- Nazywam się Jorgen Kloebe. Dziękuję Ci za pomoc - powiedział mężczyzna, chowając za pazuchę flakonik z miksturą. Mocniej ścisnął w ręku otrzymany od krasnoluda sztylet. Jego oczy pełne były gniewu i determinacji. Głos miał zimny. - Chodźmy. Wskażę drogę.
Khadlin ruszył za mężczyzną. Przeszli odcinek drogi, który wcześniej krasnolud pokonał niosąc Jorgena i zagłębili się w las, dokładnie w miejscu, w którym ranny wyszedł spomiędzy drzew. Las napawał krasnoluda niepokojem. Ciemność zalegająca między pniami, odgłosy skrzypienia i pękających gałązek, których źródła nie mógł zidentyfikować. Przyklejające się do twarzy liście i mokre pajęczyny. Zdecydowanie krasnolud nie lubił lasu.
Szli kilka minut, przedzierając się przez krzaki. Jorgen dwa razy zatrzymywał się, rozglądał, potem zawracał. W końcu jednak udało się im dotrzeć na spowitą mgłą polanę.
- O, tam się zatrzymaliśmy - mężczyzna wskazał palcem. Khazad spojrzał w kierunku jaki pokazywał i zobaczył pozostałości szałasu. Buda, oparta na jednym z pni, miała częściowo zapadnięty, słomiany dach i wielkie dziury, w wzniesionych z patyków ścianach. Khadlin ostrożnie wszedł na polanę i zaczął oglądać ślady. Poczuł ostry zapach, który bezbłędnie rozpoznał jako woń goblinów. Trawa na polanie była wydeptana, w kilku miejscach widać było ślady krwi, oceniając po kolorze należącej do Jorgena lub jego syna. Zwłok chłopaka nie było. Krasnolud spojrzał na Jorgena.
- Tutaj mnie dopadli i ogłuszyli - wskazał ręką na zroszone krwią miejsce. - Mój synek uciekał tam, w tamte krzaki. Na samym skraju lasu go obskoczyli... Zabili...
Miejsce, które wskazał mężczyzna, rzeczywiście było szczególnie wydeptane. W błocie można nawet było dostrzec kilka odciśniętych śladów, które musiały należeć do dziecka [spostrzegawczość, k100: 26]. Gobliny, jeśli już chodziły w butach, to nie eleganckich i podkutych. A taki właśnie ślad widniał w błocku. Ciała nie było.
- Zabrali mego synka. Zabili i porwali ciało... Zjedzą go niechybnie... - w głosie Jorgena pojawiła się nowa, niepokojąca nuta. Nim krasnolud zareagował, mężczyzna wbiegł między drzewa, biegnąc generalnie w kierunku, w jakim oddaliły się gobliny. Krasnoludowi nie pozostało nic innego jak podążać za nim. Problemów z tym nie miał, gdyż Jorgen biegł hałaśliwie, łamiąc gałęzie i przedzierając się przez krzaki. |