Anqelique ruszyła ku mężczyźnie, włączając się tym samym w ten rzadszy odcinek marszu pogrzebowego. Mężczyzna zdawał się co jakiś czas zerkać na nią, na tego dziwnego (najpewniej polskiego) szlachcica i... - Signor Vincenzo, ktoś raczy nas obserwować...- wyszeptał nagle Lorenzo. Rzeczywiście, w mniejszych wrotach (tych obok wielkich drzwi, którymi wychodzili żałobnicy) stał człowiek, człowiek wybitnie przeciętny- ubrany w ciemne kolory, tak zwyczajne dla jeźdźców, kapelusz zasłaniający jego twarz... Osoba pozbawiona osobowości, przynajmniej z wyglądu. A ku niemu szła dziewka, dziewka nieprzeciętnie piękna...
Panienka de Russeau zbliżała się do osoby, kątem oka zaś zauważyła Jakuba idącego z tłumem. Chyba jej nie zauważył, ale jednym zawołaniem, niezbyt głośnym zresztą, zwróciłaby jego uwagę na swoją osobę.
- Wybacz panie...- mruknęła, podchodząc niepewnie do mężczyzny. Chciałaby napewno zacząć swą wypowiedź od innych słów, ale jakże wypadłaby dziewka zaczynająca wypytywać mężczyznę w kilku bezczelnych zdaniach o to, co tu robi?
Medyceusz i kaleki dowódca doszli do tego mężczyzny. Kobieta musiała go zauważyć sporo czasu wcześniej, sami stanęli za nią i- słysząc jej słowa- wbili oczy w mężczyznę. No cóż, w trójkę wyglądali naprawdę przekonywująco... - Wybaczcie panowie, wybacz o pani...- wymruczał mężczyzna, odwracając się do tyłu, jakby szukając pola ucieczki. Za dużo ludzi, wozów i powozów. Dodał po chwili zrezygnowanym głosem- Nie śmiem nawet zwracać się do państwa, nie jestem godzien... Miałem tylko znaleźć tu coś, kogoś cenniejszego niźli złoto dla mojej pani. Sama wyjaśni wam jutro, jaśnie panowie i piękna pani, jaki cel miała w wysłaniu mnie tutaj. A teraz, wybaczcie...
Mężczyzna szybko machnął kapeluszem, poczym wręcz odbiegł, mieszając się w tłum. Był gdzieś na widoku, ale trudno byłoby go gonić... Ale o cóż mu chodziło? Angelique, Lorenzo i Vincenzo wymienili jedynie zdziwione spojrzenia...
__________________ Kutak - to brzmi dumnie. |