Vicky popędziła do sypialni szturchnęła śpiącą Bellę:
- Bella... wstawaj, już rano, śniadanie będzie. Ja idę się wykąpać. Aaaaaaaaaaaa i Douglasa nie odpinaj z kajdanek bo grozi mu niebezpieczeństwo, zrobi sobie krzywdę! -Panienko, a co ja mam...zrobić? -zapytała Bella wstając powoli z łóżka, i chwytając się za czoło.-
Moja głowa. - Heh... to może lepiej jeszcze poleż.... śniadanie do łóżka ci przyniosę - mruknęła Vicky zerkając na swoją młodą pokojówkę. I popędziła do łazienki skąd po chwili dochodził odgłos jej śpiewu i lejącej się wody. A Bella położyła się spać rozumiejąc trzy po trzy z tego co mówiła panna von Strom. Najważniejsze jednak zapamiętała “jeszcze poleż”. I to polecenie zamierzała sumiennie wykonać.
A Vicky w tym czasie korzystała z uroków łazienki. Podśpiewywała sobie przy tym szorując swoje ciało i wspominając wszystkie nowości jakich się dowiedziała. Po kilkunastu minutach wyszła z łazienki i poszła do biblioteki. Uklękła obok niego i rozpięła mu kajdanki.
- Pomożesz mi zrobić śniadanie? Bella, źle się czuje. -Tak, tak ...ale najpierw się ubiorę i umyję. Albo na odwrót.- odparł uwolniony mężczyzna i nagle pochwycił angielkę w ramiona dociskając do swego ciała.-
A teraz panno von Strom, chcesz żebym cię pocałował? - Chcę - odrzekła mu dziewczyna zarzucając ręce na szyję. I po chwili poczuła wargi Douglasa pieszczące jej usta w drapieżnym i gorącym pocałunku. I język mężczyzny dotykający jej języka. Maverick całował ją długo, przyciskając jej ciało do swego, rozpalony niedawnymi wydarzeniami.
Vicky odwzajemniała jego pocałunki z entuzjazmem, wtulając się mocno w ciało Douglasa. Jej dłonie głaskały jego kark, a palce zaplatały się we włosy przeczesując je powolnymi ruchami.
Po chwili poczuła dłonie Douglasa, jedną wędrującą po jej plecach, drugą po pupie... o czymś uwierającym ją niżej nie wspominając. Mężczyzna z gorących pocałunków ust przerzucił się na całowanie jej szyi i mruczenie cicho pod nosem.-
Budzisz dużo pokus, dzikusko. - Bo to miłe uczucie.... jak mnie całujesz. - wymruczała mu w ucho dziewczyna przytulając się do niego.
- Idź się wykąpać, a ja zacznę robić śniadanie.
-Taaak...miłe. I nie tylko całowanie.- mruknął Doug liżąc czubkiem języka uszko dziewczyny. Po czym rzekł zaskoczony.-
Robić?! Może lepiej nie. Może ja zrobię, co? Śniadanie do łóżka. -Kiedy ja już nie jestem w łóżku - odparła mu dziewczyna z uśmiechem i wymijając go ruszyła w kierunku drzwi, aby udać się do kuchni robić śniadanie.
-Tylko się nie poparz. Znowu.-westchnął załamanym głosem Douglas i zabrał się za ubieranie.
- Cmokniesz i przestanie boleć - rzekła dziewczyna z uśmiechem i nie zatrzymując się udała do kuchni. Zaczęła buszować po szafkach w poszukiwaniu... śniadania.
I znalazła....dziwne puszki.
zawierające równie dziwne jedzenie. O ile to było jedzenie. Otwierała więc puszkę po puszce i wysypywał ich zawartości na blat kuchennej szafki. Przyglądając się na kolorowe zawartości wrzuciła wszystko do jednego garnka i postawiła go na kuchence podpalając gaz. Zastanawiała się czy nalać wody, ale doszła do wniosku, że chyba nie ma takiej potrzeby. Podeszła do zlewu i odkręciła kran, aby umyć ręce, całkowicie zapominając, że w łazience kąpie się Douglas.
Odpowiedzią był wrzask z łazienki, oraz przekleństwa. Tymczasem z garnka zaczął wydobywać się... smrodek?
Vicky pospiesznie podbiegła do garnka, zapominając zakręcić wodę lejącą się do zlewu. Pomieszała jedzenie łyżką, widząc unoszącą się z garnka parę doszła do wniosku, że jedzenie jest... ciepłe... gotowe... wyłączyła gaz. Wyjęła talerze i łyżką zaczęła wybierać jadło z garnka układając na talerz. Kiedy do kuchni wszedł Douglas podsunęła mu go pod nos.
-
Śniadanie... - mruknęła do niego z uśmiechem.
Douglas po usiądnięciu do stołu, trącił to coś... widelcem. Trącił jeszcze raz by upewnić się, że to... nie żyje.-
Ono się chyba na mnie patrzy. - Czym? - spytała Vicky pochylając się nad stołem i wsadzając nos w jego talerz. Skrzywiła się lekko czując, że i na talerzu jedzenia pachnie tak jak w garnku. Douglas jednak nic o tym nie mówił to i ona postanowiła nie mówić.
-O tuu... to wygląda jak.. oczko... co to właściwie za potrawa. I czemu zajeżdża od niej... palonym kauczukiem? -Doug uprzejmie wskazał widelcem “oczko.”
- Znowu... krytykujesz? A jeszcze nie spróbowałeś! - wygięła usta w podkówkę zerkając mu w oczy.
-A ty próbowałaś?- spytał Maverick patrząc w oczy Vicky i nie dając nabrać na kobiece sztuczki dziewczyny.-
Kucharz powinien pierwszy spróbować potrawy. - Yhm... mi smakowało... spróbuj - uśmiechnęła się przymilnie, pakując mu się na kolana i wyjmując widelec z jego dłoni. Nabrała na niego zawartość z talerza i przysunęła do jego ust.
-Czemu mam...- nie dokończył. Westchnął cicho zdając sobie sprawę z tego, że panna von Strom coraz bardziej okręca go wokół swego paluszka.-
Więc jak nazywa się ta potrawa? - Śniadanie panny von Strom - odparła z uśmiechem wiercąc mu się na kolanach i cmokając w kancik ust.
- Otwórz buzię....aaaaaaaaaaaaaaaaaa -Podstępna szantażystka.- Douglas zdobył się na ostatni protest pozwalając się karmić przez chwilę. Przełknął kilka kęsów paciai i rzekł.-
Odchody muła smakują pewnie lepiej. Zejdź dzikusko, bo muszę do łazienki. - Czemu? Nie smakuje ci? Zrobisz nam śniadanie? westchnęła zrezygnowana wstając z jego kolan.
Nie odpowiedział, zerwał się szybko z krzesła i pognał do łazienki jakby go ścigało stado wilków. A Vicky w tym czasie starała się odszyfrować nalepki na otworzonych przez siebie puszkach. “Czerwona fasolka” - odetchnęła z ulgą bo to znała. “Kukurydza” - też była jadalna. Uniosła do góry puszkę z napisem “Sproszkowany klej tapicerski” jak do kuchni wszedł na powrót Douglas. Zerknęła w jego kierunku znad trzymanej w dłoni pustej puszki.
Douglas wrócił do kuchni, z butelką whisky, którą co jakiś czas przepłukiwał gardło.-
Zrobię nam kanapki, a potem... będziesz strzelała. Cóż... uszyła się strzelać.
Schowała pospiesznie dłonie z puszką za siebie. “Widział czy nie widział?” i pokiwała z zapałem na zgodę głową.
-
Będziesz tak stała w tej kuchni?- zdziwił się Douglas wyciągając bochenek i nóż. I sprawnie krojąc nim chleb. Spodziewał się trochę więcej entuzjazmu z jej strony, z okazji strzelania.
- Yhm... popatrzę, może się nauczę... - zaczęła wycofywać się tyłem w stronę zlewu pod którym widziała kubeł, gdzie mogłaby się pozbyć feralnej puszki. Nagle ciszę pomieszczenia zakłócił brzdęk.
- Posprzątam... te walające się tutaj puszki, abyś miał miejsce na robienie śniadania!- zagarnęła pospiesznie pozostałe i wrzuciła do kosza.
Douglas miał chyba doświadczenie w kawalerskim życiu. Bo chwili kilkanaście kanapek było gotowych.-
Jedz. - A... herbatka? - spytała siadając do stołu.
-Herbatki... nie ma. Właśnie wywaliłaś przy okazji puszkę z herbatą.- odparł Douglas i nalał Vicky alkoholu.-
Ponoć już piłaś, tak? - Yhm.... ale nie przed strzelaniem - odparła. -
Poproszę wodę. -Mądre... podejście do sprawy.- odparł Douglas podając Victorii szklankę z wodą. Z zimną wodą.
Jak to mówią... “jak się nie ma co się lubi... to się lubi co się ma”, dziewczyna zjadła śniadanie z apetytem, a między jednym kęsem a drugim pytała:
- Z czego będziemy strzelać? -Ty... z derringera. Malutki pistolecik dla dam.- odparł Douglas.
- A czemu mam strzelać? - pytała dalej.
-Żeby się nauczyć strzelać. Żebyś mogła się obronić przed napaścią w Londynie.-odparł Douglas.
- A kto mnie tam napadnie? -spytała zdziwiona.
-Ja bym się zastanawiał, kto ciebie nie napadnie.- odparł żartobliwie Douglas i głaszcząc ją po włosach mruknął.-
Choć... zaimponowałaś mi wczoraj zimną krwią i wachlarzem. - Aaaaaaaaaaaaaa właśnie... jedziemy razem do Londynu, prawda? - spytała nagle.
-Do twego tatki. -odparł Douglas kiwając głową.
- I... czujesz się za mnie odpowiedzialny, bo chcesz mnie nauczyć posługiwać się bronią - patrzyła z uwagą w jego oczy.
-Coś... w tym stylu.-potwierdził Maverick.
- Bo nie chcesz, aby mi się coś stało? I nie pozwolisz aby mnie spotkało jakieś nieszczęście dopóki z tobą jestem? I wiesz, że taka dziewczyna jak ja może zostać skrzywdzona, jak się nie umie obronić? I wiesz, że potrzebuję twojej opieki i pomocy? - pytanie goniło pytanie.
-Powiedzmy, że będę spokojniej spał, wiedząc że jako tako potrafisz się obronić.-odparł wymijająco mężczyzna.
- Ale uważasz, że na razie tego nie potrafię? - padło kolejne pytanie.
-Nie. Tego nie powiedziałem.- odparł Douglas zerkając na dziewczynę. Po czym dodał.-
Niemniej zawsze lepiej będzie, gdy poza wachlarzem będziesz miała dodatkowego asa w rękawie...choć.. raczej w biuście, jeśli chodzi o szczegóły. - Ale wczoraj nie wiedziałeś o wachlarzu, a zostawiłeś mnie samą - rzekła mu dziewczyna.
-Wczoraj... nie sądziłem, że ktoś mi będzie przytykał ostrze do szyi. A potem strzelał do was.-odparł krótko Douglas.
- Bo biust tej blondyny przyćmił ci osądzanie! Pewnie sądziłeś, że coś innego ci do tej szyi poprzytyka! Powiedziałeś, że sypialnia moja, a zacząłeś ją do niej ciągnąć! Zabiliby nas, a ty byś się nawet tym nie przejął ot co! - burknęła Vicky wydymając usta, odsunęła od siebie nie zjedzoną do końca kanapkę i dodała-
Odechciało mi się i jeść i strzelać i w ogóle z tobą być! - podniosła się obrażona aby wyjść z kuchni.
Douglas wstał i podszedł do dziewczyny. Chwycił ją w ramiona, objął i zaczął tulić. I cmokać ją w ucho szepcząc.-
Przepraszam dzikusko, bardzo mi przykro. - Wcale ci nie byłoby przykro jakby ci się ta blondyna przyssała do szyi, nie nożem ale ustami - mruknęła wtulając się w niego.
-Wiesz dzikusko... a może bym wolał od tej blondyny. Byś ty mi się przyssała, co?- odparł Maverick lekko przyciskając Vicky do stołu, jedną zaś dłonią wędrując po jej plecach, drugą rozpinając bluzkę. Potrafił wszak rozpoznać zazdrość kobiecą, a zachowanie Vicky było tego idealnym przykładem. Całował jej szyję i dekolt mówiąc.-
A może... bardziej chciałbym twe piersi całować, a nie jej.
Vicky przypomniało się jak je zostawił przy stoliku, nie odwracając się nawet na jej wołanie i słowa Marty... “Mężczyźni myślą o jednym”. Poczuła się oszukana i nie zastanawiając się długo huknęła Douglasa talerzem w głowę.
-
Nie wierzę w ani jedno twoje słowo! syknęła przy tym.
-Auuu! Oszalałaś?!-krzyknął wściekły Douglas. Spojrzał na nią poirytowany mówiąc.-
Czego ty właściwie chcesz... Będziesz się o to gniewać do końca podróży? Przecież nie jesteś... nawet nie wiem... Co ty właściwie do mnie czujesz dzikusko? - Nic a nic nie czuję! - zaczęła pospiesznie go zapewniać dziewczyna. -
Chcę tylko wiedzieć czy kolejna blondyna w następnej karczmie nie sprawi że znów mnie zostawisz bez słowa... z szantażystami takimi jak tam! -Skoro nic do mnie nie czujesz. To co cię obchodzi, z kim zamierzam sypiać?- spytał Douglas wpatrując się w oczy Vicky.
- Sypiaj sobie z kim chcesz!- odrzekła spuszczając oczy.
- Nie obchodzi mnie to! I puszczaj ale już!!! - zaczęła się wiercić w jego ramionach.
Douglas jednak nie zamierzał odpuszczać. Nadal trzymając ją mocno jedną ręką, uniósł kciukiem jej podbródek i rzekł jej wprost w oczy.-
A jeśli... mam ochotę sypiać z tobą... to co wtedy? - Do następnej blondyny? - burknęła.
-Dziwne. Czy mi się wydaje, czy też nie miałabyś nic przeciwko, o ile nie byłoby kolejnych blondyn.-odparł zadziwiająco cicho i ciepło Doug całując czubek nosa Victorię.-
No, no... dzikusko, musisz się zastanowić, co chcesz zrobić ze swoim życiem. I u kogo ulokować swe uczucia. Ja... nie powinienem ci się narzucać, wiesz? - Tak ty... w każdej karczmie, będziesz nas porzucać! - mruknęła przytulając się do niego. Czuła się jak opiłek żelaza, który jest przyciągany przez magnes... a jej magnesem jak na razie okazywał się Douglas. Sama nie wiedziała czemu... ale dobrze jej było, gdy ją tak do siebie tulił. Oplotła więc jego szyje swoimi ramionami, a nogi zaplotła mu naokoło pasa i wtuliła się w niego całą sobą.
Usta Douglasa wędrowały po szyi i dekolcie rozpiętej koszuli dziewczyny, dłonie głaskały ją po plecach.-
Oj dzikusko. Bo cię zaciągnę do łóżka. I do żadnej karczmy nie pójdziemy. Aż do Londynu, albo i dłużej.
Wtulała się w niego przeczesując jego włosy palcami.
- Bella... jest głodna... i postrzelona... i - jednak nic nie wskazywało że chce się uwolnić z jego ramion.
-Ciii... Bella odpoczywa. Bądźmy cichutko.-mruknął Douglas rozpinając kolejne guziki jej koszuli, po czym odsłaniając jej piersi. Każdy nowoodkryty obszar jej skóry, całował i pieścił językiem.-
Słodka jesteś... dzikusko. - Jak bardzo słodka? - wymruczała odchylając się do tyłu, tak jakby chciała mu ułatwić dostęp do swojej skóry po której sunęły jego usta, wywołując przyjemne dreszcze w jej ciele.
-Jak miód, bardzo słodki miodek.- mruczał Douglas, na dowód prawdziwości wędrując językiem po piersiach dziewczyny, która jeszcze wczoraj starała się ukryć sekrety swego ciała przed nim. Słowo “miód-miodek” podziałało na nią jak kubeł zimnej wody. Przypomniało jej się bowiem, jak wczoraj Douglas zareagował jak mu miodek w prezencie przyniosła. Odepchnęła go od siebie gwałtownie i zeskoczyła ze stołu.
- Oszuuuuuuuuuuuuuukujesz mnie! Wczoraj ci mój miodek nie smakował! Wprost przeciwnie, krzyczałeś na mnie. - chlipnęła.
-Jaki znów miodek...-Douglas chwycił Vicky w ramiona nie pozwalając jej uciec. A że chwycił ją od tyłu, to dłońmi delikatnie masował jej piersi, brzuch obnażone w wyniku wcześniejszych figli. Muskał wargami jej szyję mówiąc.-
O czym ty... mówisz? - Jesteś... love... lave... bałamutnik! Pewnie każdej dziewczynie tak mówisz. Przyniosłam ci wczoraj miodek, aby cię przeprosić, a ty się na mnie nadarłeś, ot co! Puszczaj... oszuście! - próbowała się wywinąć z jego ramion... nie dowierzając samej sobie, a właściwie swojemu ciału, które dziwnie nie chciało jej słuchać, gdy on jej dotykał.
Palce Douglasa wędrowały po skórze dziewczyny i dotykały szczytów jej piersi, prężących się pod jego dotykiem, gdy mówił.-
Aaaa...gniazdo os... eee.. pszczół? Miodek był w środku, ale pszczoły też. Nie krzyczałem na ciebie. Tylko... bałem się, że nas użądlą.
Maverick całował szyję i policzki Vicky.-
Dzikusko... nie płacz. Nie lubię jak płaczesz. Wolę twój uśmiech.
Odwróciła się do niego przodem i chlipnęła:
- Nie jestem, ani durna, ani głupia... i sama wiem jak jest! Mówisz tak, bo sądzisz, że chcę to usłyszeć. Bo nie ma tu teraz innej do twojego bałamucenia. A wczoraj o nas po prostu zapomniałeś... -dalej Doug nie dał jej mówić przywierając ustami do jej warg i zaczynając namiętnie całować dociskając jej ciało do swego. Odwzajemniała jego pocałunki zaplatając swój język z jego językiem, wtulając się w niego i ocierając o niego. Tymczasem suknia opadła całkiem w dół, z małą pomocą dłoni Douglasa. Mężczyzna pomiędzy pocałunkami ust Vicky, delikatnie chwycił ją za pupę i posadził na stole. Po czym wędrował wargami po jej biuście, nic już nie mówiąc, by nie wywoływać kolejnych ataków płaczu. Vicky wtulała się w niego a jej palce przesuwały się po guzikach jego koszuli rozpinając ją powoli i zsuwając ją z jego ramion (z pomocą samego Douglasa). Opuszkami przesuwała po ciepłej skórze mężczyzny, a z jej ust wydobywały się westchnienia wywołane zarówno jego dotykiem, jak i dotykiem jaki czuła pod swoimi wędrującymi po nim dłońmi.
Usta Douglasa, zeszły na brzuch dziewczyny, a dłonie masowały uda Victorii. Maverick się nie spieszył z figlami, oddając się w pełni pieszczocie jej skóry. Drżała pod wpływem jego pieszczoty, ale zadrżała jeszcze bardziej słysząc pytanie:
- Znowu jecie śniadanie -pytała zaciekawiona Bella stając w drzwiach kuchni. Zachichotała cicho.-
Może nie przeszkadzać państwu w ...konsumpcji?
A Doug zaciskając odruchowo dłonie, na udach Vicky i uniemożliwiając jej ucieczkę, spojrzał w kierunku pokojówki.-
Poprawiam twojej pani humorek. A jak ty się czujesz Bello? -Nie za dobrze... głowa mnie boli, żołądek męczy...- zaczęła narzekać Bella.
- Pussssssssssssszzzzzzzzczaj... syknęła mu równocześnie w ucho Vicky, na głos dodając:
Usiądź Bello... Douglas robi super śniadanie, zjesz i od razu poczujesz się lepiej.... prawda Doug? - spytała uśmiechając się do niego, czując jak bardzo ma zaczerwienione policzki.
-No niewątpliwie panicz Douglas umie robić dobrze...- odparła Bella chichocząc, bowiem ciężko było jej zachować powagę w takiej sytuacji.-[/i]śniadanie.[/i]
- Skąd wiesz?! spytała podejrzliwie panna von Strom zerkając to na Bellę to na Douglasa.
-Przecież widzę... to śniadanie co panience zrobił. Bardzo panienkę rozgrzało. Suknię panienka zgubiła.- odparła Bella chichocząc coraz bardziej. A Douglas szepnął do ucha Vicky, nadal ją trzymając za uda.-
Puszczę, jak obiecasz że dziś cały dzień, będziesz uśmiechnięta. - A jak mi ten głupawy uśmiech zostanie na zawsze?! - spytała go szeptem muskając jego ucho swoimi wargami, a do Belli dodała:
- Spałaś... chciałam poprosić Doga o pomoc w zakładaniu... sukienki - pokrętnie wytłumaczyła brak sukni Vicky.
-Mi to nie wyglądało na zakładanie sukienki. Bardziej na odwrót.- chichotała Bella dobrze się bawiąc wykrętami swej pani, a Douglas cmoknął ucho Vicky mówiąc cicho.-
Ja uważam, że masz... uroczy uśmiech.
Zapominając o Belli uśmiechnęła się do niego promiennie i przywarła ustami do jego ust całując go czule.
- Naprawdę tak uważasz? - wyszeptała odrywając usta od jego ust.
-Tak... i co najgorsze. Jak się uśmiechasz tak do mnie, to ciężko mi ci czegokolwiek odmówić.- cmoknął wargami jej wargi delikatnie. W sumie i tak powiedział to, co dobrze wiedziała. Uśmiechnęła się do niego promiennie i powiedziała:
- A co z moją obiecaną przejażdżką? Wczoraj miałam pojeździć... dopóki ci biust blondi o tym zapomnieć nie dał -Pojeździsz... postrzelasz... może na razie się ubierz. Choć do przejażdżki, to raczej nago prawda?-mruknął Douglas całując usta Vicky, a Bella zaczerwieniona na policzkach w milczeniu obserwowała te czułości.
- Powiedziałeś że Bella też pojeździ... też chcesz aby była nago? - spytała Vicky nagle się od niego odsuwając i patrząc na niego mrużąc oczy.
-Nago?-zaczerwieniła się Bella, po czym spytała Victorię.-
Nago na czym? -Noooo właśnie... na czym?- wykorzystał okazję Douglas i spytał pannę von Strom mając nadzieję, że mu wyjaśni sprawę, bo dotąd musiał zgadywać.
- Nie słuchasz mnie nic, a nic... - chlipnęła ponownie Vicky.
-Wiesz... pewnych rzeczy nie da się robić w ubraniu.-odparł Douglas wzdychając cicho.-
Ale... hmmm... skoro ty byś kochała się nago, to czemu... Bella miałaby w ubraniu? - Wieeeeeeeeeeeeeeedziałam, że mnie zwodzisz i oszukujesz! I te wszystkie twoje zapewnienia i słówka i w ogóle! - odepchnęła go z całej siły i zeskoczyła ze stołu i z głośnym płaczem wybiegła z kuchni. Pognała do sterówki i zatrzasnęła się w niej od środka. Usiadła opierając się o drzwi i chlipała tak, że słychać ją było stojąc za nimi.