet to odkrycie nie przyczyniło się do przyspieszenia odnalezienia Agarthy. Kolejne dziwaczne eksperymenty miały doprowadzić do połączenia obu gatunków. Co zdaniem wielu miało być ostatecznym celem Złotej Ścieżki.
To właśnie z tego powodu wśród nefilimów narodził się poważny podział i konflikt. Część nefilimów twierdziła, że prowadzone eksperymenty mogą doprowadzić do powtórzenia błędu Jaszczurów. Część z nefilimów opuściła Atlantydę i rozpoczęła poszukiwania na własną rękę. Inna grupa przestała traktować ludzi jako niewolników i próbowała przekonać pozostałych, by zmieniły stosunek do ludzi.
Jeden z nefilimów, nazywany przez ludzi Prometeuszem lub Lokim objawił im całą prawdę i wiedzę jaką posiadał. Postępowanie to doprowadziło do tego, że ludzie zaczęli zyskiwać własną świadomość. Wielu z nich uświadomiła sobie, że są niewolnikami w złotej klatce i wraz z Prometeuszem opuściła Atlantydę. Ludzie ci założyli później tajne stowarzyszenia i przekazywali sobie wiedzę jaką otrzymali od Prometeusza. Na Atlantydzie w tym czasie dochodziło do coraz większych buntów i awantur. Nie doszło do otwartej wojny tylko dlatego, że nastąpił wielki kataklizm. Na Atlantydę spadł wielki meteoryt. Spowodował on wielkie spustoszenie i zniszczenia, które w konsekwencji doprowadziły do całkowitej destrukcji kontynentu. Jednak fizyczne starty i obrażenia nie były największym problemem nefilimów. Meteor pochodził z Saturna i wraz z jego upadkiem na Ziemi pojawił się nowy rodzaj energii. Materiał z metorytu został nazwany Orichalka. Materiał ten okazał się zabójczy dla nefilimów. Ludzie szybko odkryli, że Orichalka może posłużyć im do wyrobu broni, która będzie zabójcza w walce z nefilimami.
Wiele nefilimów zginęło w czasie wojny z ludźmi. Nefilimy zdały sobie sprawę, że muszą zacząć działać by ich gatunek nie został zniszczony całkowicie. Zaczęły badać energię Księżyca i odkryły, że ka Czarnego Księżyca jest odporne na działanie Orichalki. Nefilimy poświęciły się badaniu tej energii, a część poświęciła się by stać się nefilimami Czarnego Księżyca. Stali się oni Selenim, a ich dominującym ka Czarny Księżyc. Stały się one odporne na orichalkę, ale cierpiały potwornie gdyż przeszły całkowitą przemianę. Stały się zupełnie innymi istotami. Ka Czarnego Księżyca jest energią z poza magicznego pentagramu, a przez to selenim zostały pozbawione umiejętności manipulowania pozostałymi energiami Ka. Selenim przeszły też fizyczną przemianę. Wyglądali teraz jak najgorszy ludzki koszmar, jak żywe trupy. Ludzie nazwali je później ghoulami, wampirami i zombi. Ludzie zobaczyły, że nowe nefilimy są odporne na broń z Orichalki i strasznie zaczęły bać się tych stworzeń.
Selenim były bohaterami, ocaliły gatunek i teraz one zyskały władzę nad światem.
Nefilimy zaczęły tworzyć nowe gatunki, potwory, które zaczęły terroryzować ludzi. Ludzie opisali bitwy z tymi potworami i tytanami między innymi w Biblii i Eposie o Gilgameszu.
Część ludzi, w głównej mierze ci którymi zajął się i przekazał wiedzę i moc Prometeusz, zawiązali tajne stowarzyszenie zwane Bractwem Czarnej Gwiazdy, poprzysięgli oni walczyć z nefilimami po wsze czasy.
Nie wszyscy byli na tyle odważni, by przeciwstawić się potędze nefilimów. Zdecydowana większość uznała ich za bogów i zaczęła oddawać im hołd.
Nefilimy wygrały wojnę z ludzkością cena jaką im przyszło za to zapłacić była jednak bardo wysoka. Okazało się, że tylko najpotężniejsze nefilimy potrafią jeszcze stworzyć sobie ciało, takie jak za czasów Atlantydy. Ciało Starej Rasy. Pozbawione fizycznego ciała nefilimy opracowały technikę dzięki której ich dusze mogły być zamykane w specjalnych pojemnikach, zwanych Stasis. Nefilimy mogły się więc chronić w Stasis i nie popadać w nicość. Opracowano też technikę reinkarnacji, dzięki której dusza nefilima mogła wniknąć w ludzkie ciało i przebywać w nim aż do śmierci człowieka. W chwili śmierci nefilim chował się do Stasis i czekał na odpowiedni moment, by ponownie przejść proces reinkarnacji.
Członkowie Bractwa Czarnej Gwiazdy nauczyli się, że zniszczenie Stasis może spowodować śmierć nefilima. Stworzyli także wielkie kamienne astrologiczne kalendarze dzięki, którym potrafili przewidzieć kiedy i gdzie skrzyżują się wszystkie energie (Nexus) i dzięki temu potrafili uwięzić nowo powstałe nefilimy.


WIELKI KOMPROMIS

Kult nefilimów rozszerzał się i około 10 tysięcy lat temu doszło do porozumienia między ludźmi, a nefilimami. W związku z rosnąca popularnością oddawania czci wcieleniom nefilimów, plemienni władcy zgodzili się służyć nefilimom za Simulacry i pomagać w drodze do Agarthy. W ten sposób narodził się kult wodza-boga, który chronił swój lud. Ludzie gromadzili się wokół takiego władcy, simulacry nefilima. W konsekwencji doprowadziło do to szybkiego rozwoju i postępu ludzkiej cywilizacji. Szybko wiodąca rolę w Pakcie zaczął odgrywać lud egipski. Faraon oraz jego potomkowie byli kolejnymi wcieleniami boga na Ziemi. Egipcjanie stworzyli wspaniałą cywilizację i rośli szybko w siłę i potęgę.
Kompromis skończył się nagle i nieoczekiwanie.
Nefilim który wcielił się w faraona Amenhotepa IV, zwanego później Echnatonem postanowił powrócić do filozofii Złotej Ścieżki, która została porzucona po upadku Atlantydy. Zaczął on rozpowszechniać kult Słońca i stworzył 22 Tablice Mocy, zwane Arkanami, które miały doprowadzić nefilimy do Agarhty. Napotkał jednak bardzo silny opór dotychczasowych kapłanów. Przeciwstawili się oni woli faraona i ogłosili koniec Wielkiego Kompromisu. Od tej pory zajęli się wymazywaniem wszelkich śladów istnienia nefilimów i fałszowaniem historii tak, by ludzie zapomnieli o istnieniu tychże . Magiczna wiedza zaczęła powoli znikać ze świadomości ludzi i tylko garstka wybranych pielęgnowała sekretną wiedzę.
Od tego czasu, aż po dziś dzień nefilimy muszą żyć w ukryciu i walczyć nie tylko o swoje zbawienie, o upragniona Agarthę, ale przede wszystkim o życie.


Wszystko ucichły.
Cisza jaka wypełniała kaplicę San Pietro była wręcz namacalna. Wnętrze świątyni jeszcze przed chwilą rozświetlone niczym stadion piłkarski teraz pogrążone było w półmroku. Jedynie elektryczne lampy znajdujące się na dziedzińcu dawały bladą poświatę.
W tym słabym świetle sześcioro lekko oszołomionych ludzi leżąc na zimnej posadzce, dochodziło do siebie. Te kilka minut odmieniło zupełnie nie tylko ich życie, ale także samoświadomość i postrzeganie świata.
Wszyscy byli osłabieni i wyczerpani, ale ich dusze wypełniała radość z odzyskanej pamięci i świadomości. To co do tej pory traktowali tylko jako wariacką przygodę okazało się samą esencją prawdą.
Ciała które zamieszkiwali Evesh i Luphiner były tak słabe, że nie mogli się oni podnieść o własnych siłach. Przy pomocy Mermanisa, Iluny i Satoriego wszyscy opuścili kaplicę San Pietro.
Zdawali sobie sprawę, że muszą jak najszybciej opuścić nie tylko kościół, ale także Wieczne Miasto. Dłuższe przebywanie w tym mieście oznaczało zbyt wielkie niebezpieczeństwo.



KONIEC CZĘŚCI PIERWSZEJ
Tak jak pisałem w komentarzach mogą się teraz pojawić posty opisujące rytuał z perspektywy waszych postaci.
 
__________________
"Lepiej w ciszy lojalności dochować...
Nigdy nie wiesz, gdzie czai się sztruks" Sokół

Ostatnio edytowane przez Takeda : 07-04-2011 o 00:31.
Takeda jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 04:27.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172