Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 02-04-2011, 12:45   #271
Szarlej
 
Szarlej's Avatar
 
Reputacja: 1 Szarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputację
Krew z nosa lała się całą strugą. Płuca, wątroba, serce... Wszystkie organy manifestowały swoją obecność bólem. Zwieracze dawno już wzięły sobie wolne. Ale to nie było ważne. Ważne było, że ból utrzymywał go przy przytomności. Ważne było, że wywołał piekło na ziemi z Mythosem w samym centrum. To nie była lekka ingerencja, to było zerwanie wszystkich hamulców, wypuszczenie jego wewnętrznej bestii na światło dzienne tylko z jednym celem. Mythos.
Kilogramowe zbroje, bronie, wazy... Wszystko miało jeden cel, zranić Mythosa. Z pozoru wszystko było posłuszne woli telekinetyka. Ale to były tylko rykoszety. Efekty uboczne, których Russel nie chciał czy nie mógł zminimalizować. Prawdziwym atakiem był nacisk, który człowieka zmiażdżyłby, sprasował. Prawdziwym atakiem były trzy ostrza wykonujące swój dziwny taniec. Tnące ciało Faerie, okrążające go, szarpiące.
I nagle wszystko ustało. Broń, zbroje, wszystko opadło. Mythos stał a serce telekinetyka zabiło po raz ostatni. Umysł zgasł nie zdążywszy zarejestrować ostatniej myśli, że przegrał. Oczy zaszły mgłą, resztki krwi sączyły się z oczu, ust i uszu Russela Caine.

***

Widmowa roślina chciwie wyciągnęła swe pędy w jego kierunku. Otoczyła ciało czerpiąc z niego siłę. Ale nie zadowoliła się samą powłoką, szarpnęła się też na duszę Russela brutalnie ją więżąc.
Nie było czyśćca i nadziei na zobaczenie kiedyś Emily. Nie było piekła i oczekiwanej wiecznej męki. Było uwięzienie w roślinie. Labirynt drzew, potężnych, nabrzmiałych, zasłaniających zgniło-brązowym kłębowiskiem niebo. Ciemno, duszno. Jak po śmierci może być duszno? Nie był sam. Kłębili się tu inni, ofiary rośliny. Gdzieś tu pewnie był Andy. Gdzieś tu byli inni. Lamentowali. Krzyczeli. Czego oni chcą? Szukał wyjścia. Ucieczki z tego mrocznego labiryntu. Gdzieś musi być!
I były dwie drogi. Jak w przypowieści jakiegoś księdza. Jedna była mroczna, oznaczona śladem krwi podczas gdy druga wabiła go znajomym światłem. Skąd je znał? Nie wiedział. Ale wabiło go, emanowało jakimś ciepłem podczas gdy druga droga była ciemna z karminowym szlakiem.
Mythos też był idealny jak to światło. Pełen ideałów i szczytnych celów.
Caine też zostawiał za sobą szlak krwi. Jakoś nie ufał temu światłu. Podążył za krwią. Może znajdzie tam Mythosa. W MRze uczyli, że zdolności regulatorów są przypisane do ich duszy. Może będzie miał szansę to empirycznie sprawdzić.
 
__________________
[...]póki pokrętna nowomowa
zakalcem w ustach nie wyrośnie,
dopóki prawdę nazywamy, nieustępliwie ćwicząc wargi,
w mowie Miłosza, w mowie Skargi - przetrwamy [...]
Szarlej jest offline