| - Weź numerek i ustaw się w kolejce. – odparł Dallanowi z krzywym uśmieszkiem, po czym wrócił do znów szczekającego Pana Melchtala - Co zaś tyczy tępych chujów... –
Conor przesunął nieco ostrze po kroczu zakładnika, co wywołało wiadomy efekt - AAAAAAAAAAUUUUUUUUUUU!! – - ...to może i mam tępego, ale mam. Ty zaś jesteś na prostej drodze do pożegnania się ze swoim. Teraz zaś, użyjesz całej swej finezji i fantazji, aby przekonać tego tam debila, o móżdżku nawet mniejszym niż kutas, aby dał sobie na wstrzymanie. Inaczej, obiecuje ci, że zjesz własne jądra, jeszcze zanim się upieczesz. –
Conor pchnął Melchtala w stronę Dallana, dając mu znak, aby zmieniał go w trzymaniu. - Zmobilizuje go jakoś – rzekł do łowcy nagród - Nie wiem, opowiedz mu o tym wyrywaniu zwieraczy czy coś, byle by gadał z tym debilem za drzwiami. Potrzebuje chwili czasu. –
Zostawiając Melchtala pod opieką Dallana, Storm ruszył ku reszcie, już okazującej pierwsze objawy niczym nie uzasadnionej paniki. Jednak zanim to zrobił, wrócił jeszcze na chwile do zakładnika, przypominając sobie o czymś. - A i jeszcze jedno Panie Melchtal. Proszę zapytać tego imbecyla, tak z czystej ciekawości, jak mam mu Pana „wystawić przy wyjściu”, skoro debil je zabarykadował?! –
Teraz gotów był już przedstawić reszcie swój plan. - Chłopy! Panno Crest. Słuchajta co zrobimy. – dał im chwilkę na skupienie i zebranie wokół niego, po czym kontynuował. - Wyjdziemy tą samą drogą, która ja tu wszedłem. Górą. Tam jest dziura, w sam raz taka coby każdy się zmieścił. Ustawcie pod nią skrzynie w piramidę, tak żeby wszyscy mogli się wdrapać. Wcześniej niech każdy kto jeszcze jej nie ma, zaopatrzy się w jakaś kusze. Ci tutaj mieli tego trochę. Weźcie też liny, mogą się przydać. Widział ze dwa zwoje, o tam w rogu.
- Na górze muśmy być ostrożni, aby ta chatka z zapałek się po którym nie zapadła. Nie zbijać się w większe grupy i podczołgać się ostrożnie do brzegu dachu. Jakby jednak komu nie poszło, to przydadzą się liny. Podczołgamy się do brzegu, wystrzelamy tych co będą widoczni i jazda. Uciekamy w stronę najbliższego budynku, ale nie koło zabarykadowanych wejść. Te jełopy nie będą się tego spodziewać, więc jak zrobimy to dobrze, to da nam chwile zaskoczenia, zanim zaczną strzelać...
- Dalej tu już się zobaczy. Generalnie zmywamy się w stronę budynków Kompani. Ja zajmę się Panem Melchtalem, musicie mnie tylko w miarę możliwości osłaniać, jak będzie się dało... Jak zwiejmy, to może nie podpalą magazynu, więc będzie szansa na odzyskanie fantów Kompani, jak już ich tu sprowadzimy.
- No nie stójcie tak do chuja, mamy mało czasu! Ja zaś, spróbuje go nam trochę kupić... –
Conor zostawił kompanów i wrócił do Dallana i Pana Melchtala. Zaświtał mu pewien pomysł. Przytargał za nogę jakiegoś trupa, mnie więcej postury Melchtala i bezceremonialnie zaczął ściągać z niego ubranie. - Rozbieraj się, bo cię wypatroszę! – - Co, do chuja? – - Rozbieraj się matkojebco, bo rozpruje ci bebech! Już! Dallan pomóż mi z tym. –
Conor w ekspresowym tępię ubrał trupa w struj Melchtala i umieścił go na skrzyniach, w zacienionym miejscu magazynu. Trzeba było dłuższe chwil, zwłaszcza w panującym we wnętrzu mroku, aby rozpoznać, że to jednak nie Pan Melchtal. Ciuchy trupa dał wąsaczowi, po czym posłał go do tyłu z Dallanem, mając nadzieje, że piramida już gotowa i kampania właśnie po niej wchodzi na dach. Sam miał jeszcze do pogadania z Pelsem. - Pels! Pels, nie podpalaj tej rudery! Oddamy ci Melchtala! My chcemy tylko ładunek. Zabierzcie skrzynie i otwórzcie drzwi, czeka na was! Ino trochę nam zasłabł, ale żyw jeszcze... –
Conor dał znak łowcy nagród aby zakomenderował wąsaczowi „daj głos!” i sam wycofał się
w stronę dziury w dachu. Kusze już miał naciągniętą i musiał dopilnować aby Melchtal wyszedł z tego żywy. Teraz to ten na wpół wykastrowany przez niego dupek, stanowił o ich wypłacie. |