Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 30-03-2011, 14:32   #29
obce
 
obce's Avatar
 
Reputacja: 1 obce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputację
Wypuściła go.
Cierń, mająca prawo do noszenia dwóch Sztyletów Prawdy, kapłanka pieprzonego Varunatha, wypuściła złodzieja.
Okazała łaskę.

W dzielnicy biedoty łaska było słabością głupców, za którą Dzierzba węszyła jak wygłodniały pies za zapachem padliny. Miłosierdzie, dobre serce, chęć pomocy, wiara w ludzi. Bzdury, które sprytny człowiek potrafił wykorzystać. Wypuściła go. Z ostrzeżeniem jedynie. A jednak w Althei nie wyczuwała tej głupoty. Nie rozumiała.

Wbijała więc wzrok w plecy jadącej przed nią kobiety, mrużyła oczy i dziwiła się.

Ludzie na Wyrobisku mieli długie jęzory i jeśli potrafiło się słuchać można było mieć wrażenie, że kłapią mordami cały czas. Ona potrafiła. W sali jadalnej, na niewielkim placu ćwiczebnym, w pomieszczeniach służby i kaplicach, które zawyczaj omijała możliwie szerokim łukiem, w stajniach. Gadali także o Cierń, jak o każdym ze sług Aspektu, który na stałe zakrył swoją twarz maską, a przeszłość kapłańskim habitem. To budziło niepokój, strach. I w cholerę ciekawości.

Mówiono, że jest szlachcianką, nieślubną córką Lorda Samerdiego – chuja i skurwysyna pierwszej klasy - a może nawet samego Imperatora. Mówiono, że jej matka, wdowa po pomniejszym, zubożałym ghunie, odwiedza córkę kilka razy w roku. Mówiono, że jej nienawiść do nieludów bierze się z jej własnej krwi mieszanej i gwałtu jej rodzicielce zadanej wiele lat temu. Bzdura, myślała Anah, przesuwając spojrzeniem po prostej sylwetce Althei, ściągniętych ramionach, uniesionej głowie. Mówiono, że zawzięta jest jak wygłodniała wesz, że jest jak cierń w dupie, gdy się czegoś uczepi.

Jedną z ciekawszych opowieści usłyszała od podstarzałego, świątynnego znachora. Gdzieś pomiędzy miętoszeniem i obślinianiem jej piersi w spoconych łapach a żałośnie nieudaną próbą zerżnięcia jej, zarzekał się, że opatrywał kiedyś człowieka, którego dopadła kapłanka. Niezwykle obrazowo przedstawił ropę wypływającą z rozjątrzonych ran, powyrywane do kości kawałki żywego mięsa, czerniejącą, gnijącą za życia tkankę. Ranny bredził ponoć coś o raniących kolcach, o biczu, z którego wyrastały ciernie. Dzierzba obserwowała ponad ramieniem medyka rąbiącego drwa na opał służącego i kiwała głową ze zrozumieniem. Nawet nie pomyślała żeby doszukiwać się w tym mistycznych i nadprzyrodzonych mocy. Althea potrafiła posługiwać się biczem, a dziewczyna widziała raz człowieka, który dostał z lamii w twarz. Nie był to widok, który łatwo dałoby się zapomnieć.

Była jednak jeszcze jedna pogłoska. Najbardziej soczysta, którą – szczególnie mężczyźni – przekazywali tonem pełnym skrytego podniecenia: że Jej Sprawiedliwość Cierń, kolczasta służka Aspektu, uprawiała kiedyś zbójnicką bandyterkę po gościńcach prowincji. Dokładnie tak, jak jej kochanka. Jak Kara.

Prawie zabawna była świadomość, że świątynia Aspektu Sprawiedliwości i Kary wypełniona jest szumowinami.
Prawie pocieszająca.

Nikt nie był czysty.
Nawet tam.


* * *


Czekała na nich za bramą, na granicy lasu. Rozłożona wygodnie w cieniu jednego z drzew, zagryzając małe, zielone i kwaśne jak zazdrosna kobieta jabłka. Sok spływał jej po brodzie, jedna kropla ściekła na dekolt. Otarła ją niefrasobliwie, oblizała palce. Wyrzuciła kolejny ogryzek na mech, obok innych.

Niechętnie wsiadła na konia, bardzo niechętnie. Od siodła bolał ją tyłek, robactwo próbowało ją użreć chyba w każdy odsłonięty kawałek skóry, koń śmierdział koniem, ona też śmierdziała koniem. A do tego po lakonicznych wyjaśnieniach wszyscy zamilkli i udawali, że się nie widzą. Na uroczystościach pogrzebowych marajistów już było weselej.

Nie wytrzymała w końcu. Trąciła wałacha piętami, wyrównała do reszty.

- Pazur? - spytała niecierpliwie.
- Łowca wynajęty przez thara – medyk wzruszył ramionami. - Konkurencja.
- I niezły cwaniak -
uzupełniła Kara.

Anah rzuciła jej zaciekawione spojrzenie. Rzadko się słyszało żeby ktoś określał go w ten sposób. Podkreślając jego spryt a nie siłę, sprawność czy okrucieństwo.

- W całej prowincji nie ma lepszego najemnego miecza – dodał milczący do tej pory człowiek przydzielony Cierń przez D'Naghara.
- Wiadomo jak wygląda? Jak go znaleźć?
- Tylko thar to wie
– uciął temat.

Tylko thar. Tylko, kurwa, thar. Spochmurniała jeszcze bardziej. Zamilkła jak inni.
I tak dobierze mu się do tyłka, obiecała sobie, mrużąc oczy w południowym słońcu.


* * *


Na polanie nie zmieniło się nic. Szczur stał jak stał, ciężkie, prawie widocznie ożarte gównem i padliną muchy tańczyły wkoło zgniłych nóg i ręki, komary i ważki z cichym bzyczeniem przecinały powietrze pachnące wilgotną gliną i rozgrzanym igliwiem.

Nudziła się.

Więc gdy zobaczyła skrytą pomiędzy zaroślami postać, było to jak prezent od losu. Maska na twarzy. Tańczące cienie. Promień słońca odbity od grotu celującego w kapłankę. Dzierzba zareagowała odruchowo – pchnęła zaskoczoną Karę na szczupłą postać Althei. Mocno, brutalnie, czyniąc z niej żywą tarczę. Sama zaraz też odskoczyła, usuwając się z linii strzału. Solidne buty rozorały wilgotną jeszcze ziemię. Zachwiała się, podparła ręką. Tak, mogłaby sama zasłonić kapłankę, mogłaby odepchnąć ją samą. Ale to naraziłoby jej własną skórę na niebezpieczeństwo, a w Anah nie było chęci do samopoświęcenia.

Bezgraniczna lojalność i oddanie były – obok łaskawego serca – kolejnym snem głupców.

Biegła już kiedy znikąd pojawiły się kłęby czarnego dymu. Wstrzymała oddech, wypadła na powietrze. Nie odwróciła się, żeby sprawdzić kto został ranny i jak bardzo, czy wszystko z nimi w porządku. Biegła. Kilka długich susów, skok w zimny nurt płytkiej rzeki, unoszącej z sobą drobiny piasku i gliny. Potem grząska, osypująca się skarpa. Wiedziała, że nie ma szans go złapać, a jednak biegła dalej. Chciała go dopaść i rozpruć jak świątecznego wieprzka. Czyż nie zasłużyła na odrobinę rozrywki? Wpadła pomiędzy zarośla i dalej - między drzewa. Nic. Nikogo. Wytłumiony przez las i odległość, oddalający się tętent końskich kopyt.

Syknęła wściekła, rozczarowana. Przeszukała jeszcze linię brzegową, rozejrzała się bez większego przekonania za pozostawionymi przez strzelca śladami. Nie znalazła nic. Wróciła w końcu do reszty grupy, wciąż skupionej wkoło szczura. Prychając mulistą wodą, klnąc i krzywiąc z niesmakiem usta. Kiwnęła głową rannej Karze na wpół pytająco, na wpół z aprobatą, ale utrzymała od niej dystans. Obserwowała ją czujnie, nieufnie, spodziewając się odwetu.

- Zwiał – warknęła tylko, zanim nie usiadła na ziemi i ściągnęła buty, żeby wylać z nich wodę.
 
__________________
"[...] specjalizował się w zaprzepaszczonych sprawach. Najpierw zaprzepaścić coś, a potem uganiać się za tym jak wariat."

Ostatnio edytowane przez obce : 11-04-2011 o 22:27.
obce jest offline