Był ciemny, ciemny las.
A w tym ciemnym, ciemnym lesie
Była ciemna, ciemna droga.
A...
Liliel nie dokończyła własnej wersji znanej wyliczanki. Jej klacz skręciła i wybiła półelfkę z rytmu.
- Aż taka ciemna ta twoja droga to raczej nie jest, serdeńko - powiedział Drunin. - Wszak blask tam widać.
- Ale na miasto to coś nie wygląda - odezwał się zwykle milczący Gurd. - Małe to takie... Niewydarzone.
Poświata była, faktycznie, raczej niewielka. Nawet na zwykłym grobie, gdy kto światła zapalił z jakiejś okazji, blask bił większy.
- Chata za wsią? Kupiec jakiś? Myśliwi? Babuleńka, co w lesie zabłądziła? Chatka na kurzej nóżce? Skrzaty skarby liczące? Sierotka, co od złej macochy uciekła? - Liliel przeskakiwała z jednej fantazji w drugą.
- Sierotka? - powtórzył Drunin. - A słyszałem o takiej jednej. Zapraszała do ogniska... Ratuj, bohaterze, jam samotna, wilki dookoła... Ecie-pecie, trele morele... A jak już naiwniak, słowami zwiedzony, za... - spojrzał na Liliel - hm... tego... za ratowanie się brał, od razu braciszków trzech się zjawiało, co siostrę-uciekinierkę do strapionych rodziców odprowadzić chcieli. No i płacić trzeba było za dziewictwo i cześć siostry zszarganą, choć do niczego nie dochodziło. W końcu obwiesili ich na rynku, tych niby-braci. A ona uciekła. Ze strażnikiem jednym.
Jako że tajemnica sama z siebie rozwiązać się nie chciała, zatem musieli to sprawdzić sami. Trzymając konie tuż przy pyskach zrobili kilka kolejnych kroków, by znów się zatrzymać, gdy Liliel zatrzymała wszystkich i pokazała na palcach cztery sylwetki.
- Ja pójdę - szepnęła cicho i wcisnąwszy Derrikowi uzdę ruszyła jak cień do przodu, zanim ktokolwiek choćby pomyślał o zatrzymaniu jej.
Drunin zamachał coś rękami, na co jego kuc szarpnął niecierpliwie głową, ale cisza została zachowana.
Liliel nie trudniła się w swym życiu kradzieżą, ani szpiegowaniem, to i wolała nie ryzykować i nie podchodzić za blisko. Parę rzeczy zdołała jednak zauważyć zza krzaków i drzew. Po chwili wróciła i zdała relację.
- Czterech mężczyzn, z latarnią. Na pewno nie mają mieczy czy łuków. Kopią jakiś dół. Ale nie mogłam zobaczyć, jak duży.
W tym momencie należało się zastanowić. Kto kopie, po co kopie, zakopuje czy wykopuje. Skarb to czy trumna? Nim jednak Derrick zdążył zaproponować, by poczekać cierpliwie i sprawdzić wszystko, jak tamci sobie pójdą, Drunin, zapalczywy jak zawsze, rzucił się do przodu.
- Hola, panowie! - krzyknął. - Co się tu dzieje?
Reszta kompanii, wyciągając broń, chcąc nie chcąc ruszyła za nim. |