Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 30-03-2011, 21:28   #74
JanPolak
 
JanPolak's Avatar
 
Reputacja: 1 JanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemu
Adam nieufnie zmrużył oczy. Ci Niemcy… stali w kompletnym bezruchu jak sparaliżowani bądź katatonicy. Z pozoru byli niegroźni, ale mijając ich należało zachować ostrożność. Kiwnął ręką na pozostałych i z gotową do strzału bronią poprowadził oddział w głąb korytarza.

Nie dane im było zajść daleko. Gdy tylko zbliżyli się do stojących, Ci jakby zbudzili się.

- Kiiim jeeesteś? – siedmiu mężczyzn zakrzyknęło na raz. Ich chóralny głos nie był ludzki, brzmiał jak piskliwy szept, trochę jakby z tła. Nie, nie piskliwy. Ale szept. Nieregularny, raz cichszy raz głośniejszy. Niemcy poruszali przy tym ustami, ale wyglądali na nieświadomych.
Lambert wycelował peem:
- Jestem Adam Lambert i nie mam zamiaru bać się żadnych sztuczek! – wrzasnął.
- Czeeegoo tuu szuukaszz, Adaam Laambeert? – odpowiedział nienaturalny chór.
- Zamierzam znaleźć wyjście z kompleksu. Albo je samemu wyrąbać!
Niemcy w dziwny, całkowicie sztuczny sposób zaśmiali się. Wszyscy identycznie.
- Odmowa.
Polarnik uznał, że czas, by on zadawał pytania:
- Dobrze. Jakakolwiek siła kieruje ciałami przede mną... Kim ty jesteś i czego chcesz?
- Nieee wymóóówisz imieeeniaa, Adaam Lambeert – zawyli tamci.
- Czego chcesz?
- Chcęęę wypeeełniiić miiisjęęęę – padła odpowiedź.
- Jaką misję tu wypełniasz?
- Miiisjaaa o kodzieee - Niemcy zaskrzeczeli w nieludzki sposób - znaaaleeeźćć przeeestrzeeeń życiowąąąą, znaleeeźćć ooosssssobnikiii o poodobnyyym ceeelu i podjąąć współpracę.
- Kto ci ją zlecił? Skąd przybyłeś? Dlaczego jesteś właśnie tutaj?
- Saaam jąą soobie zleecileem. Odmoowa odpoowiedzii na druugie pytaanie. Odnalezioonoo osobbbniiki oo poszuukiiwanyych preedyspoozycjaach. Jaak tuu przybyyłeś, Adaam Lambeert?
- Przyszedłem duktem wentylacyjnym – wybrał najprostszą odpowiedź.
- Dlaaczeegoo?
- Jestem wrogiem ludzi, których kontrolujesz. Czy mam cię traktować jak wroga?
- Anaalizaa - odpowiedzieli Niemcy i po raz kolejny zaskrzeczeli - Szanse przeżycia Aadaam Laambeert - zaskrzeczeli - Dlaaczeegoo Adaam Laambeert jesttt ichh wroogiemm?
- Ludzie, nad którymi przejąłeś kontrolę, rozpoczęli wojnę z ludźmi, do których należę.
- Waaszee woojnyy zwięęększająą mojee szaaansee ... Analiza - Niemcy zaskrzeczeli jeszcze raz, jakby mówili coś w dziwacznym języku. - Poowraacaa. - Niemcy zaskrzeczeli ostatni raz i jakby otrząsnęli się ze strasznego transu. Patrzyli się ze zdziwieniem na Lamberta, a on na nich.
Adam nie tracił rezonu – wymachując lufą przed ich twarzami, krzyczał:
- Ręce do góry! Twarzami do ściany. Jesteście jeńcami. Baza jest pod kontrolą Royal Commando. Ha! Opanowaliśmy ją prawie bez wystrzału, dzięki zastosowaniu gazów psychotropowych. A teraz wszyscy marsz do szatni i żadnych sztuczek!
Jakież było zdziwienie Lamberta, kiedy Niemcy odpowiedzieli mu, już swoimi głosami ale nadal chórem:
-Bronić! Bronić! - Następnie zaatakowali. Gołymi rękami, jak dzikie zwierzęta zapędzone w róg.
Ściągnął spust. Automat zagrzmiał długą serią. Kaskada łusek zastukała o podłogę, krew trysnęła na ściany. Ogień położył mężczyzn jak rząd kostek domina. Martwi wierzgali w pośmiertnych skurczach, ranni krzyczeli w agonii. Lambert, opróżniwszy magazynek peemu, wyrwał z kabury pistolet i strzałami dobił wciąż żyjących. Twarz miał zastygłą, wargi zaciśnięte, skórę pobladłą jak pozbawioną krwi.

Lecz nie masakra tak go poruszyła – zabijanie było częścią wojny, a martwi jawili mu się jak marionetki o przeciętych sznurkach. Wstrząsnęła nim myśl, z czym mógł właśnie rozmawiać. Nie czas już było na racjonalizację i próby szukania bezpiecznych wytłumaczeń. Nie byli ofiarami środków psychotropowych, świadkami zbiorowego szaleństwa, ani pospolitej zbrodni. Nawiązali kontakt z czymś… ze świadomością… z nieludzką jaźnią… umysłem niezamkniętym w czaszce człowieka. Zdarzenie wykraczało poza dotychczasowe doświadczenie Lamberta. Prawdopodobnie wykraczało poza doświadczenie całej ludzkości. Do diabła, jeszcze wczoraj zaliczyłby je do grona scenariuszy z magazynu Weird Tales – bajek dla nastolatków lubiących czytać o fantastycznych barbarzyńcach i potworach z mackami (Adam nie poważał takiej literatury – preferował Hemingwaya). I choć w tej chwili mógłby wymyślić tuzin fantasmagoryjnych scenariuszy tłumaczących pochodzenie tego… głosu – bronił się przed fantazjowaniem. Nie tędy droga, obiecał sobie nie roić tłumaczeń i nie próbować zaklinać rzeczywistości czczymi wyobrażeniami. Jedyne, co się liczyło, to dwie rzeczy: co mógł zrobić i czego nie mógł.

Nie powstrzymał się tylko przed jednym. To… coś… istota… siła… Ten głos potrzebował imienia. „Nie wymówisz imienia.” Oj, nie, głosie – wymyślę ci własne. Lambertowi przypominał się widziany kiedyś film. Na obrazie Śmierć przyszła do bohatera pod postacią kobiety w sportowym samochodzie. I kusiła go puszczonym z radia zlepkiem absurdalnych, chaotycznych, szalonych, hipnotycznych słów.

- Radio Śmierci – powiedział na głos ku zmieszaniu towarzyszy.

Będziesz się nazywać Radiem Śmierci.

Koniec! Czas było działać. Mężczyzna przeładował obie bronie i wygłosił lakoniczne:

- Windą na poziom laboratoryjny. Za mną.
 
__________________
Jestem Polakiem, mam na to papier i cały system zachowań.

Ostatnio edytowane przez JanPolak : 30-03-2011 o 21:46.
JanPolak jest offline