Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 03-04-2011, 08:50   #118
Kerm
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Lilith & Kerm

Cholerny Loki...
Po raz dziesiąty, a może i piętnasty, ta myśl przemknęła przez głowę Chrisa. Jeśli chciał definitywnie przeciąć więzy porozumienia i przyjaźni, jakie zawiązały się między Krigarką, a Przybyszem, to z pewnością mu się to udało.
Zdawkowe ‘Dzień dobry’ to było wszystko, czym został zaszczycony. Wszelkie słowa o konieczności pospiechu kierowane były w przestrzeń, a nie do niego. Nie mówiąc nawet o tym, że nie został obdarzony nawet spojrzeniem. A gdy robił krok w jej stronę, to Samkha nagle znajdowała sobie zajęcie na drugim końcu kotlinki.
W trakcie jazdy także nie zaszły pod tym względem żadne zmiany. Wręcz przeciwnie. O ile Rosińskiemu udało się nawet przez chwilę pogadać z Samkhą i wywołać na jej twarzy wyraz zgoła odmienny od przybieranej w obecności Chrisa maski wystudiowanej obojętności, o tyle Kanadyjczykowi nie poświęcała uwagi większej, niż jednemu z mijanych po drodze setek drzew.

Cholerny Loki...
Oczywiście skoro mieli razem szukać Rogu Odyna, to nie mogła go unikać bez przerwy, ale... Nie dość, że sytuacja była niezbyt miła, to jeszcze takie zachowanie mogło się utrwalić. Kto mógł widzieć, co może sobie wymyślić kobieta. Chyba... nie... z pewnością nie powinien zostawiać jej zbyt wiele czasu na wymyślanie problemów i zainterweniować, zanim w ślicznej główce zrodzi się kilka teorii spiskowych. Nawet jeśli w języku Krigar takie słowa nie istniały.

Im szybciej tym lepiej...
W dodatku akurat teraz nadarzała się odpowiednia ku temu okazja. Erlene i Jan byli kawałek z przodu, zbyt daleko, by cokolwiek słyszeć, zaś Samkha, zajęta ‘woźnicowaniem’, w żaden sposób nie mogła przed nim uciec.
Wóz poruszał się powoli. Nie było żadnych problemów z przywiązaniem Viikariego z tyłu wozu, obok Nuoli, klaczy Samkhy. Podobnie jak z wejściem na wóz.

Gdy usiadł na koźle, obok Samkhy, ta odsunęła się troszkę, wyprostowała się i usiadła sztywno, jakby wyrzeźbiono ją z drewna. Mocniej zacisnęła ręce na wodzach i wbiła wzrok w drogę. Czy przy okazji zacisnęła zęby, tego już Chris nie widział. Mógł się jedynie domyślać...
- Powinniśmy porozmawiać - powiedział.
- O czym? - spytała chłodno po chwili milczenia, w czasie której kiwali się miarowo na koźle we wspólnym rytmie. I wydawało mu się, że to jedyna wspólna rzecz, która ich w tej chwili dotyczyła. Za mało, jak na tak poważną rozmowę, jaką miał zamiar przeprowadzić.
- O tobie. I o mnie - odparł Chris, nie mając zamiaru dać natychmiast za wygraną. Bez względu na to, co sobie Samkha wydumała, mieli o czym porozmawiać.

Wciąż nie mogła przywyknąć do tego, co wydarzyło się w jaskini. Jakże los czasem potrafi być przewrotny. Jeszcze wczoraj, kiedy nie władał zbyt pewnie jej językiem, wydawał się bardziej zrozumiały i bliższy jako człowiek, niż dziś, gdy słyszała i pojmowała każde jego słowo. Stał się nagle bardziej obcy i groźny, niż tego dnia, w którym ujrzała go po raz pierwszy. Czuła się okropnie. Niepewna, zagubiona i upokorzona. Jak zwierzę w potrzasku. Bała się, że będzie musiała wybrać już teraz czy poddać się woli bogów, czy sprzeciwić się, narażając swój lud na ich niełaskę lub nawet zemstę. Wolałaby odsunąć w czasie tę rozmowę, choć wiedziała, że kiedyś tak czy inaczej musiałoby wreszcie do niej dojść. Dobrze, że przynajmniej ma jej cokolwiek do powiedzenia, miast od razu skorzystać z nabytych do niej praw. A może przyszedł jej to właśnie zakomunikować? Nie ręczy za siebie, jeśli zechce ją choćby tknąć! Zabije go! Albo siebie, jeśli miałoby powtórzyć się to, co przeżyła w domu Osulfa. Tylko... Tylko, co potem? Lepiej mieć to już za sobą...

- Czego ode mnie oczekujesz, panie? - zapytała lodowatym tonem, niemal wypluwając z siebie ostatnie słowo.
Chris zacisnął zęby. Poczuł się tak, jakby nagle dostał w twarz. Sytuacja, jak mu się przynajmniej zdawało, była o wiele gorsza, niż mógł przypuszczać.
- Od kiedy mówisz do mnie ‘panie’? Wszak wiesz, jak mam na imię. I z pewnością nie brzmi ono ‘pan’.
- Wiem. Chcę też jednak wiedzieć, czego oczekujesz? - powtórzyła nieustępliwie.
Żebyś się przestała zachowywać jak idiotka, brzmiałaby nieparlamentarna odpowiedź, której nie zamierzał udzielać. Przynajmniej na razie.
- Od ciebie? A czego niby miałbym od ciebie oczekiwać?
- Nie wiem. Przecież to ty chciałeś ze mną rozmawiać.
Widać mimo lepszej znajomości języka rozumieli się gorzej, niż poprzednio. Albo też...
- Ach, zatem o to ci chodziło. - Skinął głową. - W takim razie powiedz mi, dlaczego nagle zaczęłaś się zachowywać tak, jakbym się zamienił w... - Porównanie do wilka raczej by nie podziałało. - W jednego z Hirviö? - dokończył.
- Kpisz sobie - prychnęła. Czy naprawdę uważał ją za głupią? - Każdy Hirviö na twoim miejscu byłby martwym Hirviö.
- Może faktycznie porównanie nie było zbyt udane - potwierdził Chris. - Może powinienem wymienić czyjeś imię. Nieważne. I tak wiesz, o co chodzi. Wyjaśnij mi, proszę, cóż takiego zrobiłem, że twój stosunek do mnie tak nagle się zmienił. Podaj jeden gest, jedno słowo skierowane przeciwko tobie.

Gniewne spojrzenie jakim obdarzyła go w pierwszej chwili, umknęło natychmiast gdzieś w bok, kiedy wspomniał o imieniu. Przychodziło jej na myśl tylko jedno. Choć w tym akurat przypadku przyszłość właściciela owego imienia mogłaby się niewiele różnić od wspomnianego wcześniej dzikusa. Pod jednym wszakże względem trudno było odmówić Utlandsk racji. Dotąd ani gestem, ani słowem nie uczynił niczego, co mogłaby uznać za zniewagę lub zuchwałość. Trafił w sedno. Nie potrafiła wskazać niczego takiego. Choć według niej było tylko kwestią czasu, kiedy wreszczie upomniałby się o swoje. Rozzłościło ją to jeszcze bardziej. Była zła na siebie. Tak łatwo dała się schwytać w pułapkę jego słów.
- Naprawdę sądzisz, że nie słyszałam, o czym mówił z tobą Loki?! - wycedziła wreszcie przez zęby, doprowadzona do skrajnej desperacji.

To, w języku bardziej cywilizowanym, określało się mianem nadinterpretacji faktów. Czy znalezienie przyczyny choroby umożliwi jej wyleczenie?
- Przede wszystkim... nie rozmawiałem z nim. To on mówił. Tylko on. I ty mu uwierzyłaś? Dałaś wiarę temu, co powiedział Loki? Loki-Kłamca? Loki-Oszust? A czemu nie zauważyłaś kłamstwa w tym, co mówił? Nie o twej urodzie... - Wolał to dodać na wszelki wypadek. Kobiety bywały nad wyraz uczulone na tym punkcie. - Wszak powiedział, że jesteś wolna. Nawet ja wiem, że tak nie jest. I przez jakiś czas nie będzie.
- Uważasz, że szukam kogoś, kto będzie mi grzać łoże w zimne wieczory? I umilać życie podczas wyprawy?
Sądząc z tego, jak na niego patrzyła, takie właśnie zdanie miała. I pewnie uznała siebie za ofiarę gwałtu w najbliższej przyszłości. To już drugi raz w ciągu ostatnich kilku dni. Niezłą opinię sobie wyrobił.

- To prawda - odparła.
Chris przez chwilę zastanawiał się nad tym, co miała na myśli i miał nadzieję, że stwierdzenie to nie odnosiło się do jego hipotetycznego poszukiwania kochanki.
Tymczasem nieco stropiona szczerym tonem jego słów Samkha kontynuowała:
- Loki jest mistrzem podstępu, lecz nie każde jego słowo jest kłamstwem...
- Owszem - Chris wpadł jej w słowo. - Powiedział, że jesteś piękna. Trudno zaprzeczyć. Powiedział też, że jesteś wolna. To, jak sama wiesz, jest kłamstwem. Samotna... Trudno mi określić, co rozumiał pod tym pojęciem. Jeśli to, że po śmierci męża nie wzięłaś nikogo do łoża, to z pewnością nie kłamał. - Bez wątpienia nie był to temat, jaki powinien był poruszać, ale słowa już padły. Co prawda nie było w nich nic złego, ale...
Rumieniec, który po tym stwierdzeniu oblał policzki wciąż siedzącej przy nim sztywno dziewczyny nie był dość jednoznaczny, by nie wróżyć jakiegoś kolejnego nieszczęścia.
Spazmatyczne, dość łatwo słyszalne z niewielkiego dystansu, urywane sapnięcie, także.
- Skoro zatem ustaliliśmy już, że darzę cię szacunkiem i nie zamierzam zaciągnąć do łoża przy pierwszej lepszej okazji - Chris zamierzał wyjaśnić wszystko do końca - to może powiesz od razu, co jeszcze leży ci na sercu?

Tym razem to dziewczyna rozejrzała się niespokojnie, upewniając się, iż Jan i Erlene nadal są dostatecznie daleko, by nie dotarła do nich cicha wymiana zdań na wozie. Pierwszy raz od rana spojrzała mu prosto w oczy, nie traktując go jak powietrze, lub dla odmiany - zagrożenie. Jej postawa straciła nawet odrobinę na sztywności.
- Już raz mnie sprzedano. - Głos jej zadrżał, kiedy to mówiła.
Zabrzmiało to... intrygująco. I niepokojąco zarazem.
Czyżby wydano ją za mąż, pod przymusem, w zamian za pozycję czy inne dobra? Chris nie miał pojęcia, jakie zwyczaje panowały w tym społeczeństwie. Może to było coś normalnego, że dziewczę nie miało nic do powiedzenia... A może był to wyjątek. W każdym razie widać było, że Samkha została głęboko zraniona. Nic dziwnego, że się go bała.
- Nigdy bym ci nie zrobił krzywdy - powiedział. W geście pocieszenia dotknął jej dłoni. - I z pewnością nie brałbym żadnej kobiety wbrew jej woli - zapewnił.
 
Kerm jest offline