Dallan znalazł się za skrzynkami ułamki sekundy po komendzie Storma. Plan był szalony, ale lepszego nie było, a robota jest robotą, ot taki los najemcy. ~Storm tylko nie spierdol sprawy...~ łowca w myślach błagał Novigradczyka.
Gdzieś dalej Marina i Bert rozdziewiczali jeden z pakunków. - Psst... Lepiej to ostawcie. Nie żeby mnie te skrzyneczki nie kusiły, ale to własność Kompanii. Może i sytuacja jest o kant dupy rozbić, wszak ja mam zamiar życie zachować, umowy dotrzymać i dostać pięknie brzęczącą sakiewkę... nawet jeśli musiałbym oddać ją Panu Brokelenowi. - Na końcu dodał uśmiechając się nieznacznie.
Tymczasem negocjacje się zaostrzyły. Zbiry postanowiły upiec ich żywcem, jedyną szansą był wąsacz i umiejętności Storma. Była też nadzieja, że Cedric, który gdzieś zniknął, żyje i zajmuje się organizowaniem odsieczy.
Ultimatum Pelsa było o tyle dziwne, że Dallanowi obie opcje wydawały się zbliżone. - Puścimy wąsacza i co? Usmażą nas jako wieprze. Nie puścimy, on podzieli nasz los... Panie Storm, jeżeli to przeżyjemy, daję słowo, nakopię Panu do dupy... a potem postawię flaszkę. |