Rosalinda obudziła się – i jak zwykle po przebudzeniu – zaczęła wsłuchiwać się w otoczenie leżąc nieruchomo i nie otwierając oczu. Nic. Nic – poza równym oddechem Edwarda. Otworzyła oczy i źrenice rozszerzyły się jej ze zdumienia – byli w sypialni króla. Na palcach jednej ręki mogła policzyć ile razy doświadczyła zaszczytu budzenia się obok Edwarda. Kilka razy został w jej sypialni do rana, ale zwykle opuszczał ją przed świtem. W TYM łożu obudziła się jednak po raz pierwszy. Wsparła się na ramieniu wpatrując z uczuciem w twarz śpiącego króla. Świtało, wschodzące słońce przeganiało cień z twarzy monarchy, uwidaczniając zmarszczki odciśnięte przez czas i zmartwienia. Czas – jakby na przekór temu, co działo się na drogach królestwa - obszedł się z Monarchą łagodnie , pozostawiając mu witalność młodzieńca i dodając znajomość ciała, i potrzeb kobiety dostępną jedynie doświadczonym mężczyzną.
Do uczucia spełnienia i szczęścia przepełniającego Rosalindę doszły jednak jeszcze inne: strach i niepokój. Nie potrafiła ich stłumić ani upchnąć w zakamarkach umysłu, jak to zwykle czyniła z niewygodnymi uczuciami. Zastanawia się, czy ma to związek z wizyta zabójcy, czy z niezwykłą szczodrością Edwarda, czy może ze spojrzeniem Markusa, które jej rzucił przed wyjściem z komnaty… Niepokój uwierał, jak cierń wbity w palec. Spojrzała na śpiącego króla… i już wiedziała. - Boje się, mój panie – powiedziała cicho - Ale nie wyprawy. Boje się, że Cie już nigdy nie zobaczę, Edwardzie...
Mężczyzna mruknął cos i poruszył się przez sen, Rosalinda uśmiechnęła się i odsunęła okrycie. Przez kilka chwil przyglądała się umięśnionemu ciału króla, a potem pochyliła nad nim, aż jej nagie piersi oparły się na jego torsie. Jej usta zaczęły niespiesznie krążyć po ciele króla, zsuwając się niżej i niżej.
__________________ A poza tym sądzę, że Reputację należy przywrócić. |