Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 31-03-2011, 13:02   #14
xeper
 
xeper's Avatar
 
Reputacja: 1 xeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputację
Nie minęło kilka minut, a las wyraźnie się przerzedził. Drzewa nie były już tak wysokie, a ich pnie szerokie. Zamiast tego zdecydowanie przybywało krzaków i niskopiennej roślinności. Ślady goblinów były wyraźnie widoczne w błotnistym gruncie. Biegnąc za Jorgenem, krasnolud raz po raz zapadał się po kostki.

W końcu biegnący na przedzie człowiek, zatrzymał się i dał Khadlinowi znak ręką, aby ten podszedł do niego. Jorgen kulił się za wybujałym krzakiem, rosnącym na skraju polany. Gdy krasnolud podszedł bliżej, znów poczuł ten zapach. Woń zielonoskórych, tym razem zdecydowanie świeższą i intensywną. Przykucnął w zaroślach i rozglądnął się po rozciągającej się przed nim polanie. Zielonoskórych było dziesięciu. Wszyscy mieli wypalony okrągły znak na czole, znamionujący przynależność do klanu. Czterech z nich siedziało w kucki dookoła rozpalonego na środku polany ogniska i wymachiwało nożami, nad kawałem skwierczącego na rożnie mięsa. Kolejnych trzech, uzbrojonych w marnej jakości oręż, stało nad zagłębieniem w ziemi, pokazując sobie coś palcami. Dwóch, trzymających w garściach łuki, siedziało na grubej gałęzi, zwisającej z rosnącego na skraju polany drzewa. Ostatni z zielonoskórych, noszący na ciele resztki pordzewiałej kolczugi właśnie przemierzał obozowisko, zmierzając w ogniska, wykrzykując coś i machając trzymanym w ręku toporkiem.

- Na łaskawe ręce Shallyi... Oni... Oni jedzą moje dziecko - jęknął Jorgen i zaczął szlochać. Khadlin nie wiedział za bardzo co zrobić, jak pocieszyć mężczyznę. Po prostu siedział w krzakach, a jego wściekłość narastała. Na polance, w najlepsze obozowała grupa najzajadliwszych wrogów jego rasy, a on był sam...

Podjąć decyzję pomógł mu Jorgen Kloeb, który w pewnym momencie przestał płakać, wstał na równe nogi i z wrzaskiem rzucił się pomiędzy gobliny, wykrzykując obelgi i chęć zemsty. Na polanie zapanował harmider, dwa uzbrojone w łuki zielonoskóre pokurcze zaczęły strzelać do intruza [US, k100: 42, 3]. Mimo strzały sterczącej z ramienia oszalały Jorgen biegł dalej, szarżując w stronę ogniska.

================================================== =======
 
xeper jest offline