Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 03-04-2011, 17:54   #216
Johan Watherman
Moderator
 
Johan Watherman's Avatar
 
Reputacja: 1 Johan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputację
Obrzeża Moskwy

Tak, nie było więcej patetycznych słów. Ubrali kurtki i ruszyli na spotkanie z przeznaczeniem, zostawiając w dziedzinie kruki, Roberta oraz dwóch więźniów. Kiedy przeszli przez lustro, Isamu i Gustaw rzucili pieniążek śpiącemu pod postacią bezdomnego duchowi.
Magowie maszerowali niedługo, acz na tyle aby zmarznąć. Tego ranka zima uderzała mocniej mrozem, siarczystym mrozem który szczypał po twarzach. Wiar zdawał się przez noc usypać specjalne zapory przeciw nim, zaspy tworzyły pofalowaną ścieżkę, a śnieżne czapy sosen zdawały się chylić ko upadkowi na nieuważne głowy. Chociaż do miasta brakowało ledwo paru kilometrów, zdawało się, że jest się na końcu świata. Cicho, jasno, cicho, jasno... Śnieg sięgał przynajmniej do kostek, a niekiedy potężna, długa zaspa sięgała im do kolan i wyżej. Samoistnie utworzyła się kolumna marszowa i magowie zbili się w grupki. Pochód otwierał poważny Mistrz Aureliusz oraz spięty Gustaw. Za nimi szli niezbyt ściśle milczącyIsamu oraz Czarny, Wiktoria mordująca wzrokiem otoczenie kręciła się od jednej osoby do drugiej jakby nie mogąc pozostać w spokoju.. Grigorij postanowił na moment porwać Adama. Spoglądająca na ich rozmowę z pewnej odległości Mówczyni Marzeń mogła stwierdzić, że przyjaciel zaznał trochę otuchy podczas ny zdań z muzykiem. Jon dziwnym trafem postanowił trzymać się blisko Nany, a grupę zamykał Mistrz Rasputin od którego czuć było już mniej alkoholu, a więcej mocy. I ciepła. Amy mogła podejrzewać, że innym jest zimno, natomiast jej obok mistrz, bo nalegał aby szła z nim, było naprawdę ciało jakby grzała się przy kominku, chociaż powietrze wokół Niebiańskiego Chórzysty wcale nie wydawało się rozgrzane. Po prostu było przy nim jej ciepło. I tylko jej.
Dotarli na miejsce spotkania z wilkołakami. Najpierw zawiadomiła ich o tym ostra woń piżma, potem Ravna usłyszała szmery wokoło, a także – bębny, acz nie były to prawdziwe instrumenty. Potem przywitał ich Crin ze stojącym obok swym bratem. Carcarin ledwo trzymał się na nogach, miał w rękach miecz zawinięty w pokrwawione szmaty. Nie brakło również Vovka wysuniętego na przedzie, ten z przywódców wilkołaków uczynił gest. I Diakon mógł nawet wybaczyć wilkołakowi, że ten podał mu lewą, miast prawej dłoni. Lecz przywitanie nastąpiło. Grupie powitalnej nie zabrakło wszystkich tych, którzy siedzieli przy ognisku podczas ostatnich narad. Był więc Bezgard opierający się na kosturze, Flodryk-Milaić o miłej aparycji czy Grzmiące Gardło – ten, który po rozjechaniu się wszystkich wilkołaków, jest przywódcą tutejszego zgrupowania. Było także o wiele więcej oso niżeli znajomi z obrad, także w formach człowieczeństw, niektórzy przywódcami, inni wydawali się odpowiedzialni za umbralne przejście. Brakowało tylko... Akina. Natomiast za grupą w ludzkich postaciach, powitalną, w przeciągu podania sobie dłoni przez dwójkę dowodzących, zaroiło się bo bokach od wilkołaków. Amy i Colina przeszedł dreszcz gdy uświadomiły sobie, że naokólo siebie mają nie tylko masę wilków, zdecydowanie więcej od ilości ujrzanej pierwszy raz na jeziorze, lecz także wielu w formach wilkołaczych, potężnych, dyszących, o pazurach gotowych do bitwy.. W szczególności zdziwiło to Amy która powinna być obyta z takim widowiskiem. Wiktoria pobladła. Crin tradycyjnie mordował wzrokiem Ravnę, a teraz również Adama. Tyle, że Adama mordowała wzrokiem połowa wilkołaków i o ile spojrzenia przywódco i tych, których nie znające wilkołackiej terminologii osoby nazwałaby magami były do zniesienia, to zabójczy wzrok wielkich, dyszących istot pomiędzy drzewami oraz mniejszych, wyjących wilków – to naprawdę mroziło krew w żyłach i szamanka mogła stwierdzić, że jej przyjaciel nie czuje się dobrze. Nikt się nie odezwał. Ruszyli w milczeniu.
Słońce świeciło. Wiatr szumiał. Zima trwała. Cóż zmienią ich czyny wobec wielkości zimy?

***

Większość wilkołaków poruszała na poboczu. Tym razem marsz trwał długo. Na tyle długo, że odepchnięte na skraj świadomości niepokoje wróciły. Ze wzmożoną siłą. Zolą dek ściskał, zimno, mokro. Potem czarne scenariusze w myślach. Inspektorowi wydawało się, że świat faluje upadając ku nieznanemu wirowi. Nana o dziwo czuła się całkiem dobrze, czego nie mogła powiedzieć o bladych obliczach magów i... Hardych wilkołakach. Lecz taki rodzaj hardości to tylko pozór aby nie pokazać małego szczeniaczka we wnętrzu.
Dotarli do jeziora. Kra na nim pływała luźno, drzewa pochylały się ku jego nierównej tafli. Teurgowie pod przewodnictwem Bezgarda poczęli coś dziwnego... Każdy z nich wyjął po małym dzwoneczku. Przywiązano je do siebie. Uporczywy, czysty jak zła dźwięk odrobinę drażnił. Amt przemokły buty. Dźwięk drażnił, nasilał się gdy sznurkiem opasano całą grupę. Czysty, lecz mocniejszy, nie dzwonki, a dzwony. Ravna i Amy natychmiast poznał, że są to fetysze. Niemal widziały tęczowe formy duchów szacunek się na fali dzięków gdy rękawica zostawała delikatnie rozplatana. Nie było to trudne, bariera wciąż jeszcze pozostawała tutaj słaba. Aureliusz badał wzrokiem poczynania wilkołaków. Świat na moment jakby się rozmazał, stał się szary. Śnieg pod stopami wirował, jezioro przed nimi zniknęło za mgłą. Dla bardziej obeznanych magów i wilkołaku było to tylko drżenie pod stopami. Dla Girogija oznaczało bolesny upadek twarzą w śnieg.

Umbra - Jezioro

[media]http://www.youtube.com/watch?v=4anZ5_mGQfs[/media]

Jezioro, brama, cmentarz, dom. Czymże ono było? Kruszyna zawieszoną pośród normalnością, dziwnym pierwiastkiem, ropiejącą ranną. Źródłem. Miejscem przedarcia. U swym umbralnym odbiciu wyglądało groźnie. Pokrywała je szczelna, lodowa skorupa barwy ciemnego błękitu, sama znajdując się o kołdrą śniegu. Drzewa na nierównych brzegach jeziora otaczały je ponurym, pochylonym ku środkowi pierścieniem. I ta mgła, przypominająca zamieć w zwolnionym tempie. Jezioro niczym oko cyklonu pozostawało wolne od niaj, ale brzegi pokrywała mleczna, pełna zwieszonego lodu, zimna... Duchy gdzieś się pokryły, niebo tutaj przyjmowało barwę granatu, bez gwiazd i słońca, acz wszystko doskonale widać. Ciarki przechodziły na skórze. I dźwięki, potem coś stukało, uderzało, biło, drapało pazurami, a spojrzawszy w toń, widać ciemności i trupy. Wiatr wył, wył przeraźliwie, ale jakby głosząc słowa w obcej, bulgoczącej mowie.
Magowie i większość wilków weszła na jezioro, cześć z wilkołaków pozostała na brzegach pośród mgieł... O dziwo, ale teraz przebudzonym wszystko wydawało się lepsza alternatywą niżeli stanie w tej cholernej, przerażającej mgle! Kwintesencja w niej wirowała hipnotycznie, a coś we wnętrzu czuło taką odrazę, niepokój... strach? Zapach. Ostry, nieznany. Crin pociągnął nosem. Zimno, jakże wszystkim było zimno. Jeszcze nic się nie zaczęło, a Nana mogłaby przysiąść, że czuje się jakby miała gorączkę. Dreszcze, a mimo to pociła się jak mysz, w głowie pulsowało ją, jakiekolwiek światło drażniło, dźwięki powodowały gniew. Mistrz Rasputin położył ręke na ramieniu amerykanki jakby chroniąc ją przed tym nieprzyjemnym... Czymś?

-Zaczynamy.

Stwierdził przewodniczący rady fundacji kiedy wszyscy byli gotowi, jeśli można było mówić o gotowości w takiej sytuacji gdy kilkadziesiąt, jeśli nie ponad setka wilkołaków stała we mgle pręząć się do walki, przywódcy również, Jon kołysał się autystyczne przy komputerze, a Wiktoria prawie cakiem odleciała. Zresztą, wilki również wydawały się, że odpływają gdzieś daleko.
Trzask! Diakon wyjął z pudełeczka siedem wielobarwnych kulek i podrzucił je nad głowę, aby te utworzyły swym lotem różnobarwne, tęczowe wzory. On sam szeptał coś pod nosem w dziwnym języku, każdy czynił magye. Było... Za spokojnie. Kwintesencja falowała zwyczajnie, ktoś śpiewał pod nosem, kto inny wytężał tylko wolę, wilki wytężały zmysły w poszukiwaniu niebezpieczeństw. Stukanie pod lodem. Brak duchów. Ravna usłyszała bęben. Jeden, wielki, miarowo dudniący. Colin, on miał się dobrze. Gdyby nie irytujące drapanie pod skórą, gdyby nie spirala pojawiająca się mu przed oczami gdy mrugał. Gdyby nie to, że czuł na plecach czyjeś mrożące krew i całe ciało – spojrzenie. Czarne wstęgi visz jeziora wiły się daleko, strzelajace we mgłę. Amy i Colin zauważyli, że jakby przestrzeń się zaginała, tworząc sferę. Nic wielkiego, drzewa bardziej się pochylały, wstęgi strzelały bardziej ku niebu, a niebo – malało.
Cisza, spokój. Crin wziął miecz od swego brata. Potem.. Cisza, Stukania z jeziora zamilkły. Mgła zawirowała mocniej. To naprawdę oko cyklonu. Lecz wszystko przebiegało tak powoli, nieśpiesznie, bez grozy która można ujrzeć, magowie czynili co mają czynić, że można było przymuszać – już wygrali. Czyżby? Napięcie rosło. Niektórych chciało się płakać. Wiktoria płakała kręcąc kryształem na nitce.
Zima trwała.
 
__________________
Otium sine litteris mors est et hominis vivi sepultura.

Ostatnio edytowane przez Johan Watherman : 03-04-2011 o 17:56.
Johan Watherman jest offline