Rozpętała się burza na Rasuto Yume Shiro. Gromy grzmiały, krople deszczu wybijały na dachach gniewne staccato.
Rozszalały się dziś żywioły nad zamkiem i nad miasteczkiem go otaczającym. Ci bardziej przesądni obawiali się że burza jest objawem gniewu Kami, ci mądrzejsi widzieli w nim zapowiedź tajfunu. Ci najstarsi widzieli w niej furię szlachetnych przodków Doji Saoro, którym nie podobało się, że zamek ma przejść we władanie Daidoji.
Tymczasem w twierdzy toczyły się nie mniej gwałtowne wydarzenia. Zacięty pojedynek pomiędzy strategiem Lwa, a daimyo Borsuka.
Powolne ruchy dwój wojsk, manewry i pułapki. Zacięta walka o każdy szton. Dwaj dowódcy ścierający się na planszy w heroicznej bitwie. Łatwo było sobie wyobrazić w miejsce sztonów ashigaru, łuczników, samurajów i konnicę. I dowódców. Ruch za ruchem zastawiali na siebie pułapki, starając się jednocześnie uniknąć pułapek wroga.
I Ichiro przegrywał...
Krok za krokiem, Lew sprytnymi manewrami na planszy coraz bardziej osaczał borsuczego cesarza. Daimyo był znakomitym przeciwnikiem dla Akodo. I rozgrywka tych dwóch strategów był najciekawszym pojedynkiem shogi tego wieczoru. I rozrywką dla wszystkich obserwujących dwóch mistrzów w walce umysłów.
Borsuk spojrzał na planszę i rzekł. –
Gratuluję Akodo Yubei-san, zwyciężyłeś.
-Wielkim zaszczytem było zmierzyć się z tak trudnym przeciwnikiem Ichiro-sama. –odparł strateg Akodo kłaniając się daimyo Borsuka.
Kolejny pojedynek miał być między zwycięzcą turnieju, a gospodarzem zamku... czyli pomiędzy Akodo Yubei, a Daidoji Chitose. Jednakże po kilku ruchach okazało się, że nie będzie to ani tak błyskotliwy, ani tak zacięty pojedynek, jak Borsuka z Lwem. Żuraw nie był tak wymagającym przeciwnikiem dla Akogo, jak Ichiro.
Rozgrywka była z góry przesądzona, aczkolwiek stary strateg Lwów z uprzejmości opóźniał swe zwycięstwo by Chitose-san mógł wyjść z tego boju z twarzą.
Rozgrywka nie została zakończona. Do sali wpadł bowiem samuraj, upadł na twarz przed grającymi w shogi samurajami i zbliżył do Chitose szepcząc mu coś na ucho. Zaskoczony jego słowami Daidoji wstał i na moment tracąc panowanie nad sobą rzekł.-
A gdzie jest Doji Saoro-sama?
-Jej służki twierdzą, że już śpi.- odparł drżącym głosem bushi. Daidoji milczał chwilę opanowując wzburzenie. Po czym rzekł spokojniejszym tonem głosu.-
Jak się okazało, delegacja klanu Smoka, która miała przybyć jutro rano, tej nocy dotarła do wrót zamku. Dlatego jeśli Akodo–sama pozwoli, przełożymy ten pojedynek shogi na jutro.-
Daidoji skłonił się przed Lwem czekając na jego odpowiedź.
A Akodo odpowiedział ukłonem i słowami.-
Oczywiście. W obecnej sytuacji to odpowiednie wyjście z tej sytuacji.
-Domo arigato Akodo Yubei-sama.-odparł Daidoji.
I ruszył przywitać delegację Smoka, wraz z chętnymi do jej zobaczenia. A nie wszyscy byli chętni. Wraz z Chitose ruszył Akodo Yubei i Ichiro , oraz Bayushi Suruga. Shugneja i Ikoma oddaliły się by zapewne porozmawiać ze sobą i powspominać wspólną przeszłość. Kitsu zmęczony podróżą udał się na spoczynek za przykładem Saoro.
A Matsu zignorowała sytuację obficie racząc się sake.
Iuchi zaś uśmiechnął się i rzekł do Otaku.-
Chodźmy poznać poselstwo Smoka. To może być interesujący widok.
I ruszył za pozostałymi z radosną werwą. Przyczyna tego była dla Otaku zrozumiała.
„
I dlatego wysłałem list do mych przyjaciół w klanie Smoka. Z prośbą by w ich delegacji był śledczy Kitsuki.”
Czyż tak nie powiedział kiedyś? Zapewne spodziewał się konkretnego Kitsuki.
Delegacja klanu Smoka była liczna i reprezentowała wszystkie rodziny. Najbardziej dziwiła obecność Togashi. Wszak ta rodzina Smoków praktycznie izolowała się od polityki Rokuganu. I nie wysyłała swych przedstawicieli na takie uroczystości.
A jednak...
Smoki przybyły licznie i wyglądały jak siedem nieszczęść upchniętych w cztery postacie. Niestety burza odebrała im możliwość odpowiedniego zaprezentowania się. Cztery przemoknięte postacie. Każda dziwniejsza od poprzedniej.
Mirumoto Kenari, był z wyglądu typowym yojimbo.
Swobodny w zachowaniu i hałaśliwy. I dumny. I zawsze blisko przywódcy poselstwa Smoków, z którego nie spuszczał oka.
Przeciwieństwem jego był
Togashi Senzo. Trzymający się z tyłu mnich.
W przeciwieństwie do zazwyczaj spotykanych mnichów, ten był uzbrojony w yari, a jego włosy nie były zgolone, tylko związane w kuc. Jego imię, było jedynym słowem jakie wypowiedział.
Bardziej zachowywał się jak sługa, niż członek poselstwa. Ale kryjąc spojrzenie pod uniżoną postawą, bacznie wszystko obserwował. I wszystkich.
Przedstawicielką rodziny Agasha była shugenja.
Agasha Iomi. Jako jedyna przedstawicielka poselstwa nie nosiła barw klanowych, a czerwone szaty.
A rozpuszczone włosy świadczyły o wybuchowym charakterze owej shugenja.
Ale cała ta galeria osobliwości była niczym w porównaniu samym przedstawicielem rodziny Kistuki.
Nie był ani ekstrawagancki w ubiorze, ni w zachowaniu. Wprost przeciwnie, był bardzo uprzejmy i opanowany. Rzecz w tym, że
Kitsuki Rentai był bardzo...
młody. Młodszy nawet od Otaku. Za to był bardzo uprzejmy, aż do przesady niemal. Więc swym wylewnym przepraszaniem za zakłócanie spokoju zamku o tak późnej porze wprawiał Daidoji w zakłopotanie. Tym bardziej, że nie dawał biednemu Chitose dojść do głosu i okazji przeproszenia, za to że komnaty dla delegacji Smoka nie są jeszcze gotowe.
Po dłuższej rozmowie składającej się z wzajemnego przepraszania, delegacja Smoka ruszyła za Daidoji. A młody Kitsuki podszedł do Otaku i Takage, mówiąc poważnym tonem głosu, tak nie pasującym do tego niefrasobliwego oblicza podczas rozmowy z Chitose.-
Ty musisz być Takage Iuchi-sama. Jestem Kitsuki Rentai drugi syn Kitsuki Kameru. Ojciec mój niestety nie mógł przybyć, chorobą i wiekiem zmuszony do zostania w domu. Przesyła jednakże pozdrowienia , ten list...- Rentai wydobył zza kimona starannie przechowywany zwój i dając go Takage do jego rąk rzekł.-
i zapewnienia, że twoje prośby zostały wysłuchane z wielką uwagą.- skłonił się mówiąc bardzo cicho.-
A ja zapewniam, że zrobię wszystko co w mej mocy, by dopomóc w wyjaśnieniu popełnionej tu zbrodni.
Tymczasem w innej części zamku czyjeś oczy patrzyły na spadające krople deszczu. Czyjeś oczy wędrowały po kroplach wody na zamkowym wewnętrznym dziedzińcu.
Każda z nich budziła nieprzyjemne wspomnienia.
Każda z nich budziła bolesne wspomnienia. Każda wołała o zemstę. Czyż i tamtego dnia nie padało?
-Już niedługo wszystko się skończy.- ciche słowa i smutny uśmiech.
Tamtego dnia też padało. I też przelana została krew.