Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 29-03-2011, 10:16   #17
mataichi
 
mataichi's Avatar
 
Reputacja: 1 mataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie coś
ZAMEK. KRÓLEWSKIE POKOJE – WIECZÓR

Rosalinda de Villon


- Martwię się o ciebie. Nie wiem czemu chcesz wziąć udział w tak niebezpiecznej wyprawie i mi się to absolutnie nie podoba. Nie mogłem sobie poradzić z myślą, że może ci się coś stać. – mówił spokojnym miarowym głosem. – Wyznaczyłem ci przed chwilą kilku ochroniarzy, którzy w razie potrzeby będą gotowi oddać za ciebie życie. Marcus ma dobre oko, więc wybierze najlepszych do tego ludzi. Wolałbym jednak żebyś nie narażała się niepotrzebnie i to jest rozkaz. Trzymaj się z tyłu. – uśmiechnął się. Nie skłamał i nie wiedział najwyraźniej nic o wizycie zabójcy.

- Musiałem wysłuchać raportu Marcusa z zamieszek, które ponoć wywołano w moim imieniu w obozie najemników. Paskudna sprawa, wielu martwych, jeszcze więcej rannych. Wyprawa będzie zdecydowanie mniej liczna niż… zakładaliśmy. – Edward skrzywił się z bólu. – Musiałem napisać kilka pism dziękując sąsiadom za umożliwienie przemarszu ekspedycji. Corwin wręczy je podczas… - znów pojawił się na jego twarzy grymas bólu, ale władca zdawał się nie zwracać na niego uwagi opowiadając o kolejnych szczegółach podróży. Czarodziejka zanurkowała głębiej w świadomości mężczyzny i po kilku chwilach zrozumiała, że to ona była źródłem jego cierpienia. Ktoś wcześniej, zaledwie przed kilkoma chwilami musiał grzebać w umyśle Króla, mocno go nadwerężając. Ten ktoś musiał być bardzo zdolny, ponieważ udało mu się zatrzeć większość śladów. Odpowiedź wydawała się oczywista. Kolejne manipulację jaźnią Edwarda były w tej chwili niebezpieczne.

Cień przeleciał przez twarz Rosalindy, kiedy uświadomiła sobie, że krzywdzi Edwarda. Przygryzła wargę i zaczęła sie powoli wycofywać z umysłu Króla. Wiedziała, że gwałtowny ruch przysporzy mu jeszcze więcej bólu i być może wywoła nieodwracalne zmiany.
- Zamilcz panie - rozkazała
Jakiś rzeźnik wszedł do mózgu króla, znieczulił go, ale tylko po to, żeby zniwelować opór. Znalazł – lub zostawił - to, co chciał, a potem wyszedł, zadbawszy jedynie o zamaskowanie swoich śladów. Rosalinda poruszała się w cudzych umysłach powoli i ostrożnie, a dodatkowo jaźń Edwarda była przyzwyczajona do jej obecności. To minimalizowało praktycznie do zera ryzyko ewentualnych uszkodzeń.
Teraz też zaczęła się powoli wycofywać, dbając przede wszystkim o zaleczenie widocznych obrażeń. Złagodziła ból i uwolniła króla spod swojego wpływu.
- Edwardzie? – zapytała miękko pochylając się nad nim.
- O co chodzi? - zapytał wciąż nie zdając sobie sprawy z magicznego wpływu kochanki.
- Wyglądasz na przemęczonego...martwię sie o ciebie.

Mężczyzna podniósł się z ławy nieco zdezorientowany.

- Bzdura, czuję się doskonale. – tym razem skłamał. – To nie ja wybieram się na niebezpieczną wyprawę.
- Już o tym rozmawialiśmy, mój panie - westchnęła Rosalinda, Nie chciała tracić czasu na bezprzedmiotową sprzeczkę. Podniosła płaszcz i ponownie się nim owinęła - Przyszłam się pożegnać Edwardzie

- Pożegnać? – Król zbliżył się do Rosalindy i delikatnie podniósł dłonią jej podbródek. Mimo zmęczenia i kilkudniowych uników, nie chciał najwyraźniej aby pożegnanie wyglądało tak oschle. – Dopóki ja tu jestem jeszcze królem to mam prawo zdecydować kiedy się pożegnamy, a miałem zamiar zrobić to dopiero rano na twoim łożu.

Rosalinda przysunęła sie nieco bliżej Edwarda i oparła mu ręce na klatce piersiowej
- Jeżeli tak rozkażesz, mój panie - powiedziała miękko, patrząc mu w oczy - to poczekam do rana... Choć wolałabym nie czekać - dodała ciszej, unosząc ku niemu usta.

Dostrzegła w oczach Edwarda błysk dzikiego pożądania. Zmęczenie z jego oblicza zniknęło jak ręką odjął. Musnął swoimi wargami usta kobiety czule je pieszcząc, lecz z każdą kolejną sekundą stawał się coraz zachłanniejszy aż subtelna zabawa zamieniła się w namiętny pocałunek. Przerwał go nagle. Przez moment bezceremonialnie podziwiał piękne ciało czarodziejki, a następnie pchnął ją jeszcze bardziej na stół aż ta musiała się na nim położyć.

- Postaram się żebyś przez całą wyprawę wspominała tą noc…

Król nie rzucał słów na wiatr, a to oznaczało, ze dwoje kochanków czekała długa, bezsenna noc.
 
mataichi jest offline