Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 29-03-2011, 21:25   #18
liliel
 
liliel's Avatar
 
Reputacja: 1 liliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputację
Babunie traktowano z wszelkimi honorami jak na ważnego gościa przystało. Po prawdzie to mogło wynikać bardziej ze strachu niż z szacunku, ale mniejsza o to. Strażnicy zawieźli wiedźmę na zamek, a potem zaprowadzili do wysokiej wieży, którą całą zarezerwował dla siebie Najwyższy Mag.

Marcus czekał na swojego gościa w niewielkim okrągłym pokoju, który był zawalony setkami książek, magicznymi składnikami i niepotrzebnymi szpargałami. Mimo piastowanego wysokiego stanowiska wciąż pozostawał mężczyzną, który nienawidził porządku. Siedział przy niewielkim stoliku, na którym stały dwa kubki wypełnione czymś gorącym, o czym świadczyła wydobywająca się z nich para. Niewiele się mienił od ich ostatniego spotkania. Wciąż miał ten zadziorny urok łobuza, za którym kiedyś Miłka przepadała.



Wstał gdy zobaczył czarownicę i ręką wskazał wygodny fotel po drugiej stronie stolika.
- Niebezpieczne to czasu gdy wiedźmy zamiast na wsiach i w lasach siedzieć między ludzi się pchają. – uśmiechnął się i dodał. – Witaj moja droga, czym zawdzięczamy twoja wizytę w stolicy?


- Marcusie... - zaczęła wiedźma zalotnym głosem i wyciągnęła dłoń w jego kierunku. - Ileż to już lat? Siedemdziesiąt? Nie, osiemdziesiąt prędzej...

- Osiemdziesiąt dzie… ekhm. – odchrząknął i błyskawicznie zmienił minę na bardziej obojętną. – Nie pamiętam dokładnie, ale bardzo dawno. Nic się nie zmieniłaś jak widzę. Nie mów tylko, że ciągle zmieniasz kochanków jak rękawiczki?

Babcia wybuchnęła śmiechem i poprawiła turban. Gdy był lekko przekrzywiony na jeden bok prezentowała się znacznie atrakcyjniej.
- Hehe, kobiecie w moim wieku nie przystoi już takie frywolne zachowanie, żartownisiu.
Miłka zasiadła w fotelu i upiła łyk parującego napoju.
- A po co się zapuściłam między ludzi? Na smoczysko oczywiście. Jak każdy z tej hołoty co się tłoczy pod murami miasta.

- Jako kolega po fachu, chciałbym cię ostrzec i poprosić żebyś zrezygnowała z wyprawy. – przeszedł do konkretów. – Naciskać nie będę, ale nie mogę ręczyć za to, że ludzie króla w końcu nie wpadną na pomysł żeby upiec jakąś czarownicę. Przykro mi to mówić, ale będziesz pewnie pierwsza na ich liście.

Kłamał. Tak jak kiedyś, tak teraz, mimo całej swojej potęgi, nie potrafił kłamać przy Miłce. Nie trzeba żadnych czarów, żeby się o tym przekonać. Wystarczyło kobiece oko.


- Po co ta heca Marcusie? - babcia obeszła fotel dookoła i zatrzymała się za plecami czarodzieja. Może miała już swoje lata ale dłonie nadal były wprawne i miękkie. Doświadczenia w końcu nikt jej odmówić nie mógł. Położyła ręce na barkach staruszka i zaczęła masować delikatnie.
- Aleś jest spięty... Zluzuj trochę, po co tak oficjalnie? Hehe, nie zapominaj, że widziałam cię nago gołąbku. Nie oszukasz mnie gadając mi kłamstwa prosto w oczy – zaśmiała się podstępnie nie przerywając zabiegu. - Czemu mi nie powiesz wprost o co ci się rozchodzi?

- Chodzi mi o ciebie. – syknął udając gniew. Cudowne rączki babci Miłki sprawiły, że mag wyraźnie się rozluźnił i zaczął nawet cichutko pomrukiwać. – Jesteś czarownicą, a to nie wróży dobrze dla nas wszystkich. Wiedz, że też tam będę… troszkę w lewo… o tak, idealnie… i będę miał na ciebie oko.

- Na to liczę Marcusie – zachichotała Miłka. - Podróż będzie pewnie nudna. Moglibyśmy czasem się spotykać, wieczorkami... Wiesz, wiedzą fachową się wymienić, winka napić...powspominać. A pomnisz jakeśmy się zaszyli na caluśki miesiąc w tej portowej spelunie?... Jak się ona nazywała? Król kazał cię szukać wszystkim swoim ludziom. Eh, to były czasy...
Paluszki zwinnie wślizgnęły się pod szatę i ugniatały gołe ramiona.
- A o swoje bezpieczeństwo się nie lękam. Przecież tyś tu najważniejszą personą. Zadbasz chyba by twojej ulubione wiedźmie nie spadł włos z głowy? Znasz moje możliwości. Wiesz, że mogę wam pomóc z tym smokiem. O ile jakiś w ogóle istnieje...

- Ulubionej wiedźmie? – w jego głosie pojawiła się mała nutka goryczy. – Kiedyś myślałem, że najukochańszej wiedźmie. Jak się okazało te bywają wyjątkowo kochliwe. Bardziej obawiam się kobiecego podstępu niż smoczych zębów. A co do obrony to wiesz, że muszę dbać o reputację w królestwie. Krótko mówiąc, jeśli przygotują ci stos to pierwszy podłoże do niego ogień. Przykro mi najdorższ… możesz już przestać?

Miłka wróciła na swoje miejsce i bacznie obserwowała staruszka.
- Wobec tego będę musiała sama o siebie zadbać – niewinnie wzruszyła ramionami i wyszczerzyła poczerniałe ząbki. - Masz dzieci Marcusie?

- Nie, ale skąd to pytanie? Czyżbyś się ustatkowała? – mag był wyraźnie zaintrygowany. – Moi ludzie donieśli mi, że towarzyszy ci dwójka zabijaków. Krewni?

- Wnuk. I dama, która spłaca wobec mnie dług. Mówisz, że nie masz dzieci Marcusie. Ja mam siedemnaścioro. Wiesz jak to ze mną było – westchnęła do wspomnień. - Nigdy nie uważałam, zawsze dawałam się porwać... emocjom. - wiedźma pochyliła się bliżej, upiła kilka łyków i oblizała wargi. - Kto wie, może nawet któreś jest twoje kochany – kolejna salwa słodkiego chichotu. - Jako kobieta niezależna nigdy nie zadawałam sobie trudu aby wyliczać kto jest ojcem. Chociaż tak, Dalia prawdopodobni jest twoja. Niesamowicie zdolna wiedźma... Ale zbaczam z tematu. Dla nas, wiedźm, rodzina jest bardzo ważna. Siedemnaścioro dzieci Marcusie. Plus, w przybliżeniu, sześćdziesięcioro wnucząt. Każdy z nich w mniejszym lub większym stopniu dysponuje magicznymi zdolnościami. Jeśli coś mi się stanie na tej wyprawie moja rodzina nie będzie zadowolona. Rozumiem politykę i fakt, że nie jest ci na rękę wstawiać się za mną. Ale zważ, że nie jest ci także na rękę aby coś mi się przytrafiło. Moja rodzina zapewne będzie chciała jakiś odwet powziąć za śmierć babuni Miłki.

- Groźba, to mi się podoba. – nachylił się nad stolikiem i spojrzał babuni prosto w oczy. Był szalenie poważny. – Wiedz, że duża rodzina może być również sporym ciężarem. Jeżeli zaszkodzisz wyprawie to złoże wizytę każdemu twojemu dziecku, każdemu wnukowi i prawnukowi i wiedz wiedźmo, że nie będzie to wizyta towarzyska. Znaj swoje miejsce w szeregu, a do niczego takiego nie dojdzie.

Babcia mierzyła go bardzo poważnym wzrokiem i nagle... wybuchnęła skrzekliwym śmiechem.
- Boisz się, że namieszam ci w wyprawie Marcusie? Skończyłam sto siedemnaście lat i nie mam już na to zdrowia. Tak jak i ty nie masz go zapewne aby składać towarzyskie rodzinne wizyty każdemu z moich krewnych... Wiedz, że nie mam złych zamiarów słodziutki. Chcę tylko jedną rzecz ze smoka. Ingridiencję. Wasza polityka nie nie obchodzi.

- Niech będzie. - machnął ręką jakby oczekiwania Miłki były bardzo niskie. – Wy wiedźmy zawsze mnie dziwicie. Różnicie się od tych kobiet z tajnego stowarzyszenia, które starają się mieć jakiś cel. Wy działacie chaotycznie, kierując się swoimi aktualnymi zachciankami i żądzami. Kiedyś wydawało mi się to w jakiś sposób pociągające, ale teraz jestem już rzeczywiście na to za stary.

- Czarodziejki z tajnego stowarzyszenia – powtórzyła kpiąco nadymając usta. - Bla, bla bla... Takie ono tajne jak gówno na środku trawnika.

Prychnęła i wywróciła oczami.
- Droczysz się słodziutki? - zaraz jednak uśmiech babci się poszerzył. - Nie rozstawajmy się w niezgodzie. Na liście ojców moich dzieci zawsze zajmowałeś zaszczytną pierwszą pozycję... - wstała i zaczęła dreptać kaczym chodem w stronę wyjścia. - Nigdy później mi tak mąż nie wygodził jak ty przez tamten pamiętny miesiąc. Musisz kiedyś wpaść do mnie na bagna, do Doliny Szeptów. Poznasz Dalię. Jak teraz na ciebie patrzę... Bardzo jesteście podobni. Mocno i stanowczo stąpacie po ziemi.

- Wątpię żebyśmy spłodzili razem dziecko, ale jak to się skończy to chętnie cię odwiedzę. Najwyższa pora odpocząć. - westchnął ciężko. - Dobrze wiesz, że drugiej takiej jak ty nie spotkałem.

- Łgarz... - Miłka klasnęła w dłonie i zatrzepotała rzęsami. - Eh, zawsze potrafiłeś zawrócić mi w głowie zbereźniku...

Na odchodnym dostała od maga prezent. Wisior na srebrnym łańcuszku, oczywiście magiczny. Kiedyś Marcus miał do niej słabość i obdarowywał kosztownymi prezentami. Teraz jednak babka miała wątpliwości co do jego intencji. Ciężko było go prześwietlić. A w zasadzie w tym pojedynczym, irytującym przypadku było to po prostu niemożliwe.
Miłka obracała w kościstych palcach amulet.

- To na zaparcia. W naszym wieku cenna rzecz. - z zamyślenia wyrwał ją melodyjny głos maga. - Druga jego właściwość jest mniej przydatna. Aktywowany raz, potrafi anulować potężną iluzję. Poza tym pięknie na tobie wygląda.

- A to i racja – babina przejrzała się w lustrze, poprawiła turban i ruszyła do wyjścia. - Do zobaczenia słodziutki. Wpadnij do mnie aby odetchnąć od mozołów podróży. Uwarzymy sobie jakiś wywar...

* * *

Babkę odeskortowano na powrót do obozu. W namiocie zastała jedynie Chłystka. I wnusia i Nissę gdzieś wywiało ale Miłka nikogo szukać nie zamierzała. Nogi ją bolały jak sam skurwysyn.

Rozsiadła się wygodnie i pierdnęła w stołek. Chłystek lekko zbladł i wstrzymał oddech. Ale to był dopiero początek pieśni pod znakiem wojennych werbli.
- Szlag by trafił te oficjalne spotkania. Ależ się musiałam powstrzymywać... Od ściskania półdupków dostanę, psia mać, zakwasów.
Chłopak ostentacyjnie zatkał nos:
- Babciuuuu, mogę iść na imprezę? Beczkę piwa wytoczyli. Balrick i Issa poszli...
- Tylko nie zapij za dużo. I nie zrób jakiejś dziecka.
Chłystek poczerwieniał momentalnie i wyleciał na zewnątrz jak pocisk puszczony z procy.

Miłka położyła przed sobą medalion i długo go badała. Marcus nie kłamał co do właściwości. Ale coś przemilczał.
Amulet wyznaczał coś bardzo skrupulatnie. Datę, czas i miejsce. Był jak kompas zaprogramowany na jeden punkt, jedno wydarzenie w czasoprzestrzeni. Babka rozwinęła mapę Issy i wodziła po niej palcem długie minuty.
Za kilka dni, niedaleko pewnego jeziora.
Ale co miało tedy nastąpić? I jaki cel przyświecał magowi gdy dawał jej podarek?
Czy amulet miał ją przed czymś chronić, czy wręcz przeciwnie, dostarczyć kłopotów?
Przez chwilę gapiła się na błyskotkę dumając czy powinna ją zniszczyć czy zawiesić na szyi. Miała słabość do arcymaga, jak i on do niej zapewne. Ale nie ufała mu ni trochę, jak i on jej nie ufał. Zbyt różne były ich profesje, zbyt różne charaktery...
Miłka miała złe przeczucia.

Wygrzebała z tobołów swój zestaw do alchemii. Zadźwięczały moździerze i kolorowe fiolki. Zapachniało ziołami i sproszkowanymi ingiridiencjami.
Wrzucała składniki do małego kociołka i mieszała chochlą. Błysnęło, buchnęło, aż kłąb pary wypełnił namiot a Miłka zaczęła zaśpiew do Pierwszych Wiedźm. Ten sam, którego ją uczyła kiedyś jej własna babka.

W imię Pierwszej Wiedźmy, Szalonej Kasandry
Ofiarnie wam składam język salamandry!
W imię Drugiej Wiedźmy – Łysej Marceliny
Przyjmijcie łaskawie kapkę smoczej śliny!
W imię Trzeciej Wiedźmy, Pani Bez Imienia
dodam mandragory kawałek korzenia!
W imię Czwartej – Sviety – jej czarnego serca
dorzucę paznokieć wyrwany z topielca!
Wzywam moc piekielną! Upiory i cienie!
Niech na moje oczy ześlą wnet widzenie!
Demony i czarty! W swojej łaskawości
uchylcie przed wiedźmą bramę do przyszłości!
 
liliel jest offline