Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 03-04-2011, 01:04   #117
echidna
 
echidna's Avatar
 
Reputacja: 1 echidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemu
Z początku ten dzień wydawał się być podobny do tysiąca innych, jakie spędziła w domostwie Noituus. A jednak gdzieś na granicy świadomości, tuż pod skórą Erlene czuła, że to będzie dzień zupełnie inny od wszystkich poprzednich. Już sam fakt obecności Utlandsk w tym miejscu był niecodzienny, ale Erlene miała pewność, że to nie wszystko i jak się wieczorem okazało, nie myliła się.

Wieczór zbliżał się wielkimi krokami i dziewczyna musiała zadbać, by wszystko było jak należy. Sądziła, że po raz kolejny jej rola w obrzędzie ograniczy się do zadbania o to, by mieszanka ziół była odpowiednio sporządzona i, by wiedźma nie musiała ich szukać, gdy będą potrzebne. Gdy wszystko było już sprawdzone, rudowłosa dziewczyna była pewna, że na tym kończy się jej zadanie. A jednak Wiedźma zadecydowała inaczej. Tym razem to właśnie ona, Erlene, miała rozmawiać z duchami. Tak, to był niezwykły dzień, JEJ dzień.

Pierwszą reakcją na słowa Starej było niedowierzanie. Zaraz potem pojawiła się obawa, czy sobie poradzi. Czy wszystko zrobi tak, jak należy? A co jeśli się pomyli, jeśli coś zepsuje? A co, jeśli przez nią ceremonia się nie uda? A co, jeśli po fakcie Noituus dojdzie do wniosku, że ona się do tego nie nadaje? Ta ostatnia myśl spowodowała, że w sercu dziewczyny zakiełkowało ziarenko dumy i pewności siebie. Przecież oglądała to dziesiątki razy, dokładnie przeanalizowała każdy gest, każde słowo wiedźmy. Znała na pamięć wszystkie potrzebne formułki, potrafiła o każdej porze dnia i nocy zaintonować odpowiednią pieśń, wiedziała w którym momencie i jakie zioła powinna wrzucić w ogień, by uzyskać dym, który pozwoli jej się wprowadzić w trans. Zamierzała teraz udowodnić wiedźmie, że była pilną uczennicą, że wszystkiego się nauczyła.

Erlene jako pierwsza weszła do jaskini. Musiała się przygotować, porozkładać swoje rzeczy, wyciszyć umysł. Została jej jeszcze chwila czasu, zanim zjawią się pozostali. Podeszła do jeziora, by odetchnąć głęboko wciągając w płuca dobywające się z niego opary. Wiedziała, że nie ma się czego obawiać, że mgła jest dobra i może jej tylko dopomóc. Widziała to, a jednak nie mogła zapanować nad drżeniem rąk, więc – gdy stanęła na brzegu, zacisnęła mocno pięści.

Uścisk rozluźniła chwilę później i dopiero wtedy przejrzała się w tafli wody. Stał tuż za nią, nieomal dotykał jej ciała, bez problemu mógł poczuć zapach jej ciała.

- Bękart królem nie zostanie - wyszeptał jej do ucha, aż ją ciarki przeszły gdy poczuła na szyi jego ciepły oddech. Zaraz potem jego odbicie zniknęło.

Odwróciła się machinalnie chcąc sprawdzić, czy na pewno go nie ma. Zrobiła to w samą porę, by przekonać się, że do jaskini wchodzi Stara prowadząc za sobą Samkhę wraz z trójką mężczyzn. A więc czas było zaczynać.

Za poleceniem wiedźmy stanęli wokół sadzawki. Mgła, spowijająca w swych oparach ich koski, podniosła się, po chwili sięgała już kolan. Starucha dała jej znać, więc Erlene wrzuciła w ogień pierwszą porcję ziół i zaczęła nucić rytualną pieśń.


W powietrze wzbiły się dwie mgliste stróżki, przybierając kształt węży, które wiły się w powietrzu i splatały ze sobą niczym miłosnym uścisku. Po chwili węże rozdzieliły się i otoczyły zgromadzonych, oplatając się kolejno wokół ich szyi i nadgarstków. Wreszcie dwa utkane z dymu gady zwróciły się ku sobie, by ostatecznie zakończyć swój żywot rzuciwszy się sobie do gardeł.

Melodia dalej roznosiła się po jaskini, ale teraz Erlene nie była już pewna, czy to z jej gardła dobywa się ten śpiew, czy może dźwięk tylko odbija się echem w jej głowie. Nie widziała już niczego, mgła przesłaniała wszystko. Była tylko ona zagubiona pośród białych oparów. Wciągnęła do płuc potężny haust powietrza, nieomal krztusząc się słodkawym, świdrującym w nosie i gardle zapachem dymu.

Gdy spośród opadających oparów wyłoniły się, oprócz znanych sylwetek, trzy obce, serce Erlene na chwilę zamarło. Wiedziała, że będą mieli wizje, wiedziała, że mogą ujrzeć różne rzeczy, ale to… to przerosło jej najśmielsze oczekiwania.

Jednego z nich rozpoznała od razu, widziała go w swoim śnie, a gdy padło jego imię, nie mogła powiedzieć, by była zdziwiona. Tożsamości pozostałej dwójki też domyśliła się niemal natychmiast. Gdy wreszcie dodarło do niej, że oto trójka wszechmocnych bogów stoi tuż obok, na wyciągnięcie ręki, miała ochotę rzucić im się do stóp. Jakaś tajemnicza siła zawładnęła jednak jej ciałem tak iż nie mogła wykonać żądnego, nawet najmniejszego gestu. Stała więc i patrzyła jak bogowie wymieniają poglądy i nic, zupełnie nic z tego nie rozumiała.

Róg Odyna, prezent dla króla od najwyższego z bogów. Erlene znała tę historię, wiedziała, że władca dostał go w prezencie podczas jednej ze swych bohaterskich przygód. I że, czego nietrudno się było domyślić, był to ulubiony róg monarchy. Tylko kto, na bogów, go ukradł? Kim trzeba być, by odważyć się na coś takiego? Z czyjej winy nękani byli przez Hirviö? Na te pytania, i wiele innych, jakie tłukły się po jej głowie, dziewczyna nie znała odpowiedzi. A szkoda, bo z pewnością wiele by to ułatwiło.

***

Znów miała ten sam sen, nie mniej nieprzyjemny jak za pierwszym razem. Cóż miało znaczyć to zdanie, które Loki zdawał się powtarzać z uporem maniaka? Kto był owym bękartem? Syn królowej Mildrith, w imieniu którego matka obecnie sprawowała władzę? Czy miało to oznaczać, że to jednak Alana, starsza córka króla zasiądzie po ojcu na tronie? Tylko dlaczego chłopiec był nazywany „bękartem”? Czyżby faktycznie nie pochodził z prawego łoża? Erlene wolała nawet nie myśleć o tym, co by było, gdyby ktoś rzucił takie podejrzenie. Albo, co gorsza, gdyby się ono w jakiś sposób potwierdziło.

Kwestia tożsamości owego bękarta była nie mniej tajemnicza niż to, dlaczego to właśnie Erlene ma takie sny. Była niemal pewna, że nie jest to tylko wytwór jej wyobraźni. Noituus nie raz powtarzała jej, że sny są odbiciem w krzywym zwierciadle tego, co chcą nam przekazać duchy. No więc poza tym „co” chciały jej przekazać duchy, pozostawało jeszcze pytanie „dlaczego” chcą jej to przekazać? A właściwie „dlaczego właśnie jej”. No bo co ona, na bogów, miała z tym fantem zrobić?

Rozmyślania na ten temat dość szybko wydały się Erlene bezcelowe. Przynajmniej w danym momencie. Musiała wszak przygotować śniadanie i wykonać parę innych ze swych codziennych obowiązków.

Ku swemu szczeremu zaskoczeniu dziewczyna odkryła, że jej praca została już wykonana. Nie miała przy tym wątpliwości co do tego, że to nie Noituus, lecz zaprzężone przez nią do pracy duchy wykonały całą czarną robotę. Śniadanie było gotowe, konie zostały oporządzone i były już właściwie gotowe do drogi. Przytroczone do siodeł miały juki pełne zapasów na drogę, więc na dobrą sprawę brakowało już tylko jeźdźców, a ci – jak na złość – zdawali się wcale nie śpieszyć z opuszczaniem domostwa Noituus.

Erlene wiedziała, że muszą się śpieszyć. Nie było już powodu, dla którego mieliby zakłócać spokój domu staruchy, a ona nie lubiła, gdy ktoś bez potrzeby pałętał się przy jej domostwie.

Gdy wskoczyła na konia, miała mieszane uczucia. Doskonale wiedziała, że nie może tu zostać, że nakaz szybkiego wyjazdu dotyczył także jej, w końcu taka była wola samych bogów. Nie mniej jednak nie spodziewała się tego i – co tu kryć – obawiała się. Spędziła u Wiedźmy trzy lata, dostatecznie dużo czasu, by zżyć się z tym miejscem, by poczuć się tu bezpiecznie. Fakt, nie zjawiła się tu z własnej woli i nie znosiła marudzenia staruchy, ale nigdzie poza tym miejscem nie mogłą się czuć bezpiecznie. Nawet, a może zwłaszcza w swym rodzinnym domu. A teraz tak niespodziewanie miała to miejsce opuścić.

Nie była pewna, czy jest na to gotowa. I nie chodzi tylko o psychiczną gotowość. Po raz pierwszy od bardzo dawna zaczęła wątpić w to, czy poradzi sobie bez Wiedźmy, która co prawda wiecznie sterczała nad nią, ale jednak pomagała jej i uczyła. Gdy Erlene miała jakieś pytanie, Starucha nigdy nie odesłała jej z niczym. Czasem jej odpowiedzi były bardzo pokrętne i trudne do zrozumienia od razu, ale przy dłuższym zastanowieniu, wszystko było już jasne.

A teraz? Teraz Erlene nie będzie miała kogo zapytać. Nie będzie nikogo, kto mógłby rozwiać jej wątpliwości. Będzie zdana wyłącznie na siebie, na to co zdołała zapamiętać z tych trzech lat. A miała teraz wrażenie, że nie jest tego aż tak wiele, jak jeszcze wczoraj jej się zdawało.
 
__________________
W każdej kobiecie drzemie wiedźma, trzeba ją tylko w sobie odkryć.

Ostatnio edytowane przez echidna : 03-04-2011 o 17:19.
echidna jest offline