Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 03-04-2011, 17:53   #215
Johan Watherman
Moderator
 
Johan Watherman's Avatar
 
Reputacja: 1 Johan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputację
Horyzontalna Dziedzina Białych Kruków

Czy zbliżał się koniec? Koniec tego etapu życia, rozwiązanie lub większe splatanie świat? Jeśli tak, jakaż musiała być to ironia losu , gdy ważyły się ważne sprawy... Colin uciekał myślami coraz to dalej i dalej ku historiom alchemików, plemion, czarowników, narodów i marszów wojsk; Natalya nie rozumiała, nudziła się, jej myśli również kołowały bez celu, a nawet jej avatar nie potrafił zebrać ich ku jednemu celu – wizji. Jeśli do tego dodać obraz zawstydzonych przed sobą członków fundacji jakoby było im wstyd za niedawne głosowanie, prężące się aby pokazać są siłę wilkołaki; Amy która już podjęła decyzje najwyższego aktu woli – ktoś patrząc obok musiał zanosić się ze śmiechu. Śmierć czy mrok? Mrok czy śmierć?
Mistrz Aureliusz chrząknął, spokojny, zimnym jak grad kul, acz w pewien sposób rozmarzonym – nie jak dziecko, jak ktoś patrzący w głąb otaczającej rzeczywistości – począł swą przemowę, czy raczej przygotowanie do niej. Wyprostował się na swym tronie z lekkim bólem, acz sprawnie, ogarnął wzrokiem wilkołaki. I chociaż stary hermetyk ze swym zabawnym wąsikiem, wyprasowaną koszulą czy twarzy na której trwało za mało zmarszczek powagi i siwizny rozsądku, a mimo to czuć było odeń silę przeżytych lat – Diakon po raz pierwszy, na chwilę sprawił, iż wilkołaki, a ponad wszystko Crin, stały się małymi szczeniakami, młodym wilkiem pragnącym władzy, a nie przywódcą, nieokrzesanym barbarzyńcą gotowym splądrować Rzym, lecz lękającym się. Ten moment, ułamki sekund przed zabraniem głosu przez przebudzonego unaoczniły jedną sprawę. Tak naprawdę Mistrz Aureliusz wygrał, uczynił wszystko podług swej myśli i zatryumfował ponad wilkami.

-Podsumowując, razem, ramię w ramię zniszczymy jezioro, jego istotę i byt. Jako utwierdzenie naszego paktu wiąże nasz wzajemna przysięga. Jutrzejszego dnia, o dziewiątej spotkamy się przy głazie, tym samym pod której prowadziliście mnie na obrady. Jak rozumiem, na miejscu zorganizowanie przejścia, do – tutaj mistrz zmieniło drobinę terminologię tworząc dziwny dysonans -krainy duchów należy po waszej stronie.

Nie Crin, a Vovk przytaknął mocarnie słowom maga. Tymczasem Isamu przyglądał się ze zdziwieniem Ravnie. Szamanka powoli odpływała, oczy jej zdawały się puste, chociaż mrugała, twarz bez emocji chociaż napłynęło wiele krwi tworząc rumienie. Czuła mrowie w nogach, a wizja jeszcze nie przychodziła. Musiała na nią czekać naprawdę długa Wnet... Nic. Ale...
Ona nie przyszła ku przyszłości, a przeciwnie. Przyszłość Crina prost uderzyła ją w twarz burzą chaotycznych dźwięków spośród których mogła wydobyć tylko jedną znajomą nutę wilczego wycia. Wzrok przysłaniała jej czarna woda zbijająca się w wir, lecz nie do zobaczenia co w niej i za nią. Została zdana tylko na słuch.. Chyba odgłosy walki, tarcie metalu o metal. Zwierzęce krzyki gniewu mieszały się z ludzkimi jękami rozpaczy. Moment ciszy którzy momentalnie opanowały skrzeki, dudnienia, dźwięki tak obce i... lodowate? Potem coś, co przypominało serię cieć mieczem, Ravnie ów dźwięk przypominał świt powietrza przy cięciu ostrzem w wielu filmach. Świsty się nasilały, zagłuszały nieprzyjemne tło innych odgłosów. Potem... Przerwały je dwa wystrzały chyba wystrzały albo uderzenia? Mówczyni Marzeń nie była pewna. Lecz rozpętał się sztorm trzasków, szumów jakby w radiu i płynącej wody lecz płakała skrzecząc. Zamieć i... Wszystkie inne dźwięki utonęły w chaosie za wyjątkiem jednego, dotychczas niezauważonego. Chóralnego krzyku tryumfu. Bez świstu wiatru.
Wilkołaki odeszły, narada skończona. Wszystko zostało ustalone. Przed rozejściem się ku swym sprawunkom, a mieli wszak prawie cały dzień i noc tylko dla siebie, Diakon zakomunikował, że zbiórka nastąpi jutro o szóstej rano w sali obrad. On wyszedł pierwszy wraz z Jonem kierując się ku jednemu, Adam spoglądał na Mówczynię Marzeń z troską, a jemu samemu drżało serce. Nie było tego widać, lecz to oraz pocące się dłonie nie miały prawa umknąć adeptce życia. Grigorij, Wiktoria, Isamu oraz Czarny postanowili resztę dnia spędzić w kuchni. Gustaw odszedł swoją drogą smętny. Cóż przyszło Colinowi jak tylko nie oddać się księgom? Cóż przyszło Amy? Rozmawiać z Mistrzem Rasputinem który poprosił ją na jedną z ławek otaczających fontannę w holu. Wychodzący Diakon zdążył jeszcze obdarzyć Mówczynię Marzeń ołowianym spojrzeniem - chyba w kwestii bębna.

***

Amerykance dane było zasiąść przy boku mocarnego mężczyzny. Czuła odeń ostrą woń alkoholu przemieszaną z potem, trochę kadzidła i kwintesencja w jego wzorcu błyskała delikatnie, potem mocniej, mocniej oślepiając i znowu gasła całkowicie aby ponownie rozjaśnić wzorzec Mistrza Rasputina. Od mężczyzny czuć było mocą, a krzyż wiszący na jego piersi zdawał się być niezwykłym artefaktem i najstarszym zaklęciem ziemi. Kiedy przeżegnał się przy pomocy dwóch skrzyżowanych palców, to słowa trójcy świętej zabrzmiały jakoby stare zaklęcie mocy, odwieczny gest ludzkości. Pobliska rzeczywistość drgnęła, a wraz z nią drgnęła Amaryllis Vivien Seracruz jakby lekko rażona mocą. Niebiański Chórzysta wpatrywał się w nią w milczeniu, nikt nie przeszkadzał. Może nawet ktoś przeszedł obok, nie zwróciłaby na to uwagi. Wreszcie mag uśmiechnął się trochę jak staruszek.

-Rozumiem, że dalej jesteś w stanie spełnić moją prośbę? Doskonale Amaryllis, wszystko układa się naprawdę dobrze. Ludzie poznali samych siebie i decyzje jakie podejmuje. Wielu przestraszyło się samych siebie... I dobrze. Gdyby doszło do walki z Technokracją, wszyscy byśmy przegrali. Jezioro to też brama i zostałaby otwarta. Tak... Ale jeśli taka byłaby ich wola, cóż nam prócz iść za owieczkami, prawda?

Westchnął, pociągnął z manierki spory łyk. Zamilkł na parę chwil. Amy wiedziała doskonale, że jej avatar chociażby już bliżej, nie tak daleko jak uprzednio to jakby stał do niej plecami. Jej poufały wtulał się do dziewczyny mentalnie. Ją natomiast przejął chłód i strach. Przed jutrem.

-Tak... Uciekam przed rozmową o śmierci. Mojej.. Chociaż... – Przerwał na moment aby wejrzeć swym spokojnym wzrokiem w oczy [b]Amy[/i]. - Ty pragniesz śmierci. Ja muszę, ty pragniesz. Mogę tylko radzić ci abyś żyła dalej i szukała raju. Ktoś go musi znaleźć. Może nie Aureliusz który za długo czekał i zjadła go własna pycha, może nie Robert któremu cierpienie zasłania wizje, może nie ja bo ja zabłądziłem i słuchałem tego, co słuchać nie powinienem. Ale odrzucając od was plewy które ta wcześniej zbłądziły, wy odnajdziecie raj. Nie Grigorij który szukać nie chce i nic go nie woła do poszukiwań, nie Michaił zdrajca, nie Wiktoria która pragnie szukać lecz głos w niej mały.. Lecz ty też szukać nie chcesz, ale masz silny głos w sobie... Tacy, wybrani przez absolut. Ty, Jon, Anna, Ravna, Oczmułenkowie... Do was należy szukanie. I widzisz?[/i] – Głos maga ożywił się, nut wybrzmiała w nim nuta rozbawienia. -Znowu odeszliśmy od tematu mojej śmierci.

Światło ze szklanej kopuły świeciło dziewczynie mocno w oczy. Za mocno, drażniąco, miała nieodpartą ochotę uciec stąd od światła, zaszyć się w ciemności i przeczekać w cisy. Promyki drażniły, głową ją rozbolała, tępy ból za oczami pulsował z wielką częstotliwością. Oczy nie mogły patrzeć ną światło wprost. Pociła się, nogi chciały się rwać do ciemności. Zajść do pokoju i tam leżeć. Jak wtedy, gdy straciła stopę...Wspomnienie bólu. Jednak dalej siedziała na ławce w holu, mając przy sobie Mistrza Rasputina. Więcej, ciągle patrzyła na światło i nie mogła uciec jakby czyjaś siła trzymała ją tak i kazała. Dobrze poznała swego avatara. Bo człowiek musi patrzeć ku światłu.

-Będziesz więc moim nemezis. Na jeziorze postaram się dać ci znak kiedy mam umrzeć. Jeśli nie, będziesz sama musiała to poczuć. Czemu? Byłem postulantem. Do niedawna jeszcze wierzyłem, że służyłem wyroczniom, one opasały mnie siłą i mądrością... Słuchaj, musisz wiedzieć. Jesteś moim nemezis, moim katem, jesteś tym który rozplecie losy. Musisz wiedzieć dziewczyno. Ty, bo się nie boisz. Wiedziałem, że Anna zginie. Wiedziałem lecz siła której służyłem kazała mi nie interweniować. Miałem zdać się na opatrzność. Anna zginęła, pozwoliłem jej umrzeć, chociaż myślałem, że to tylko próba. I coś jeszcze. To, to coś zabiło moją uczennice, to coś zabiło was, to coś wysługiwało się mną w grze przeznaczenia...Mistrz Rasputin począł mówić jeszcze ciszej. -Nie służyłem wyroczniom, nie absolutowi, nie świetlistej sile. Dlatego też nie mogłem nic zaradzić na sprawy w mieście. Poza horyzontem, daleko, daleko jest nephandi, zewnętrzne coś pragnące przez jezioro przedrzeć się, zbierało dusze przez lata w jeziorze aby ich siłom sforsować bariery. Tak, służyłem oku. Jak głupiec, walczyłem też z nim – manipulowany i popychany ku jego planom, tracąc co dla mnie najcenniejsze. Mogłem każdego ocalić, ale myślałem o próbie. Jest w mieście jeden nephandus, człowiek. Uczeń istoty jeziora. Historia to długa, Amaryllis i nie warta dalszego rozgrzebywania bez bólu. Nie mówiłem reszcie bo i nie mają prawa wiedzieć. Ich wolność, ich wizja i ścieżka, tylko jeszcze Jon wie. Jesteś moim nemezis i musisz wiedzieć, bo spodziewam się, że ma ofiara i ostatek sił mi danych przypieczętuje wasze wysiłki. Spotkam też mego wroga. Wiesz kim byliśmy? On był mrok, a ja byłem śmierć... Ale to ty masz być moim nemezis. Nie on, to by znaczyło, że on albo cokolwiek innego ma władzę najwyższą: skończy ze mną. Tymczasem ty masz władzę nad śmiercią i tobie ofiaruje, poddając się tylko pewniej kobiecie która zagra rolę. Chcesz, pytaj dalej.

Mówił długo, chicho i monotonnie. Podał jej swój krzyż zdjęty z szyi, ciężki. Amy bolała głowa.



***

W pokoju inspektora panowała atmosfera iście paradoksalna łącząca nerwowość ze spokojem i kontemplacją. Gdyż Colin był naprawdę rozdrobiony, a w spokoju czytał kolejne materiały dotyczące swej pasji, a emocje gwałtowne przechodziły. Chociaż, z drugiej strony, w jego sposobie odprężenia się istniał element maniakalny. Osoby nienormalnej.
Niewysłowiony niepokój nie pozwolił hermetykowi w pełni oddać się relaksowi. Lecz nie był to niepokój typowy – ścisk brzucha, słabość, drżenie rąk, analizowanie wydumanych sytuacji. Lęk Driscolla miał postać spirali po której zdawało się mu, że zsuwa się w głąb, miał postać jednego, nieludzkiego spojrzenia które ciążyło mu na karku, miał postać chłodnego wietrzyku w dziedzinie który byłby przyjemny. Gdyby nie wspomnienie szumu wody, lodu, śniegu i czegoś z zewnątrz. Syk. Uroboros syczał głośno, spokojnie, harmonicznie. Inspektor podniósł głowę, spojrzała ścianę. Tam, miast węża połykającego swój ogon, który miał syczeć, znalazł pękniętego gada. Przełamane w połowie koło łusek, złamane. Potem wzrok skierował na czytany tekst. Wiedziony intuicją, swym magicznym zmysłem i wiedzą, szybko dobył ołówka i kartki. Trochę jakby on-nie ona zanotował na bazie tekstu i liter układających się we wzory.

”1-3-7 Keter – Tiferet – Malchut (Ego – Triquetra? - Saligia!)
1-2-1 Chesed – 2C (Wilk) – (1 = 2)
PD MAV MAM AMP BB PRFBK PTPK TDBK UKDM-AAA-BB (7-1: umrze ta osoba)
Hod wypaczona! tak! Hod = 7 (tutaj! Teraz!) 111 (ktoś spotkał mesjasza Hod)”


Inspektorowi dane było się przyglądać swoim własnym komentarzom. W głowie pobrzmiewał klucz. Kabała.

***

Ranek. Odprawa. Zebranych magów Fundacji Białych Kruków powitał w sali obraz Diakon oraz Abraham, oboje bardzo poważni. Do sali spóźnił się trochę Mistrz Rasputin które powitały kruki w drzewie robiąc nic innego, a wydając głośne krakanie. Nana weszła do sali, a tam na nią czekał nie kto iny jak jej avatar. Nic nie mówił, a tylko przyglądał się wymowni, tylko cóż jej chciał przekazać? Cóż takiego? Nie wiedziała. Brak wskazówek stał się dla kobity bardzo irytujący.
Na stole leżały pistolety, na oko Glocki 19, w liczbie dziesięciu. Wirtualny Adept ze spokojem oświadczył, że nie obchodzą go umiejętności strzeleckie kogokolwiek lecz broń musi mieć przy sobie. Pokazał mechanizm zabezpieczania broni. Tylko jeden magazynek, na siedemnaście pocisków znajduje się w środku tylko siedem, natomiast wszystkie są wzmocnione Pierwszą, a trzeci pocisk w magazynku jest dodatkowo rezonansowy. Jedyne osoby z obecnych które nie brały broni to rada fundacji. Diakon uśmiechnął się markotnie. Dalej wyglądał słabo, Ravna czuła w jego wzorcu życia dziury, i co prawda jego wzorzec dalej skrzył się kwintesencją, to został mocno poszatkowany. Szturchnięcie Grigorija w Isamu, a potem poczta wymownych spojrzeń zwróciły uwagę na fakt kompletnie pominięty wzrokiem przez wszystkich, jakoby ich spojrzenia odsunęła tajemna siła. Na tronie przewodniczącego leżał pies, zwinięty w kłębek drzemał zmęczony. Pies czy raczej mag – Mistrz Robert. Podrapał się ze uchem i wejrzał mądrymi ślepiami w Ravne. Może jej tylko się wydawało, gdy psina zmieniała pozycje? Aureliusz rozpoczął odprawę:

-Wprowadzono was w tajniki broni palnej, a każdy taki strzał to jak wbicie igły w istotę jeziora... Nie będę uciekał się do zbędnego patosu przyjaciele. Na samym początku zaznaczę, że każdy z was ma prawo nie uczestniczyć w zajściach. Nie ukrywam, że śmierć podczas działań jest pewna, zarówno zginie wielu wilkołaków jak i wśród nas. Musicie mieć świadomość do wyboru. Musicie wiedzieć również, że chociaż zatrzymywać was nie będę, to wedle statusu fundacji za takie działanie grozi ostracyzm i cenzura.

-Dość tego pieprzenia i patosu...Jon skrzywił się, poprawił torbę z laptopem na ramieniu. -I nie morduj mnie wzrokiem Aurlek...

-Tak... Przesadzasz Jon. Mówiąc o planie, jest on prosty. Wilkołaki na miejscu przygotują przejście do umbry. Tym w odbiciu jeziora waszym zadaniem jest uruchomienie całej altyreri jaką posiadanie w kierunku jeziora. W tym czasie zapewne wilkołaczy szamani... ja, Jon, Adepta Turi, Adept Inspektor oraz Adeptka Amaryllis Vivien Seracruz weźmiemy udział w o wiele precyzyjniejszym rytuale bazującym trochę na... Gilgulu. Oczywiście nie jest to dokładnie ten sam rytuał lecz specyficznie ranienie złamków duchowych doskonale oddaje rdzeń magy zamkniętej w Perłowych Kamieniach przez Mistrza Roberta, na szczęście zapobiegliwie zdołał tego dokonać. Wszystkie ataki ze strony istoty jeziora miały postać w pewien sposób materialną dlatego też w umbrze na pewno uzyskują taka stałość. Dzięki temu wilkołaki oraz reszta z nas nie potrafiąca bezpośrednio zagrozić jeziorowi będzie musiała opierać się jego odwetowi. Jeszcze jedno: w jeziorze znajdują się łupiny avatarów oraz umysłów, zazwyczaj śpiących. Weźcie na swe sumienia, że po wszystkim mogą nie przejść cyklu. To jest niestety rzut monetą. Najważniejsze jest, aby nic się nie przedarło. O zamieszanie ze współpracą z Akinem możemy być spokojni. Został przyblokowany.
 
__________________
Otium sine litteris mors est et hominis vivi sepultura.

Ostatnio edytowane przez Johan Watherman : 04-04-2011 o 17:06.
Johan Watherman jest offline