Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 03-04-2011, 10:25   #119
Lilith
 
Lilith's Avatar
 
Reputacja: 1 Lilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie coś
Kerm & Lilith :)

Spokój i przekonanie z jakim mówił sprawił, że prawie mu uwierzyła. Jednak mimo woli wzdrygnęła się na jego dotyk. Wciąż miała w pamięci oblicze lubieżnie uśmiechającego się Loki’ego, zachęcającego Chrisa do...
Odsunął dłoń.
- Czasem - powiedział po sekundzie - rodzice są przekonani, że wiedzą, co jest dobre dla ich dzieci.
- Mam tylko ojca - westchnęła. - Moja matka umarła, gdy byłam małym dzieckiem. Nawet nie pamiętam jej twarzy.
- Moich rodziców też rzadko widywałem. Dużo wędrowali. Ale miałem ich oboje. Ojciec cię rozpuszczał? - spytał. - Kochana córeczka tatusia? Pozwalał na wszystko - wytłumaczył, bowiem określenie typowe dla jego czasów tu mogłoby zostać niezrozumiane. - Czy też pilnowano cię na każdym kroku?
- Ojciec radził sobie jak umiał. A wcale nie miał łatwo. Mam jeszcze dwóch braci. - Chris skinął głową na znak, że pamięta. - Nie robił większej różnicy między mną i nimi.
- Nie wychował cię na dworską panienkę, tylko na wojowniczkę - podsumował Chris. - Co... - Zamilkł na chwilkę. - Co bynajmniej ci nie zaszkodziło. Figura, sposób poruszania się. Różnisz się od tych panien, które bawiły się na dworze królowej.
- To prawda. Więcej czasu spędziłam w lasach, na polowaniu i na okładaniu się drewnianymi mieczami z braćmi i chłopcami z grodu, niż ślęcząc przy kądzieli i domowym palenisku. Gdyby nie nasza stara piastunka, nie wiedziałabym, jak się trzyma igłę i chleb piecze - prychnęła z nieco sztucznym rozbawieniem.
- Nauczyłabyś się. - Chris uśmiechnął się lekko. - Ja też umiem. Co prawda wyhaftowania obrusu bym się nie podjął, ale chleb od biedy bym upiekł. Taki, co się nadaje do zjedzenia - dodał.
- W domu męża musiałam nadrobić braki w wychowaniu.
- Mąż, dom, służba... Byłaś panią domu.
- Ale nie panią siebie - powiedziała z goryczą.

- Między mężem a żoną powinno istnieć porozumienie - powiedział cicho Chris. - Każde musi się poddać pewnym ograniczeniom, dla dobra tej drugiej strony. Tego wymaga i szacunek do drugiej osoby, i zwykła przyzwoitość. Ale gdy się bierze żonę, czy męża, trzeba z czegoś zrezygnować i należy mieć tego świadomość, zanim się zdecyduje na związek.
- Czy Ty Przybyszu masz żonę? - padło niespodziewane pytanie.
- Nie znalazłem w moim świecie takiej, z którą chciałbym związać swe losy - odparł Chris. - I takiej, która chciałaby prowadzić takie życie... Dziś tu, jutro tam. Trudno znaleźć kobietę, której coś takiego by odpowiadało.
- Ja nie miałam szansy wybrać sobie mężczyzny, do którego pociągnęłoby mnie moje serce. Miałam 16 lat, kiedy kazano mi wyjść za Osulfa. Był starszy od mojego ojca. To był najgorszy dzień w moim życiu, ale starałam się być dobrą żoną. Tak, aby nikt i nigdy nie mógł mi zarzucić, że nie wywiązuję się z obowiązków, jakie przyrzekałam spełniać wobec niego w dniu, w którym zabierał mnie do swego domu. Nigdy nie splamiłam honoru swojej rodziny.

Chris obdarzył ją zaciekawionym spojrzeniem. Nie bardzo widział powód, dla którego ojciec musiałby wydać swą córkę za dużo starszego mężczyznę. Koneksje? Herebeohrt nie wyglądał na kogoś, kto potrzebuje popleczników.
- Ale szczęścia w nowym domu nie znalazłaś? Czułaś się jak w klatce?
“Cóż takiego odkrywczego możesz mi powiedzieć, Przybyszu, o życiu pod jednym dachem z małżonkiem, którego nie kochasz, który rozporządza tobą jak własnością?! Z człowiekiem, któremu nie możesz odmówić obcowania z sobą! Kiedy musisz znosić to milcząc, bo nie ma nikogo, komu możesz się poskarżyć.” Opanowała się jednak. Przecież to nie on był temu winny, po cóż więc miałaby go ranić?
- Sądziłam, że przywyknę - powiedziała powstrzymując się od ostrych słów, które rodziły się w jej zbolałej duszy. - Wiele kobiet mówi, że z czasem można nawet pokochać... - słowa uwięzły jej w gardle. - Ja nie potrafiłam. Szanowałam go. Nie był złym człowiekiem. Wszyscy go szanowali i poważali w radzie i boju. Może łatwiej byłoby mi, gdyby nie jego syn. Już go poznaliście...

Chris skinął głową. Wiedział, o kim mówi Samkha.
- Nie lubił cię, czy... wprost przeciwnie? - spytał. Obie opcje były tak samo prawdopodobne. Pasierb i młoda, młodsza od niego macocha.
- Proszę, nie pytaj mnie o to. Nie chcę o tym mówić. - Opuściła głowę, kryjąc twarz za zasłoną włosów.
- Och, przepraszam. Nie powinienem był pytać. Postąpiłem jak prawdziwy głupiec. Powinienem był pomyśleć... - Za to powinien przy pierwszej z brzegu okazji rozwalić czyiś łeb.
Widać część z tych uczuć znalazła swe odbicie na jego twarzy, bowiem Samkha zdziwiona przedłużającą się ciszą, spojrzawszy na niego, prawdopodobnie wyczuła, że coś złego dzieje się sercu wojownika z innego świata.

- Acca nienawidzi mnie, to prawda, ale nie posunie się do jawnej niegodziwości. Jest podły, lecz nie złamie prawa. Czasem myślę, że jest po prostu chory. Że bogowie porazili go szaleństwem.
- Zatruwa ci życie. I zabawia się we wbijanie słownych sztyletów w twoje plecy.
- Wytrzymam. Wkrótce minie mój czas żałoby. Wtedy już nie będzie mógł tak zuchwale poczynać sobie wobec mnie. Jeśli nie... - Przerwała na chwilę, a na jej jasnym czole pojawił się mars zagniewania. - Mam jeszcze ojca i braci. Oni upomną się o moje prawa, jeśli ich poproszę.
- Czy również z powodu Accy powinienem trzymać się z dala od ciebie? - spytał.
Nie miała wątpliwości.
- On czyha na każdy pretekst. Przyjąłby z radością cokolwiek, co mógłby wykorzystać, by zhańbić moje imię i zszargać opinię mojej rodziny. Rozdmucha każdą plotkę i potwarz, jeśli tylko dostrzeże cień szansy na publiczne oskarżenie mnie o wiarołomstwo wobec swego ojca.
- Nie musisz się obawiać. - Z twarzy Chrisa niewiele można było wyczytać. - Z pewnością nie będę ci się narzucać swoim towarzystwem, ani też dokładać nowych zmartwień swoją obecnością.

Zeskoczył z kozła. Gdy znalazł się na ziemi skinął głową Samkhi. Chwilę później siedział w siodle.
Nigdy nie przypuszczałaby, że podobne słowa w jego ustach wywołają w niej tak krańcowo różne odczucia. Przecież właśnie tego chciała. Od wczoraj pragnęła, by z jakiegokolwiek powodu podjął właśnie taką decyzję. A teraz, gdy to się już stało, nie czuła ni ulgi, ni satysfakcji, jedynie smutek i tym większą udrękę.
- Chris... Chris poczekaj.
Czy mieli sobie coś jeszcze do powiedzenia? Chyba nie... Mimo tego Chris uderzył piętami boki Viikariego, by znaleźć się koło Samkhy. Spojrzał pytająco na Krigarkę.
- Tak będzie bezpieczniej także dla was. Musicie na niego uważać. Ty i Jan. Nie daruje wam tego, co mu zrobiliście.

Chris nie zamierzał mówić, co myśli o pasierbie Samkhy i o grożącym z jego strony niebezpieczeństwie. Poza tym podczas wyprawy Acca będzie daleko. Widocznie jednak Samkha patrzyła na to z innego punktu widzenia.
- Postaram się - odparł. - Z Janem też porozmawiam na ten temat. Będziemy uważać.
Trzeba było utrupić drania, gdy była po temu okazja, pomyślał.
- Dziękuję Ci i proszę o wybaczenie. Za to, że obraziłam Cię swoimi podejrzeniami i przypisałam złe zamiary. Mamy działać wspólnie, a żeby to miało sens powinniśmy sobie zaufać. Inaczej nie osiągniemy niczego.
Wspólne działanie... Razem, ale trzymaj się ode mnie z daleka, bo... co ludzie powiedzą.
- Nie mam do ciebie pretensji. Potrafię cię zrozumieć - powiedział.
- Thor mówił, że sprowadzono was tu wbrew waszej woli, że nie chcecie tu być. Obiecuję ci, że zrobię co w mojej mocy, byście mogli wrócić do domu. Wierz mi, że równie mocno zależy mi na odnalezieniu Rogu Odyna. Od tego zależy przyszłość mojego ludu. Mamy więc wspólny cel.
- Wspólne cele zawsze łączą ludzi - stwierdził. - Mam nadzieję, że uda nam się to załatwić dość szybko.
Trzeba będzie postarać się i jak najszybciej wracać do siebie. Przy takim stosunku Samkhy do niego nagle zrobiło się tu mniej ciekawie. Niech diabli porwą baby i ich filozofie życiowe.
- Ponieważ będę się trzymać od ciebie z daleka - dodał - to Acca nie będzie miał powodów, by ci szkodzić.
- Ręka Accy jeszcze długo będzie niesprawna - Samkha z namysłem zmarszczyła brwi. - Sądzę, że to zmusi go do pozostania w grodzie. - Odsunęła włosy za ucho i z nową nadzieją w oczach spojrzała na Chrisa. - Nie będziemy musieli kłopotać się jego obecnością. Potrzebujemy swobody działania - stwierdziła stanowczo. Miała nadzieję, że z pogruchotanym ramieniem, nawet gdyby wyjednał sobie pozwolenie królowej, nie da rady dołączyć do wyprawy we Fjell Ramn. Jeśli mieli wykonać zadanie, to nie potrzebowali zbędnego balastu, ani towarzystwa kogoś, kogo trzeba by niańczyć w drodze.

Jak dobrze było wiedzieć, że nic jej nie grozi ze strony Chrisa. Ponownie zaczęła mu ufać i to napełniało ją nieoczekiwaną radością. Chyba właśnie uwierzyła, że razem im się uda...
 
__________________
"Niebo wisi na włosku. Kto wie czy nie na ostatnim. Kto ma oczy, niech patrzy. Kto ma uszy, niech słucha. Kto ma rozum, niech ucieka" (..?)
Lilith jest offline