Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 02-04-2011, 18:25   #532
Zapatashura
 
Zapatashura's Avatar
 
Reputacja: 1 Zapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputację
do Francesci de Riue

lipiec, gdzieś w Rivii

Wampirzyca wiązała ze skarbcem pewne plany, a tu takie rozczarowanie. Doprawdy, elementarna przyzwoitość nakazywałaby, żeby żołnierze trzymali w nim chociaż jedną kupkę złota... no srebra przynajmniej. A tu nie- kolekcja kufrów, mchu i porastającego tu i ówdzie ściany grzyba. Lecz pułkownik, tak jak sobie tego życzyła wampirzyca przyprowadził ją na miejsce, a teraz stał przy niej jakby trochę zawstydzony tym, że nie może jej właściwie zaimponować.
No i tym samym skończyła się krótka wycieczka krajoznawcza. Nie było po co pozostawać dłużej w lochach, jak... jak wampir w swojej krypcie, rodem z ludzkich bajań. Jakże zabawne było to w jaki sposób ludzie oswajali to, czego nie rozumieli. Z wampirów, istot pokoniunkcyjnych, zrobili w swojej wyobraźni nieumarłe monstra, lęgnące się w cmentarnych kryptach i łaknące krwi. I już- jako istoty z bajek wampiry stawały się mniej straszne.

Aż do chwili, jak się jakiś pojawiał w okolicy. Z drugiej strony, wtedy i tak ich nie zauważano. Ludzie widzieli tylko to, co chcieli zobaczyć. A już szczególnie wtedy, gdy im się pomogło odpowiednim urokiem.

W drodze do wyjścia, strażnik pilnujący 'skarbca' wciąż się uśmiechał, mając pełną świadomość, że do jego roboty równie dobrze można by wykorzystać krzesło. Stał tam, żeby stać- nie było czego kraść.
-Mam nadzieję, że się panienka za bardzo nie rozczarowała?- zagadał z nudów.- Rivijskie skarbce maja to do siebie, że trzymają głównie powietrze.- Żart byłby zapewne śmieszniejszy, gdyby nie był aż tak prawdziwy.

Krótkie schodki później Francesca i Angus byli z powrotem w stołpie. Lisek doszła do wniosku, że jeżeli w twierdzy znajduje się cokolwiek wartego kradzieży, to tylko u wyższych oficerów, w prywatnych kwaterach. No kto jak kto, ale kapitanowie musieli dostawać przyzwoity żołd. Przecież musieli trzymać w ryzach tych wszystkich żołnierzy, którzy dostawali go za mało, a to niełatwa robota.
Na placu najwyraźniej rozpoczęto jakieś większe ćwiczenia, gdyż ogólny hałas dobiegający z zewnątrz wzrósł. Co to jednak de Riue obchodziło?
Niestety zaraz okazało się, że bardzo.

Kiedy bowiem wyszła ze stołpu na świeże powietrze, powitał ją widok sześciu żołnierzy w towarzystwie dwóch, wyraźnie wysoko postawionych mężczyzn. Kapitana Nikodema, w tym jego czarnym napierśniku już znała. Drugi wyglądał zaś jak zaprawiony w burdach zakapior. Blizna pod lewym okiem, kwadratowa szczęka na której kowale mogliby miecze wykuwać. I beznamiętny, zimny wzrok.


-Podpułkowniku, spocznij- rozkazał nieznajomy, choć nie wiadomo do kogo bo nikt na to nie zareagował.
-Powiedziałem spocznij- powtórzył podniesionym głosem do... Shewingtona? Tak, wyraźnie to do niego skierowany został rozkaz. Ale przecież Angus był pułkownikiem, a nie podpułkownikiem.- I odstąpcie od tej kobiety.
-Nie – odpowiedział spokojnym tonem zauroczony przez wampirzycę mężczyzna, co nie spotkało się u nieznajomego z radosną reakcją.
-Co powiedzieliście Bardach?- kwadrato-szczęki jakby się przesłyszał.
-Podpułkowniku Bardach, proszę być rozsądnym i wykonać rozkaz- uprzejmie próbował przemówić Nikodem, chociaż do objętego szarmem mężczyzny mógł gadać jak do ściany. Ale to był akurat w tym szczegół. Gorsze było to, że Francesca najwyraźniej została oszukana. A to przecież ona oszukiwała, a nie była takich wymysłów ofiarą.
 
Zapatashura jest offline