Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Warhammer > Archiwum sesji z działu Warhammer
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 02-04-2011, 13:37   #11
 
Lechu's Avatar
 
Reputacja: 1 Lechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputację
Weteran pędził spowitym mrokiem traktem. Wymiana okazała się jak najbardziej udana. Sam uważał, że posiadała dwie główne zalety jakie wraz z towarzyszami powinni docenić: brak jakiegokolwiek oczekiwania oraz dyskrecję. Mógł oczywiście dokonać jej z samego rana z kimś innym zyskując przy tym kolejne karle, ale czas był dla drużyny niezmiernie ważny.

W pewnym momencie, niemal przy pełnej prędkości wehikułu, Magnus dostrzegł blask z okolic karczmy. Do jego uszu po chwili dobiegły przytłumione przez las krzyki i skwierczenie palącego się drewna. "Mam złe przeczucia co do ognia w okolicy karczmy. Oby reszcie nic się nie stało!" pomyślał pośpieszając pędzące z całych sił konie.

Będąc bliżej wojownik dostrzegł tłumnie zebranych ludzi i poczuł również inny zapach - skądś go znał. Był to zapach palącego się mięsa przypominający mu stos po jednej z olbrzymich bitew w jakich brał udział. Tamci jednak nie mieli żadnego wyboru, gdyż byli to martwi zielonoskórzy: orkowie, gobliny i inne ścierwo usunięte tamtego dnia z świata żywych. Działał niemal machinalnie zdając sobie sprawę, że zaraz będzie musiał sprawdzić, kto pali się na rozstawionym stosie... Zatrzymał się przed stodołą, wyciągnął widły owijając wokół nich wolną część uprzęży i lejc po czym wbił je w glebę. Wsadził jeszcze sporą dechę pomiędzy drewniane mocowania kół - chciał mieć choć namiastkę pewności, że wehikuł nie ruszy bez niego.

- Jeden niewinny powędrował już do Morra. Na dziś wystarczy. Puśćcie ich i zajmijcie się sobą...i módlcie się do bogów i waszych przodków, aby wam wybaczyli tą straszną pomyłkę. - usłyszał wojownik wybijający się nad tłum, zdaje się znajomy mu, głos.

"Jeszcze nie wszystko stracone" pomyślał udając się szybko w kierunku stosu. Grupa zebranych ludzi to zwykli miejscowi chłopi - głupi, zabobonni, przedwcześnie wydający wszelkie osądy. Wbijając się w chmarę Magnus nie przebierał w środkach. Parę godzin temu chodził niemal uśmiechnięty - jak teraz ktoś spojrzał na jego twarz odwracał wzrok albo przełykał ślinę, aby tylko nie stanąć mu na drodze. Szybko idący w kierunku źródła mowy wojownik nie przepraszał nikogo, nie odsuwał delikatnie - przepychał się używając siły swych rąk i łokci. "Tak podejrzewałem" pomyślał wojownik widząc Darragha, którego twarz wyglądała jakby chciał pozbawić uzębienia stojącego nieopodal oberżystę.

Jak tylko, któryś z towarzyszy zobaczył twarz Magnusa dostrzegł ją w pełnej okazałości swej zadziorności - jak widział go Alvaro mógłby nawet nazwać go "buńczucznym" cokolwiek to słowo znaczyło. Podchodząc do Darragha nie pokazał po sobie skrywanego zadowolenia, że to nie jeden z nich pali się na stosie.

- Nieopodal stajni stoi nasz nowy powóz. Zaraz zbiorę resztę i wyruszamy. Jesteś za? - zapytał wojownik.

Darragh pokiwał twierdząco głową a Magnus spojrzał na skwierczące na stosie ciało. Nie wyglądał ani na kobietę, ani na żadnego z mężczyzn jakich obawiał się tam zobaczyć Magnus. Podszedł bliżej stosu i dostrzegł, że jest to przypadkowa ofiara - kolejny owoc ludzkiej głupoty i zabobonności. Widząc trzy, trzęsące się na nie podpalonych jeszcze stosach osoby Magnus zaklął udając się w kierunku pierwszej z nich. Zgromadzonych wokół niego chłopów obrzucał niecodziennymi, pogardliwymi spojrzeniami. Podchodząc na sam stos mężczyzna wyciągnął nóż i rozciął więzy trzymające niewinną kobietę. Nie chciał na nią patrzeć, bo ani nie było na to czasu, ani nie chciał widzieć wyrazu jej przerażonej twarzy. Z kolejnymi dwoma nie rozpalonymi stosami zrobił to samo. Wszystkich trzech posądzonych o magię ludzi trzymał blisko siebie - chciał być pewien, że na dziś dzień już nikt niewinny nie zginie. To co zrobił pewnie dla niejednego okazałoby się głupotą, ale on miewał lata - całe, długie lata - podczas których każdego dnia narażał swoje życie.

Nie chcąc wyjść tak z tłumu bez słowa wojownik zakrzyknął swoim potężnym, basowym głosem:

- Ludzie! Czy wy wiecie czegoście się dopuścili?! Wasza próba uwolnienia tego świata od zła okazała się nieudolna! Każdy z was niech zada sobie to pytanie: Czy oni na pewno są czarownikami?! - wskazał grupę pokrzywdzonych. - Czy wy wiecie co grozi za zabicie niewinnego człowieka?! Nie macie nawet pojęcia! - spojrzał pytająco po najbliższych chłopach. - To ja wam powiem! Jak nie zaprzestaniecie waszego działania rano pojawi się tu cały oddział straży, która nie będzie pytać kto zawinił! Jak wy będziecie pozamykani w celach kto zajmie się waszym domem?! Kto zajmie się rodziną?! Kto będzie uprawiał ziemię aby było co jeść?! Właśnie! Otóż to! Nikt z was nie miał nawet pojęcia co robi, chwytając za widły czy kosę! Zaprzestańcie swych działań! Ci ludzie... są niewinni! - powiedział na koniec wojownik chwytając najbardziej roztrzęsioną z grupy kobietę i polecając reszcie udać się za nim.

***

- Jak macie konie bądź powóz radzę wam szybko opuścić tę okolicę. - powiedział spokojnie do trójki zebranych ludzi. - Nie wiem na jak długo chłopom się w głowach poukłada. Mam nadzieję, że doceniacie pomoc jaką otrzymaliście od naprawdę nielicznych. To, że nie zapłonęliście to zasługa jedynego mężczyzny jaki podniósł głos, jeszcze jak mnie tu nie było. Nie chciałbym, aby jego wysiłek i poświęcenie poszły na marne. - dodał przemilczawszy znajomość z Darraghem.

- Mamy konie. - odparł jeden z mężczyzn.

- Skoro tak to zabierajcie się stąd. Przykro mi, że nie zdążyliśmy pomóc waszemu towarzyszowi. Jak bym był tu wcześniej... - powiedział Magnus po części obwiniając siebie.

"Może jak bym nie wymienił powozu! Może wtedy bym zdążył!" pomyślał zrezygnowany patrząc na przygotowującą się do drogi grupę.

***

Po krótkim czasie Magnus odnalazł Telimenę - nie wyglądała ani na przerażoną, ani wcale poruszoną cała sytuacją. Na zapytanie czy jest gotowa wyruszyć natychmiast jedynie wzruszyła ramionami - "Jak można być tak obojętnym? Wcześniej czy później będzie musiała się odezwać". Magnus uznał jej posunięcie za zgodę udając się do Darragha. Ten zgodził się już wcześniej - teraz wyglądał na niemniej zrezygnowanego niż Magnus. Gundulf najwyraźniej był w swoim pokoju, bo po dłuższej chwili dobijania się zaspany otworzył drzwi.

- Cóż znowu? - wychrypiał ledwo co obudzony Gundulf. - Już raz mnie tej nocy budzili...

- Pewnie wiesz co właśnie miało miejsce. Mimo iż jestem styrany jak koń to nie chce tu zostać dłużej. Jesteś gotów wyruszyć teraz? - zapytał wojownik nie wiedząc czy aby sam podoła takiemu wyzwaniu.

- Jak sobie tam chcecie. Mnie wszystko jedno. Bylebym śniadanie zjadł, bo bez sytego śniadania w drogę nie ruszam.

- Pewnie. Zaraz się tym zajmiemy. Ty się przygotuj a ja z innymi pójdę po Alvaro. - powiedział z zamiarem znalezienia ostatniego z drużyny.

"Jedna sobie stoi przy rozpalonym stosie. Drugi śpi. Tylko niech Alvaro nie gra właśnie w karty, bo mu zmiażdżę krocze..." pomyślał bardzo zdziwiony Magnus.
 
Lechu jest offline  
Stary 06-04-2011, 11:49   #12
 
Tadeus's Avatar
 
Reputacja: 1 Tadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputację
Słowa druida, mimo że nie pochodziły od doświadczonego mówcy, przepełnione były głęboką mądrością, której nawet wzburzone umysły plebsu nie mogły zignorować. Tłum zawahał się, zaszemrał, ludzie popatrzyli po sobie trzeźwiej, budząc się z władającego nimi amoku. Nie wszyscy byli jednak gotowi tak szybko się poddać. Jeden z oddziałów chłopskiej milicji bezceremonialnie ruszył na mówcę. Parli na niego w ciszy, mając świadomość, iż nie mogliby powiedzieć nic, co usprawiedliwiłoby ich czyny - poza prymitywnym, nieracjonalnym pragnieniem przemocy i bezkarnego krzywdzenia bezbronnego.

Nim doszło jednak do napaści na spokojnego maga, z tłumu wyłonił się niespodziewanie rosły Tileańczyk. Każdy jego krok i każdy gest zdawały się być ostrzeżeniem dla tłumu. Atak na uzbrojonego wojownika nie był tym samym, co lincz przypadkowych podróżnych. Agresywna grupa po krótkiej naradzie odstąpiła od stosów, rozlewając się gdzieś w tłumie. Morale zbiorowiska załamało się bezpowrotnie. Po paru następnych chwilach pod karczmą nie ostał nikt poza zawiedzionym karczmarzem.
- A ja żem was ugościł! Jeszcze zobaczymy, kto dobrze prawił, jak uwolnieni czarownicy sioło podpalą albo dzieci pokradną! Tfu!

Nie było sensu gościć dłużej u wyraźnie obrażonego karczmarza. O samym świcie udali się w dalszą drogę na południe. Nim jednak wszyscy wsiedli do nowego powozu, Darragh przypadkiem dostrzegł jeden szczegół. Pod ostygłym już stosem bielił się skrawek niedopalonego papieru. Najwyraźniej niemrawe, niepodsycane płomienie nie zdołały go pochłonąć, pozwalając na odczytanie wiadomości.




***

Następne dni spędzili na zatłoczonych reiklandzkich traktach. Wydawało się, że wszyscy wielmoża Imperium pchali się na cesarski dwór. Nie było godziny, w której nie mijałby ich jakiś wytworny powóz w licznej eskorcie. Nie byłoby to może przesadnie uciążliwe, gdyby nie prawo pierwszeństwa, które zmuszało ich do zjechania na pobocze, by przepuścić każdy szlachecki wehikuł. Oczywiście i oni mieli szlachetnie urodzonego na pokładzie, tyle, że kto z zewnątrz miał o tym wiedzieć? Powóz nie wyglądał wszak na nic wyjątkowego, a każdy spór o rangę tylko spowolniłby ich drogę.

Do tego wszystkiego dochodził powracający wciąż, nieznośny wręcz upał. Powodowało to, że ludzie byli wyjątkowo kłótliwi i nieustępliwi. Nie raz i nie dwa zmuszeni byli do przepychanek i postojów na zatorowanym przez sprzeczki gościńcu. Sami mijani arystokraci również nie znosili aury najlepiej. W oknach szlachetnych pojazdów coraz to widać było całe zastępy wachlujących szlachetną panienkę służących, bądź - bardziej bezpośrednio - wywieszonych na zewnątrz, ledwo zipiących z gorąca magnatów.

Jakby było mało tych wszystkich problemów, w końcu dotarli do zatoru, który sprawiał wrażenie zdecydowanie nieprzejezdnego. Paręnaście wozów stanęło na środku traktu. Ich pasażerowie przekrzykiwali się przekleństwami i głośno wyrażanymi pretensjami. Gdzieś wśród nich pałętali się pojedynczy strażnicy dróg, próbujący okiełznać chaos.

Dopiero po chwili dało się dostrzec dziwnie falujące powietrze nad lasem i odległe chmury dymu, bijącego w niebo.

- Lasy siem palom - zagaił niezbyt rozgarnięty woźnica ostatniego z wozów. - Gadajom że to tak się od dni paru co najmniej węgli, ino teraz dopierom tu podeszło. Zaraza jedna, no! Ryby mi całkiem zaśmierdnom!

Dalszą konwersację przerwał wysoki, dziewczęcy pisk dochodzący gdzieś z przodu kolumny.
- Co znaczy, że wozu nie dacie?! Ty chamie! Ty Parchu! Jak śmiesz się tak odzywać do szlachetnie urodzonej damy!
- Ale Panienko, żeśmy mówili przecie, żeby dalej nie jech...
- Co?! Ważysz się mnie pouczać? Wybatożyć cię każę! Pasami rwać!
- Toż... ehm... przecie to ogień wam wóz strawił, nie ja... ja żem mówił byście... nie...

Strażnik wyraźnie przegrywał walkę z rozszalałym kobiecym żywiołem.
- Więc teraz winę na mnie chcecie zwalać, że wam las płonie, co?! A komu za opiekę nad lasem płacą, mi?!

Zamilkła, rozglądając się po stojącej kolumnie i dostrzegając nowych przybyszy.
- Hmm... - uśmiechnęła się czarująco i niewinnie, podchodząc do drużynowego powozu. W połowie drogi zauważyła szlacheckie odzienie Estalijczyka, co spowodowało, że na jej twarzy wykwitł jeszcze szerszy uśmiech.


- Jestem Gabrielle von Tanswitz. Dama w potrzebie. Bezlitosne płomienie pochłonęły mój dobytek, a trzeba mi dotrzeć do Nuln w pilnej rodzinnej sprawie. Po kierunku wnioskuje, że i wy, moi drodzy Państwo, wybrać będziecie musieli objazd przez Bogenhafen, więc byłabym niezwykle zaszczycona, gdybyśmy podjęli tę podróż wspólnie.
 

Ostatnio edytowane przez Tadeus : 06-04-2011 o 14:06.
Tadeus jest offline  
Stary 06-04-2011, 17:13   #13
 
Darragh's Avatar
 
Reputacja: 1 Darragh ma wyłączoną reputację
Było blisko. Bardzo blisko. Fakt, że słowa Druida wywarły wrażenie na wszystkich, ale Ci najgorsi - tutejsza milicja - zdawali się i tak wiedzieć swoje. Na całe szczęście pojawił się Magnus, bo uzbrojone towarzystwo pługa i kartofla już maszerowało w kierunku Darragha, by uciszyć go i zapewne spalić wraz z resztą "czarowników". Kiwnął głową w podzięce Magnusowi i udał się do stodoły po resztę swoich rzeczy. Karczmarz, żecz jasna, postanowił tupnąć nóżką i obrazić się jak mała, pucołowata blond-księżniczka, co w zasadzie - pomimo sytuacji - wywołało lekki uśmiech na twarzy magina.

"Patrzcie go. Jeszcze tylko dać Jaśnie Panience różową suknię i złoty diadem na ten pusty łeb włożyć."

Ruszyli o świcie. W końcu. Jednak nim ruszyli, Druid znalazł coś ciekawego wśród dogasających resztek stosu. Kartkę, której nienawistna i pełna fanatyzmu treść, kierowana była do jakiegoś kapłana albo łowcy czarownic.

"Na duchy żywiołów...to nie wróży nic dobrego. Kolejna przeszkoda na naszej drodze."

Kiedy już pozostawili zajazd daleko za sobą, Darragh postanowił podzielić się wieścią o znalezisku. Wyjął zmięty kawałek papieru z torby i podarował go pierwszej lepszej osobie, siedzącej obok niego. Bez zbędnych słów, bo i przecież czytać umieją.

Druid podniósł wzrok do góry. Niebo było czyste, z nielicznymi chmurkami, które poruszały się, zdawać by się mogła z niejakim lenistwem i ociężałością. Słońce zaś, przebijało się pomiędzy drzewami licznymi promieniami, które później przeszły w korony drzew, aż w końcu poczęły obejmować podróżników całkowicie, świecąc bezpośrednio z nieba. Wtedy właśnie zrobiło się gorąco. Nawet bardzo gorąco, chociaż Druidowi aż tak bardzo ukrop nie przeszkadzał. Ważne, że byli daleko od ludzkich miast i mogli podziwiać piękno natury.

W pewnym momencie, magowie mogli usłyszeć z ust Darragha cichą - zdawać by się mogło smutną - pieśń. Bardzo starą taleuteńską pieśń, której słowa, rozumie dziś tylko garstka ludzi.

-...Budinas bardon
Clouos canenti
Anuanon anmaruon,
Cauaron colliton,
Adio biuotutas robirtont
Uolin cridili
Are rilotuten atrilas

A ulati, mon atron,
A brogi'm cumbrogon!
Exs tou' uradiu uorrobirt
Cenetlon clouision
Cauaron caleton...


Kiedy już dotarli do tych częściej uczęszczanych dziedzińców, zaczęły się problemy. Problemy, które by nie zaistniały, gdyby nie jaśniepaństwo szlachta. Ci, którym wiecznie coś nie pasowało. Ci, którzy wiecznie musieli leczyć swoje kompleksy kosztem "niżej urodzonych". Brzydzilo to Druida wielce, ale świat był taki, jaki był i rządził się swoimi prawami. Trzeba to zaakceptować.

Przebili się przez wiele drażniących i spowalniających podróż sytuacji, gdzie albo musieli zjeżdżać na bok - nawet, jeśli mogło się to skończyć wjechaniem w rów - by przepuścić jakiegoś arystokratę, albo musieli stać i czekać na to, aż dwie kłócące się grupy błękitnokrwistych dojdą łaskawie do porozumienia. To drugie było najgorsze, bowiem jegomoście zwykli udowadniać sobie, kto jest bardziej godny przejechania traktem, jako pierwszy, przytaczając legendy herbowne, wymianiając zasługi swoich przodków kilkanaście pokoleń wstecz, strasząc lokalnymi władcami tych ziem, a nawet bogami. Bo przecież Sigmar nie ma nic innego do roboty, jak ciskać piorunem w jakiegoś szlachetkę, który ma czelność nie schodzić drugiemu z drogi, bo jakże to, skoro jego prapraprapradziad pucował buty ówczesnemu elektorowi.

"Hahaha. Przynajmniej trafiają się zabawne momenty."

Przestało być zabawnie, kiedy stali już drugą godzinę w kilkunastowozowym zatorze, gdzie wykłucającym się zdawała się przewodzić jakaś bucowata, niczym dziesięciu arystokratów razem, rozpuszczona i wściekła młoda dziewczyna. Jej piskliwe zrzędzenie dało się słyszeć nawet na końcu kolejki powozów.

"Co gorsza lasy płoną przez te upały. Ishernos musi być w złym humorze, skoro zsyła taki ukrop."

Kiedy wykłócanie się ze służbą nie przyniosło jej żadnych efektów, postanowiła - o zgrozo - zwrócić się do właścicieli tego ostatniego, najmniej rzucającego się w oczy powozu. Darragh w odpowiedzi na jej przemowę spojrzał w niebo i rzekł pod nosem:

- To już jest jawna prowokacja...

Nie zamierzał jednak wdawać się w dysputy z blondwłosym aniołkiem, probującym wcisnąć się do ich powozu na krzywy ryj. Niech inni się tym zajmą.
 

Ostatnio edytowane przez Darragh : 06-04-2011 o 17:18.
Darragh jest offline  
Stary 06-04-2011, 17:50   #14
 
xeper's Avatar
 
Reputacja: 1 xeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputację
Niemalże się wyspał. Więcej ekscesów owej nocy nie było. Tłum rozszedł się do domów, lub udał w inne miejsce, poszukiwać domniemanych czarodziejów i innych wyznawców Mrocznych Potęg. Gdyby nie Magnus to dospałby do rana, a tak musiał wstać jeszcze nocą. Całe szczęście, że przynajmniej pozwolono mu zjeść śniadanie. Wciąż ziewający i przeżuwający ostatnie kęsy chleba ze skwarkami, wyszedł z zajazdu i skierował się do stajni, aby przygotować konia do drogi. Nie miał zamiaru tłuc się powozem, jak najbardziej mógł towarzyszyć reszcie grupy jadącej pojazdem, ale wierzchem. Osiodłał konia i wyjechał na dziedziniec. Reszta towarzystwa właśnie pakowała się do zwyczajnego powozu. Magnus dobrze zrobił, wymieniając poprzednią karocę na ten powóz. Będą uchodzić za zwyczajnych podróżnych, a nie jakichś wysłanników kościoła Morra, w czarnej karocy...

Znaleziona przez druida nadpalona notatka, rzuciła nowe światło na nocne zajście. To nie był przypadek! Ktoś doskonale wiedział, gdzie znajdować się będzie grupa czarodziejów owej nocy. Tłum został precyzyjnie nakierowany na swoje ofiary i tylko niewiedzy karczmarza lub uśmiechowi bogów, zawdzięczali to, że jeszcze żyją. Szpieg krył się w Kolegiach, w wąskim gronie osób wiedzących o wyprawie wyruszającej na poszukiwanie Śpiewającej Góry. Gundulf nie mógł nic z tym zrobić, nie w tym momencie. Może w Nuln nadaży się okazja, aby przekazać informacje o Bracie Ildefonsie i tajemniczym „opiekunie i przyjacielu, T.S.”.

Podróż, która upływała bez niespodzianek, dłużyła się niesamowicie. „Chcieliście powóz, to macie!” - zdawał się mówić za każdym razem Gundulf, wymownie patrząc na ustępujący drogi pojazd, samemu siedząc na końskim grzbiecie i przyglądając się pędzącym ku Altdorfowi arystokratom. Zastanawiał się jakie to interesy zmuszają von Badenów, Puslitzów, Hauptmannów, von Krieglitzów i innych do odwiedzenia stolicy. Czy wiedzie ich rządza władzy i pieniądza, czy może jakieś inne, bardziej mroczne pokusy...

- Na zakurzone ciżmy Ranalda - jęknął, gdy w oddali dostrzegł zator złożony w niezliczonej ilości wozów. Daleko z przodu płonął las, trakt był zablokowany. Woźnice klęli, kupcy załamywali ręce a szlachetnie urodzeni wygrażali nie wiadomo komu. Wyglądało na to, że dalej nie pojadą. W każdym bądź razie, nie tą drogą.

Na krzyki i podniesione głosy dobiegające spomiędzy wozów nie zareagował, do momentu, w którym właścicielka owego podniesionego głosu, młoda blondynka w bogatej sukni, nie skierowała się w stronę ich wozu. Podjechał w jej stronę, przegradzając drogę. Nie chciał, aby ktokolwiek inny pierwszy zabrał głos.
- Jestem Amadeus Kritzle - powiedział głośno z grzbietu konia do szlachcianki, kłaniając się i kładąc rękę na głowni miecza. - Najemnik w służbie hrabiego Emiliana Tobasco i jego czcigodnej siostry Manuelli. Wychodzi na to, że droga wypadnie nam razem... Mniemam, Pani, że nie podróżujesz sama, gdzież więc znajdują się Twoi słudzy? Bądź łaskawa ich pospieszyć, gdyż my również jesteśmy w pośpiechu.
 
xeper jest offline  
Stary 08-04-2011, 10:01   #15
 
Witch Elf's Avatar
 
Reputacja: 1 Witch Elf wkrótce będzie znanyWitch Elf wkrótce będzie znanyWitch Elf wkrótce będzie znanyWitch Elf wkrótce będzie znanyWitch Elf wkrótce będzie znanyWitch Elf wkrótce będzie znanyWitch Elf wkrótce będzie znanyWitch Elf wkrótce będzie znanyWitch Elf wkrótce będzie znanyWitch Elf wkrótce będzie znanyWitch Elf wkrótce będzie znany
Druid był stuknięty. Przynajmniej takie odnosiła wrażenie. Być może nie powinno to nikogo dziwić. W końcu spędzał większość czasu w dzikich ostępach niż cywilizacji co nie zmieniało faktu, że chyba rozminął się z powołaniem. Płomienna mowa z wypełnionego słomą wozu była zdecydowanie dopełnieniem swojskiego folkloru. Choć dla niej gadał zupełnie jak kapłański pomyleniec, pospólstwo zdawało się to doceniać. Przynajmniej do momentu, gdy co bardziej oporni nie ruszyli w jego stronę. A wtedy wyłonił się Magnus. Chociaż nie, wyłonienie się wskazywałoby na możliwość nie dostrzeżenia jego rosłej postury. W każdym razie wyrósł nagle jak drzewo i zagrzmiał jak widać przekonywująco. W zasadzie, to poczuła jego głos na karku, po którym przeszedł przyjemny dreszcz. Uśmiechnęła się nieznacznie wyrzucając ogryzek za siebie. Zapytanie skwitowała jak zazwyczaj – wzruszeniem ramion, choć nie miała wcale najmniejszej ochoty zostawać.


Droga zdecydowanie jej doskwierała. Paskudny upał, wzmożony ruch na traktach, duszne powietrze i telepiący się środek transportu. Zazdrościła Szaremu Magowi jazdy wierzchem. Przynajmniej czuł powiew wiatru podczas jazdy. Długo wpatrywała się w pergamin od „przyjaciela T.S”. Sigmar przemówił, otrzymaliśmy znaki… Mieli do czynienia z szaleńcami. To pewne, a jedyne znaki, na które ta podejrzana banda mogła liczyć to te po osmaleniu magicznym pociskiem. Oddała kartkę spoglądając ponuro przed siebie.

Gdy okazało się, że nie mogą jechać dalej wyglądała na zupełnie obrażoną. Nie musiała wyrzec słowa, mina zdawała się wystarczająco ekspresyjna. „ A nie mówiłam? Trzeba było wybrać barkę”. Do tego ciche zawodzenie Druida budziło w niej mordercze pragnienia.
Wychyliła głowę spoglądając na zamieszanie na drodze. Piskliwy głosik szlachetnej białogłowy wprawił ją w nieprzyjemne osłupienie. Zacisnęła na chwilę powieki, bo ton świdrował jej umysł. Gdy ponownie otworzyła czarne jak węgiel oczy spojrzała na damulkę uważnie. Znała to nazwisko. Siostry i matka w czasie namiętnego plotkowania nie oszczędziły i tej rodziny. Odetchnęła ciężko widząc już oczyma wyobraźni jak kobieta usadawia się naprzeciw i otwiera usta by nie zamknąć ich prędko. „ Dobrze, że nie ma małego puszystego pieska na ramieniu…”. To przesądzało o potrzebie zmiany umiejscowienia. Zeskoczyła więc i ruszyła zasiąść na koźle przy powożącym. Nie sądziła, że kiedykolwiek będzie chciała tak szybko znaleźć się w rodzinnym mieście.
 

Ostatnio edytowane przez Witch Elf : 08-04-2011 o 14:19.
Witch Elf jest offline  
Stary 08-04-2011, 13:32   #16
 
Lechu's Avatar
 
Reputacja: 1 Lechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputację
Powóz ruszył. Już przy gwałtownym zrywie wehikułu było czuć jego niski standard - "Podobny do tych, jakimi zawsze jeżdżę" pomyślał z uśmiechem wojownik. Oczywiście, w trakcie jednej jedynej jazdy powozem otrzymanym od kolegiów, zdążył ów polubić. Był o wiele wygodniejszy, większy - nie wspominając o amortyzacji, która zapierała dech w piersi. Oczywiście większość drogi sam będzie powoził więc "Demokratyczną decyzję drużyny odczuje na własnej dupie".

Po krótkim czasie jazdy, Darragh milcząc wyciągnął w jego kierunku jakiś przypalony pergamin, rozsiadając się obok i patrząc na płynące po niebie obłoki. Magnus złapał kartkę i widząc nadjeżdżającą z przeciwka świtę jakiegoś szlachcica, zjechał na bok i zatrzymał powóz. Konie zarżały a on w końcu mógł przeczytać tekst.

- Jak ktoś mówił, nie ujmując tym razem mojej inteligencji... - powiedział wojownik spoglądając na siedzącego obok Darragha - wydaje mi się, że za całym zajściem stoi jakiś Ildefons. Może nawet to imię naszego oberżysty? Akcja była z góry zaplanowana. Wolę nie myśleć jak mogło się to potoczyć... - dodał przecząco kiwając głową. - Ciekawe kim jest ów T.S? Pewnie już niedługo się dowiemy.

Korzystając jeszcze z chwili postoju Magnus zaniósł przypaloną wiadomość do powozu, gdzie siedziała reszta jadących pojazdem towarzyszy. Milcząc przekazał zawiniątko Alvaro i poszedł z powrotem na swoje miejsce.

***

Już w trakcie pierwszego postoju Magnus dał się poznać jako osoba nie lubująca się w marnowaniu czasu. Po podaniu zwierzętom ścinki siennej zabrał się za jedzenie i picie. Zdaje się, że każdy wiedział już czemu muskulatura mężczyzny nie ustępowała ani gramowi tłuszczu. Niedługo po jedzeniu wojownik zabrał się za - odpowiednie dla podróży i braku sprzętu - ćwiczenia. Dziesięć serii po 40 podciągów na gałęzi - a był to zaledwie początek treningu...

***

Każdego dnia Magnus dokarmiał konie i sprawdzał stan ich kopyt. Nie chciał, aby przez przypadek zwierzęta zostały okaleczone. Nie był może najlepszym woźnicą, ale na podróż z taką prędkością jego umiejętności zupełnie wystarczały. Przepuszczanie innych powozów zdawało się ich lekko spowalniać, ale wojownik nie zwracał na to uwagi. "A ja byłem przeciw wymianie tamtego powozu" myślał za każdym razem będąc zmuszany do ustępstwa, ale tak naprawdę wiedział, że decyzja podjęta przez drużynę była słuszna. Starał się nie myśleć o zbliżających się przeszkodach i cieszyć się podróżą...


Jednak radość weterana była skazana na przedwczesną śmierć. Po paru dobrych godzinach jazdy podróżnicy natrafili na zator złożony z parunastu pojazdów i co najmniej parudziesięciu ludzi. Widząc z oddali unoszący się nad połaciem lasu dym, człowiek mógł się domyślić co było powodem blokady traktu.

- Witam. Można dokładniej wiedzieć co się dzieje? - powiedział po odejściu od powozu wojownik do jednego z uspokajających gawiedź strażników.

- Witam. Las płonie. Zapowiadało się na to od paru dni. Mimo wzmożonej aktywności naszych służb nie mogliśmy przewidzieć, że ta część zacznie się palić... - odpowiedział zmarnowany strażnik.

- Wiem. Dobrze wykonujecie swoją pracę. Oby tak ludzie jeszcze chcieli słuchać waszych zaleceń... - powiedział na pocieszenie Magnus po czym się oddalił.

Na kłótnie jednej z arystokratek wojownik nie zwróciłby większej uwagi, a raczej nie zrobił tego póki nie podeszła do ich powozu. Po jej krótkiej zapowiedzi i szybkiej reakcji Gundulfa, zdecydował się zająć głos:

- Może Pani pojechać z nami. Jednakże nie przewiduję wygód jakich ma Pani w zwyczaju doświadczać. - powiedział wskazując ręką na ich całkiem zwyczajny pojazd. - Zdaje się, że mamy trochę miejsca w środku. Jak reszcie to nie przeszkadza, jestem gotów się zgodzić na wspólną podróż. Ale mam jeden warunek: żadnych kłótni. Moje nerwy nie należą do najsilniejszych. - dodał z zupełnie normalną miną a jego wzrok zdawał się mówić "Nie chciałabyś mnie zdenerwować".
 
Lechu jest offline  
Stary 17-04-2011, 00:08   #17
 
Tadeus's Avatar
 
Reputacja: 1 Tadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputację
Obie podjęte na trakcie decyzje w ostatecznym rozrachunku okazały się słuszne i nad wyraz korzystne. Ci, którzy z jakichś powodów nadal wątpili w zalety wybrania objazdu, zostali ostatecznie przekonani, gdy niewiele później w płonące połacie lasu uderzył suchy wiatr, rozniecając pożary do monumentalnych wręcz rozmiarów. Ściana dymu i rozżarzonego popiołu opadła na całą okolicę niczym duszący całun, przeganiając ostatnich z czekających nadal na przejazd optymistów.

Co do przyjęcia do kompanii młodocianej szlachcianki... cóż... zalety tego rozwiązania były subtelne, ale niewątpliwie wielorakie i nie zamykały się w okowach jednej dziedziny.

Od tych tyczących się sprawnej podróży.
- Z DROGI PARCHATE CHAMY!!!

Przez te profitujące wartościową wiedzą z dalekich stron.
- Bo w Bretonii to ponoć głównie z kozami...

Aż po ostrożną i pełną wyczucia integracje drużyny.
- Co? Znaczy jak nie mówi? W ogóle?! A to ci dopiero ciekawostka! Toż to niemal jak moja kuzynka, lady Goethewitz! Bidulce tak się zrobiło, jak ją nasz gajowy parę lat temu znienacka naszedł i srogo golizną postraszył!

Kontakt z elokwentną dziedziczką rodowej fortuny, mimo niewątpliwego uroku, w końcu co poniektórym zaczął ciążyć, toteż zaczęto szukać sposobu by sielankową podróż skutecznie przyspieszyć. Dobra motywacja nie pozostała bez efektu i drużynowy druid już wkrótce uzyskał potrzebne odpowiedzi. I to nie od byle kogo, bo od rosnącej na skraju miejsca postoju brzozy. Ta, mimo dość gorączkowego nastroju wywołanego upałami chętnie podzieliła się wiedzą o starym trakcie, biegnącym przez wzgórza, prosto do Ubersreik, poza obszarami objętymi pożarami. W zamian żądała tylko względnie przyzwoitej ilości wody, na co poczciwemu czarodziejowi nie wypadało się nie zgodzić.

Tym razem o dziwo wyszło tak, że dobre nowiny zechciały się skumulować i poza krótszą drogą od bogów obdarowani zostali też łaską w postaci senności zesłanej na ich nową pasażerkę. Ta, wreszcie zamilkła przenosząc się na parę cennych chwil do krainy Morra - niestety, póki co tylko tej sennej.

Towarzyszący im Niebiański Czarodziej wykorzystał ten czas, by zanurzyć się w falach Azyru. Wyszedł na kozioł, pozwalając by wiatr przeznaczenia omył jego duszę. Jego oczy delikatnie zaszły błękitną mgiełką, a usta zaczęły poruszać się w rytm szeptanych proroctw i zaklęć. Nagle jego ciało przeszył potężny dreszcz, niemal zrzucając go z powozu. W ostatnim momencie uchwycił go siedzący obok Magnus. Oczy maga nabierały coraz intensywniejszego odcieniu, a ciche słowa przyspieszały, jakby wypluwane w rytm coraz szybszych skurczy wstrząsających opalonym ciałem południowca. W końcu przemówił, pełnymi bólu, urywanymi słowami.
- Jest tu ktoś jeszcze... Jeszcze ktoś podąża naszym przeznaczeniem! Czuję go tutaj... w falach Błękitnego... on też szuka... o n-nie... nniiiee błagam! On mnie widzi! Patrzy na mnie... te oczy!!!
Ciskające się w agonii ciało maga prawie odwróciło ich uwagę od niepokojących zdarzeń zachodzących wokół nich. Prawie.

Wiatry Magii zapulsowały boleśnie, jakby uderzone potęgą obcej, złowrogiej świadomości. Zatrzymały swój pływ, kurcząc się i pęczniejąc, wirując w bezsilnym panicznym szale, niczym uwięzione, przerażone zwierzęta. Coś potężnego się zbliżało, przywołane poszukiwaniami ich towarzysza i nawet świat fizyczny nie pozostał na to obojętny. Omył ich duszny, śmierdzący zgnilizną wiatr. A potem natura zaczęła umierać.


Po zaledwie paru chwilach drzewa wysuszyły się i skręciły w jałowe pnie, a listowie zrzucone z koron zaczęło gnić na ziemi. Wiatry Magii, gwałcone obcą potęga zawyły w agonii, przeradzając się w śmierdzące, pulsujące bajora czystej Dhar. Alvaro złapał się za głowę, rycząc jak konające zwierzę.
- On przybywa! Idzie tu z Bogenhafen!!!
Nagle kumulujący się wokół nich splugawiony Wiatr zawirował i nim ktokolwiek zdołał zareagować uderzył w Wieszcza, zagłębiając się z impetem w jego targanym spazmami ciele. Dźwięki wydobywające się z jego gardła przestały przypominać jakąkolwiek znaną istotę. A krótko po tym czarodziej po prostu eksplodował, przeradzając się w kłębowisko mięśni, zębów i kolców. Jednego z koni rozszarpał na miejscu, niemal przewracając wóz.


Obudzona Gabrielle von Tanswitz widząc, co dzieje się wokół niej, zaniemówiła.
 

Ostatnio edytowane przez Tadeus : 17-04-2011 o 00:25.
Tadeus jest offline  
Stary 18-04-2011, 21:58   #18
 
Lechu's Avatar
 
Reputacja: 1 Lechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputację
Jazda z panną von Tanswitz, o dziwo, bardzo bawiła Magnusa. Sprawy, którymi ona się przejmowała nie były dla niego nawet zalążkiem problemu. Nie lubił rozpieszczonych niewiast co było zauważalne przy każdym jej odzewie na nadjeżdżający z naprzeciw powóz. Jedynym, co było w tym dobre, była niezaprzeczalna szybkość przejazdu.

Słuchając czasem zabawnych powiedzonek arystokratki z środka powozu, wojownik starał się cieszyć jazdą. Płomienie pożerające las zostały daleko za nimi. Zapach był tu zdecydowanie lepszy, aczkolwiek większość zwierząt już stąd pewnikiem uciekła.

***

Pierwszy postój. Jadaczka szlachetki jakoś nie chciała się zamknąć. "Szkoda, że nie ma tu żadnego z Pogromców czy krasnoluda - oni by wiedzieli jak temu zaradzić". Jako, że Magnus nie chciał zostać okrzyknięty gburem odszedł na bok, gdzie zjadł i chwilę poćwiczył. "Niech czarodzieje wiedzą, że nie tylko oni włożyli ogrom pracy w to kim są" myślał wykonując kolejne ćwiczenia.

***

Szlachcianka zasnęła. Wreszcie zmógł ją sen - "Co nie było niczym dziwnym po tak pracowitym dniu" pomyślał z uśmiechem woj. Z informacji otrzymanych od Darragha wynikało, że wybór objazdu był słuszny. Skoro czekała ich krótsza droga może przyśpieszy się też odprawa młodej szlachetki.

Widząc Alvaro tak spokojnie siedzącego obok Magnus nie podejrzewał zbliżających się wydarzeń. Wszystko zaczęło się, gdy nagle mag wpadł z drgawki niemal zrzucające go z powozu. Wojownik w ostatniej chwili zdążył go pochwycić, ale jego stan wydawał się być niezmienny. Drgawki połączyły się z dziwną przepowiednią sprawiającą czarodziejowi okropny ból. "To chyba nie jest normalne?" pomyślał trzymając dalej szamoczącego się weteran.

Z słów maga wynikało, że ktoś podąża ich tropem. Zapewne to autor wiadomości znalezionej przez druida w okolicy stosu. Magnus czuł się bezsilny. Nie wiedział jak pomóc magowi, a tym bardziej jak pozbyć się szukającego ich mężczyzny.

Gdy przyroda wokół zaczęła marnieć, umierać i gnić każdy już wiedział, że to nie są przelewki. Okropny smród jedynie potęgował efekt bezsilności... "Idzie z Bogenhafen? Nigdy nie lubiłem tej parszywej mieściny" pomyślał Tileańczyk. Później Alvaro tylko wydawał z siebie niezrozumiały bełkot. Ich podróż dopiero się zaczynała a tu już takie problemy. Ręce wojownika puściły maga na chwilę przed tym jak ten zamienił się w okropnego potwora, który w trymiga rozszarpał rosłego konia. Szarpnięty wóz przechylił się po czym z siłą uderzył o ziemię. Potwór zdawał się być całkowicie pozbawiony kontroli. Jego macki i zęby były cholernie ostre...

Szamoczący się koń musiał trochę upuścić swej panice więc Magnus pozwolił mu kawałek odciągnąć powóz. Sam zdecydował się cofnąć do bestii...

Był wojownikiem. Nie przejmował się zbytnio kim był przeciwnik. Bardziej interesowało go jaki miał kolor flaków. Gabrielle von Tanswitz mrugnęła z niedowierzaniem powiekami widząc, że zarówno topór, jak i mała, metalowa, wyposażona w liczne guzy tarcza błyskawicznie pojawiły się w dłoniach łaknącego krwi weterana. Każdy kto kiedykolwiek walczył z chaosem doskonale by zrozumiał dlaczego to robi - a ten kto wojował u jego boku mógłby nawet pomyśleć, że ma on szansę zwyciężyć siły nieprzyjaciela. Stanął naprzeciw potwora. Nienawidził czuć się bezsilnym - zupełnie jak w chwili, gdy w okropnych mękach umierał Alvaro. Teraz musiał się na kimś wyżyć. "Puttana". Odgradzając wehikuł od przeciwnika ruszył do ataku...
 
Lechu jest offline  
Stary 19-04-2011, 12:12   #19
 
Witch Elf's Avatar
 
Reputacja: 1 Witch Elf wkrótce będzie znanyWitch Elf wkrótce będzie znanyWitch Elf wkrótce będzie znanyWitch Elf wkrótce będzie znanyWitch Elf wkrótce będzie znanyWitch Elf wkrótce będzie znanyWitch Elf wkrótce będzie znanyWitch Elf wkrótce będzie znanyWitch Elf wkrótce będzie znanyWitch Elf wkrótce będzie znanyWitch Elf wkrótce będzie znany
Przez większą część podróży musiała ustępować z kozła. Zdawało się, że naraz wszyscy zapragnęli bliskiego towarzystwa Magnusa. Zdążyła go polubić, bo podczas krótkiej jazdy obok siebie nie odezwał się ani słowa co czyniło go najbardziej atrakcyjnym kompanem.
Powrót do powozu był męczarnią. Cierpliwie znosiła przeganianie pospólstwa – chamy w istocie bywały parchate, i opowieści o egzotycznych krajach (Bretonia). Siedziała z brodą przytkniętą do klatki piersiowej dając wrażenie jakby wiecznie spała. Kaptur skrywał grymas zniechęcenia, gdy nagle …

-Co? Znaczy jak nie mówi? W ogóle?! A to ci dopiero ciekawostka! (…)
Nie wytrzymała. Łańcuch nieprzyjaznych słów w znakomitej większości niecenzuralnych wdarł się w jej myśli z siłą godną lepszej sprawy. Wyobraziła sobie jak zatyka jej gębę pierwszą podręczną rzeczą by później uderzyć czymś ciężkim i unieszkodliwić na jak najdłuższy czas. Potoki, nie, oceany słów doprowadzały ją do szału. W zasadzie to miała ochotę na więcej. Oczami bujnej wyobraźni widziała kruki zbierające się nad marną blondwłosą padliną.
Uniosła głowę i uśmiechnęła się do Gabrielle tak jak to robią zwykle urocze dziewczyny w jej wieku. Pozwoliła sobie nawet na wesołe zmrużenie oczu. Gdy nadszedł czas snu upewniła się, że kobieta zanudza na śmierć samego Morra i zaczęła działać. Wyjęła z torby proszkowane zioła odmawiając w myślach krótką formułę i roztarła suszki w dłoniach nad jej włosami. Szczerze nie przejmowała się czy ktokolwiek to zobaczy. Miała wrażenie, że towarzysze byli nawet skłonni to zrozumieć a nawet poprzeć.

Siedziała w powozie z przymkniętymi oczami. Skoro nie mogła zaszyć jej ust napawała się małą słodką zemstą. Na drobnych ustach gościł uśmieszek. Gabrielle z twarzą pokrytą drobnymi krostkami wydawała się znacznie przyjemniejsza. Nawet jej cierpiąca teraz katusze wrażliwość estetyczna na punkcie własnej osoby, wydawała się zupełnie do zniesienia. Choć wieczorem klątwa minie była w stanie zrekompensować Telimenie widok czarnych ptaków krążących nad zewłokiem.

***

Wydarzenia kolejnego dnia podróży upewniły ją, że w powozie przebywa nie jeden świr. Oszalały Alvaro plótł trzy po trzy, przynajmniej dopóki nie rozerwało go na strzępy. Znalazła się z nim w kontakcie na jaki nie miała ochoty. Posiadanie czyichś wnętrzności i krwi na płaszczu było w jej przekonaniu nazbyt intymne. Kiedy zobaczyła tworzący się na zewnątrz Pomiot, z trudem powstrzymała odruchy wymiotne. Zeskoczyła z wozu gdy po krótkiej chwili odrętwienia uzmysłowiła sobie, że Magnus ruszył na stwora. Gabrielle zamilkła z przestrachu i Telimena miała nadzieje, że już jej tak zostanie.
Pomiot z bliższej odległości był jeszcze bardziej ohydny. Powstrzymała drżenie dłoni skupiając się na magii. Gdyby czar nie wyszedł zawsze mogą mu oddać szlachciankę na pożarcie, zyskując odrobinę czasu…
Purpurowe smugi z wolna spowijały jej postać. Starała się opanować ogromny niepokój, który chciał przemienić się w jej duszy w czysty strach. Inkantacja Wyssania Życia miała się ku końcowi…
 
Witch Elf jest offline  
Stary 20-04-2011, 17:01   #20
 
xeper's Avatar
 
Reputacja: 1 xeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputację
Dzięki obecności szlachcianki, podróż w kierunku Bogenhafen przebiegała nad wyraz sprawnie. Zawdzięczali to sile głosu Gabrielle von Tanswitz i umiejętnościom przekonywania innych do ustąpienia z drogi. Gundulf był pewien, że gdyby nie ona, to odcinek traktu od płonącego lasu do miasta pokonaliby w czasie dłuższym o co najmniej kilka dni. Na szczęście nie musiał znosić jej obecności, komfort ciszy i spokoju zapewniał mu koński grzbiet.. Tylko co pewien czas, gdy podjeżdżał do powozu, słyszał jej opowieści o odległych krainach, obyczajach i przypadkach chorób w jej bliższej i dalszej rodzinie.

- Pozwól Pani, że podzielę się i ja swoją wiedzą - powiedział, starając się brzmieć jak najbardziej poważnie. - O owej Bretonii i ja słyszałem, ale nieco inne opowieści. Swymi słowy sugerujesz, że to mężczyźni chorą namiętność do kóz wykazują, a ja słyszałem o przypadku, gdy panny z dobrego, herbowego rodu wyuzdanym przyjemnością oddawały się nie z czym innym, jak kozłem rogatym. Widocznie owe zapędy płciowe, jednakowe są zarówno u kobiet jak i niewiast w owym kraju... A swoją drogą, czyż nie dziwić powinna liczba zmutowanych osobników, zwanych zwierzoludźmi Chaosu, które to przy ludzkich ciałach łby rogate wykształcają? Może i w naszym Imperium jakieś wyuzdane praktyki się uprawia...

- Jeśli już o chorobach i przypadłościach ludzkich mowa, to i ja znam pewien przypadek - odezwał się jakiś czas potem, gdy szlachcianka perorowała o cielesnych niedogodnościach swojej kuzynki. - Otóż niejaki Wolfgang Burtz miał w zwyczaju obnażać swoje przyrodzenie w obecności niewiast cnotliwych, uważając że owo posiada niebotyczne rozmiary. Przyrównywał je co najmniej do sporych rozmiarów kiełbasy. Jakież było jego zdziwienie gdy pewnego wieczoru, gdy rozchylił poły kubraka przed zdążającą do domu mieszczką, ona to samo uczyniła. A kutasa miała jeszcze większego niźli on. Biedny Wolfgang trafił na podobnego sobie, ale w jeszcze gorszym gatunku, gdyż przebranego za kobietę. Ten zbereźnik okazał się, nie dość, że posiadaczem większego przyrodzenia, to i bogowie siły mu nie poskąpili, więc trudności w przytrzymaniu przez chwilkę Wolfganga nie miał. A ten po wszystkim, z obolałą dupą, oszalał i do przytułku czcigodnych sióstr Shallyi w Kriegenfurcie trafił....

Sielankę podróży zakłócił Alvaro da Luna, który od samego początku się Gundulfowi nie podobał. Ulgu zawirował, okręcił się dzikimi spiralami wokół pni drzew porastających skraj drogi. Wystrzelił ku górze w pokręconych kolumnach mgły, a potem opadł, skupiając się w nieprzeniknioną chmurę wokół Niebiańskiego Czarodzieja. Gundulf wiedział, że zaraz coś się wydarzy, ale to co się stało całkowicie go zaskoczyło. Kolory rozmyły się w jakąś nieokreśloną, cuchnącą papkę, która mogła być tylko jednym - czystym, wypaczonym Dhar. Wszystko wokół odpowiedziało na magię. Drzewa umarły, powietrze zaczęło przeraźliwie cuchnąć, a niebo zasnuło się nagle chmurami. Cała natura wokół miejsca gdzie się znajdowali została wypaczona. Ale najbardziej wypaczony został czarodziej, który mimowolnie to wszystko spowodował. Wrzeszczący Alvaro został rozerwany na strzępy, a z wraku jego ciała wypełzła zmutowana potworność, wijąca się i pulsująca w bezrytmicznym tańcu, wystrzelająca na wszystkie strony ogromem paszcz i macek.

Gundulf wrył konia kopytami w ziemię, zatrzymując się kilka metrów od szalejącego na koźle potwora. Wiedźmi wzrok niemal przesłaniał mu prawdziwą rzeczywistość, ale zmutowana bestia była aż nadto widoczna.
- No żesz kurwa mać - zaklął zupełnie jak zwyczajny najemnik, a nie mag. - Zaraz dostaniesz prezencik, skurwielu...
Wyszarpnął z kabury kuszę i wprawnym ruchem nałożył bełt. Podniósł niewielką broń do góry, wycelował i posłał krótki, stalowy bełt wprost w potwora. W nic konkretnego nie celował, mutant i tak pewnie nie miał żadnych żywotnych organów na swoim miejscu, o głowie nie wspominając.
 
xeper jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 03:25.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172