Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 02-04-2011, 13:37   #11
Lechu
 
Lechu's Avatar
 
Reputacja: 1 Lechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputację
Weteran pędził spowitym mrokiem traktem. Wymiana okazała się jak najbardziej udana. Sam uważał, że posiadała dwie główne zalety jakie wraz z towarzyszami powinni docenić: brak jakiegokolwiek oczekiwania oraz dyskrecję. Mógł oczywiście dokonać jej z samego rana z kimś innym zyskując przy tym kolejne karle, ale czas był dla drużyny niezmiernie ważny.

W pewnym momencie, niemal przy pełnej prędkości wehikułu, Magnus dostrzegł blask z okolic karczmy. Do jego uszu po chwili dobiegły przytłumione przez las krzyki i skwierczenie palącego się drewna. "Mam złe przeczucia co do ognia w okolicy karczmy. Oby reszcie nic się nie stało!" pomyślał pośpieszając pędzące z całych sił konie.

Będąc bliżej wojownik dostrzegł tłumnie zebranych ludzi i poczuł również inny zapach - skądś go znał. Był to zapach palącego się mięsa przypominający mu stos po jednej z olbrzymich bitew w jakich brał udział. Tamci jednak nie mieli żadnego wyboru, gdyż byli to martwi zielonoskórzy: orkowie, gobliny i inne ścierwo usunięte tamtego dnia z świata żywych. Działał niemal machinalnie zdając sobie sprawę, że zaraz będzie musiał sprawdzić, kto pali się na rozstawionym stosie... Zatrzymał się przed stodołą, wyciągnął widły owijając wokół nich wolną część uprzęży i lejc po czym wbił je w glebę. Wsadził jeszcze sporą dechę pomiędzy drewniane mocowania kół - chciał mieć choć namiastkę pewności, że wehikuł nie ruszy bez niego.

- Jeden niewinny powędrował już do Morra. Na dziś wystarczy. Puśćcie ich i zajmijcie się sobą...i módlcie się do bogów i waszych przodków, aby wam wybaczyli tą straszną pomyłkę. - usłyszał wojownik wybijający się nad tłum, zdaje się znajomy mu, głos.

"Jeszcze nie wszystko stracone" pomyślał udając się szybko w kierunku stosu. Grupa zebranych ludzi to zwykli miejscowi chłopi - głupi, zabobonni, przedwcześnie wydający wszelkie osądy. Wbijając się w chmarę Magnus nie przebierał w środkach. Parę godzin temu chodził niemal uśmiechnięty - jak teraz ktoś spojrzał na jego twarz odwracał wzrok albo przełykał ślinę, aby tylko nie stanąć mu na drodze. Szybko idący w kierunku źródła mowy wojownik nie przepraszał nikogo, nie odsuwał delikatnie - przepychał się używając siły swych rąk i łokci. "Tak podejrzewałem" pomyślał wojownik widząc Darragha, którego twarz wyglądała jakby chciał pozbawić uzębienia stojącego nieopodal oberżystę.

Jak tylko, któryś z towarzyszy zobaczył twarz Magnusa dostrzegł ją w pełnej okazałości swej zadziorności - jak widział go Alvaro mógłby nawet nazwać go "buńczucznym" cokolwiek to słowo znaczyło. Podchodząc do Darragha nie pokazał po sobie skrywanego zadowolenia, że to nie jeden z nich pali się na stosie.

- Nieopodal stajni stoi nasz nowy powóz. Zaraz zbiorę resztę i wyruszamy. Jesteś za? - zapytał wojownik.

Darragh pokiwał twierdząco głową a Magnus spojrzał na skwierczące na stosie ciało. Nie wyglądał ani na kobietę, ani na żadnego z mężczyzn jakich obawiał się tam zobaczyć Magnus. Podszedł bliżej stosu i dostrzegł, że jest to przypadkowa ofiara - kolejny owoc ludzkiej głupoty i zabobonności. Widząc trzy, trzęsące się na nie podpalonych jeszcze stosach osoby Magnus zaklął udając się w kierunku pierwszej z nich. Zgromadzonych wokół niego chłopów obrzucał niecodziennymi, pogardliwymi spojrzeniami. Podchodząc na sam stos mężczyzna wyciągnął nóż i rozciął więzy trzymające niewinną kobietę. Nie chciał na nią patrzeć, bo ani nie było na to czasu, ani nie chciał widzieć wyrazu jej przerażonej twarzy. Z kolejnymi dwoma nie rozpalonymi stosami zrobił to samo. Wszystkich trzech posądzonych o magię ludzi trzymał blisko siebie - chciał być pewien, że na dziś dzień już nikt niewinny nie zginie. To co zrobił pewnie dla niejednego okazałoby się głupotą, ale on miewał lata - całe, długie lata - podczas których każdego dnia narażał swoje życie.

Nie chcąc wyjść tak z tłumu bez słowa wojownik zakrzyknął swoim potężnym, basowym głosem:

- Ludzie! Czy wy wiecie czegoście się dopuścili?! Wasza próba uwolnienia tego świata od zła okazała się nieudolna! Każdy z was niech zada sobie to pytanie: Czy oni na pewno są czarownikami?! - wskazał grupę pokrzywdzonych. - Czy wy wiecie co grozi za zabicie niewinnego człowieka?! Nie macie nawet pojęcia! - spojrzał pytająco po najbliższych chłopach. - To ja wam powiem! Jak nie zaprzestaniecie waszego działania rano pojawi się tu cały oddział straży, która nie będzie pytać kto zawinił! Jak wy będziecie pozamykani w celach kto zajmie się waszym domem?! Kto zajmie się rodziną?! Kto będzie uprawiał ziemię aby było co jeść?! Właśnie! Otóż to! Nikt z was nie miał nawet pojęcia co robi, chwytając za widły czy kosę! Zaprzestańcie swych działań! Ci ludzie... są niewinni! - powiedział na koniec wojownik chwytając najbardziej roztrzęsioną z grupy kobietę i polecając reszcie udać się za nim.

***

- Jak macie konie bądź powóz radzę wam szybko opuścić tę okolicę. - powiedział spokojnie do trójki zebranych ludzi. - Nie wiem na jak długo chłopom się w głowach poukłada. Mam nadzieję, że doceniacie pomoc jaką otrzymaliście od naprawdę nielicznych. To, że nie zapłonęliście to zasługa jedynego mężczyzny jaki podniósł głos, jeszcze jak mnie tu nie było. Nie chciałbym, aby jego wysiłek i poświęcenie poszły na marne. - dodał przemilczawszy znajomość z Darraghem.

- Mamy konie. - odparł jeden z mężczyzn.

- Skoro tak to zabierajcie się stąd. Przykro mi, że nie zdążyliśmy pomóc waszemu towarzyszowi. Jak bym był tu wcześniej... - powiedział Magnus po części obwiniając siebie.

"Może jak bym nie wymienił powozu! Może wtedy bym zdążył!" pomyślał zrezygnowany patrząc na przygotowującą się do drogi grupę.

***

Po krótkim czasie Magnus odnalazł Telimenę - nie wyglądała ani na przerażoną, ani wcale poruszoną cała sytuacją. Na zapytanie czy jest gotowa wyruszyć natychmiast jedynie wzruszyła ramionami - "Jak można być tak obojętnym? Wcześniej czy później będzie musiała się odezwać". Magnus uznał jej posunięcie za zgodę udając się do Darragha. Ten zgodził się już wcześniej - teraz wyglądał na niemniej zrezygnowanego niż Magnus. Gundulf najwyraźniej był w swoim pokoju, bo po dłuższej chwili dobijania się zaspany otworzył drzwi.

- Cóż znowu? - wychrypiał ledwo co obudzony Gundulf. - Już raz mnie tej nocy budzili...

- Pewnie wiesz co właśnie miało miejsce. Mimo iż jestem styrany jak koń to nie chce tu zostać dłużej. Jesteś gotów wyruszyć teraz? - zapytał wojownik nie wiedząc czy aby sam podoła takiemu wyzwaniu.

- Jak sobie tam chcecie. Mnie wszystko jedno. Bylebym śniadanie zjadł, bo bez sytego śniadania w drogę nie ruszam.

- Pewnie. Zaraz się tym zajmiemy. Ty się przygotuj a ja z innymi pójdę po Alvaro. - powiedział z zamiarem znalezienia ostatniego z drużyny.

"Jedna sobie stoi przy rozpalonym stosie. Drugi śpi. Tylko niech Alvaro nie gra właśnie w karty, bo mu zmiażdżę krocze..." pomyślał bardzo zdziwiony Magnus.
 
Lechu jest offline